ADAM MICKIEWICZ
PAN TADEUSZ
CZYLI
OSTATNI ZAJAZD NA LITWIE
HISTORIA SZLACHECKA
Z ROKU 1811 I 1812
WE DWUNASTU KSIĘGACH WIERSZEM
WYDANIE ÓSME
OPRACOWAŁ
STANISŁAW PIGOŃ
WROCŁAW—WARSZAWA—KRAKÓW—GDAŃSK
ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH — WYDAWNICTWO
1980
I KSIĘGA PIERWSZA
I GOSPODARSTWO
I TREŚĆ:
I Powrót panicza — Spotkanie się najpierwsze w pokoiku, drugie u stołu — Ważna Sędziego nauka o grzeczności — Podkomorzego uwagi polityczne nad modami — Początek sporu o Kusego i Sokoła — Żale Wojskiego — Ostatni Woźny Trybunału — Rzut oka na ówczesny stan polityczny Litwy i Europy.
I 1 Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
I 2 Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
I 3 Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
I 4 Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
I 5 Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I 6 I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
I 7 Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
I 8 Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem
I 9 (Gdy od płaczącej matki pod Twoję opiekę
I 10 Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I 11 I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
I 12 Iść za wrócone życie podziękować Bogu),
I 13 Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.
I 14 Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną
I 15 Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
I 16 Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
I 17 Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
I 18 Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
I 19 Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
I 20 Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
I 21 A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
I 22 Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
I 23 Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
I 24 Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
I 25 Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
I 26 Świeciły się z daleka pobielane ściany,
I 27 Tem bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
I 28 Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.
I 29 Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,
I 30 I stodołę miał wielką, i przy niej trzy stogi
I 31 Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może;
I 32 Widać, że okolica obfita we zboże,
I 33 I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów
I 34 Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów
I 35 Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,
I 36 Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,
I 37 Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:
I 38 Że w tym domu dostatek mieszka i porządek.
I 39 Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
I 40 Że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza.
I 41 Właśnie dwókonną bryką wjechał młody panek
I 42 I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek,
I 43 Wysiadł z powozu; konie porzucone same,
I 44 Szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.
I 45 We dworze pusto, bo drzwi od ganku zamknięto
I 46 Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.
I 47 Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać;
I 48 Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.
I 49 Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście
I 50 Kończył nauki, końca doczekał nareszcie.
I 51 Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne
I 52 Ogląda czule, jako swe znajome dawne.
I 53 Też same widzi sprzęty, też same obicia,
I 54 Z któremi się zabawiać lubił od powicia;
I 55 Lecz mniej wielkie, mniej piękne, niż się dawniej zdały.
I 56 I też same portrety na ścianach wisiały.
I 57 Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
I 58 Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;
I 59 Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
I 60 Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów
I 61 Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie
I 62 Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,
I 63 W ręku trzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,
I 64 A przed nim leży Fedon i żywot Katona.
I 65 Dalej Jasiński, młodzian piękny i posępny,
I 66 Obok Korsak, towarzysz jego nieodstępny,
I 67 Stoją na szańcach Pragi, na stosach Moskali,
I 68 Siekąc wrogów, a Praga już się wkoło pali.
I 69 Nawet stary stojący zegar kurantowy
I 70 W drewnianej szafie poznał u wniścia alkowy
I 71 I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,
I 72 By stary Dąbrowskiego usłyszyć mazurek.
I 73 Biegał po całym domu i szukał komnaty,
I 74 Gdzie mieszkał, dzieckiem będąc, przed dziesięciu laty.
I 75 Wchodzi, cofnął się, toczył zdumione źrenice
I 76 Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce?
I 77 Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty,
I 78 A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.
I 79 To nie był ochmistrzyni pokój! Fortepiano?
I 80 Na niem noty i książki; wszystko porzucano
I 81 Niedbale i bezładnie; nieporządek miły!
I 82 Niestare były rączki, co je tak rzuciły.
I 83 Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta
I 84 Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta.
I 85 A na oknach donice z pachnącemi ziołki,
I 86 Geranium, lewkonija, astry i fijołki.
I 87 Podróżny stanął w jednym z okien — nowe dziwo:
I 88 W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą,
I 89 Był maleńki ogródek, ścieżkami porznięty,
I 90 Pełen bukietów trawy angielskiej i mięty.
I 91 Drewniany, drobny, w cyfrę powiązany płotek
I 92 Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek.
I 93 Grządki widać, że były świeżo polewane;
I 94 Tuż stało wody pełne naczynie blaszane,
I 95 Ale nigdzie nie widać było ogrodniczki;
I 96 Tylko co wyszła; jeszcze kołyszą się drzwiczki
I 97 Świeżo trącone; blisko drzwi ślad widać nóżki
I 98 Na piasku: bez trzewika była i pończoszki;
I 99 Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu,
I 100 Ślad wyraźny, lecz lekki; odgadniesz, że w biegu
I 101 Chybkim był zostawiony nożkami drobnemi
I 102 Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.
I 103 Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,
I 104 Wonnemi powiewami kwiatów oddychając,
I 105 Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,
I 106 Oczyma ciekawemi po drożynach gonił
I 107 I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,
I 108 Myślał o nich i, czyje były, odgadywał.
I 109 Przypadkiem oczy podniósł, i tuż na parkanie
I 110 Stała młoda dziewczyna. — Białe jej ubranie
I 111 Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
I 112 Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
I 113 W takiem Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
I 114 W takiem nigdy nie bywa od mężczyzn widziana:
I 115 Więc choć świadka nie miała, założyła ręce
I 116 Na piersiach, przydawając zasłony sukience.
I 117 Włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe
I 118 Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
I 119 Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku
I 120 Świecił się jak korona na świętych obrazku.
I 121 Twarzy nie było widać. Zwrócona na pole
I 122 Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;
I 123 Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,
I 124 Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
I 125 I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty,
I 126 I po desce opartej o ścianę komnaty,
I 127 Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,
I 128 Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca.
I 129 Nócąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;
I 130 Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
I 131 Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
I 132 Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą
I 133 Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną;
I 134 Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,
I 135 Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił
I 136 I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,
I 137 Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;
I 138 Podróżny zląkł się, spójrzał, lecz już jej nie było.
I 139 Wyszedł zmieszany i czuł, że serce mu biło
I 140 Głośno, i sam nie wiedział, czy go miało śmieszyć
I 141 To dziwaczne spotkanie, czy wstydzić, czy cieszyć.
I 142 Tymczasem na folwarku nie uszło baczności,
I 143 Że przed ganek zajechał któryś z nowych gości.
I 144 Już konie w stajnię wzięto, już im hojnie dano,
I 145 Jako w porządnym domu, i obrok, i siano;
I 146 Bo Sędzia nigdy nie chciał, według nowej mody,
I 147 Odsyłać konie gości Żydom do gospody.
I 148 Słudzy nie wyszli witać, ale nie myśl wcale,
I 149 Aby w domu Sędziego służono niedbale;
I 150 Słudzy czekają, nim się pan Wojski ubierze,
I 151 Który teraz za domem urządzał wieczerzę.
I 152 On Pana zastępuje i on w niebytności
I 153 Pana zwykł sam przyjmować i zabawiać gości
I 154 (Daleki krewny pański i przyjaciel domu).
I 155 Widząc gościa, na folwark dążył po kryjomu
I 156 (Bo nie mógł wyjść spotykać w tkackim pudermanie);
I 157 Wdział więc, jak mógł najprędzej, niedzielne ubranie
I 158 Nagotowane z rana, bo od rana wiedział,
I 159 Że u wieczerzy będzie z mnóstwem gości siedział.
I 160 Pan Wojski poznał z dala, ręce rozkrzyżował
I 161 I z krzykiem podróżnego ściskał i całował;
I 162 Zaczęła się ta prędka, zmieszana rozmowa,
I 163 W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa
I 164 Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,
I 165 Wykrzykników i westchnień, i nowych powitań.
I 166 Gdy się pan Wojski dosyć napytał, nabadał,
I 167 Na samym końcu dzieje tego dnia powiadał:
I 168 "Dobrze, mój Tadeuszu (bo tak nazywano
I 169 Młodzieńca, który nosił Kościuszkowskie miano
I 170 Na pamiątkę, że w czasie wojny się urodził),
I 171 Dobrze, mój Tadeuszu, żeś się dziś nagodził
I 172 Do domu, właśnie kiedy mamy panien wiele.
I 173 Stryjaszek myśli wkrótce sprawić ci wesele;
I 174 Jest z czego wybrać; u nas towarzystwo liczne
I 175 Od dni kilku zbiera się na sądy graniczne
I 176 Dla skończenia dawnego z panem Hrabią sporu;
I 177 I pan Hrabia ma jutro sam zjechać do dworu;
I 178 Podkomorzy już zjechał z żoną i z córkami.
I 179 Młodzież poszła do lasu bawić się strzelbami,
I 180 A starzy i kobiety żniwo oglądają
I 181 Pod lasem, i tam pewnie na młodzież czekają.
I 182 Pójdziemy, jeśli zechcesz, i wkrótce spotkamy
I 183 Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy".
I 184 Pan Wojski z Tadeuszem idą pod las drogą
I 185 I jeszcze się do woli nagadać nie mogą.
I 186 Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,
I 187 Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,
I 188 Całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
I 189 Gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze,
I 190 Na spoczynek powraca. Już krąg promienisty
I 191 Spuszcza się na wierzch boru i już pomrok mglisty,
I 192 Napełniając wierzchołki i gałęzie drzewa,
I 193 Cały las wiąże w jedno i jakoby zlewa;
I 194 I bór czernił się na kształt ogromnego gmachu,
I 195 Słońce nad nim czerwone jak pożar na dachu;
I 196 Wtem zapadło do głębi; jeszcze przez konary
I 197 Błysnęło jako świeca przez okienic szpary
I 198 I zgasło. I wnet sierpy gromadnie dzwoniące
I 199 We zbożach i grabliska suwane po łące
I 200 Ucichły i stanęły: tak pan Sędzia każe,
I 201 U niego ze dniem kończą pracę gospodarze.
I 202 "Pan świata wie, jak długo pracować potrzeba;
I 203 Słońce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,
I 204 Czas i ziemianinowi ustępować z pola".
I 205 Tak zwykł mawiać pan Sędzia, a Sędziego wola
I 206 Była ekonomowi poczciwemu świętą;
I 207 Bo nawet wozy, w które już składać zaczęto
I 208 Kopę żyta, niepełne jadą do stodoły;
I 209 Cieszą się z niezwyczajnej ich lekkości woły.
I 210 Właśnie z lasu wracało towarzystwo całe
I 211 Wesoło, lecz w porządku; naprzód dzieci małe
I 212 Z dozorcą, potem Sędzia szedł z Podkomorzyną,
I 213 Obok pan Podkomorzy otoczon rodziną;
I 214 Panny tuż za starszemi, a młodzież na boku;
I 215 Panny szły przed młodzieżą o jakie pół kroku
I 216 (Tak każe przyzwoitość); nikt tam nie rozprawiał
I 217 O porządku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiał,
I 218 A każdy mimowolnie porządku pilnował.
I 219 Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował
I 220 I nigdy nie dozwalał, by chybiano względu
I 221 Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu.
I 222 "Tym ładem — mawiał — domy i narody słyną,
I 223 Z jego upadkiem domy i narody giną".
I 224 Więc do porządku wykli domowi i słudzy;
I 225 I przyjezdny gość, krewny albo człowiek cudzy,
I 226 Gdy Sędziego nawiedził, skoro pobył mało,
I 227 Przejmował zwyczaj, którym wszystko oddychało.
I 228 Krótkie były Sędziego z synowcem witania:
I 229 Dał mu poważnie rękę do pocałowania
I 230 I w skroń ucałowawszy, uprzejmie pozdrowił;
I 231 A choć przez wzgląd na gości niewiele z nim mówił,
I 232 Widać było z łez, które wylotem kontusza
I 233 Otarł prędko, jak kochał pana Tadeusza.
I 234 W ślad gospodarza wszystko ze żniwa i z boru,
I 235 I z łąk, i z pastwisk razem wracało do dworu.
I 236 Tu owiec trzoda becząc w ulicę się tłoczy
I 237 I wznosi chmurę pyłu; dalej z wolna kroczy
I 238 Stado cielic tyrolskich z mosiężnemi dzwonki;
I 239 Tam konie rżące lecą ze skoszonej łąki;
I 240 Wszystko bieży ku studni, której ramię z drzewa
I 241 Raz wraz skrzypi i napój w koryta rozlewa.
I 242 Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,
I 243 Nie chybił gospodarskiej ważnej powinności:
I 244 Udał się sam ku studni; najlepiej z wieczora
I 245 Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora;
I 246 Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy,
I 247 Bo Sędzia wie, że oko pańskie konia tuczy.
I 248 Wojski z woźnym Protazym ze świecami w sieni
I 249 Stali i rozprawiali, nieco poróżnieni;
I 250 Bo w niebytność Wojskiego Woźny po kryjomu
I 251 Kazał stoły z wieczerzą powynosić z domu
I 252 I ustawić co prędzej w pośrodku zamczyska,
I 253 Którego widne były pod lasem zwaliska.
I 254 Po cóż te przenosiny? Pan Wojski się krzywił
I 255 I przepraszał Sędziego; Sędzia się zadziwił,
I 256 Lecz stało się; już późno i trudno zaradzić,
I 257 Wolał gości przeprosić i w pustki prowadzić.
I 258 Po drodze Woźny ciągle Sędziemu tłumaczył,
I 259 Dlaczego urządzenie pańskie przeinaczył:
I 260 We dworze żadna izba nie ma obszerności
I 261 Dostatecznej dla tylu, tak szanownych gości;
I 262 W zamku sień wielka, jeszcze dobrze zachowana,
I 263 Sklepienie całe — wprawdzie pękła jedna ściana,
I 264 Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi;
I 265 Bliskość piwnic wygodna służącej czeladzi.
I 266 Tak mówiąc, na Sędziego mrugał; widać z miny,
I 267 Że miał i taił inne, ważniejsze przyczyny.
I 268 O dwa tysiące kroków zamek stał za domem,
I 269 Okazały budową, poważny ogromem,
I 270 Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków;
I 271 Dziedzic zginął był w czasie krajowych zamieszków.
I 272 Dobra, całe zniszczone sekwestrami rządu,
I 273 Bezładnością opieki, wyrokami sądu,
I 274 W cząstce spadły dalekim krewnym po kądzieli,
I 275 A resztę rozdzielono między wierzycieli.
I 276 Zamku żaden wziąść nie chciał, bo w szlacheckim stanie
I 277 Trudno było wyłożyć koszt na utrzymanie;
I 278 Lecz Hrabia, sąsiad bliski, gdy wyszedł z opieki,
I 279 Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki,
I 280 Przyjechawszy z wojażu upodobał mury,
I 281 Tłumacząc, że gotyckiej są architektury;
I 282 Choć Sędzia z dokumentów przekonywał o tem,
I 283 Że architekt był majstrem z Wilna, nie zaś Gotem.
I 284 Dość, że Hrabia chciał zamku, właśnie i Sędziemu
I 285 Przyszła nagle taż chętka, nie wiadomo czemu.
I 286 Zaczęli proces w ziemstwie, potem w głównym sądzie,
I 287 W senacie, znowu w ziemstwie i w guberskim rządzie;
I 288 Wreszcie po wielu kosztach i ukazach licznych
I 289 Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych.
I 290 Słusznie Woźny powiadał, że w zamkowej sieni
I 291 Zmieści się i palestra, i goście proszeni.
I 292 Sień wielka jak refektarz, z wypukłym sklepieniem
I 293 Na filarach, podłoga wysłana kamieniem,
I 294 Ściany bez żadnych ozdób, ale mur chędogi;
I 295 Sterczały wkoło sarnie i jelenie rogi
I 296 Z napisami: gdzie, kiedy te łupy zdobyte;
I 297 Tuż myśliwców herbowne klejnoty wyryte
I 298 I stoi wypisany każdy po imieniu;
I 299 Herb Horeszków, Półkozic, jaśniał na sklepieniu.
I 300 Goście weszli w porządku i stanęli kołem;
I 301 Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;
I 302 Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.
I 303 Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.
I 304 Przy nim stał kwestarz, Sędzia tuż przy Bernardynie.
I 305 Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie.
I 306 Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I 307 I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.
I 308 Pan Tadeusz, choć młodzik, ale prawem gościa
I 309 Wysoko siadł przy damach obok Jegomościa;
I 310 Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało
I 311 Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.
I 312 Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,
I 313 Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.
I 314 I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,
I 315 I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.
I 316 Dziwna rzecz! Miejsca wkoło są siedzeniem dziewic,
I 317 Na które mógłby spojrzeć bez wstydu królewic,
I 318 Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna;
I 319 Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.
I 320 To miejsce jest zagadką, młodź lubi zagadki;
I 321 Roztargniony, do swojej nadobnej sąsiadki
I 322 Ledwo słów kilka wyrzekł, do Podkomorzanki;
I 323 Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki,
I 324 I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne,
I 325 Z których by wychowanie poznano stołeczne;
I 326 To jedno puste miejsce nęci go i mami...
I 327 Już nie puste, bo on je napełnił myślami.
I 328 Po tem miejscu biegało domysłów tysiące,
I 329 Jako po deszczu żabki po samotnej łące;
I 330 Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę
I 331 Lilia jeziór skroń białą wznosząca nad wodę.
I 332 Dano trzecią potrawę. Wtem pan Podkomorzy,
I 333 Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,
I 334 A młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki,
I 335 Rzekł: "Muszę ja wam służyć, moje panny córki,
I 336 Choć stary i niezgrabny". Zatem się rzuciło
I 337 Kilku młodych od stołu i pannom służyło.
I 338 Sędzia, z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza
I 339 I poprawiwszy nieco wylotów kontusza,
I 340 Nalał węgrzyna i rzekł:
I 340 "Dziś nowym zwyczajem,
I 341 My na naukę młodzież do stolicy dajem
I 342 I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki
I 343 Mają od starych więcej książkowej nauki;
I 344 Ale co dzień postrzegam, jak młodź cierpi na tem,
I 345 Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem.
I 346 Dawniej na dwory pańskie jachał szlachcic młody,
I 347 Ja sam lat dziesięć byłem dworskim Wojewody,
I 348 Ojca Podkomorzego, Mościwego Pana
I 349 (Mówiąc, Podkomorzemu ścisnął za kolana);
I 350 On mnie radą do usług publicznych sposobił,
I 351 Z opieki nie wypuścił, aż człowiekiem zrobił.
I 352 W mym domu wiecznie będzie jego pamięć droga,
I 353 Co dzień za duszę jego proszę Pana Boga.
I 354 Jeślim tyle na jego nie korzystał dworze
I 355 Jak drudzy i wróciwszy w domu ziemię orzę,
I 356 Gdy inni, więcej godni Wojewody względów,
I 357 Doszli potem najwyższych krajowych urzędów,
I 358 Przynajmniej tom skorzystał, że mi w moim domu
I 359 Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu
I 360 W uczciwości, w grzeczności; a ja powiem śmiało:
I 361 Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.
I 362 Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą
I 363 Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;
I 364 Bo taka grzeczność modna zda mi się kupiecka,
I 365 Ale nie staropolska, ani też szlachecka.
I 366 Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
I 367 Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
I 368 I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
I 369 Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.
I 370 Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić
I 371 I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.
I 372 I starzy się uczyli; u panów rozmowa
I 373 Była to historyja żyjąca krajowa,
I 374 A między szlachtą dzieje domowe powiatu:
I 375 Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,
I 376 Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;
I 377 Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.
I 378 Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?
I 379 Z kim on żył, co porabiał? Każdy, gdzie chce, wchodzi,
I 380 Byle nie szpieg rządowy i byle nie w nędzy.
I 381 Jak ów Wespazyjanus nie wąchał pieniędzy
I 382 I nie chciał wiedzieć, skąd są, z jakich rąk i krajów,
I 383 Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!
I 384 Dość, że ważny i że się stempel na nim widzi,
I 385 Więc szanują przyjaciół jak pieniądze Żydzi".
I 386 To mówiąc Sędzia gości obejrzał porządkiem;
I 387 Bo choć zawsze i płynnie mówił, i z rozsądkiem,
I 388 Wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,
I 389 Że ją nudzi rzecz długa, choć najwymowniejsza.
I 390 Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiem;
I 391 Sędzia Podkomorzego zdał się radzić okiem,
I 392 Podkomorzy pochwałą rzeczy nie przerywał,
I 393 Ale częstym skinieniem głowy potakiwał.
I 394 Sędzia milczał, on jeszcze skinieniem przyzwalał;
I 395 Więc Sędzia jego puchar i swój kielich nalał
I 396 I dalej mówił:
I 396 "Grzeczność nie jest rzeczą małą:
I 397 Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało,
I 398 Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje,
I 399 Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje;
I 400 Jak na szalach żebyśmy nasz ciężar poznali,
I 401 Musim kogoś posadzić na przeciwnej szali.
I 402 Zaś godna jest Waszmościów uwagi osobnej
I 403 Grzeczność, którą powinna młodź dla płci nadobnej;
I 404 Zwłaszcza gdy zacność domu, fortuny szczodroty
I 405 Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty.
I 406 Stąd droga do afektów i stąd się kojarzy
I 407 Wspaniały domów sojusz — tak myślili starzy.
I 408 A zatem..."
I 408 Tu Pan Sędzia nagłym zwrotem głowy
I 409 Skinął na Tadeusza, rzucił wzrok surowy,
I 410 Znać było, że przychodził już do wniosków mowy.
I 411 Wtem brząknął w tabakierę złotą Podkomorzy
I 411 I rzekł:
I 412 "Mój Sędzio, dawniej było jeszcze gorzéj!
I 413 Teraz nie wiem, czy moda i nas starych zmienia,
I 414 Czy młodzież lepsza, ale widzę mniej zgorszenia.
I 415 Ach, ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny
I 416 Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!
I 417 Gdy raptem paniczyki młode z cudzych krajów
I 418 Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów!
I 419 Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,
I 420 Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.
I 421 Żałośnie było widzieć wyżółkłych młokosów,
I 422 Gadających przez nosy, a często bez nosów,
I 423 Opatrzonych w broszurki i w różne gazety,
I 424 Głoszących nowe wiary, prawa, toalety.
I 425 Miała nad umysłami wielką moc ta tłuszcza;
I 426 Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza,
I 427 Odbiera naprzód rozum od obywateli.
I 428 I tak mędrsi fircykom oprzeć się nie śmieli;
I 429 I zląkł ich się jak dżumy jakiej cały naród,
I 430 Bo już sam wewnątrz siebie czuł choroby zaród.
I 431 Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory:
I 432 Zmieniano wiarę, mowę, prawa i ubiory.
I 433 Była to maszkarada, zapustna swawola,
I 434 Po której miał przyjść wkrótce wielki post — niewola!
I 435 Pamiętam, chociaż byłem wtenczas małe dziecię,
I 436 Kiedy do ojca mego w oszmiańskim powiecie
I 437 Przyjechał pan Podczaszyc na francuskim wózku,
I 438 Pierwszy człowiek, co w Litwie chodził po francusku.
I 439 Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem,
I 440 Zazdroszczono domowi, przed którego progiem
I 441 Stanęła Podczaszyca dwókolna dryndulka,
I 442 Która się po francusku zwała karyjulka.
I 443 Zamiast lokajów w kielni siedziały dwa pieski,
I 444 A na kozłach niemczysko chude na kształt deski;
I 445 Nogi miał długie, cienkie, jak od chmielu tyki,
I 446 W pończochach, ze srebrnemi klamrami trzewiki,
I 447 Peruka z harbajtelem zawiązanym w miechu.
I 448 Starzy na on ekwipaż parskali ze śmiechu,
I 449 A chłopi żegnali się, mówiąc, że po świecie
I 450 Jeździ wenecki diabeł w niemieckiej karecie.
I 451 Sam Podczaszyc jaki był, opisywać długo;
I 452 Dosyć, że się nam zdawał małpą lub papugą,
I 453 W wielkiej peruce, którą do złotego runa
I 454 On lubił porównywać, a my do kołtuna.
I 455 Jeśli kto i czuł wtenczas, że polskie ubranie
I 456 Piękniejsze jest niż obcej mody małpowanie,
I 457 Milczał; boby krzyczała młodzież, że przeszkadza
I 458 Kulturze, że tamuje progresy, że zdradza!
I 459 Taka była przesądów owoczesnych władza!
I 460 Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,
I 461 Cywilizować będzie i konstytuować;
I 462 Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni
I 463 Zrobili wynalazek, iż ludzie są rowni.
I 464 Choć o tem dawno w Pańskim pisano zakonie
I 465 I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.
I 466 Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!
I 467 Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,
I 468 Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,
I 469 Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.
I 470 Podczaszyc, mimo równość, wziął tytuł markiża;
I 471 Wiadomo, że tytuły przychodzą z Paryża,
I 472 A natenczas tam w modzie był tytuł markiża.
I 473 Jakoż, kiedy się moda odmieniła z laty,
I 474 Tenże sam markiż przybrał tytuł demokraty;
I 475 Wreszcie z odmienną modą, pod Napoleonem,
I 476 Demokrata przyjechał z Paryża baronem;
I 477 Gdyby żył dłużej, może nową alternatą
I 478 Z barona przechrzciłby się kiedyś demokratą.
I 479 Bo Paryż często mody odmianą się chlubi,
I 480 A co Francuz wymyśli, to Polak polubi.
I 481 Chwała Bogu, że teraz jeśli nasza młodzież
I 482 Wyjeżdża za granicę, to już nie po odzież,
I 483 Nie szukać prawodawstwa w drukarskich kramarniach
I 484 Lub wymowy uczyć się w paryskich kawiarniach.
I 485 Bo teraz Napoleon, człek mądry a prędki,
I 486 Nie daje czasu szukać mody i gawędki.
I 487 Teraz grzmi oręż, a nam starym serca rosną,
I 488 Że znowu o Polakach tak na świecie głośno;
I 489 Jest sława, a więc będzie i Rzeczpospolita!
I 490 Zawżdy z wawrzynów drzewo wolności wykwita.
I 491 Tylko smutno, że nam, ach! tak się lata wleką
I 492 W nieczynności! a oni tak zawsze daleko!
I 493 Tak długo czekać! Nawet tak rzadka nowina!
I 494 Ojcze Robaku (ciszej rzekł do Bernardyna),
I 495 Słyszałem, żeś zza Niemna odebrał wiadomość;
I 496 Może też co o naszem wojsku wie Jegomość?"
I 497 "Nic a nic — odpowiedział Robak obojętnie
I 498 (Widać było, że słuchał rozmowy niechętnie) —
I 499 Mnie polityka nudzi; jeżeli z Warszawy
I 500 Mam list, to rzecz zakonna, to są nasze sprawy
I 501 Bernardyńskie; cóż o tem gadać u wieczerzy?
I 502 Są tu świeccy, do których nic to nie należy".
I 503 Tak mowiąc spojrzał zyzem, gdzie śród biesiadników
I 504 Siedział gość Moskal; był to pan kapitan Ryków;
I 505 Stary żołnierz, stał w bliskiej wiosce na kwaterze,
I 506 Pan Sędzia go przez grzeczność prosił na wieczerzę.
I 507 Rykow jadł smaczno, mało wdawał się w rozmowę,
I 508 Lecz na wzmiankę Warszawy rzekł, podniosłszy głowę:
I 509 "Pan Podkomorzy! Oj, Wy! Pan zawsze ciekawy
I 510 O Bonaparta, zawsze Wam tam do Warszawy!
I 511 He! Ojczyzna! Ja nie szpieg, a po polsku umiem —
I 512 Ojczyzna! Ja to czuję wszystko, ja rozumiem!
I 513 Wy Polaki, ja Ruski, teraz się nie bijem,
I 514 Jest armistycjum, to my razem jemy, pijem.
I 515 Często na awanpostach nasz z Francuzem gada,
I 516 Pije wódkę; jak krzykną: ura! — kanonada.
I 517 Ruskie przysłowie: Z kim się biję, tego lubię;
I 518 Gładź drużkę jak po duszy, a bij jak po szubie.
I 519 Ja mówię, będzie wojna u nas. Do majora
I 520 Płuta adiutant sztabu przyjechał zawczora:
I 521 Gotować się do marszu! Pójdziem, czy pod Turka,
I 522 Czy na Francuza; oj, ten Bonapart figurka!
I 523 Bez Suwarowa to on może nas wytuza.
I 524 U nas w pułku gadano, jak szli na Francuza,
I 525 Że Bonapart czarował, no, tak i Suwarów
I 526 Czarował; tak i były czary przeciw czarów.
I 527 Raz w bitwie, gdzie podział się? szukać Bonaparta —
I 528 A on zmienił się w lisa, tak Suwarów w charta;
I 529 Tak Bonaparte znowu w kota się przerzuca,
I 530 Dalej drzeć pazurami, a Suwarów w kuca.
I 531 Obaczcież, co się stało w końcu z Bonapartą..."
I 532 Tu Ryków przerwał i jadł; wtem z potrawą czwartą
I 533 Wszedł służący i raptem boczne drzwi otwarto.
I 534 Weszła nowa osoba, przystojna i młoda;
I 535 Jej zjawienie się nagłe, jej wzrost i uroda,
I 536 Jej ubior zwrócił oczy; wszyscy ją witali;
I 537 Prócz Tadeusza, widać, że ją wszyscy znali.
I 538 Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,
I 539 Suknię materyjalną, różową, jedwabną,
I 540 Gors wycięty, kołnierzyk z korónek, rękawki
I 541 Krótkie, w ręku kręciła wachlarz dla zabawki
I 542 (Bo nie było gorąca); wachlarz pozłocisty
I 543 Powiewając rozlewał deszcz iskier rzęsisty.
I 544 Głowa do włosów, włosy pozwijane w kręgi,
I 545 W pukle i przeplatane różowemi wstęgi,
I 546 Pośród nich brylant, niby zakryty od oczu,
I 547 Świecił się jako gwiazda w komety warkoczu —
I 548 Słowem, ubior galowy; szeptali niejedni,
I 549 Że zbyt wykwintny na wieś i na dzień powszedni.
I 550 Nożek, choć suknia krótka, oko nie zobaczy,
I 551 Bo biegła bardzo szybko, suwała się raczéj,
I 552 Jako osobki, które na trzykrólskie święta
I 553 Przesuwają w jasełkach ukryte chłopięta.
I 554 Biegła i wszystkich lekkim witając ukłonem,
I 555 Chciała usieść na miejscu sobie zostawionem.
I 556 Trudno było; bo krzeseł dla gości nie stało:
I 557 Na czterech ławach cztery ich rzędy siedziało,
I 558 Trzeba było rzęd ruszyć lub ławę przeskoczyć;
I 559 Zręcznie między dwie ławy umiała się wtłoczyć,
I 560 A potem między rzędem siedzących i stołem
I 561 Jak bilardowa kula toczyła się kołem.
I 562 W biegu dotknęła blisko naszego młodziana;
I 563 Uczepiwszy falbaną o czyjeś kolana,
I 564 Pośliznęła się nieco i w tem roztargnieniu
I 565 Na pana Tadeusza wsparła się ramieniu.
I 566 Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swem siadła
I 567 Pomiędzy nim i stryjem, ale nic nie jadła,
I 568 Tylko się wachlowała, to wachlarza trzonek
I 569 Kręciła, to kołnierzyk z brabanckich koronek
I 570 Poprawiała, to lekkiem dotknięciem się ręki
I 571 Muskała włosów pukle i wstąg jasnych pęki.
I 572 Ta przerwa rozmów trwała już minut ze cztery.
I 573 Tymczasem w końcu stoła naprzód ciche szmery,
I 574 A potem się zaczęły wpółgłośne rozmowy;
I 575 Mężczyźni rozsądzali swe dzisiejsze łowy.
I 576 Asesora z Rejentem wzmogła się uparta,
I 577 Coraz głośniejsza kłótnia o kusego charta,
I 578 Którego posiadaniem pan Rejent się szczycił
I 579 I utrzymywał, że on zająca pochwycił;
I 580 Asesor zaś dowodził na złość Rejentowi,
I 581 Że ta chwała należy chartu Sokołowi.
I 582 Pytano zdania innych; więc wszyscy dokoła
I 583 Brali stronę Kusego, albo też Sokoła,
I 584 Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne świadki.
I 585 Sędzia na drugim końcu do nowej sąsiadki
I 586 Rzekł półgłosem: "Przepraszam, musieliśmy siadać,
I 587 Niepodobna wieczerzy na później odkładać:
I 588 Goście głodni, chodzili daleko na pole;
I 589 Myśliłem, że dziś z nami nie będziesz przy stole".
I 590 To rzekłszy, z Podkomorzym przy pełnym kielichu
I 591 O politycznych sprawach rozmawiał po cichu.
I 592 Gdy tak były zajęte stołu strony obie,
I 593 Tadeusz przyglądał się nieznanej osobie:
I 594 Przypomniał, że za pierwszym na miejsce wejrzeniem
I 595 Odgadnął zaraz, czyjem miało być siedzeniem.
I 596 Rumienił się, serce mu biło nadzwyczajnie;
I 597 Więc rozwiązane widział swych domysłów tajnie!
I 598 Więc było przeznaczono, by przy jego boku
I 599 Usiadła owa piękność widziana w pomroku.
I 600 Wprawdzie zdała się teraz wzrostem dorodniejsza,
I 601 Bo ubrana, a ubiór powiększa i zmniejsza.
I 602 I włos u tamtej widział krótki, jasnozłoty,
I 603 A u tej krucze, długie zwijały się sploty.
I 604 Kolor musiał pochodzić od słońca promieni,
I 605 Któremi przy zachodzie wszystko się czerwieni.
I 606 Twarzy wówczas nie dostrzegł, nazbyt rychło znikła,
I 607 Ale myśl twarz nadobną odgadywać zwykła;
I 608 Myślił, że pewnie miała czarniutkie oczęta,
I 609 Białą twarz, usta kraśne jak wiśnie bliźnięta;
I 610 U tej znalazł podobne oczy, usta, lica;
I 611 W wieku może by była największa różnica:
I 612 Ogrodniczka dziewczynką zdawała się małą,
I 613 A pani ta niewiastą już w latach dojrzałą;
I 614 Lecz młodzież o piękności metrykę nie pyta,
I 615 Bo młodzieńcowi młodą jest każda kobiéta,
I 616 Chłopcowi każda piękność zda się rówiennicą,
I 617 A niewinnemu każda kochanka dziewicą.
I 618 Tadeusz, chociaż liczył lat blisko dwadzieście
I 619 I od dzieciństwa mieszkał w Wilnie, wielkim mieście,
I 620 Miał za dozorcę księdza, który go pilnował
I 621 I w dawnej surowości prawidłach wychował.
I 622 Tadeusz zatem przywiozł w strony swe rodzinne
I 623 Duszę czystą, myśl żywą i serce niewinne,
I 624 Ale razem niemałą chętkę do swywoli.
I 625 Z góry już robił projekt, że sobie pozwoli
I 626 Używać na wsi długo wzbronionej swobody;
I 627 Wiedział, że był przystojny, czuł się rześki, młody,
I 628 A w spadku po rodzicach wziął czerstwość i zdrowie.
I 629 Nazywał się Soplica; wszyscy Soplicowie
I 630 Są, jak wiadomo, krzepcy, otyli i silni,
I 631 Do żołnierki jedyni, w naukach mniej pilni.
I 632 Tadeusz się od przodków swoich nie odrodził:
I 633 Dobrze na koniu jeździł, pieszo dzielnie chodził,
I 634 Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił,
I 635 Choć stryj na wychowanie niczego nie skąpił.
I 636 On wolał z flinty strzelać albo szablą robić;
I 637 Wiedział, że go myślano do wojska sposobić,
I 638 Że ojciec w testamencie wyrzekł taką wolę;
I 639 Ustawicznie do bębna tęsknił, siedząc w szkole.
I 640 Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmienił,
I 641 Kazał, aby przyjechał i aby się żenił,
I 642 I objął gospodarstwo; przyrzekł na początek
I 643 Dać małą wieś, a potem cały swój majątek.
I 644 Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety
I 645 Ściągnęły wzrok sąsiadki, uważnej kobiety.
I 646 Zmierzyła jego postać kształtną i wysoką,
I 647 Jego ramiona silne, jego pierś szeroką
I 648 I w twarz spójrzała, z której wytryskał rumieniec,
I 649 Ilekroć z jej oczyma spotkał się młodzieniec:
I 650 Bo z pierwszej lękliwości całkiem już ochłonął
I 651 I patrzył wzrokiem śmiałym, w którym ogień płonął.
I 652 Również patrzyła ona i cztery źrenice
I 653 Gorzały przeciw sobie jak roratne świéce.
I 654 Pierwsza z nim po francusku zaczęła rozmowę;
I 655 Wracał z miasta, ze szkoły: więc o książki nowe,
I 656 O autorów pytała Tadeusza zdania
I 657 I ze zdań wyciągała na nowo pytania;
I 658 Cóż gdy potem zaczęła mówić o malarstwie,
I 659 O muzyce, o tańcach, nawet o rzeźbiarstwie!
I 660 Dowiodła, że zna równie pędzel, noty, druki;
I 661 Aż osłupiał Tadeusz na tyle nauki,
I 662 Lękał się, by nie został pośmiewiska celem,
I 663 I jąkał się jak żaczek przed nauczycielem.
I 664 Szczęściem, że nauczyciel ładny i niesrogi;
I 665 Odgadnęła sąsiadka powod jego trwogi,
I 666 Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mądrych przedmiotach:
I 667 O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach,
I 668 I jak bawić się trzeba, i jak czas podzielić,
I 669 By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić.
I 670 Tadeusz odpowiadał śmielej, szła rzecz daléj,
I 671 W pół godziny już byli z sobą poufali;
I 672 Zaczęli nawet małe żarciki i sprzeczki.
I 673 W końcu stawiła przed nim trzy z chleba gałeczki:
I 674 Trzy osoby na wybor; wziął najbliższą sobie;
I 675 Podkomorzanki na to zmarszczyły się obie,
I 676 Sąsiadka zaśmiała się, lecz nie powiedziała,
I 677 Kogo owa szczęśliwa gałka oznaczała.
I 678 Inaczej bawiono się w drugim końcu stoła,
I 679 Bo tam, wzmogłszy się nagle, stronnicy Sokoła
I 680 Na partyję Kusego bez litości wsiedli:
I 681 Spór był wielki, już potraw ostatnich nie jedli.
I 682 Stojąc i pijąc obie kłóciły się strony,
I 683 A najstraszniej pan Rejent był zacietrzewiony:
I 684 Jak raz zaczął, bez przerwy rzecz swoją tokował
I 685 I gestami ją bardzo dobitnie malował.
I 686 (Był dawniej adwokatem pan rejent Bolesta,
I 687 Zwano go kaznodzieją, że zbyt lubił gesta).
I 688 Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,
I 689 Spod ramion wytknął palce i długie paznokcie,
I 690 Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem.
I 691 Właśnie rzecz kończył: "Wyczha! puściliśmy razem
I 692 Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kórki
I 693 Jednym palcem spuszczone u jednej dwórórki;
I 694 Wyczha! poszli, a zając jak struna — smyk w pole,
I 695 Psy tuż (to mówiąc, ręce ciągnął wzdłuż po stole
I 696 I palcami ruch chartów przedziwnie udawał),
I 697 Psy tuż, i hec! od lasu odsadzili kawał;
I 698 Sokoł smyk naprzód! rączy pies, lecz zagorzalec,
I 699 Wysadził się przed Kusym o tyle, o palec;
I 700 Wiedziałem, że spudłuje; szarak, gracz nie lada,
I 701 Czchał niby prosto w pole, za nim psów gromada;
I 702 Gracz szarak! skoro poczuł wszystkie charty w kupie,
I 703 Pstręk na prawo, koziołka, z nim w prawo psy głupie,
I 704 A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy,
I 705 Psy za nim fajt na lewo, on w las, a mój Kusy
I 706 Cap!!" — tak krzycząc pan Rejent, na stół pochylony,
I 707 Z palcami swemi zabiegł aż do drugiej strony
I 708 I "cap!" — Tadeuszowi wrzasnął tuż nad uchem.
I 709 Tadeusz i sąsiadka, tym głosu wybuchem
I 710 Znienacka przestraszeni właśnie w pół rozmowy,
I 711 Odstrychnęli od siebie mimowolnie głowy,
I 712 Jako wierzchołki drzewa powiązane społem,
I 713 Gdy je wicher rozerwie; i ręce pod stołem
I 714 Blisko siebie leżące wstecz nagle uciekły,
I 715 I dwie twarze w jeden się rumieniec oblekły.
I 716 Tadeusz, by nie zdradzić swego roztargnienia:
I 717 "Prawda — rzekł — mój Rejencie, prawda, bez wątpienia,
I 718 Kusy piękny chart z kształtu, jeśli równie chwytny..."
I 719 "Chwytny? — krzyknął pan Rejent. — Mój pies faworytny
I 720 Żeby nie miał być chwytny?" Więc Tadeusz znowu
I 721 Cieszył się, że tak piękny pies nie ma narowu,
I 722 Żałował, że go tylko widział idąc z lasu
I 723 I że przymiotów jego poznać nie miał czasu.
I 724 Na to zadrżał Asesor, puścił z rąk kieliszek,
I 725 Utopił w Tadeusza wzrok jak bazyliszek.
I 726 Asesor mniej krzykliwy i mniej był ruchawy
I 727 Od Rejenta, szczuplejszy i mały z postawy,
I 728 Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku,
I 729 Bo powiadano o nim: ma żądło w języku.
I 730 Tak dowcipne żarciki umiał komponować,
I 731 Iżby je w kalendarzu można wydrukować:
I 732 Wszystkie złośliwe, ostre. Dawniej człek dostatni,
I 733 Schedę ojca swojego i majątek bratni,
I 734 Wszystko strwonił, na wielkim figurując świecie;
I 735 Teraz wszedł w służbę rządu, by znaczyć w powiecie.
I 736 Lubił bardzo myślistwo, już to dla zabawy,
I 737 Już to że odgłos trąbki i widok obławy
I 738 Przypominał mu jego lata młodociane,
I 739 Kiedy miał strzelców licznych i psy zawołane;
I 740 Teraz mu z całej psiarni dwa charty zostały,
I 741 I jeszcze z tych jednemu chciano przeczyć chwały.
I 742 Więc zbliżył się i, z wolna gładząc faworyty,
I 743 Rzekł z uśmiechem, a był to uśmiech jadowity:
I 744 "Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzędu...
I 745 Ogon też znacznie chartom pomaga do pędu,
I 746 A Pan kusość uważasz za dowód dobroci?
I 747 Zresztą zdać się możemy na sąd Pańskiej cioci.
I 748 Choć pani Telimena mieszkała w stolicy
I 749 I bawi się niedawno w naszej okolicy,
I 750 Lepiej zna się na łowach niż myśliwi młodzi:
I 751 Tak to nauka sama z latami przychodzi".
I 752 Tadeusz, na którego niespodzianie spadał
I 753 Grom taki, wstał zmieszany, chwilę nic nie gadał,
I 754 Lecz patrzył na rywala coraz straszniéj, srożéj...
I 755 Wtem, wielkim szczęściem, dwakroć kichnął Podkomorzy.
I 756 "Wiwat!" — krzyknęli wszyscy; on się wszystkim skłonił
I 757 I z wolna w tabakierę palcami zadzwonił:
I 758 Tabakiera ze złota, z brylantów oprawa,
I 759 A w środku jej był portret króla Stanisława.
I 760 Ojcu Podkomorzego sam król ją darował,
I 761 Po ojcu Podkomorzy godnie ją piastował;
I 762 Gdy w nię dzwonił, znak dawał, że miał głos zabierać;
I 763 Umilkli wszyscy i ust nie śmieli otwierać.
I 764 On rzekł:
I 764 "Wielmożni Szlachta, Bracia Dobrodzieje!
I 765 Forum myśliwskiem tylko są łąki i knieje,
I 766 Więc ja w domu podobnych spraw nie decyduję
I 767 I posiedzenie nasze na jutro solwuję,
I 768 I dalszych replik stronom dzisiaj nie dozwolę.
I 769 Woźny! odwołaj sprawę na jutro na pole.
I 770 Jutro i Hrabia z całym myślistwem tu zjedzie,
I 771 I Waszeć z nami ruszysz, Sędzio, mój sąsiedzie,
I 772 I pani Telimena, i panny, i panie,
I 773 Słowem, zrobim na urząd wielkie polowanie;
I 774 I Wojski towarzystwa nam też nie odmówi".
I 775 To mówiąc tabakierę podawał starcowi.
I 776 Wojski na ostrym końcu śród myśliwych siedział,
I 777 Słuchał, zmrużywszy oczy, słowa nie powiedział,
I 778 Choć młodzież nieraz jego zasięgała zdania,
I 779 Bo nikt lepiej nad niego nie znał polowania.
I 780 On milczał, szczyptę wziętą z tabakiery ważył
I 781 W palcach i długo dumał, nim ją w końcu zażył;
I 782 Kichnął, aż cała izba rozległa się echem,
I 783 I potrząsając głową rzekł z gorzkim uśmiechem:
I 784 "O, jak mnie to starego i smuci, i dziwi!
I 785 Cóż by to o tem starzy mówili myśliwi,
I 786 Widząc, że w tylu szlachty, w tylu panów gronie
I 787 Mają sądzić się spory o charcim ogonie;
I 788 Cóż by rzekł na to stary Rejtan, gdyby ożył?
I 789 Wróciłby do Lachowicz i w grób się położył!
I 790 Co by rzekł wojewoda Niesiołowski stary,
I 791 Który ma dotąd pierwsze na świecie ogary
I 792 I dwiestu strzelców trzyma obyczajem pańskim,
I 793 I ma sto wozów sieci w zamku worończańskim,
I 794 A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze.
I 795 Nikt go na polowanie uprosić nie może,
I 796 Białopiotrowiczowi samemu odmówił!
I 797 Bo cóż by on na waszych polowaniach łowił?
I 798 Piękna byłaby sława, ażeby pan taki
I 799 Wedle dzisiejszej mody jeździł na szaraki!
I 800 Za moich, panie, czasów w języku strzeleckim
I 801 Dzik, niedźwiedź, łoś, wilk zwany był zwierzem szlacheckim,
I 802 A zwierzę nie mające kłów, rogów, pazurów
I 803 Zostawiano dla płatnych sług i dworskich ciurów;
I 804 Żaden pan nigdy przyjąć nie chciałby do ręki
I 805 Strzelby, którą zhańbiono, sypiąc w nią śrót cienki!
I 806 Trzymano wprawdzie chartów, bo z łowów wracając,
I 807 Trafia się, że spod konia mknie się biedak zając;
I 808 Puszczano wtenczas za nim dla zabawki smycze
I 809 I na konikach małe goniły panicze
I 810 Przed oczyma rodziców, którzy te pogonie
I 811 Ledwie raczyli widzieć, cóż kłócić się o nie!
I 812 Więc niech Jaśnie Wielmożny Podkomorzy raczy
I 813 Odwołać swe rozkazy i niech mi wybaczy,
I 814 Że nie mogę na takie jechać polowanie
I 815 I nigdy na niem noga moja nie postanie!
I 816 Nazywam się Hreczecha, a od króla Lecha
I 817 Żaden za zającami nie jeździł Hreczecha".
I 818 Tu śmiech młodzieży mowę Wojskiego zagłuszył.
I 819 Wstano od stołu; pierwszy Podkomorzy ruszył;
I 820 Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy;
I 821 Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży;
I 822 Za nim szedł kwestarz, Sędzia tuż przy Bernardynie,
I 823 Sędzia u progu rękę dał Podkomorzynie,
I 824 Tadeusz Telimenie, Asesor Krajczance,
I 825 A pan Rejent na końcu Wojskiej Hreczeszance.
I 826 Tadeusz z kilku gośćmi poszedł do stodoły,
I 827 A czuł się pomięszany, zły i niewesoły,
I 828 Rozbierał myślą wszystkie dzisiejsze wypadki:
I 829 Spotkanie się, wieczerzę przy boku sąsiadki,
I 830 A szczególniej mu słowo "ciocia" koło ucha
I 831 Brzęczało ciągle jako naprzykrzona mucha.
I 832 Pragnąłby u Woźnego lepiej się wypytać
I 833 O pani Telimenie, lecz go nie mógł schwytać;
I 834 Wojskiego też nie widział, bo zaraz z wieczerzy
I 835 Wszyscy poszli za gośćmi, jak sługom należy,
I 836 Urządzając we dworze izby do spoczynku.
I 837 Starsi i damy spały we dworskim budynku,
I 838 Młodzież Tadeuszowi prowadzić kazano,
I 839 W zastępstwie gospodarza, w stodołę na siano.
I 840 W pół godziny tak było głucho w całym dworze
I 841 Jako po zadzwonieniu na pacierz w klasztorze;
I 842 Ciszę przerywał tylko głos nocnego stróża.
I 843 Usnęli wszyscy. Sędzia sam oczu nie zmruża:
I 844 Jako wódz gospodarstwa obmyśla wyprawę
I 845 W pole i w domu przyszłą urządza zabawę.
I 846 Dał rozkaz ekonomom, wójtom i gumiennym,
I 847 Pisarzom, ochmistrzyni, strzelcom i stajennym,
I 848 I musiał wszystkie dzienne rachunki przezierać,
I 849 Nareszcie rzekł Woźnemu, że się chce rozbierać.
I 850 Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity,
I 851 Przy którym świecą gęste kutasy jak kity,
I 852 Z jednej strony złotogłów w purpurowe kwiaty,
I 853 Na wywrót jedwab czarny, posrebrzany w kraty;
I 854 Pas taki można równie kłaść na strony obie:
I 855 Złotą na dzień galowy, a czarną w żałobie.
I 856 Sam Woźny umiał pas ten odwiązywać, składać;
I 857 Właśnie tem się zatrudniał i kończył tak gadać:
I 858 "Cóż złego, że przeniosłem stoły do zamczyska?
I 859 Nikt na tem nic nie stracił, a Pan może zyska,
I 860 Bo przecież o ten zamek dziś toczy się sprawa.
I 861 My od dzisiaj do zamku nabyliśmy prawa,
I 862 I mimo całą strony przeciwnej zajadłość
I 863 Dowiodę, że zamczysko wzięliśmy w posiadłość.
I 864 Wszakże kto gości prosi w zamek na wieczerzę,
I 865 Dowodzi, że posiadłość tam ma albo bierze;
I 866 Nawet strony przeciwne weźmiemy na świadki:
I 867 Pamiętam za mych czasów podobne wypadki".
I 868 Już Sędzia spał. Więc Woźny cicho wszedł do sieni,
I 869 Siadł przy świecy i dobył książeczkę z kieszeni,
I 870 Która mu jak Ołtarzyk złoty zawsze służy,
I 871 Której nigdy nie rzuca w domu i w podróży.
I 872 Była to trybunalska wokanda: tam rzędem
I 873 Stały spisane sprawy, które przed urzędem
I 874 Woźny sam głosem swoim przed laty wywołał
I 875 Albo o których później dowiedzieć się zdołał.
I 876 Prostym ludziom wokanda zda się imion spisem,
I 877 Woźnemu jest obrazów wspaniałych zarysem.
I 878 Czytał więc i rozmyślał: Ogiński z Wizgirdem,
I 879 Dominikanie z Rymszą, Rymsza z Wysogierdem,
I 880 Radziwiłł z Wereszczaką, Giedrojć z Rodułtowskim,
I 881 Obuchowicz z kahałem, Juracha z Piotrowskim,
I 882 Maleski z Mickiewiczem, a na koniec Hrabia
I 883 Z Soplicą: i czytając, z tych imion wywabia
I 884 Pamięć spraw wielkich, wszystkie procesu wypadki,
I 885 I stają mu przed oczy sąd, strony i świadki;
I 886 I ogląda sam siebie, jak w żupanie białym,
I 887 W granatowym kontuszu stał przed trybunałem;
I 888 Jedna ręka na szabli, a drugą do stoła
I 889 Przywoławszy dwie strony: "Uciszcie się!" — woła.
I 890 Marząc i kończąc pacierz wieczorny, pomału
I 891 Usnął ostatni w Litwie Woźny trybunału.
I 892 Takie były zabawy, spory w one lata
I 893 Śród cichej wsi litewskiej, kiedy reszta świata
I 894 We łzach i krwi tonęła, gdy ów mąż, bóg wojny,
I 895 Otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny,
I 896 Wprzągłszy w swój rydwan orły złote obok srebrnych,
I 897 Od puszcz libijskich latał do Alpów podniebnych,
I 898 Ciskając grom po gromie: w Piramidy, w Tabor,
I 899 W Marengo, w Ulm, w Austerlitz. Zwycięstwo i Zabor
I 900 Biegły przed nim i za nim. Sława czynów tylu,
I 901 Brzemienna imionami rycerzy, od Nilu
I 902 Szła hucząc ku północy, aż u Niemna brzegów
I 903 Odbiła się, jak od skał, od Moskwy szeregów,
I 904 Które broniły Litwę murami żelaza
I 905 Przed wieścią, dla Rosyi straszną jak zaraza.
I 906 Przecież nieraz nowina, niby kamień z nieba,
I 907 Spadała w Litwę; nieraz dziad żebrzący chleba,
I 908 Bez ręki lub bez nogi, przyjąwszy jałmużnę,
I 909 Stanął i oczy wkoło obracał ostróżne.
I 910 Gdy nie widział we dworze rosyjskich żołnierzy
I 911 Ani jarmułek, ani czerwonych kołnierzy,
I 912 Wtenczas, kim był, wyznawał: był legijonistą,
I 913 Przynosił kości stare na ziemię ojczystą,
I 914 Której już bronić nie mógł... Jak go wtenczas cała
I 915 Rodzina pańska, jak go czeladka ściskała,
I 916 Zanosząc się od płaczu! On za stołem siadał
I 917 I dziwniejsze od baśni historyje gadał.
I 918 On opowiadał, jako jenerał Dąbrowski
I 919 Z ziemi włoskiej stara się przyciągnąć do Polski,
I 920 Jak on rodaków zbiera na lombardzkiem polu;
I 921 Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu
I 922 I, zwycięzca, wydartych potomkom Cezarów
I 923 Rzucił w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów;
I 924 Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie,
I 925 Gdzie się cukier wytapia i gdzie w wiecznej wiośnie
I 926 Pachnące kwitną lasy; z legiją Dunaju
I 927 Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju.
I 928 Mowy starca krążyły we wsi po kryjomu;
I 929 Chłopiec, co je posłyszał, znikał nagle z domu,
I 930 Lasami i bagnami skradał się tajemnie,
I 931 Ścigany od Moskali, skakał kryć się w Niemnie
I 932 I nurkiem płynął na brzeg Księstwa Warszawskiego,
I 933 Gdzie usłyszał głos miły: "Witaj nam, kolego!"
I 934 Lecz nim odszedł, wyskoczył na wzgórek z kamienia
I 935 I Moskalom przez Niemen rzekł: "Do zobaczenia!"
I 936 Tak przekradł się Gorecki, Pac i Obuchowicz,
I 937 Piotrowski, Obolewski, Rożycki, Janowicz,
I 938 Mirzejewscy, Brochocki i Bernatowicze,
I 939 Kupść, Gedymin i inni, których nie policzę;
I 940 Opuszczali rodziców i ziemię kochaną,
I 941 I dobra, które na skarb carski zabierano.
I 942 Czasem do Litwy kwestarz z obcego klasztoru
I 943 Przyszedł i kiedy bliżej poznał panów dworu,
I 944 Gazetę im pokazał wyprutą z szkaplerza;
I 945 Tam stała wypisana i liczba żołnierza,
I 946 I nazwisko każdego wodza legijonu,
I 947 I każdego z nich opis zwycięstwa lub zgonu.
I 948 Po wielu latach pierwszy raz miała rodzina
I 949 Wieść o życiu, o chwale i o śmierci syna;
I 950 Brał dom żałobę, ale powiedzieć nie śmiano,
I 951 Po kim była żałoba, tylko zgadywano
I 952 W okolicy; i tylko cichy smutek panów
I 953 Lub cicha radość była gazetą ziemianów.
I 954 Takim kwestarzem tajnym był Robak podobno:
I 955 Często on z panem Sędzią rozmawiał osobno;
I 956 Po tych rozmowach zawsze jakowaś nowina
I 957 Rozeszła się w sąsiedztwie. Postać Bernardyna
I 958 Wydawała, że mnich ten nie zawsze w kapturze
I 959 Chodził i nie w klasztornym zestarzał się murze.
I 960 Miał on nad prawym uchem, nieco wyżej skroni,
I 961 Bliznę wyciętej skóry na szerokość dłoni
I 962 I w brodzie ślad niedawny lancy lub postrzału;
I 963 Ran tych nie dostał pewnie przy czytaniu mszału.
I 964 Ale nie tylko groźne wejrzenie i blizny,
I 965 Lecz sam ruch i głos jego miał coś żołnierszczyzny.
I 966 Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracał się rękami
I 967 Od ołtarza do ludu, by mówić: "Pan z wami",
I 968 To nieraz tak się zręcznie skręcił jednym razem,
I 969 Jakby "prawo w tył" robił za wodza rozkazem,
I 970 I słowa liturgiji takim wyrzekł tonem
I 971 Do ludu, jak oficer stojąc przed szwadronem;
I 972 Postrzegali to chłopcy służący mu do mszy.
I 973 Spraw także politycznych był Robak świadomszy
I 974 Niźli żywotów świętych, a jeżdżąc po kweście,
I 975 Często zastanawiał się w powiatowem mieście;
I 976 Miał pełno interesów: to listy odbierał,
I 977 Których nigdy przy obcych ludziach nie otwierał,
I 978 To wysyłał posłańców, ale gdzie i po co,
I 979 Nie powiadał; częstokroć wymykał się nocą
I 980 Do dworów pańskich, z szlachtą ustawicznie szeptał
I 981 I okoliczne wioski dokoła wydeptał,
I 982 I w karczmach z wieśniakami rozprawiał niemało,
I 983 A zawsze o tem, co się w cudzych krajach działo.
I 984 Teraz Sędziego, który już spał od godziny,
I 985 Przychodzi budzić; pewnie ma jakieś nowiny.
II KSIĘGA DRUGA
II ZAMEK
II TREŚĆ:
II Polowanie z chartami na upatrzonego — Gość w zamku — Ostatni z dworzan opowiada historią ostatniego z Horeszków — Rzut oka w sad — Dziewczyna w ogórkach — Śniadanie — Pani Telimeny anegdota petersburska — Nowy wybuch sporów o Kusego i Sokoła — Interwencja Robaka — Rzecz Wojskiego — Zakład — Dalej w grzyby!
II 1 Kto z nas tych lat nie pomni, gdy, młode pacholę,
II 2 Ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole,
II 3 Gdzie żaden wał, płot żaden nogi nie utrudza,
II 4 Gdzie przestępując miedzę, nie poznasz, że cudza!
II 5 Bo na Litwie myśliwiec, jak okręt na morzu,
II 6 Gdzie chcesz, jaką chcesz drogą, buja po przestworzu!
II 7 Czyli jak prorok patrzy w niebo, gdzie w obłoku
II 8 Wiele jest znaków widnych strzeleckiemu oku,
II 9 Czy jak czarownik gada z ziemią, która, głucha
II 10 Dla mieszczan, mnóstwem głosów szepce mu do ucha.
II 11 Tam derkacz wrzasnął z łąki, szukać go daremnie,
II 12 Bo on szybuje w trawie jako szczupak w Niemnie;
II 13 Tam ozwał się nad głową ranny wiosny dzwonek:
II 14 Również głęboko w niebie schowany skowronek;
II 15 Ówdzie orzeł szerokim skrzydłem przez obszary
II 16 Zaszumiał, strasząc wróble jak kometa cary;
II 17 Zaś jastrząb, pod jasnemi wiszący błękity,
II 18 Trzepie skrzydłem jak motyl na szpilce przybity,
II 19 Aż ujrzawszy wśród łąki ptaka lub zająca,
II 20 Runie nań z góry jako gwiazda spadająca.
II 21 Kiedyż nam Pan Bóg wrócić z wędrówki dozwoli
II 22 I znowu dom zamieszkać na ojczystej roli,
II 23 I służyć w jeździe, która wojuje szaraki,
II 24 Albo w piechocie, która nosi broń na ptaki;
II 25 Nie znać innych prócz kosy i sierpa rynsztunków
II 26 I innych gazet oprócz domowych rachunków!
II 27 Nad Soplicowem słońce weszło, i już padło
II 28 Na strzechy, i przez szpary w stodołę się wkradło:
II 29 I po ciemnozielonym, świeżym, wonnym sianie,
II 30 Z którego młodzież sobie zrobiła posłanie,
II 31 Rozpływały się złote, migające pręgi
II 32 Z otworu czarnej strzechy, jak z warkocza wstęgi;
II 33 I słońce usta sennych promykiem poranka
II 34 Draźni, jak dziewczę kłosem budzące kochanka.
II 35 Już wróble skacząc świerkać zaczęły pod strzechą,
II 36 Już trzykroć gęgnął gęsior, a za nim jak echo
II 37 Odezwały się chorem kaczki i indyki,
II 38 I słychać bydła w pole idącego ryki.
II 39 Wstała młodzież. Tadeusz jeszcze senny leży,
II 40 Bo też najpóźniej zasnął; z wczorajszej wieczerzy
II 41 Wrócił tak niespokojny, że o kurów pianiu
II 42 Jeszcze oczu nie zmrużył, a na swym posłaniu
II 43 Tak kręcił się, że w siano jak w wodę utonął,
II 44 I spał twardo, aż zimny wiatr w oczy mu wionął,
II 45 Gdy skrzypiące stodoły drzwi otwarto z trzaskiem
II 46 I bernardyn ksiądz Robak wszedł z węzlastym paskiem,
II 47 "Surge, puer!" wołając i ponad barkami
II 48 Rubasznie wywijając pasek z ogórkami.
II 49 Już na dziedzińcu słychać myśliwskie okrzyki,
II 50 Wyprowadzają konie, zajeżdżają bryki,
II 51 Ledwie dziedziniec taką gromadę ogarnie;
II 52 Odezwały się trąby, otworzono psiarnie;
II 53 Zgraja chartów, wypadłszy, wesoło skowycze;
II 54 Widząc rumaki szczwaczów, dojeżdżaczów smycze,
II 55 Psy jak szalone cwałem śmigają po dworze,
II 56 Potem biegą i kładą szyje na obroże.
II 57 Wszystko to bardzo dobre polowanie wróży.
II 58 Nareszcie Podkomorzy dał rozkaz podróży.
II 59 Ruszyli szczwacze z wolna, jeden tuż za drugim,
II 60 Ale za bramą rzędem rozbiegli się długim;
II 61 W środku jechali obok Asesor z Rejentem,
II 62 A choć na siebie czasem patrzyli ze wstrętem,
II 63 Rozmawiali przyjaźnie, jak ludzie honoru
II 64 Idąc na rozstrzygnienie śmiertelnego sporu;
II 65 Nikt ze słów zawziętości ich poznać nie zdoła;
II 66 Pan Rejent wiódł Kusego, Asesor Sokoła.
II 67 Z tyłu damy w pojazdach, młodzieńcy stronami,
II 68 Czwałując tuż przy kołach, gadali z damami.
II 69 Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem,
II 70 Kończąc ranne pacierze; ale rzucał okiem
II 71 Na pana Tadeusza, marszczył się, uśmiechał,
II 72 Wreście kiwnął nań palcem; Tadeusz podjechał;
II 73 Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby:
II 74 Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby,
II 75 Ażeby mu wyraźnie, co chce, wytłumaczył,
II 76 Bernardyn odpowiedzieć ni spójrzeć nie raczył,
II 77 Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył;
II 78 Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.
II 79 Właśnie wtenczas myśliwi smycze zatrzymali
II 80 I wszyscy nieruchomi w miejscach swoich stali;
II 81 Jeden drugiemu ręką dawał znak milczenia,
II 82 A wszyscy obrócili oczy do kamienia,
II 83 Nad którym stał pan Sędzia; on zwierza obaczył
II 84 I rąk skinieniem swoje rozkazy tłumaczył.
II 85 Pojęli wszyscy, stoją, a środkiem po roli
II 86 Asesor i pan Rejent kłusują powoli;
II 87 Tadeusz, będąc bliższy, obudwu wyprzedził,
II 88 Stanął obok Sędziego i oczyma śledził.
II 89 Dawno już nie był w polu; na szarej przestrzeni
II 90 Trudno dojrzeć szaraka, zwłaszcza wśród kamieni.
II 91 Pokazał mu pan Sędzia; siedział biedny zając,
II 92 Płaszcząc się pod kamieniem, uszy nadstawiając,
II 93 Okiem czerwonym spotkał myśliwców wejrzenie
II 94 I, jakby urzeczony, czując przeznaczenie,
II 95 Ze strachu od ich oczu nie mógł zwrócić oka
II 96 I pod opoką siedział martwy jak opoka.
II 97 Tymczasem kurz na roli rośnie coraz bliżéj,
II 98 Pędzi na smyczy Kusy, za nim Sokoł chyży,
II 99 Tuż Asesor z Rejentem razem wrzaśli z tyłu:
II 100 "Wyczha! wyczha!" i z psami znikli w kłębach pyłu.
II 101 Kiedy tak za szarakiem goniono, tymczasem
II 102 Ukazał się pan Hrabia pod zamkowym lasem.
II 103 Wiedziano w okolicy, że ten pan nie może
II 104 Nigdy nigdzie stawić się w naznaczonej porze.
II 105 I dziś zaspał poranek, więc na sługi zrzędził;
II 106 Widząc myśliwców w polu, czwałem do nich pędził;
II 107 Surdut swój angielskiego kroju, biały, długi,
II 108 Połami na wiatr puścił; z tyłu konno sługi
II 109 W kapeluszach jak grzybki, czarnych, lśniących, małych,
II 110 W kurtkach, w butach stryflastych, w pantalonach białych;
II 111 Sługi, które pan Hrabia tym kształtem odzieje,
II 112 Nazywają się w jego pałacu dżokeje.
II 113 Czwałująca czereda zleciała na błonia,
II 114 Gdy Hrabia ujrzał zamek i zatrzymał konia.
II 115 Pierwszy raz widział zamek z rana i nie wierzył,
II 116 Że to były też same mury, tak odświeżył
II 117 I upięknił poranek zarysy budowy;
II 118 Zadziwił się pan Hrabia na widok tak nowy.
II 119 Wieża zdała się dwakroć wyższa, bo stercząca
II 120 Nad mgłą ranną; dach z blachy złocił się od słońca,
II 121 Pod nim błyszczała w kratach reszta szyb wybitych,
II 122 Łamiąc promienie wschodu w tęczach rozmaitych;
II 123 Niższe piętra oblała tumanu powłoka,
II 124 Rozpadliny i szczerby zakryła od oka.
II 125 Krzyk dalekich myśliwców wiatrami przygnany,
II 126 Odbijał się kilkakroć o zamkowe ściany:
II 127 Przysiągłbyś, że krzyk z zamku, że pod mgły zasłoną
II 128 Mury odbudowano i znów zaludniono.
II 129 Hrabia lubił widoki niezwykłe i nowe,
II 130 Zwał je romansowemi; mawiał, że ma głowę
II 131 Romansową; w istocie był wielkim dziwakiem.
II 132 Nieraz pędząc za lisem albo za szarakiem,
II 133 Nagle stawał i w niebo poglądał żałośnie
II 134 Jak kot, gdy ujrzy wróble na wysokiej sośnie;
II 135 Często bez psa, bez strzelby błąkał się po gaju
II 136 Jak rekrut zbiegły; często siadał przy ruczaju
II 137 Nieruchomy, schyliwszy głowę nad potokiem,
II 138 Jak czapla wszystkie ryby chcąca pozrzeć okiem.
II 139 Takie były Hrabiego dziwne obyczaje;
II 140 Wszyscy mówili, że mu czegoś nie dostaje.
II 141 Szanowano go przecież, bo pan z prapradziadów,
II 142 Bogacz, dobry dla chłopów, ludzki dla sąsiadów,
II 143 Nawet dla Żydów.
II 143 Hrabski koń, zwrócony z drogi,
II 144 Prosto kłusował polem aż pod zamku progi.
II 145 Hrabia samotny wzdychał, poglądał na mury,
II 146 Wyjął papier, ołówek i kreślił figury.
II 147 Wtem, spójrzawszy w bok, ujrzał o dwadzieścia kroków
II 148 Człowieka, który, równie miłośnik widoków,
II 149 Z głową zadartą, ręce włożywszy w kieszenie,
II 150 Zdawało się, że liczył oczyma kamienie.
II 151 Poznał go zaraz, ale musiał kilka razy
II 152 Krzyknąć, nim głos Hrabiego usłyszał Gerwazy.
II 153 Szlachcic to był, służący dawnych zamku panów,
II 154 Pozostały ostatni z Horeszki dworzanów;
II 155 Starzec wysoki, siwy, twarz miał czerstwą, zdrową,
II 156 Marszczkami pooraną, posępną, surową.
II 157 Dawniej pomiędzy szlachtą z wesołości słynął;
II 158 Ale od bitwy, w której dziedzic zamku zginął,
II 159 Gerwazy się odmienił i już od lat wielu
II 160 Ani był na kiermaszu, ani na weselu;
II 161 Odtąd jego dowcipnych żartów nie słyszano
II 162 I uśmiechu na jego twarzy nie widziano.
II 163 Zawsze nosił Horeszków liberyją dawną,
II 164 Kurtę z połami żółtą, galonem oprawną,
II 165 Który, dziś żółty, dawniej zapewne był złoty.
II 166 Wkoło szyte jedwabiem herbowne klejnoty,
II 167 Półkozice, i stąd też cała okolica
II 168 "Półkozicem" przezwała starego szlachcica.
II 169 Czasem też od przysłowia, które bez ustanku
II 170 Powtarzał, nazywano go także "Mopanku";
II 171 Czasem "Szczerbcem", że całą łysinę miał w szczerbach;
II 172 Lecz on zwał się Rębajło, a o jego herbach
II 173 Nie wiadomo. Klucznikiem siebie tytułował,
II 174 Iż ten urząd na zamku przed laty piastował.
II 175 I dotąd nosił wielki pęk kluczów za pasem,
II 176 Uwiązany na taśmie ze srebrnym kutasem.
II 177 Choć nie miał co otwierać, bo zamku podwoje
II 178 Stały otworem, przecież wynalazł drzwi dwoje,
II 179 Sam je własnym nakładem naprawił i wstawił,
II 180 I drzwi tych odmykaniem codziennie się bawił.
II 181 W jednej z izb pustych obrał mieszkanie dla siebie;
II 182 Mogąc żyć u Hrabiego na łaskawym chlebie,
II 183 Nie chciał, bo wszędzie tęsknił i czuł się niezdrowym,
II 184 Jeżeli nie oddychał powietrzem zamkowém.
II 185 Skoro ujrzał Hrabiego, czapkę z głowy schwycił
II 186 I krewnego swych panów ukłonem zaszczycił,
II 187 Chyląc łysinę wielką, świecącą z daleka
II 188 I naciętą od licznych kordów jak nasieka;
II 189 Gładził ją ręką, podszedł i jeszcze raz nisko
II 190 Skłoniwszy się, rzekł smutnie: "Mopanku Panisko,
II 191 Daruj mnie, że tak mówię, Jaśnie Grafie Panie,
II 192 To jest mój zwyczaj, nie zaś nieuszanowanie:
II 193 "Mopanku" powiadali wszyscy Horeszkowie;
II 194 Ostatni Stolnik, pan mój, miał takie przysłowie.
II 195 Czyż to prawda, Mopanku, że Pan grosza skąpisz
II 196 Na proces i ten zamek Soplicom ustąpisz?
II 197 Nie wierzyłem, lecz w całym powiecie tak słychać".
II 198 Tu, poglądając w zamek, nie przestawał wzdychać.
II 199 "Cóż dziwnego? — rzekł Hrabia. — Koszt wielki, a nuda
II 200 Jeszcze większa; chcę skończyć, lecz szlachcic maruda
II 201 Upiera się; przewidział, że mię znudzić może.
II 202 Dłużej też nie wytrzymam i dzisiaj broń złożę,
II 203 Przyjmę warunki zgody, jakie mi sąd poda".
II 204 "Zgody? — krzyknął Gerwazy. — Z Soplicami zgoda?
II 205 Z Soplicami, Mopanku?" — To mówiąc wykrzywił
II 206 Usta, jakby nad własną mową się zadziwił.
II 207 "Zgoda i Soplicowie? Mopanku Panisko,
II 208 Pan żartuje, co? Zamek, Horeszków siedlisko,
II 209 Ma pójść w ręce Sopliców? Niech Pan tylko raczy
II 210 Zsiąść z konia, pódźmy w zamek, niech no Pan obaczy,
II 211 Pan sam nie wie, co robi; niech się Pan nie wzbrania,
II 212 Zsiadaj Pan!" — i przytrzymał strzemię do zsiadania.
II 213 Weszli w zamek; Gerwazy stanął w progu sieni:
II 214 "Tu — rzekł — dawni panowie, dworem otoczeni,
II 215 Często siadali w krzesłach w poobiedniej porze.
II 216 Pan godził spory włościan lub w dobrym humorze
II 217 Gościom różne ciekawe historyje prawił
II 218 Albo ich powieściami i żarty się bawił,
II 219 A młodzież na dziedzińcu biła się w palcaty
II 220 Lub ujeżdżała pańskie tureckie bachmaty".
II 221 Weszli w sień. — Rzekł Gerwazy: "W tej ogromnej sieni
II 222 Brukowanej nie znajdziesz Pan tyle kamieni,
II 223 Ile tu pękło beczek wina w dobrych czasach;
II 224 Szlachta ciągnęła kufy z piwnicy na pasach,
II 225 Sproszona na sejm albo sejmik powiatowy,
II 226 Albo na imieniny pańskie, lub na łowy.
II 227 Podczas uczty na chorze tym kapela stała
II 228 I w organ i w rozliczne instrumenta grała;
II 229 A gdy wnoszono zdrowie, trąby jak w dniu sądnym
II 230 Grzmiały z choru; wiwaty szły ciągiem porządnym:
II 231 Pierwszy wiwat za zdrowie króla Jegomości,
II 232 Potem prymasa, potem królowej Jejmości,
II 233 Potem szlachty i całej Rzeczypospolitej,
II 234 A na koniec, po piątej szklanicy wypitej,
II 235 Wnoszono: Kochajmy się! wiwat bez przestanku,
II 236 Który, dniem okrzykniony, brzmiał aż do poranku;
II 237 A już gotowe stały cugi i podwody,
II 238 Aby każdego odwieźć do jego gospody".
II 239 Przeszli już kilka komnat; Gerwazy w milczeniu
II 240 Tu wzrok na ścianie wstrzymał, ówdzie na sklepieniu,
II 241 Przywołując pamiątkę tu smutną, tam miłą;
II 242 Czasem, jakby chciał mówić: "Wszystko się skończyło",
II 243 Kiwnął żałośnie głową; czasem machnął ręką.
II 244 Widać, że mu wspomnienie samo było męką
II 245 I że je chciał odpędzić; aż się zatrzymali
II 246 Na górze, w wielkiej, niegdyś zwierciadlanej sali;
II 247 Dziś wydartych zwierciadeł stały puste ramy,
II 248 Okna bez szyb, z krużgankiem wprost naprzeciw bramy.
II 249 Tu wszedłszy starzec głowę zadumaną skłonił
II 250 I twarz zakrył rękami, a gdy ją odsłonił,
II 251 Miała wyraz żałości wielkiej i rozpaczy.
II 252 Hrabia, chociaż nie wiedział, co to wszystko znaczy,
II 253 Poglądając w twarz starca czuł jakieś wzruszenie,
II 254 Rękę mu ścisnął; chwilę trwało to milczenie.
II 255 Przerwał je starzec, trzęsąc wzniesioną prawicą:
II 256 "Nie masz zgody, Mopanku, pomiędzy Soplicą
II 257 I krwią Horeszków! W Panu krew Horeszków płynie,
II 258 Jesteś krewnym Stolnika po matce Łowczynie,
II 259 Która się rodzi z drugiej córki Kasztelana,
II 260 Który był, jak wiadomo, wujem mego Pana.
II 261 Słuchaj Pan historyi swej własnej rodzinnej,
II 262 Która się stała właśnie w tej izbie, nie innej.
II 263 Nieboszczyk pan mój, Stolnik, pierwszy pan w powiecie,
II 264 Bogacz i familijant, miał jedyne dziecię,
II 265 Córkę piękną jak anioł; więc się zalecało
II 266 Stolnikównie i szlachty, i paniąt niemało.
II 267 Między szlachtą był jeden wielki paliwoda,
II 268 Kłótnik, Jacek Soplica, zwany «Wojewoda»
II 269 Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie,
II 270 Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie
II 271 I trzystu ich kreskami rządził wedle woli,
II 272 Choć sam nic nie posiadał prócz kawałka roli,
II 273 Szabli i wielkich wąsów od ucha do ucha.
II 274 Owoż pan Stolnik nieraz wzywał tego zucha
II 275 I ugaszczał w pałacu, zwłaszcza w czas sejmików,
II 276 Popularny dla jego krewnych i stronników.
II 277 Wąsal tak wzbił się w dumę łaskawem przyjęciem,
II 278 Że mu się uroiło zostać pańskim zięciem.
II 279 Do zamku nie proszony coraz częściej jeździł,
II 280 W końcu u nas jak w swoim domu się zagnieździł
II 281 I już miał się oświadczać, lecz pomiarkowano
II 282 I czarną mu polewkę do stołu podano.
II 283 Podobno Stolnikównie wpadł Soplica w oko,
II 284 Ale przed rodzicami taiła głęboko.
II 285 Było to za Kościuszki czasów; Pan popierał
II 286 Prawo trzeciego maja i już szlachtę zbierał,
II 287 Aby konfederatom ciągnąć ku pomocy,
II 288 Gdy nagle Moskwa zamek opasała w nocy:
II 289 Ledwie był czas z moździerza na trwogę wypalić,
II 290 Podwoje dolne zamknąć i ryglem zawalić.
II 291 W zamku całym był tylko pan Stolnik, ja, Pani,
II 292 Kuchmistrz i dwóch kuchcików, wszyscy trzej pijani,
II 293 Proboszcz, lokaj, hajducy czterej, ludzie śmiali;
II 294 Więc za strzelby, do okien; aż tu tłum Moskali,
II 295 Krzycząc: «ura!» od bramy wali po tarasie;
II 296 My im ze strzelb dziesięciu palnęli: «a zasie!»
II 297 Nic tam nie było widać; słudzy bez ustanku
II 298 Strzelali z dolnych pięter, a ja i Pan z ganku.
II 299 Wszystko szło pięknym ładem, choć w tak wielkiej trwodze:
II 300 Dwadzieścia strzelb leżało tu, na tej podłodze,
II 301 Wystrzeliliśmy jedną, podawano drugą;
II 302 Ksiądz proboszcz zatrudniał się czynnie tą usługą
II 303 I Pani, i Panienka, i nadworne panny;
II 304 Trzech było strzelców, a szedł ogień nieustanny;
II 305 Grad kul sypały z dołu moskiewskie piechury,
II 306 My z rzadka, ale celniej dogrzewali z góry.
II 307 Trzy razy aż pode drzwi to chłopstwo się wparło,
II 308 Ale za każdym razem trzech nogi zadarło.
II 309 Więc uciekli pod lamus; a już był poranek.
II 310 Pan Stolnik wesoł wyszedł ze strzelbą na ganek
II 311 I skoro spod lamusa Moskal łeb wychylił,
II 312 On dawał zaraz ognia, a nigdy nie mylił;
II 313 Za każdym razem czarny kaszkiet w trawę padał
II 314 I już się rzadko który zza ściany wykradał.
II 315 Stolnik, widząc strwożone swe nieprzyjaciele,
II 316 Myślił zrobić wycieczkę, porwał karabelę
II 317 I z ganku krzycząc sługom wydawał rozkazy;
II 318 Obróciwszy się do mnie, rzekł: «Za mną, Gerwazy!»
II 319 Wtem strzelono spod bramy, Stolnik się zająknął,
II 320 Zaczerwienił się, zbladnął, chciał mówić, krwią chrząknął;
II 321 Postrzegłem wtenczas kulę, wpadła w piersi same;
II 322 Pan, słaniając się, palcem ukazał na bramę.
II 323 Poznałem tego łotra Soplicę! Poznałem!
II 324 Po wzroście i po wąsach! Jego to postrzałem
II 325 Zginął Stolnik, widziałem! Łotr jeszcze do góry
II 326 Wzniesioną trzymał strzelbę, jeszcze dym szedł z rury!
II 327 Wziąłem go na cel, zbójca stał jak skamieniały!
II 328 Dwa razy dałem ognia, i oba wystrzały
II 329 Chybiły; czym ze złości, czy z żalu źle mierzył...
II 330 Usłyszałem wrzask kobiet, spójrzałem, — Pan nie żył".
II 331 Tu Gerwazy umilknął i łzami się zalał;
II 332 Potem rzekł kończąc: "Moskal już wrota wywalał;
II 333 Bo po śmierci Stolnika stałem bezprzytomnie
II 334 I nie wiedziałem, co się działo wokoło mnie;
II 335 Szczęściem, na odsiecz przyszedł nam Parafianowicz,
II 336 Przywiodłszy Mickiewiczów dwiestu z Horbatowicz,
II 337 Którzy są szlachta liczna i dzielna, człek w człeka,
II 338 A nienawidzą rodu Sopliców od wieka.
II 339 Tak zginął pan potężny, pobożny i prawy,
II 340 Który miał w domu krzesła, wstęgi i buławy,
II 341 Ojciec włościan, brat szlachty; i nie miał po sobie
II 342 Syna, który by zemstę poprzysiągł na grobie!
II 343 Ale miał sługi wierne; ja w krew jego rany
II 344 Obmoczyłem mój rapier, Scyzorykiem zwany
II 345 (Zapewne Pan o moim słyszał Scyzoryku,
II 346 Sławnym na każdym sejmie, targu i sejmiku).
II 347 Przysiągłem wyszczerbić go na Sopliców karkach;
II 348 Ścigałem ich na sejmach, zajazdach, jarmarkach;
II 349 Dwóch zarąbałem w kłótni, dwóch na pojedynku;
II 350 Jednego podpaliłem w drewnianym budynku,
II 351 Kiedyśmy zajeżdżali z Rymszą Korelicze,
II 352 Upiekł się tam jak piskorz; a tych nie policzę,
II 353 Którym uszy obciąłem. Jeden tylko został,
II 354 Który dotąd ode mnie pamiątki nie dostał!
II 355 Rodzoniutki braciszek owego wąsala
II 356 Żyje dotąd, i z swoich bogactw się przechwala,
II 357 Zamku Horeszków tyka swych kopców krawędzią,
II 358 Szanowany w powiecie, ma urząd, jest sędzią!
II 359 I Pan mu zamek oddasz? niecne jego nogi
II 360 Mają krew Pana mego zetrzeć z tej podłogi?
II 361 O, nie! Póki Gerwazy ma choć za grosz duszy
II 362 I tyle sił, że jednym małym palcem ruszy
II 363 Scyzoryk swój, wiszący dotychczas na ścianie,
II 364 Póty Soplica tego zamku nie dostanie!"
II 365 "O! — krzyknął Hrabia, ręce podnosząc do góry —
II 366 Dobre miałem przeczucie, żem lubił te mury!
II 367 Choć nie wiedziałem, że w nich taki skarb się mieści,
II 368 Tyle scen dramatycznych i tyle powieści!
II 369 Skoro zamek mych przodków Soplicom zagrabię,
II 370 Ciebie osadzę w murach jak mego burgrabię;
II 371 Twoja powieść, Gerwazy, zajęła mię mocno.
II 372 Szkoda, żeś mię nie przywiódł tu w godzinę nocną;
II 373 Udrapowany płaszczem siadłbym na ruinach,
II 374 A ty byś mi o krwawych rozpowiadał czynach;
II 375 Szkoda, że masz niewielki dar opowiadania!
II 376 Nieraz takie słyszałem i czytam podania;
II 377 W Angliji i w Szkocyi każdy zamek lordów,
II 378 W Niemczech każdy dwór grafów był teatrem mordów!
II 379 W każdej dawnej, szlachetnej, potężnej rodzinie
II 380 Jest wieść o jakimś krwawym lub zdradzieckim czynie,
II 381 Po którym zemsta spływa na dziedziców w spadku:
II 382 W Polsce pierwszy raz słyszę o takim wypadku.
II 383 Czuję, że we mnie mężnych krew Horeszków płynie!
II 384 Wiem, co winienem sławie i mojej rodzinie.
II 385 Tak! Muszę zerwać wszelkie z Soplicą układy,
II 386 Choćby do pistoletów przyszło lub do szpady!
II 387 Honor każe".
II 387 Rzekł, ruszył uroczystym krokiem,
II 388 A Gerwazy szedł z tyłu w milczeniu głębokiem.
II 389 Przed bramą stanął Hrabia, sam do siebie gadał,
II 390 Poglądając na zamek prędko na koń wsiadał,
II 391 Tak samotną rozmowę kończąc roztargniony:
II 392 "Szkoda, że ten Soplica stary nie ma żony,
II 393 Lub córki pięknej, której ubóstwiałbym wdzięki;
II 394 Kochając i nie mogąc otrzymać jej ręki,
II 395 Nowa by się w powieści zrobiła zawiłość:
II 396 Tu serce, tam powinność! tu zemsta, tam miłość!"
II 397 Tak szepcąc spiął ostrogi; koń leciał do dworu,
II 398 Gdy z drugiej strony strzelcy wyjeżdżali z boru;
II 399 Hrabia lubił myślistwo; ledwie strzelców zoczył,
II 400 Zapomniawszy o wszystkiem, prosto ku nim skoczył,
II 401 Mijając bramę, ogród, płoty, gdy w zawrocie
II 402 Obejrzał się i konia zatrzymał przy płocie.
II 403 Był sad.
II 403 Drzewa owocne, zasadzone w rzędy,
II 404 Ocieniały szerokie pole; spodem grzędy.
II 405 Tu kapusta, sędziwe schylając łysiny,
II 406 Siedzi i zda się dumać o losach jarzyny;
II 407 Tam, plącząc strąki w marchwi zielonej warkoczu,
II 408 Wysmukły bob obraca na nią tysiąc oczu;
II 409 Owdzie podnosi złotą kitę kukuruza;
II 410 Gdzieniegdzie otyłego widać brzuch harbuza,
II 411 Który od swej łodygi aż w daleką stronę
II 412 Wtoczył się jak gość między buraki czerwone.
II 413 Grzędy rozjęte miedzą; na każdym przykopie
II 414 Stoją jakby na straży w szeregach konopie,
II 415 Cyprysy jarzyn: ciche, proste i zielone.
II 416 Ich liście i woń służą grzędom za obronę,
II 417 Bo przez ich liście nie śmie przecisnąć się żmija.
II 418 A ich woń gąsienice i owad zabija.
II 419 Dalej maków białawe górują badyle;
II 420 Na nich, myślisz, iż rojem usiadły motyle,
II 421 Trzepiecąc skrzydełkami, na których się mieni
II 422 Z rozmaitością tęczy blask drogich kamieni:
II 423 Tylą farb żywych, różnych mak zrzenicę mami.
II 424 W środku kwiatów, jak pełnia pomiędzy gwiazdami,
II 425 Krągły słonecznik licem wielkiem, gorejącem,
II 426 Od wschodu do zachodu kręci się za słońcem.
II 427 Pod płotem wąskie, długie, wypukłe pagórki,
II 428 Bez drzew, krzewów i kwiatów: ogród na ogórki..
II 429 Pięknie wyrosły; liściem wielkim, rozłożystym,
II 430 Okryły grzędy jakby kobiercem fałdzistym.
II 431 Pośrodku szła dziewczyna, w bieliznę ubrana,
II 432 W majowej zieloności tonąc po kolana;
II 433 Z grząd zniżając się w bruzdy, zdała się nie stąpać,
II 434 Ale pływać po liściach, w ich barwie się kąpać.
II 435 Słomianym kapeluszem osłoniła głowę,
II 436 Od skroni powiewały dwie wstążki różowe
II 437 I kilka puklów światłych, rozwitych warkoczy;
II 438 Na ręku miała koszyk, w dół spuściła oczy,
II 439 Prawą rękę podniosła, niby do chwytania;
II 440 Jako dziewczę, gdy rybki w kąpieli ugania
II 441 Bawiące się z jej nóżką, tak ona co chwila
II 442 Z rękami i koszykiem po owoc się schyla,
II 443 Który stopą nadtrąci lub dostrzeże okiem.
II 444 Pan Hrabia, zachwycony tak cudnym widokiem,
II 445 Stał cicho. Słysząc tętent towarzyszów w dali,
II 446 Ręką dał znak, ażeby wstrzymać konie; stali.
II 447 On patrzył z wyciągniętą szyją, jak dziobaty
II 448 Żuraw, z dala od stada gdy odprawia czaty
II 449 Stojąc na jednej nodze, z czujnemi oczyma,
II 450 I, by nie zasnąć, kamień w drugiej nodze trzyma.
II 451 Zbudził Hrabiego szelest na plecach i skroni;
II 452 Był to bernardyn, kwestarz Robak, a miał w dłoni
II 453 Podniesione do góry węzłowate sznurki:
II 454 "Ogórków chcesz Waść? — krzyknął. — Oto masz ogórki.
II 455 Wara, Panie, od szkody, na tutejszej grzędzie
II 456 Nie dla Waszeci owoc, nic z tego nie będzie".
II 457 Potem palcem pogroził, kaptura poprawił
II 458 I odszedł. Hrabia jeszcze chwilę w miejscu bawił.
II 459 Śmiejąc się i klnąc razem tej nagłej przeszkodzie;
II 460 Okiem powrócił w ogród: ale już w ogrodzie
II 461 Nie było jej; mignęła tylko śród okienka
II 462 Jej różowa wstążeczka i biała sukienka.
II 463 Widać na grzędach, jaką przeleciała drogą,
II 464 Bo liść zielony, w biegu potrącony nogą,
II 465 Podnosił się, drżał chwilę, aż się uspokoił,
II 466 Jak woda, którą ptaszek skrzydłami rozkroił.
II 467 A na miejscu, gdzie stała, tylko porzucony
II 468 Koszyk mały z rokity, denkiem wywrócony,
II 469 Pogubiwszy owoce, na liściach zawisał
II 470 I wśród fali zielonej jeszcze się kołysał.
II 471 Po chwili wszędzie było samotnie i głucho.
II 472 Hrabia oczy w dom utkwił i natężył ucho,
II 473 Zawsze dumał, a strzelcy zawsze nieruchomie
II 474 Za nim stali. — Aż w cichym i samotnym domie
II 475 Wszczął się naprzód szmer, potem gwar i krzyk wesoły,
II 476 Jak w ulu pustym, kiedy weń wlatują pszczoły:
II 477 Był to znak, że wracali goście z polowania
II 478 I krzątała się służba około śniadania.
II 479 Jakoż po wszystkich izbach panował ruch wielki,
II 480 Roznoszono potrawy, sztuczce i butelki;
II 481 Mężczyźni, tak jak weszli, w swych zielonych strojach,
II 482 Z talerzami, z szklankami chodząc po pokojach,
II 483 Jedli, pili lub wsparci na okien uszakach,
II 484 Rozprawiali o flintach, chartach i szarakach;
II 485 Podkomorstwo i Sędzia przy stole, a w kątku
II 486 Panny szeptały z sobą; nie było porządku,
II 487 Jaki się przy obiadach i wieczerzach chowa.
II 488 Była to w staropolskim domie moda nowa;
II 489 Przy śniadaniach pan Sędzia, choć nierad, pozwalał
II 490 Na taki nieporządek, lecz go nie pochwalał.
II 491 Różne też były dla dam i mężczyzn potrawy:
II 492 Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
II 493 Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
II 494 Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
II 495 I z porcelany saskiej złote filiżanki;
II 496 Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
II 497 Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
II 498 W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
II 499 Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
II 500 Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
II 501 Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku
II 502 I zna tajne sposoby gotowania trunku,
II 503 Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
II 504 Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
II 505 Wiadomo, czem dla kawy jest dobra śmietana;
II 506 Na wsi nietrudno o nię: bo kawiarka z rana,
II 507 Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
II 508 I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
II 509 Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
II 510 Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
II 511 Panie starsze już wcześniej wstawszy piły kawę,
II 512 Teraz drugą dla siebie zrobiły potrawę:
II 513 Z gorącego, śmietaną bielonego piwa,
II 514 W którym twaróg gruzłami posiekany pływa.
II 515 Zaś dla mężczyzn więdliny leżą do wyboru:
II 516 Półgęski tłuste, kumpia, skrzydliki ozoru,
II 517 Wszystkie wyborne, wszystkie sposobem domowym
II 518 Uwędzone w kominie dymem jałowcowym;
II 519 W końcu wniesiono zrazy na ostatnie danie:
II 520 Takie bywało w domu Sędziego śniadanie.
II 521 We dwóch izbach dwa różne skupiły się grona:
II 522 Starszyzna, przy stoliku małym zgromadzona,
II 523 Mówiła o sposobach nowych gospodarskich,
II 524 O nowych, coraz sroższych ukazach cesarskich;
II 525 Podkomorzy krążące o wojnie pogłoski
II 526 Oceniał i wyciągał polityczne wnioski.
II 527 Panna Wojska włożywszy okulary sine,
II 528 Zabawiała kabałą z kart Podkomorzynę.
II 529 W drugiej izbie toczyła młodzież rzecz o łowach,
II 530 W spokojniejszych i cichszych niż zwykle rozmowach:
II 531 Bo Asesor i Rejent, oba mówcy wielcy,
II 532 Pierwsi znawcy myślistwa i najlepsi strzelcy,
II 533 Siedzieli przeciw sobie mrukliwi i gniewni;
II 534 Oba dobrze poszczuli, oba byli pewni
II 535 Zwycięstwa swoich chartów, gdy pośród równiny
II 536 Znalazł się zagon chłopskiej nie zżętej jarzyny;
II 537 Tam wpadł zając: już Kusy, już go Sokół imał,
II 538 Gdy Sędzia dojeżdżaczy na miedzy zatrzymał;
II 539 Musieli być posłuszni, chociaż w wielkim gniewie;
II 540 Psy powróciły same: i nikt pewnie nie wie,
II 541 Czy źwierz uszedł, czy wzięty; nikt zgadnąć nie zdoła,
II 542 Czy wpadł w paszczę Kusego, czyli też Sokoła,
II 543 Czyli obódwu razem: różnie sądzą strony
II 544 I spór na dalsze czasy trwał nie rozstrzygniony.
II 545 Wojski stary od izby do izby przechodził,
II 546 Po obu stronach oczy roztargnione wodził,
II 547 Nie mieszał się w myśliwych ni w starców rozmowę
II 548 I widać, że czem innym zajętą miał głowę;
II 549 Nosił skórzaną plackę: czasem w miejscu stanie,
II 550 Duma długo i — muchę zabije na ścianie.
II 551 Tadeusz z Telimeną, pomiędzy izbami
II 552 Stojąc we drzwiach na progu, rozmawiali sami;
II 553 Niewielki oddzielał ich od słuchaczów przedział,
II 554 Więc szeptali; Tadeusz teraz się dowiedział:
II 555 Że ciocia Telimena jest bogata pani,
II 556 Że nie są kanonicznie z sobą powiązani
II 557 Zbyt bliskim pokrewieństwem; i nawet niepewno,
II 558 Czy ciocia Telimena jest synowca krewną,
II 559 Choć ją stryj zowie siostrą, bo wspólni rodzice
II 560 Tak ich kiedyś nazwali mimo lat różnicę;
II 561 Że potem ona, żyjąc w stolicy czas długi,
II 562 Wyrządziła nieźmierne Sędziemu usługi;
II 563 Stąd ją Sędzia szanował bardzo i przed światem
II 564 Lubił, może z próżności, nazywać się bratem,
II 565 Czego mu Telimena przez przyjaźń nie wzbrania.
II 566 Ulżyły Tadeusza sercu te wyznania.
II 567 Wiele też innych rzeczy sobie oświadczyli;
II 568 A wszystko to się stało w jednej krótkiej chwili.
II 569 Ale w izbie na prawo, kusząc Asesora,
II 570 Rzekł Rejent mimojazdem: "Ja mówiłem wczora,
II 571 Że polowanie nasze udać się nie może:
II 572 Jeszcze zbyt wcześnie, jeszcze na pniu stoi zboże
II 573 I mnóstwo sznurów chłopskiej nie zżętej jarzyny;
II 574 Stąd i Hrabia nie przybył mimo zaprosiny.
II 575 Hrabia na polowaniu bardzo dobrze zna się,
II 576 Nieraz gadał o łowów i miejscu, i czasie;
II 577 Hrabia chował się w obcych krajach od dzieciństwa
II 578 I powiada, że to jest znakiem barbarzyństwa
II 579 Polować tak jak u nas, bez żadnego względu
II 580 Na artykuły ustaw, przepisy urzędu,
II 581 Nie szanując niczyich kopców ani miedzy,
II 582 Jeździć po cudzym gruncie bez dziedzica wiedzy;
II 583 Wiosną równie jak latem zbiegać pola, knieje,
II 584 Zabijać nieraz lisa, właśnie gdy linieje,
II 585 Albo cierpieć, iż kotną samicę zajęczą
II 586 Charty w runi uszczują, a raczej zamęczą,
II 587 Z wielką szkodą źwierzyny. Stąd się Hrabia żali,
II 588 Że cywilizacyja większa u Moskali,
II 589 Bo tam o polowaniu są ukazy cara
II 590 I dozor policyi, i na winnych kara".
II 591 Telimena, ku lewej iźbie obrócona,
II 592 Wachlując batystową chusteczką ramiona,
II 593 "Jak mamę kocham — rzekła — Hrabia się nie myli.
II 594 Znam ja dobrze Rosyją. Państwo nie wierzyli,
II 595 Gdy im nieraz mówiłam, jak tam z wielu względów
II 596 Godna pochwały czujność i srogość urzędów.
II 597 Byłam ja w Petersburgu nie raz, nie dwa razy!
II 598 Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy!
II 599 Co za miasto! Nikt z Panów nie był w Petersburku?
II 600 Chcecie może plan widzieć? Mam plan miasta w biórku.
II 601 Latem świat petersburski zwykł mieszkać na daczy,
II 602 To jest w pałacach wiejskich (dacza wioskę znaczy).
II 603 Mieszkałam w pałacyku, tuż nad Newą rzeką,
II 604 Niezbyt blisko od miasta i niezbyt daleko,
II 605 Na niewielkim, umyślnie sypanym pagórku.
II 606 Ach, co to był za domek! plan mam dotąd w biórku.
II 607 Otóż, na me nieszczęście, najął dom w sąsiedztwie
II 608 Jakiś mały czynownik siedzący na śledztwie;
II 609 Trzymał kilkoro chartów; co to za męczarnie,
II 610 Gdy blisko mieszka mały czynownik i psiarnie!
II 611 Ilekroć z książką wyszłam sobie do ogrodu
II 612 Użyć księżyca blasku, wieczornego chłodu,
II 613 Zaraz i pies przyleciał i kręcił ogonem,
II 614 I strzygł uszami, właśnie jakby był szalonym.
II 615 Nieraz się nalękałam. Serce mi wróżyło
II 616 Z tych psów jakieś nieszczęście: tak się też zdarzyło.
II 617 Bo gdym szła do ogrodu pewnego poranka,
II 618 Chart u nóg mych zadławił mojego kochanka
II 619 Bonończyka! Ach, była to rozkoszna psina!
II 620 Miałam ją w podarunku od księcia Sukina
II 621 Na pamiątkę; rozumna, żywa jak wiewiórka,
II 622 Mam jej portrecik, tylko nie chcę iść do biórka.
II 623 Widząc ją zadławioną, z wielkiej alteracji
II 624 Dostałam mdłości, spazmów, serca palpitacji.
II 625 Może by gorzej jeszcze z moim zdrowiem było;
II 626 Szczęściem, nadjechał właśnie z wizytą Kiryło
II 627 Gawrylicz Kozodusin, Wielki Łowczy Dworu,
II 628 Pyta się o przyczynę tak złego humoru.
II 629 Każe wnet urzędnika przyciągnąć za uszy;
II 630 Staje pobladły, drżący i prawie bez duszy.
II 631 «Jak śmiesz» — krzyknął Kiryło piorunowym głosem —
II 632 Szczuć wiosną łanię kotną tuż pod carskim nosem?»
II 633 Osłupiały czynownik darmo się zaklinał,
II 634 Że polowania dotąd jeszcze nie zaczynał.
II 635 Że z Wielkiego Łowczego wielkim pozwoleniem
II 636 Zwierz uszczuty zda mu się być psem, nie jeleniem.
II 637 «Jak to? — krzyknął Kiryło — to śmiałbyś, hultaju,
II 638 Znać się lepiej na łowach i źwierząt rodzaju
II 639 Niżli ja, Kozodusin, Carski Jegermajster?
II 640 Niechajże nas rozsądzi zaraz policmajster!»
II 641 Wołają policmajstra, każą spisać śledztwo:
II 642 «Ja — rzecze Kozodusin — wydaję świadectwo,
II 643 Że to łani; on plecie, że to pies domowy.
II 644 Rozsądź nas, kto zna lepiej źwierzynę i łowy!»
II 645 Policmajster powinność służby swej rozumiał,
II 646 Bardzo się nad zuchwalstwem czynownika zdumiał
II 647 I odwiodłszy na stronę, po bratersku radził,
II 648 By przyznał się do winy i tem grzech swój zgładził.
II 649 Łowczy udobruchany przyrzekł, że się wstawi
II 650 Do Cesarza i wyrok nieco ułaskawi;
II 651 Skończyło się, że charty poszły na powrozy,
II 652 A czynownik na cztery tygodnie do kozy.
II 653 Zabawiła nas cały wieczór ta pustota;
II 654 Zrobiła się nazajutrz z tego anegdota,
II 655 Że w sądy o mym piesku Wielki Łowczy wdał się;
II 656 I nawet wiem z pewnością, że sam Cesarz śmiał się".
II 657 Śmiech powstał w obu izbach. Sędzia z Bernardynem
II 658 Grał w mariasza i właśnie z wyświeconym winem
II 659 Miał coś ważnego zadać; już ksiądz ledwo dyszał,
II 660 Kiedy Sędzia początek powieści posłyszał
II 661 I tak nią był zajęty, że z zadartą głową
II 662 I z kartą podniesioną, do bicia gotową,
II 663 Siedział cicho i tylko Bernardyna trwożył,
II 664 Aż gdy skończono powieść, pamfila położył,
II 665 I rzekł śmiejąc się: "Niech tam sobie, kto chce, chwali
II 666 Niemców cywilizacją, porządek Moskali;
II 667 Niechaj Wielkopolanie uczą się od Szwabów
II 668 Prawować się o lisa i przyzywać drabów,
II 669 By wziąść w areszt ogara, że wpadł w cudze gaje;
II 670 Na Litwie, chwała Bogu, stare obyczaje:
II 671 Mamy dosyć zwierzyny dla nas i sąsiedztwa
II 672 I nie będziemy nigdy o to robić śledztwa;
II 673 I zboża mamy dosyć, psy nas nie ogłodzą,
II 674 Że po jarzynach albo po życie pochodzą;
II 675 Na morgach chłopskich bronię robić polowanie".
II 676 Ekonom z lewej izby rzekł: "Nie dziw, Mospanie,
II 677 Bo też Pan drogo płaci za taką zwierzynę.
II 678 Chłopy i radzi temu, kiedy w ich jarzynę
II 679 Wskoczy chart; niech otrząśnie dziesięć kłosów żyta,
II 680 To Pan mu kopę oddasz, i jeszcze nie kwita,
II 681 Często chłopi talara w przydatku dostali;
II 682 Wierz mi Pan, że się chłopstwo bardzo rozzuchwali,
II 683 Jeśli..."
II 683 Resztę dowodów pana ekonoma
II 684 Nie mógł usłyszeć Sędzia, bo pomiędzy dwoma
II 685 Rozprawami wszczęło się dziesięć rozgoworów,
II 686 Anegdot, opowiadań, i na koniec sporów.
II 687 Tadeusz z Telimeną, całkiem zapomniani,
II 688 Pamiętali o sobie. — Rada była pani,
II 689 Że jej dowcip tak bardzo Tadeusza bawił;
II 690 Młodzieniec jej nawzajem komplementy prawił.
II 691 Telimena mówiła coraz wolniéj, ciszéj,
II 692 I Tadeusz udawał, że jej nie dosłyszy
II 693 W tłumie rozmów: więc szepcąc, tak zbliżył się do niéj,
II 694 Że uczuł twarzą lubą gorącość jej skroni;
II 695 Wstrzymując oddech, usty chwytał jej westchnienie
II 696 I okiem łowił wszystkie jej wzroku promienie.
II 697 Wtem pomiędzy ich usta mignęła znienacka
II 698 Naprzód mucha, a za nią tuż Wojskiego placka.
II 699 Na Litwie much dostatek. Jest pomiędzy niemi
II 700 Gatunek much osobny, zwanych szlacheckiemi;
II 701 Barwą i kształtem całkiem podobne do innych,
II 702 Ale pierś mają szerszą, brzuch większy od gminnych,
II 703 Latając bardzo huczą i nieznośnie brzęczą,
II 704 A tak silne, że tkankę przebiją pajęczą
II 705 Lub jeśli która wpadnie, trzy dni będzie bzykać,
II 706 Bo z pająkiem sam na sam może się borykać.
II 707 Wszystko to Wojski zbadał i jeszcze dowodził,
II 708 Że się z tych much szlacheckich pomniejszy lud rodził,
II 709 Że one tym są muchom, czem dla roju matki,
II 710 Że z ich wybiciem zginą owadów ostatki.
II 711 Prawda, że ochmistrzyni ani pleban wioski
II 712 Nie uwierzyli nigdy w te Wojskiego wnioski
II 713 I trzymali inaczej o muszym rodzaju;
II 714 Lecz Wojski nie odstąpił dawnego zwyczaju:
II 715 Ledwo dostrzegł takową muchę, wnet ją gonił.
II 716 Właśnie mu teraz szlachcic nad uchem zadzwonił;
II 717 Po dwakroć Wojski machnął, zdziwił się, że chybił,
II 718 Trzeci raz machnął, tylko co okna nie wybił;
II 719 Aż mucha, odurzona od tyla łoskotu,
II 720 Widząc dwóch ludzi w progu broniących odwrotu,
II 721 Rzuciła się z rozpaczą pomiędzy ich lica;
II 722 I tam za nią mignęła Wojskiego prawica.
II 723 Raz tak był tęgi, że dwie odskoczyły głowy,
II 724 Jak rozdarte piorunem dwie drzewa połowy;
II 725 Uderzyły się mocno oboje w uszaki,
II 726 Tak że obojgu sine zostały się znaki.
II 727 Szczęściem, nikt nie uważał, bo dotychczasowa
II 728 Żywa, głośna, lecz dosyć porządna rozmowa
II 729 Zakończyła się nagłym wybuchem hałasu.
II 730 Jak strzelcy gdy na lisa zaciągną do lasu,
II 731 Słychać gdzieniegdzie trzask drzew, strzały, psiarni granie,
II 732 A wtem dojeżdżacz dzika ruszył niespodzianie,
II 733 Dał znak, i wrzask powstaje w strzelców i psów tłuszczy,
II 734 Jak gdyby się ozwały wszystkie drzewa puszczy;
II 735 Tak dzieje się z rozmową: z wolna się pomyka,
II 736 Aż natrafi na przedmiot wielki, jak na dzika.
II 737 Dzikiem rozmów strzeleckich był ów spór zażarty
II 738 Rejenta z Asesorem o sławne ich charty.
II 739 Krótko trwał, lecz zrobili wiele w jedną chwilę;
II 740 Bo razem wyrzucili słów i obelg tyle,
II 741 Że wyczerpnęli sporu zwyczajne trzy części:
II 742 Przycinki, gniew, wyzwanie — i szło już do pięści.
II 743 Więc ku nim z drugiej izby wszyscy się porwali
II 744 I tocząc się przeze drzwi na kształt bystrej fali,
II 745 Unieśli młodą parę stojącą na progu,
II 746 Podobną Janusowi, dwulicemu bogu.
II 747 Tadeusz z Telimeną nim na skroniach włosy
II 748 Poprawili, już groźne ucichły odgłosy,
II 749 Szmer zmieszany ze śmiechem śród ciżby się szerzył;
II 750 Nastąpił rozejm kłótni, Kwestarz ją uśmierzył:
II 751 Człowiek stary, lecz krępy i bardzo pleczysty.
II 752 Właśnie kiedy Asesor podbiegł do Jurysty,
II 753 Gdy już sobie gestami grozili szermierze,
II 754 On raptem porwał obu z tyłu za kołnierze
II 755 I dwakroć uderzywszy głowy obie mocne
II 756 Jedną o drugą jako jaja wielkanocne,
II 757 Rozkrzyżował ramiona na kształt drogoskazu
II 758 I we dwa kąty izby rzucił ich od razu;
II 759 Chwilę z rozciągnionemi stał w miejscu rękami
II 760 I "Pax, pax, pax vobiscum! — krzyczał — pokój z wami!"
II 761 Zdziwiły się, zaśmiały nawet strony obie:
II 762 Przez szacunek należny duchownej osobie
II 763 Nie śmiano łajać mnicha; a po takiej probie
II 764 Nikt też nie miał ochoty zaczynać z nim zwadę.
II 765 Zaś kwestarz Robak, skoro uciszył gromadę,
II 766 Widać było, że wcale tryumfu nie szukał,
II 767 Ani groził kłótnikom więcej, ani fukał;
II 768 Tylko poprawił kaptur i ręce za pasem
II 769 Zatknąwszy, wyszedł cicho z pokoju.
II 769 Tymczasem
II 770 Podkomorzy i Sędzia między dwiema strony
II 771 Plac zajęli. Pan Wojski, jakby przebudzony
II 772 Z głębokiego dumania, na środek wystąpił,
II 773 Obiegał zgromadzenie ognistą źrenicą
II 774 I gdzie szmer jeszcze słyszał, jak ksiądz kropielnicą,
II 775 Tam uciszając machał swą placką ze skóry;
II 776 Wreszcie, podniosłszy trzonek z powagą do góry
II 777 Jak laskę marszałkowską, nakazał milczenie.
II 778 "Uciszcie się! — powtarzał. — Miejcie też baczenie,
II 779 Wy, co jesteście pierwsi myśliwi w powiecie,
II 780 Z gorszącej kłótni waszej co będzie? czy wiecie?
II 781 Oto młodzież, na której Ojczyzny nadzieje,
II 782 Która ma wsławiać nasze ostępy i knieje,
II 783 Która, niestety, i tak zaniedbuje łowy,
II 784 Może do ich wzgardzenia weźmie pochop nowy!
II 785 Widząc, że ci, co innym mają dać przykłady,
II 786 Z łowów przynoszą tylko poswarki i zwady.
II 787 Miejcie też wzgląd powinny dla mych włosów siwych;
II 788 Bo znałem większych dawniej niźli wy myśliwych,
II 789 A sądziłem ich nieraz sądem polubownym.
II 790 Któż był w lasach litewskich Rejtanowi równym?
II 791 Czy obławę zaciągnąć, czy spotkać się z źwierzém,
II 792 Kto z Białopiotrowiczem porówna się Jerzym?
II 793 Gdzie jest dziś taki strzelec jak szlachcic Żegota,
II 794 Co kulą z pistoletu w biegu trafiał kota?
II 795 Terajewicza znałem, co idąc na dziki,
II 796 Nie brał nigdy innego oręża prócz piki!
II 797 Budrewicza, co chodził z niedźwiedziem w zapasy.
II 798 Takich mężów widziały niegdyś nasze lasy!
II 799 Jeśli do sporu przyszło, jakże spór godzili?
II 800 Oto obrali sędziów i zakład stawili.
II 801 Ogiński sto włók lasu raz przegrał o wilka;
II 802 Niesiołowskiemu borsuk kosztował wsi kilka!
II 803 I wy, Panowie, pójdźcie za starych przykładem
II 804 I rozstrzygnijcie spór wasz choć mniejszym zakładem.
II 805 Słowo wiatr, w sporach słównych nigdy nie masz końca,
II 806 Szkoda ust dłużej suszyć kłótnią o zająca;
II 807 Więc polubownych sędziów najpierwej obierzcie,
II 808 A co wyrzekną, temu sumiennie zawierzcie.
II 809 Ja uproszę Sędziego, ażeby nie bronił
II 810 Dojeżdżaczowi, choćby po pszenicy gonił;
II 811 I tuszę, że tę łaskę otrzymam od Pana".
II 812 To wyrzekłszy, Sędziego ścisnął za kolana.
II 813 "Konia — zawołał Rejent — stawię konia z rzędem
II 814 I opiszę się jeszcze przed ziemskim urzędem,
II 815 Iż ten pierścień sędziemu w salarijum złożę".
II 816 "Ja — rzekł Asesor — stawię me złote obroże,
II 817 Jaszczurem wykładane, z kółkami ze złota,
II 818 I smycz tkany, jedwabny, którego robota
II 819 Równie cudna jak kamień, co się na nim świeci.
II 820 Chciałem ten sprzęt zostawić w dziedzictwie dla dzieci,
II 821 Jeślibym się ożenił; ten sprzęt mnie darował
II 822 Książę Dominik, kiedym z nim razem polował
II 823 I z marszałkiem Sanguszką księciem, z jenerałem
II 824 Mejenem, i gdy wszystkich na charty wyzwałem.
II 825 Tam — bezprzykładną w dziejach polowania sztuką
II 826 Uszczułem sześć zajęcy pojedynczą suką.
II 827 Polowaliśmy wtenczas na kupiskiem błoniu;
II 828 Książę Radziwiłł nie mógł dosiedzieć na koniu;
II 829 Zsiadł i objąwszy sławną mą charcicę Kanię,
II 830 Trzykroć jej w samą głowę dał pocałowanie,
II 831 A potem, trzykroć ręką klasnąwszy po pysku,
II 832 Rzekł: «Mianuję cię odtąd księżną na Kupisku».
II 833 Tak Napoleon daje wodzom swoim księstwa
II 834 Od miejsc, na których wielkie odnieśli zwycięstwa".
II 835 Telimena, znudzona zbyt długimi swary,
II 836 Chciała wyjść na dziedziniec, lecz szukała pary;
II 837 Wzięła koszyczek z kołka: "Panowie, jak widzę,
II 838 Chcecie zostać w pokoju, ja idę na rydze;
II 839 Kto łaska, proszę za mną" — rzekła, koło głowy
II 840 Obwijając czerwony szal kaszemirowy;
II 841 Córeczkę Podkomorstwa wzięła w jedną rękę,
II 842 A drugą podchyliła do kostek sukienkę.
II 843 Tadeusz milczkiem za nią na grzyby pośpieszył.
II 844 Zamiar przechadzki bardzo Sędziego ucieszył.
II 845 Widział sposób rozjęcia krzykliwego sporu,
II 846 A więc krzyknął: "Panowie, po grzyby do boru!
II 847 Kto z najpiękniejszym rydzem do stołu przybędzie,
II 848 Ten obok najpiękniejszej panienki usiędzie;
II 849 Sam ją sobie wybierze. Jeśli znajdzie dama,
II 850 Najpiękniejszego chłopca weźmie sobie sama".
III KSIĘGA TRZECIA
III UMIZGI
III TREŚĆ:
III Wyprawa Hrabi na sad — Tajemnicza nimfa gęsi pasie — Podobieństwo grzybobrania do przechadzki cieniów elizejskich — Gatunki grzybów — Telimena w Świątyni dumania — Narady tyczące się postanowienia Tadeusza — Hrabia pejzażysta — Tadeusza uwagi malarskie nad drzewami i obłokami — Hrabiego myśli o sztuce — Dzwon — Bilecik — Niedźwiedź, Mospanie!
III 1 Hrabia wracał do siebie, lecz konia wstrzymywał,
III 2 Głową coraz w tył kręcił, w ogród się wpatrywał;
III 3 I raz mu się zdawało, że znowu z okienka
III 4 Błysnęła tajemnicza bieluchna sukienka
III 5 I coś lekkiego znowu upadło z wysoka,
III 6 I przeleciawszy cały ogród w mgnieniu oka,
III 7 Pomiędzy zielonymi świeciło ogórki:
III 8 Jako promień słoneczny, wykradłszy się z chmurki,
III 9 Kiedy śród roli padnie na krzemienia skibę
III 10 Lub śród zielonej łąki w drobną wody szybę.
III 11 Hrabia zsiadł z konia, sługi odprawił do domu,
III 12 A sam ku ogrodowi ruszył po kryjomu;
III 13 Dobiegł wkrótce parkanu, znalazł w nim otwory
III 14 I wcisnął się po cichu jak wilk do obory;
III 15 Nieszczęściem, trącił krzaki suchego agrestu.
III 16 Ogrodniczka, jak gdyby zlękła się szelestu,
III 17 Oglądała się wkoło, lecz nic nie spostrzegła;
III 18 Przecież ku drugiej stronie ogrodu pobiegła.
III 19 A Hrabia bokiem, między wielkie końskie szczawie,
III 20 Między liście łopuchu, na rękach, po trawie,
III 21 Skacząc jak żaba, cicho, przyczołgał się blisko,
III 22 Wytknął głowę — i ujrzał cudne widowisko.
III 23 W tej części sadu rosły tu i ówdzie wiśnie,
III 24 Śród nich zboże, w gatunkach zmieszanych umyślnie:
III 25 Pszenica, kukuruza, bob, jęczmień wąsaty,
III 26 Proso, groszek, a nawet krzewiny i kwiaty.
III 27 Domowemu to ptastwu taki ochmistrzyni
III 28 Wymyśliła ogródek: sławna gospodyni.
III 29 Zwała się Kokosznicka, z domu Jendykowi-
III 30 czówna; jej wynalazek epokę stanowi
III 31 W domowym gospodarstwie; dziś powszechnie znany,
III 32 Lecz w owych czasach jeszcze za nowość podany,
III 33 Przyjęty pod sekretem od niewielu osób,
III 34 Nim go wydał kalendarz, pod tytułem: Sposób
III 35 Na jastrzębie i kanie, albo nowy środek
III 36 Wychowywania drobiu — był to ów ogrodek.
III 37 Jakoż zaledwie kogut, co odprawia warty,
III 38 Stanie i nieruchomie dzierżąc dziob zadarty,
III 39 I głowę grzebieniastą pochyliwszy bokiem,
III 40 Aby tym łacniej w niebo mógł celować okiem,
III 41 Dostrzeże wiszącego jastrzębia śród chmury,
III 42 Krzyknie — zaraz w ten ogród chowają się kury,
III 43 Nawet gęsi i pawie, i w nagłym przestrachu
III 44 Gołębie, gdy nie mogą schronić się na dachu.
III 45 Teraz w niebie żadnego nie widziano wroga,
III 46 Tylko skwarzyła słońca letniego pożoga,
III 47 Od niej ptaki w zbożowym ukryły się lasku;
III 48 Tamte leżą w murawie, te kąpią się w piasku.
III 49 Śród ptaszych głów sterczały główki ludzkie małe,
III 50 Odkryte; włosy na nich krótkie, jak len białe;
III 51 Szyje nagie do ramion; a pomiędzy niemi
III 52 Dziewczyna głową wyższa, z włosami dłuższemi;
III 53 Tuż za dziećmi paw siedział i piór swych obręcze
III 54 Szeroko rozprzestrzenił w różnofarbną tęczę,
III 55 Na której główki białe, jak na tle obrazku,
III 56 Rzucone w ciemny błękit, nabierały blasku,
III 57 Obrysowane wkoło kręgiem pawich oczu
III 58 Jak wiankiem gwiazd, świeciły w zbożu jak w przezroczu,
III 59 Pomiędzy kukuruzy złocistymi laski
III 60 I angielską trawicą posrebrzaną w paski,
III 61 I szczyrem koralowym, i zielonym ślazem,
III 62 Których kształty i barwy mieszały się razem
III 63 Niby krata ze srebra i złota pleciona,
III 64 A powiewna od wiatru jak lekka zasłona.
III 65 Nad gęstwą różnofarbnych kłosów i badylów
III 66 Wisiała jak baldakim jasna mgła motylów
III 67 Zwanych babkami, których poczwórne skrzydełka,
III 68 Lekkie jak pajęczyna, przejrzyste jak szkiełka,
III 69 Gdy w powietrzu zawisną, zaledwo widome,
III 70 I chociaż brzęczą, myślisz, że są nieruchome.
III 71 Dziewczyna powiewała podniesioną w ręku
III 72 Szarą kitką, podobną do piór strusich pęku;
III 73 Nią zdała się oganiać główki niemowlęce
III 74 Od złotego motylów deszczu. W drugiej ręce
III 75 Coś u niej rogatego, złocistego świeci,
III 76 Zdaje się, że naczynie do karmienia dzieci,
III 77 Bo je zbliżała dzieciom do ust po kolei,
III 78 Miało zaś kształt złotego rogu Amaltei.
III 79 Tak zatrudniona, przecież obracała głowę
III 80 Na pamiętne szelestem krzaki agrestowe,
III 81 Nie wiedząc, że napastnik już z przeciwnej strony
III 82 Zbliżył się, czołgając się jak wąż przez zagony;
III 83 Aż wyskoczył z łopucha. Spójrzała — stał blisko,
III 84 O cztery grzędy od niej, i kłaniał się nisko.
III 85 Już głowę odwróciła i wzniosła ramiona,
III 86 I zrywała się lecieć jak kraska spłoszona,
III 87 I już lekkie jej stopy wionęły nad liściem,
III 88 Kiedy dzieci, przelękłe podróżnego wniściem
III 89 I ucieczką dziewczyny, wrzasnęły okropnie;
III 90 Posłyszała, uczuła, że jest nieroztropnie
III 91 Dziatwę małą, przelękłą i samą porzucić:
III 92 Wracała wstrzymując się, lecz musiała wrócić,
III 93 Jak niechętny duch, wróżka przyzwany zaklęciem;
III 94 Przybiegła z najkrzykliwszym bawić się dziecięciem,
III 95 Siadła przy niem na ziemi, wzięła je na łono,
III 96 Drugie głaskała ręką i mową pieszczoną;
III 97 Aż się uspokoiły, objąwszy w rączęta
III 98 Jej kolana i tuląc główki jak pisklęta
III 99 Pod skrzydło matki. Ona rzekła: "Czy to pięknie
III 100 Tak krzyczeć? czy to grzecznie? Ten pan was się zlęknie.
III 101 Ten pan nie przyszedł straszyć; to nie dziad szkaradny.
III 102 To gość, dobry pan, patrzcie tylko, jaki ładny".
III 103 Sama spójrzała: Hrabia uśmiechnął się mile
III 104 I widocznie był wdzięczen jej za pochwał tyle;
III 105 Postrzegła się, umilkła, oczy opuściła
III 106 I jako róży pączek cała się spłoniła.
III 107 W istocie był to piękny pan: słusznej urody,
III 108 Twarz miał pociągłą, blade, lecz świeże jagody,
III 109 Oczy modre, łagodne, włos długi, białawy;
III 110 Na włosach listki ziela i kosmyki trawy,
III 111 Które Hrabia oberwał pełznąc przez zagony,
III 112 Zieleniły się jako wieniec rozpleciony.
III 113 "O ty! — rzekł — jakimkolwiek uczczę cię imieniem,
III 114 Bóstwem jesteś czy nimfą, duchem czy widzeniem!
III 115 Mów! własna-li cię wola na ziemię sprowadza,
III 116 Obca-li więzi ciebie na padole władza?
III 117 Ach, domyślam się — pewnie wzgardzony miłośnik,
III 118 Jaki pan możny albo opiekun zazdrośnik
III 119 W tym cię parku zamkowym jak zaklętą strzeże!
III 120 Godna, by o cię bronią walczyli rycerze,
III 121 Byś została romansów heroiną smutnych!
III 122 Odkryj mi, Piękna, tajnie twych losów okrutnych!
III 123 Znajdziesz wybawiciela — odtąd twem skinieniem,
III 124 Jak rządzisz sercem mojem, tak rządź mym ramieniem".
III 125 Wyciągnął ramię.
III 125 Ona z rumieńcem dziewiczym,
III 126 Ale z rozweselonym słuchała obliczem.
III 127 Jak dziecię lubi widzieć obrazki jaskrawe
III 128 I w liczmanach błyszczących znajduje zabawę,
III 129 Nim rozezna ich wartość, tak się słuch jej pieści
III 130 Z dźwięcznemi słowy, których nie pojęła treści.
III 131 Na koniec zapytała: "Skąd tu Pan przychodzi?
III 132 I czego tu po grzędach szuka Pan Dobrodziéj?"
III 133 Hrabia oczy roztworzył, zmieszany, zdziwiony,
III 134 Milczał, wreszcie, zniżając swej rozmowy tony:
III 135 "Przepraszam — rzekł — Panienko! Widzę, żem pomieszał
III 136 Zabawy! Ach, przepraszam, jam właśnie pośpieszał
III 137 Na śniadanie; już późno, chciałem na czas zdążyć;
III 138 Panienka wie, że drogą trzeba wkoło krążyć,
III 139 Przez ogród, zdaje mi się, jest do dworu prościéj".
III 140 Dziewczyna rzekła: "Tędy droga Jegomości;
III 141 Tylko grząd psuć nie trzeba; tam między murawą
III 142 Ścieżka". — "W lewo — zapytał Hrabia — czy na prawo?"
III 143 Ogrodniczka, podniosłszy błękitne oczęta,
III 144 Zdawała się go badać, ciekawością zdjęta:
III 145 Bo dom o tysiąc kroków widny jak na dłoni,
III 146 A Hrabia drogi pyta? Ale Hrabia do niéj
III 147 Chciał koniecznie coś mówić i szukał powodu
III 148 Rozmowy.
III 148 "Panna mieszka tu? blisko ogrodu?
III 149 Czy na wsi? Jak to było, żem Panny we dworze
III 150 Nie widział? Czy niedawno tu? przyjezdna może?"
III 151 Dziewczę wstrząsnęło głową. — "Przepraszam, Panienko,
III 152 Czy nie tam pokoj Panny, gdzie owe okienko?"
III 153 Myślił zaś w duchu: Jeśli nie jest heroiną
III 154 Romansów, jest młodziuchną, prześliczną dziewczyną.
III 155 Zbyt często wielka dusza, myśl wielka ukryta
III 156 W samotności, jak róża śród lasów rozkwita;
III 157 Dosyć ją wynieść na świat, postawić przed słońcem,
III 158 Aby widzów zdziwiła jasnych barw tysiącem!
III 159 Ogrodniczka tymczasem powstała w milczeniu,
III 160 Podniosła jedno dziecię źwisłe na ramieniu,
III 161 Drugie wzięła za rękę, a kilkoro przodem
III 162 Zaganiając jak gąski, szła dalej ogrodem.
III 163 Odwróciwszy się rzekła: "Czy też Pan nie może
III 164 Rozbiegłe moje ptastwo wpędzić nazad w zboże?"
III 165 "Ja ptastwo pędzać?" — krzyknął Hrabia z zadziwieniem.
III 166 Ona tymczasem znikła, zakryta drzew cieniem.
III 167 Chwilę jeszcze z szpaleru przez majowe zwoje
III 168 Przeświecało coś na wskróś, jakby oczu dwoje.
III 169 Samotny Hrabia długo jeszcze stał w ogrodzie;
III 170 Dusza jego, jak ziemia po słońca zachodzie,
III 171 Ostygała powoli, barwy brała ciemne;
III 172 Zaczął marzyć, lecz sny miał bardzo nieprzyjemne.
III 173 Zbudził się, sam nie wiedząc, na kogo się gniewał;
III 174 Niestety, mało znalazł! nadto się spodziewał!
III 175 Bo gdy zagonem pełznął ku owej pasterce,
III 176 Paliło mu się w głowie, skakało w nim serce;
III 177 Tyle wdzięków w tajemnej nimfie upatrywał,
III 178 W tyle ją cudów ubrał, tyle odgadywał!
III 179 Wszystko znalazł inaczej. Prawda, że twarz ładną,
III 180 Kibić miała wysmukłą, ale jak nieskładną!
III 181 A owa pulchność liców i rumieńca żywość,
III 182 Malująca zbyteczną, prostacką szczęśliwość!
III 183 Znak, że myśl jeszcze drzemie, że serce nieczynne.
III 184 I owe odpowiedzi, tak wiejskie, tak gminne!
III 185 "Po cóż się łudzić? — krzyknął — zgaduję po czasie!
III 186 Moja nimfa tajemna pono gęsi pasie!"
III 187 Z nimfy zniknieniem całe czarowne przezrocze
III 188 Zmieniło się: te wstęgi, te kraty urocze,
III 189 Złote, srebrne, niestety! więc to była słoma?
III 190 Hrabia z załamanemi poglądał rękoma
III 191 Na snopek uwiązanej trawami mietlicy,
III 192 Którą brał za pęk strusich piór w ręku dziewicy.
III 193 Nie zapomniał naczynia: złocista konewka,
III 194 Ów rożek Amaltei, była to marchewka!
III 195 Widział ją w ustach dziecka pożeraną chciwie:
III 196 Więc było po uroku! po czarach! po dziwie!
III 197 Tak chłopiec, kiedy ujrzy cykoryi kwiaty,
III 198 Wabiące dłoń miękkiemi, lekkiemi bławaty,
III 199 Chce je pieścić, zbliża się, dmuchnie, i z podmuchem
III 200 Cały kwiat na powietrzu rozleci się puchem,
III 201 A w ręku widzi tylko badacz zbyt ciekawy
III 202 Nagą łodygę szarozielonawej trawy.
III 203 Hrabia wcisnął na oczy kapelusz i wracał
III 204 Tamtędy, kędy przyszedł, ale drogę skracał,
III 205 Stąpając po jarzynach, kwiatach i agreście,
III 206 Aż przeskoczywszy parkan, odetchnął nareście!
III 207 Przypomniał, że dziewczynie mówił o śniadaniu;
III 208 Może już wszyscy wiedzą o jego spotkaniu;
III 209 W ogrodzie, blisko domu? może szukać wyślą?
III 210 Postrzegli, że uciekał? Kto wie, co pomyślą?
III 211 Więc wypadało wrócić.
III 211 Chyląc się u płotów,
III 212 Około miedz i zielska, po tysiącach zwrotów
III 213 Rad był przecież, że wyszedł w końcu na gościniec,
III 214 Który prosto prowadził na dworski dziedziniec.
III 215 Szedł przy płocie, a głowę odwracał od sadu,
III 216 Jak złodziej od śpichlerza, aby nie dać śladu,
III 217 Że go myśli nawiedzić albo już nawiedził.
III 218 Tak Hrabia był ostróżny, choć go nikt nie śledził;
III 219 Patrzył w stronę przeciwną ogrodu, na prawo.
III 220 Był gaj z rzadka zarosły, wysłany murawą;
III 221 Po jej kobiercach, na wskroś białych pniów brzozowych,
III 222 Pod namiotem obwisłych gałęzi majowych,
III 223 Snuło się mnóstwo kształtów, których dziwne ruchy,
III 224 Niby tańce, i dziwny ubior: istne duchy
III 225 Błądzące po księżycu. Tamci w czarnych, ciasnych,
III 226 Ci w długich, rozpuszczonych szatach, jak śnieg jasnych;
III 227 Tamten pod kapeluszem jak obręcz szerokim,
III 228 Ten z gołą głową; inni, jak gdyby obłokiem
III 229 Obwiani, idąc, na wiatr puszczają zasłony,
III 230 Ciągnące się za głową jak komet ogony.
III 231 Każdy w innej postawie: ten przyrósł do ziemi,
III 232 Tylko oczyma kręci na dół spuszczonemi;
III 233 Ów patrząc wprost przed siebie, niby senny kroczy
III 234 Jak po linie, ni w prawo, ni w lewo nie zboczy;
III 235 Wszyscy zaś ciągle w różne schylają się strony
III 236 Aż do ziemi, jak gdyby wybijać pokłony.
III 237 Jeżeli się przybliżą albo się spotkają,
III 238 Ani mówią do siebie, ani się witają,
III 239 Głęboko zadumani, w sobie pogrążeni.
III 240 Hrabia widział w nich obraz elizejskich cieni,
III 241 Które chociaż boleściom, troskom niedostępne,
III 242 Błąkają się spokojne, ciche, lecz posępne.
III 243 Któż by zgadnął, że owi, tak mało ruchomi,
III 244 Owi milczący ludzie — są nasi znajomi?
III 245 Sędziowscy towarzysze! z hucznego śniadania
III 246 Wyszli na uroczysty obrzęd grzybobrania.
III 247 Jako ludzie rozsądni, umieją miarkować
III 248 Mowy i ruchy swoje, aby je stosować
III 249 W każdej okoliczności do miejsca i czasu.
III 250 Dlatego, nim ruszyli za Sędzią do lasu,
III 251 Wzięli postawy tudzież ubiory odmienne:
III 252 Służące do przechadzki opończe płócienne,
III 253 Którymi osłaniają po wierzchu kontusze,
III 254 A na głowy słomiane wdziali kapelusze,
III 255 Stąd biali wyglądają jak czyscowe dusze.
III 256 Młodzież także przebrana, oprócz Telimeny
III 257 I kilku po francusku chodzących.
III 257 Tej sceny
III 258 Hrabia nie pojął, nie znał wiejskiego zwyczaju,
III 259 Więc zdziwiony nieźmiernie biegł pędem do gaju.
III 260 Grzybów było w bród: chłopcy biorą krasnolice,
III 261 Tyle w pieśniach litewskich sławione lisice,
III 262 Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada,
III 263 I dziwna; żaden owad na nich nie usiada.
III 264 Panienki za wysmukłym gonią borowikiem,
III 265 Którego pieśń nazywa grzybów półkownikiem.
III 266 Wszyscy dybią na rydza; ten wzrostem skromniejszy
III 267 I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy,
III 268 Czy świeży, czy solony, czy jesiennej pory,
III 269 Czy zimą. Ale Wojski zbierał muchomory.
III 270 Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku
III 271 Dla szkodliwości albo niedobrego smaku,
III 272 Lecz nie są bez użytku: one zwierza pasą
III 273 I gniazdem są owadów, i gajów okrasą.
III 274 Na zielonym obrusie łąk jako szeregi
III 275 Naczyń stołowych sterczą: tu z krągłymi brzegi
III 276 Surojadki srebrzyste, żółte i czerwone,
III 277 Niby czareczki rożnem winem napełnione;
III 278 Koźlak, jak przewrocone kubka dno wypukłe,
III 279 Lejki, jako szampańskie kieliszki wysmukłe,
III 280 Bielaki krągłe, białe, szerokie i płaskie,
III 281 Jakby mlekiem nalane filiżanki saskie,
III 282 I kulista, czarniawym pyłkiem napełniona
III 283 Purchawka, jak pieprzniczka — zaś innych imiona
III 284 Znane tylko w zajęczym lub wilczym języku,
III 285 Od ludzi nie ochrzczone; a jest ich bez liku.
III 286 Ni wilczych, ni zajęczych nikt dotknąć nie raczy,
III 287 A kto schyla się ku nim, gdy błąd swój obaczy,
III 288 Zagniewany, grzyb złamie albo nogą kopnie;
III 289 Tak szpecąc trawę, czyni bardzo nieroztropnie.
III 290 Telimena ni wilczych, ni ludzkich nie zbiera.
III 291 Roztargniona, znudzona, dokoła spoziera
III 292 Z głową w górę zadartą. Więc pan Rejent w gniewie
III 293 Mówił o niej, że grzybów szukała na drzewie;
III 294 Asesor ją złośliwiej równał do samicy,
III 295 Która miejsca na gniazdo szuka w okolicy.
III 296 Jakoż zdała się szukać samotności, ciszy,
III 297 Oddalała się z wolna od swych towarzyszy
III 298 I szła lasem na wzgórek pochyło wyniosły,
III 299 Ocieniony, bo drzewa gęściej na nim rosły.
III 300 W środku szarzał się kamień; strumień spod kamienia
III 301 Szumiał, tryskał i zaraz, jakby szukał cienia,
III 302 Chował się między gęste i wysokie zioła,
III 303 Które wodą pojone bujały dokoła;
III 304 Tam ów bystry swawolnik, spowijany w trawy
III 305 I liściem podesłany, bez ruchu, bez wrzawy,
III 306 Niewidzialny i ledwie dosłyszany szepce,
III 307 Jako dziecię krzykliwe złożone w kolebce,
III 308 Gdy matka nad nim zwiąże firanki majowe
III 309 I liścia makowego nasypie pod głowę.
III 310 Miejsce piękne i ciche; tu się często schrania
III 311 Telimena, zowiąc je Świątynią dumania.
III 312 Stanąwszy nad strumieniem, rzuciła na trawnik
III 313 Z ramion swój szal powiewny, czerwony jak krwawnik,
III 314 I podobna pływaczce, która do kąpieli
III 315 Zimnej schyla się, nim się zanurzyć ośmieli,
III 316 Klęknęła i powoli chyliła się bokiem;
III 317 Wreszcie, jakby porwana koralu potokiem,
III 318 Upadła nań i cała wzdłuż się rozpostarła,
III 319 Łokcie na trawie, skronie na dłoniach oparła,
III 320 Z głową na dół skłonioną; na dole, u głowy,
III 321 Błysnął francuskiej książki papier welinowy;
III 322 Nad alabastrowymi stronicami księgi
III 323 Wiły się czarne pukle i różowe wstęgi.
III 324 W szmaragdzie bujnych traw, na krwawnikowym szalu,
III 325 W sukni długiej, jak gdyby w powłoce koralu,
III 326 Od której odbijał się włos z jednego końca,
III 327 Z drugiego czarny trzewik, po bokach błyszcząca
III 328 Śnieżną pończoszką, chustką, białością rąk, lica,
III 329 Wydawała się z dala jak pstra gąsienica,
III 330 Gdy wpełźnie na zielony liść klonu.
III 330 Niestety!
III 331 Wszystkie tego obrazu wdzięki i zalety
III 332 Darmo czekały znawców; nikt nie zważał na nie,
III 333 Tak mocno zajmowało wszystkich grzybobranie.
III 334 Tadeusz przecież zważał i w bok strzelał okiem,
III 335 I nie śmiejąc iść prosto, przysuwał się bokiem.
III 336 Jak strzelec, gdy w ruchomej gałęzistej szopie
III 337 Usiadłszy na dwóch kołach podjeżdża na dropie,
III 338 Albo na siewki idąc, przy koniu się kryje,
III 339 Strzelbę złoży na siodle lub pod końską szyję,
III 340 Niby to bronę włóczy, niby jedzie miedzą,
III 341 A coraz się przybliża, kędy ptaki siedzą:
III 342 Tak skradał się Tadeusz.
III 342 Sędzia czaty zmieszał
III 343 I przeciąwszy mu drogę, do źródła pośpieszał.
III 344 Z wiatrem igrały białe poły szarafana
III 345 I wielka chustka w pasie końcem uwiązana;
III 346 Słomiany, podwiązany kapelusz od ruchu
III 347 Nagłego chwiał się z wiatrem jako liść łopuchu,
III 348 Spadając to na barki, to znowu na oczy;
III 349 W ręku ogromna laska: tak pan Sędzia kroczy.
III 350 Schyliwszy się i ręce obmywszy w strumieniu,
III 351 Usiadł przed Telimeną na wielkim kamieniu
III 352 I wsparłszy się oburącz na gałkę słoniową
III 353 Trzciny ogromnej, z taką ozwał się przemową:
III 354 "Widzi Aśćka, od czasu jak tu u nas gości
III 355 Tadeuszek, niemało mam niespokojności;
III 356 Jestem bezdzietny, stary; ten dobry chłopczyna
III 357 Wszak to moja na świecie pociecha jedyna,
III 358 Przyszły dziedzic fortunki mojej. Z łaski nieba
III 359 Zostawię mu kęs niezły szlacheckiego chleba;
III 360 Już mu też czas obmyśleć los, postanowienie;
III 361 Ale zważaj no Aśćka moje utrapienie!
III 362 Wiesz, że pan Jacek, brat mój, Tadeusza ociec,
III 363 Dziwny człowiek, zamiarów jego trudno dociec:
III 364 Nie chce wracać do kraju, Bóg wie gdzie się kryje,
III 365 Nawet nie chce synowi oznajmić, że żyje,
III 366 A ciągle nim zarządza. Naprzód w legijony
III 367 Chciał go posyłać; byłem okropnie zmartwiony.
III 368 Potem zgodził się przecie, by w domu pozostał
III 369 I żeby się ożenił. Jużbyć żony dostał;
III 370 Partyję upatrzyłem; nikt z obywateli
III 371 Nie wyrówna z imienia ani z parenteli
III 372 Podkomorzemu; jego starsza córka Anna
III 373 Jest na wydaniu, piękna i posażna panna.
III 374 Chciałem zagaić".
III 374 Na to Telimena zbladła,
III 375 Złożyła książkę, wstała nieco i usiadła.
III 376 "Jak mamę kocham — rzekła — czy to, Panie Bracie,
III 377 Jest w tym sens jaki? Czy wy Boga w sercu macie?
III 378 To myślisz Tadeusza zostać dobrodziejem,
III 379 Jeśli młodego chłopca zrobisz grykosiejem!
III 380 Świat mu zawiążesz! Wierz mi, kląć was kiedyś będzie!
III 381 Zakopać taki talent w lasach i na grzędzie!
III 382 Wierz mi, ile poznałam, pojętne to dziecię,
III 383 Warto, żeby na wielkim przetarło się świecie;
III 384 Dobrze Brat zrobi, gdy go do stolicy wyśle;
III 385 Na przykład do Warszawy? lub wie Brat, co myślę,
III 386 Żeby do Peterburka? Ja pewnie tej zimy
III 387 Pojadę tam dla sprawy; razem ułożymy,
III 388 Co zrobić z Tadeuszem; znam tam wiele osób,
III 389 Mam wpływy: to najlepszy kreacyi sposób.
III 390 Za mą pomocą znajdzie wstęp w najpierwsze domy,
III 391 A kiedy będzie ważnym osobom znajomy,
III 392 Dostanie urząd, order; wtenczas niech porzuci
III 393 Służbę, jeżeli zechce, niech do domu wróci,
III 394 Mając już i znaczenie, i znajomość świata.
III 395 I cóż Brat myśli o tem?"
III 395 "Jużci, w młode lata —
III 396 Rzekł Sędzia — nieźle chłopcu trochę się przewietrzyć,
III 397 Obejrzeć się na świecie, między ludźmi przetrzeć.
III 398 Ja za młodu niemało świata objechałem:
III 399 Byłem w Piotrkowie, w Dubnie, to za trybunałem
III 400 Jadąc jako palestrant, to własne swe sprawy
III 401 Forytując, jeździłem nawet do Warszawy.
III 402 Człek niemało skorzystał! Chciałbym i synowca
III 403 Wysłać pomiędzy ludzie, prosto jak wędrowca,
III 404 Jak czeladnika, który terminuje lata,
III 405 Ażeby nabył trochę znajomości świata.
III 406 Nie dla rang ni orderów! Proszę uniżenie,
III 407 Ranga moskiewska, order, cóż to za znaczenie?
III 408 Któryż to z dawnych panów, ba, nawet dzisiejszych,
III 409 Między szlachtą w powiecie nieco zamożniejszych,
III 410 Dba o podobne fraszki? Przecież są w estymie
III 411 U ludzi, bo szanujem w nich ród, dobre imię
III 412 Albo urząd, lecz ziemski, przyznany wyborem
III 413 Obywatelskim, nie zaś czyimś tam faworem".
III 414 Telimena przerwała: "Jeśli Brat tak myśli,
III 415 Tem lepiej, więc go jako wojażera wyślij".
III 416 "Widzi Siostra — rzekł Sędzia, skrobiąc smutnie głowę —
III 417 Chciałbym bardzo, cóż, kiedy mam trudności nowe!
III 418 Pan Jacek nie wypuszcza z opieki swej syna
III 419 I przysłał mi tu właśnie na kark bernardyna
III 420 Robaka, który przybył z tamtej strony Wisły;
III 421 Przyjaciel brata, wszystkie wie jego zamysły;
III 422 A więc o Tadeusza już wyrzekli losie
III 423 I chcą, by się ożenił, aby pojął Zosię,
III 424 Wychowankę Wać Pani; oboje dostaną,
III 425 Oprocz fortunki mojej, z łaski Jacka wiano
III 426 W kapitałach; wiesz Aśćka, że ma kapitały,
III 427 I z łaski jego mam też fundusz prawie cały,
III 428 Ma więc prawo rozrządzać. — Aśćka pomyśl o tem,
III 429 Żeby się to zrobiło najmniejszym kłopotem.
III 430 Trzeba ich z sobą poznać. Prawda, bardzo młodzi,
III 431 Szczególnie Zosia mała, lecz to nic nie szkodzi;
III 432 Czas by już Zośkę wreszcie wydobyć z zamknięcia,
III 433 Bo wszakci to już pono wyrasta z dziecięcia".
III 434 Telimena, zdziwiona i prawie wylękła,
III 435 Podnosiła się coraz, na szalu uklękła;
III 436 Zrazu słuchała pilnie, potem dłoni ruchem
III 437 Przeczyła, ręką żwawo wstrząsając nad uchem,
III 438 Odpędzając jak owad nieprzyjemne słowa
III 439 Na powrót w usta mówcy.
III 439 "A! a! to rzecz nowa!
III 440 Czy to Tadeuszowi szkodzi, czy nie szkodzi —
III 441 Rzekła z gniewem — sądź o tem sam Wać Pan Dobrodziéj!
III 442 Mnie nic do Tadeusza; sami o nim radźcie,
III 443 Zróbcie go ekonomem lub w karczmie posadźcie,
III 444 Niech szynkuje lub z lasu niech źwierzynę znosi;
III 445 Z nim sobie, co zechcecie, zróbcie; lecz do Zosi?
III 446 Co Wać Państwu do Zosi? Ja jej ręką rządzę,
III 447 Ja sama! Że pan Jacek dawał był pieniądze
III 448 Na wychowanie Zosi i że jej wyznaczył
III 449 Małą pensyjkę roczną, więcej przyrzec raczył,
III 450 Toć jej jeszcze nie kupił. Zresztą Państwo wiecie,
III 451 I dotąd jeszcze o tem wiadomo na świecie,
III 452 Że hojność Państwa dla nas nie jest bez powodu...
III 453 Winni coś Soplicowie dla Horeszków rodu".
III 454 (Tej części mowy Sędzia słuchał z niepojętem
III 455 Pomieszaniem, żałością i widocznym wstrętem;
III 456 Jakby lękał się reszty mowy, głowę skłonił
III 457 I ręką potakując, mocno się zapłonił).
III 458 Telimena kończyła: "Byłam jej piastunką,
III 459 Jestem krewną, jedyną Zosi opiekunką.
III 460 Nikt oprócz mnie nie będzie myślił o jej szczęściu".
III 461 "A jeśli ona szczęście znajdzie w tym zamęściu? —
III 462 Rzekł Sędzia wzrok podnosząc. — Jeśli Tadeuszka
III 463 Podoba?" — "Czy podoba? To na wierzbie gruszka;
III 464 Podoba, nie podoba, a to mi rzecz ważna!
III 465 Zosia nie będzie, prawda, partyja posażna;
III 466 Ale też nie jest z lada wsi, lada szlachcianka,
III 467 Idzie z Jaśnie Wielmożnych, jest Wojewodzianka,
III 468 Rodzi się z Horeszkówny; małżonka dostanie!
III 469 Staraliśmy się tyle o jej wychowanie!
III 470 Chybaby tu zdziczała".
III 470 Sędzia pilnie słuchał,
III 471 Patrząc w oczy; zdało się, że się udobruchał,
III 472 Bo rzekł dosyć wesoło: "No, to i cóż robić!
III 473 Bóg widzi, szczerze chciałem interesu dobić;
III 474 Tylko bez gniewu; jeśli Aśćka się nie zgodzi,
III 475 Aśćka ma prawo; smutno — gniewać się nie godzi;
III 476 Radziłem, bo brat kazał; nikt tu nie przymusza;
III 477 Gdy Aśćka rekuzuje pana Tadeusza,
III 478 Odpisuję Jackowi, że nie z mojej winy
III 479 Nie dojdą Tadeusza z Zosią zaręczyny.
III 480 Teraz sam będę radzić; pono z Podkomorzym
III 481 Zagaimy swatostwo i resztę ułożym".
III 482 Przez ten czas Telimena ostygła z zapału:
III 483 "Ja nic nie rekuzuję, Braciszku, pomału!
III 484 Sam mówiłeś, że jeszcze za wcześnie, zbyt młodzi —
III 485 Rozpatrzmy się, czekajmy, nic to nie zaszkodzi,
III 486 Poznajmy z sobą państwa młodych; będziem zważać;
III 487 Nie można szczęścia drugich tak na traf narażać.
III 488 Ostrzegam tylko wcześnie: niech Brat Tadeusza
III 489 Nie namawia, kochać się w Zosi nie przymusza,
III 490 Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,
III 491 I nie da się przemocą okuwać w kajdany".
III 492 Zaczem Sędzia, powstawszy, odszedł zamyślony;
III 493 Pan Tadeusz z przeciwnej przybliżył się strony.
III 494 Udając, że szukanie grzybów tam go zwabia;
III 495 W tymże kierunku z wolna posuwa się Hrabia.
III 496 Hrabia podczas Sędziego sporów z Telimeną
III 497 Stał za drzewami, mocno zdziwiony tą sceną;
III 498 Dobył z kieszeni papier i ołówek, sprzęty,
III 499 Które zawsze miał z sobą, i na pień wygięty
III 500 Rozpiąwszy kartkę, widać, że obraz malował,
III 501 Mówiąc sam z sobą: "Jakbyś umyślnie grupował:
III 502 Ten na głazie, ta w trawie, grupa malownicza!
III 503 Głowy charakterowe! Z kontrastem oblicza".
III 504 Podchodził, wstrzymywał się, lornetkę przecierał,
III 505 Oczy chustką obwiewał i coraz spozierał:
III 506 "Miałożby to cudowne, śliczne widowisko
III 507 Zginąć albo zmienić się, gdy podejdę blisko?
III 508 Ten aksamit traw będzież to mak i botwinie?
III 509 W nimfie tej czyż obaczę jaką ochmistrzynię?"
III 510 Choć Hrabia Telimenę już dawniej widywał
III 511 W domu Sędziego, w którym dosyć często bywał,
III 512 Lecz mało ją uważał; zadziwił się zrazu,
III 513 Rozeznając w niej model swojego obrazu.
III 514 Miejsca piękność, postawy wdzięk i gust ubrania
III 515 Zmieniły ją, zaledwo była do poznania.
III 516 W oczach świeciły jeszcze niezagasłe gniewy;
III 517 Twarz ożywiona wiatru świeżemi powiewy,
III 518 Sporem z Sędzią i nagłym przybyciem młodzieńców,
III 519 Nabrała mocnych, żywszych niż zwykle rumieńców.
III 520 "Pani — rzekł Hrabia — racz mej śmiałości darować,
III 521 Przychodzę i przepraszać, i razem dziękować.
III 522 Przepraszać, że jej kroków śledziłem ukradkiem,
III 523 I dziękować, że byłem jej dumania świadkiem;
III 524 Tyle ją obraziłem! Winienem jej tyle!
III 525 Przerwałem chwilę dumań: winienem ci chwile
III 526 Natchnienia! chwile błogie! potępiaj człowieka,
III 527 Ale sztukmistrz twojego przebaczenia czeka!
III 528 Na wielem się odważył, na więcej odważę!
III 529 Sądź!" — tu ukląkł i podał swoje peizaże.
III 530 Telimena sądziła malowania proby
III 531 Tonem grzecznej, lecz sztukę znającej osoby;
III 532 Skąpa w pochwały, lecz nie szczędziła zachętu:
III 533 "Brawo — rzekła — winszuję, niemało talentu.
III 534 Tylko Pan nie zaniedbuj; szczególniej potrzeba
III 535 Szukać pięknej natury! O, szczęśliwe nieba
III 536 Krajów włoskich! różowe Cezarów ogrody!
III 537 Wy, klasyczne Tyburu spadające wody
III 538 I straszne Pauzylipu skaliste wydroże!
III 539 To, Hrabio, kraj malarzów! U nas, żal się Boże!
III 540 Dziecko muz, w Soplicowie oddane na mamki,
III 541 Umrze pewnie. Mój Hrabio, oprawię to w ramki
III 542 Albo w album umieszczę do rysunków zbiorku,
III 543 Które zewsząd skupiałam: mam ich dosyć w biorku".
III 544 Zaczęli więc rozmowę o niebios błękitach,
III 545 Morskich szumach i wiatrach wonnych, i skał szczytach,
III 546 Mieszając tu i ówdzie, podróżnych zwyczajem,
III 547 Śmiech i urąganie się nad ojczystym krajem.
III 548 A przecież wokoło nich ciągnęły się lasy
III 549 Litewskie! tak poważne i tak pełne krasy! —
III 550 Czeremchy oplatane dzikich chmielów wieńcem,
III 551 Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,
III 552 Leszczyna jak menada z zielonemi berły,
III 553 Ubranemi, jak w grona, w orzechowe perły;
III 554 A niżej dziatwa lesna: głóg w objęciu kalin,
III 555 Ożyna czarne usta tuląca do malin.
III 556 Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręce
III 557 Jak do tańca stające panny i młodzieńce
III 558 Wkoło pary małżonków. Stoi pośród grona
III 559 Para, nad całą leśną gromadą wzniesiona
III 560 Wysmukłością kibici i barwy powabem:
III 561 Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem.
III 562 A dalej, jakby starce na dzieci i wnuki,
III 563 Patrzą siedząc w milczeniu: tu sędziwe buki,
III 564 Tam matrony topole i mchami brodaty
III 565 Dąb, włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,
III 566 Wspiera się, jak na grobów połamanych słupach,
III 567 Na dębów, przodków swoich, skamieniałych trupach.
III 568 Pan Tadeusz kręcił się nudząc niepomału
III 569 Długą rozmową, w której nie mógł brać udziału;
III 570 Aż gdy zaczęto sławić cudzoziemskie gaje
III 571 I wyliczać z kolei wszystkich drzew rodzaje:
III 572 Pomarańcze, cyprysy, oliwki, migdały,
III 573 Kaktusy, aloesy, mahonie, sandały,
III 574 Cytryny, bluszcz, orzechy włoskie, nawet figi,
III 575 Wysławiając ich kształty, kwiaty i łodygi —
III 576 Tadeusz nie przestawał dąsać się i zżymać,
III 577 Na koniec nie mógł dłużej od gniewu wytrzymać.
III 578 Był on prostak, lecz umiał czuć wdzięk przyrodzenia
III 579 I patrząc w las ojczysty rzekł, pełen natchnienia:
III 580 "Widziałem w botanicznym wileńskim ogrodzie
III 581 Owe sławione drzewa rosnące na wschodzie
III 582 I na południu, w owej pięknej włoskiej ziemi;
III 583 Któreż równać się może z drzewami naszemi?
III 584 Czy aloes z długiemi jak konduktor pałki?
III 585 Czy cytryna, karlica z złocistemi gałki,
III 586 Z liściem lakierowanym, krótka i pękata
III 587 Jako kobieta mała, brzydka, lecz bogata?
III 588 Czy zachwalony cyprys, długi, cienki, chudy,
III 589 Co zdaje się być drzewem nie smutku, lecz nudy?
III 590 Mówią, że bardzo smutnie wygląda na grobie:
III 591 Jest to jak lokaj Niemiec we dworskiej żałobie,
III 592 Nie śmiejący rąk podnieść ani głowy skrzywić,
III 593 Aby się etykiecie niczem nie sprzeciwić.
III 594 Czyż nie piękniejsza nasza poczciwa brzezina,
III 595 Która jako wieśniaczka, kiedy płacze syna,
III 596 Lub wdowa męża, ręce załamie, roztoczy
III 597 Po ramionach do ziemi strumienie warkoczy!
III 598 Niema z żalu, postawą jak wymownie szlocha!
III 599 Czemuż Pan Hrabia, jeśli w malarstwie się kocha,
III 600 Nie maluje drzew naszych, pośród których siedzi?
III 601 Prawdziwie, będą z Pana żartować sąsiedzi,
III 602 Że mieszkając na żyznej litewskiej równinie,
III 603 Malujesz tylko jakieś skały i pustynie".
III 604 "Przyjacielu! — rzekł Hrabia — piękne przyrodzenie
III 605 Jest formą, tłem, materią, a duszą natchnienie,
III 606 Które na wyobraźni unosi się skrzydłach,
III 607 Poleruje się gustem, wspiera na prawidłach.
III 608 Nie dość jest przyrodzenia, nie dosyć zapału,
III 609 Sztukmistrz musi ulecieć w sfery ideału!
III 610 Nie wszystko, co jest piękne, wymalować da się!
III 611 Dowiesz się o tem wszystkim z książek w swoim czasie.
III 612 Co się tycze malarstwa: do obrazu trzeba
III 613 Punktów widzenia, grupy, ansemblu i nieba,
III 614 Nieba włoskiego! Stąd też w kunszcie peizażów
III 615 Włochy były, są, będą, ojczyzną malarzów.
III 616 Stąd też, oprócz Brejgela, lecz nie Van der Helle,
III 617 Ale peizażysty (bo są dwaj Brejgele),
III 618 I oprócz Ruisdala, na całej północy
III 619 Gdzież był peizażysta który pierwszej mocy?
III 620 Niebios, niebios potrzeba!"
III 620 "Nasz malarz Orłowski —
III 621 Przerwała Telimena — miał gust Soplicowski.
III 622 (Trzeba wiedzieć, że to jest Sopliców choroba,
III 623 Że im oprócz Ojczyzny nic się nie podoba).
III 624 Orłowski, który życie strawił w Peterburku,
III 625 Sławny malarz (mam jego kilka szkiców w biórku),
III 626 Mieszkał tuż przy Cesarzu, na dworze, jak w raju,
III 627 A nie uwierzy Hrabia, jak tęsknił po kraju!
III 628 Lubił ciągle wspominać swej młodości czasy,
III 629 Wysławiał wszystko w Polszcze: ziemię, niebo, lasy..."
III 630 "I miał rozum! — zawołał Tadeusz z zapałem. —
III 631 Te Państwa niebo włoskie, jak o niem słyszałem,
III 632 Błękitne, czyste, wszak to jak zamarzła woda!
III 633 Czyż nie piękniejsze stokroć wiatr i niepogoda?
III 634 U nas dość głowę podnieść: ileż to widoków!
III 635 Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków!
III 636 Bo każda chmura inna: na przykład jesienna
III 637 Pełźnie jak żółw leniwa, ulewą brzemienna
III 638 I z nieba aż do ziemi spuszcza długie smugi
III 639 Jak rozwite warkocze, to są deszczu strugi;
III 640 Chmura z gradem jak balon szybko z wiatrem leci,
III 641 Krągła, ciemnobłękitna, w środku żółto świeci,
III 642 Szum wielki słychać wkoło. Nawet te codzienne,
III 643 Patrzcie Państwo, te białe chmurki, jak odmienne!
III 644 Zrazu jak stada dzikich gęsi lub łabędzi,
III 645 A z tyłu wiatr jak sokoł do kupy je pędzi;
III 646 Ściskają się, grubieją, rosną, nowe dziwy!
III 647 Dostają krzywych karków, rozpuszczają grzywy,
III 648 Wysuwają nóg rzędy i po niebios sklepie
III 649 Przelatują jak tabun rumaków po stepie:
III 650 Wszystkie białe jak srebro, zmieszały się — nagle
III 651 Z ich karków rosną maszty, z grzyw szerokie żagle,
III 652 Tabun zmienia się w okręt i wspaniale płynie
III 653 Cicho, z wolna, po niebios błękitnej równinie!"
III 654 Hrabia i Telimena poglądali w górę;
III 655 Tadeusz jedną ręką pokazał im chmurę,
III 656 A drugą ścisnął z lekka rączkę Telimeny.
III 657 Kilka już upłynęło minut cichej sceny;
III 658 Hrabia rozłożył papier na swym kapeluszu
III 659 I wydobył ołówek. Wtem przykry dla uszu
III 660 Odezwał się dzwon dworski i zaraz śród lasu
III 661 Cichego pełno było krzyku i hałasu.
III 662 Hrabia kiwnąwszy głową rzekł poważnym tonem:
III 663 "Tak to na świecie wszystko los zwykł kończyć dzwonem.
III 664 Rachunki myśli wielkiej, plany wyobraźni,
III 665 Zabawki niewinności, uciechy przyjaźni,
III 666 Wylania się serc czułych! — gdy śpiż z dala ryknie,
III 667 Wszystko miesza się, zrywa, mąci się i niknie!"
III 668 Tu obróciwszy czuły wzrok ku Telimenie:
III 669 "Cóż zostaje?" — a ona mu rzekła: "Wspomnienie!"
III 670 I chcąc Hrabiego nieco ułagodzić smutek,
III 671 Podała mu urwany kwiatek niezabudek.
III 672 Hrabia go ucałował i na pierś przyśpilał;
III 673 Tadeusz z drugiej strony krzak ziela rozchylał,
III 674 Widząc, że się ku niemu tem zielem przewija
III 675 Coś białego: była to rączka jak lilija;
III 676 Pochwycił ją, całował i usty po cichu
III 677 Utonął w niej jak pszczoła w liliji kielichu;
III 678 Uczuł na ustach zimno; znalazł klucz i biały
III 679 Papier w trąbkę zwiniony, był to listek mały;
III 680 Porwał, schował w kieszenie, nie wie, co klucz znaczy,
III 681 Lecz mu to owa biała kartka wytłumaczy.
III 682 Dzwon wciąż dzwonił, i echem z głębi cichych lasów
III 683 Odezwało się tysiąc krzyków i hałasów;
III 684 Odgłos to był szukania i nawoływania,
III 685 Hasło zakończonego na dziś grzybobrania.
III 686 Odgłos nie smutny wcale ani pogrzebowy,
III 687 Jak się Hrabiemu zdało, owszem, obiadowy.
III 688 Dzwon ten, w każde południe krzyczący z poddasza,
III 689 Gości i czeladź domu na obiad zaprasza:
III 690 Tak było w dawnych licznych dworach we zwyczaju
III 691 I zostało się w domu Sędziego.
III 691 Więc z gaju
III 692 Wychodziła gromada niosąca krobeczki,
III 693 Koszyki, uwiązane końcami chusteczki,
III 694 Pełne grzybów; a panny w jednym ręku niosły,
III 695 Jako wachlarz zwiniony, borowik rozrosły,
III 696 W drugim związane razem, jakby polne kwiatki,
III 697 Opieńki i rozlicznej barwy surojadki:
III 698 Wojski miał muchomora. Z próżnemi przychodzi
III 699 Rękami Telimena, z nią panicze młodzi.
III 700 Goście weszli w porządku i stanęli kołem.
III 701 Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;
III 702 Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.
III 703 Idąc kłaniał się starcom, damom i młodzieży;
III 704 Obok stał Kwestarz; Sędzia tuż przy Bernardynie.
III 705 Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie,
III 706 Podano w kolej wódkę, zaczem wszyscy siedli
III 707 I chołodziec litewski milczkiem żwawo jedli.
III 708 Obiadowano ciszej, niż się zwykle zdarza;
III 709 Nikt nie gadał pomimo wezwań gospodarza.
III 710 Strony biorące udział w wielkiej o psów zwadzie
III 711 Myśliły o jutrzejszej walce i zakładzie;
III 712 Myśl wielka zwykle usta do milczenia zmusza.
III 713 Telimena, mówiąca wciąż do Tadeusza,
III 714 Musiała ku Hrabiemu nieraz się odwrócić,
III 715 Nawet na Asesora nieraz okiem rzucić:
III 716 Tak ptasznik patrzy w sidło, kędy szczygły zwabia,
III 717 I razem w pastkę wróbla. Tadeusz i Hrabia, #raczej: wróblą
III 718 Obadwa radzi z siebie, obadwa szczęśliwi,
III 719 Oba pełni nadziei, więc nie gadatliwi.
III 720 Hrabia na kwiatek dumne opuszczał wejrzenie,
III 721 A Tadeusz ukradkiem spozierał w kieszenie,
III 722 Czy ów kluczyk nie uciekł; ręką nawet chwytał
III 723 I kręcił kartkę, której dotąd nie przeczytał.
III 724 Sędzia Podkomorzemu węgrzyna, szampana
III 725 Dolewał, służył pilnie, ściskał za kolana,
III 726 Ale do rozmawiania z nim nie miał ochoty
III 727 I widać, że czuł jakieś tajemne kłopoty.
III 728 Przemijały w milczeniu talerze i dania;
III 729 Przerwał nareszcie nudny tok obiadowania
III 730 Gość niespodziany, szybko wpadając — gajowy;
III 731 Nie zważał nawet, że czas właśnie obiadowy,
III 732 Podbiegł do Pana; widać z postawy i z miny,
III 733 Że ważnej i niezwykłej jest posłem nowiny.
III 734 Ku niemu oczy całe zwróciło zebranie;
III 735 On, odetchnąwszy nieco, rzekł: "Niedźwiedź, Mospanie!"
III 736 Resztę wszyscy odgadli: że zwierz z matecznika
III 737 Wyszedł, że w Zaniemeńską Puszczę się przemyka,
III 738 Że go trzeba wnet ścigać, wszyscy wraz uznali,
III 739 Choć ani się radzili, ani namyślali.
III 740 Spólną myśl widać było z uciętych wyrazów,
III 741 Z gestów żywych, z wydanych rozlicznych rozkazów,
III 742 Które, wychodząc tłumnie, razem z ust tak wielu,
III 743 Dążyły przecież wszystkie do jednego celu.
III 744 "Na wieś! — zawołał Sędzia — hej! konno, setnika!
III 745 Jutro na brzask obława, lecz na ochotnika;
III 746 Kto wystąpi z oszczepem, temu z robocizny
III 747 Wytrącić dwa szarwarki i pięć dni pańszczyzny".
III 748 "W skok — krzyknął Podkomorzy — okulbaczyć siwą,
III 749 Dobiec w cwał do mojego dworu; wziąć co żywo
III 750 Dwie pjawki, które w całej okolicy słyną:
III 751 Pies zowie się Sprawnikiem, a suka Strapczyną;
III 752 Zakneblować im pyski, zawiązać je w miechu
III 753 I przystawić je tutaj konno dla pośpiechu".
III 754 "Wańka!" — krzyknął na chłopca Asesor po rusku —
III 755 Tasak mój Sanguszkowski pociągnąć na brusku,
III 756 Wiesz, tasak, co od Księcia miałem w podarunku;
III 757 Pas opatrzyć, czy kula jest w każdym ładunku".
III 758 "Strzelby — krzyknęli wszyscy — mieć na pogotowiu!"
III 759 Asesor wołał ciągle: "Ołowiu, ołowiu!
III 760 Formę do kul mam w torbie". "Do księdza plebana
III 761 Dać znać — dodał pan Sędzia — żeby jutro z rana
III 762 Mszę miał w kaplicy lesnej; króciochna oferta
III 763 Za myśliwych, msza zwykła świętego Huberta".
III 764 Po wydanych rozkazach nastało milczenie;
III 765 Każdy dumał i rzucał dokoła wejrzenie,
III 766 Jak gdyby kogoś szukał; z wolna wszystkich oczy
III 767 Sędziwa twarz Wojskiego ciągnie i jednoczy:
III 768 Znak to był, że szukają na przyszłą wyprawę
III 769 Wodza i że Wojskiemu oddają buławę.
III 770 Wojski powstał, zrozumiał towarzyszów wolę
III 771 I uderzywszy ręką poważnie po stole,
III 772 Pociągnął złocistego z zanadrza łańcuszka,
III 773 Na którym wisiał gruby zegarek jak gruszka:
III 774 "Jutro — rzekł — pół do piątej przy lesnej kaplicy
III 775 Stawią się bracia strzelcy, wiara obławnicy".
III 776 Rzekł i ruszył od stołu, za nim szedł gajowy;
III 777 Oni obmyślić mają i urządzić łowy.
III 778 Tak wodze gdy na jutro bitwę zapowiedzą,
III 779 Żołnierze po obozie broń czyszczą i jedzą
III 780 Lub na płaszczach i siodłach śpią próżni kłopotu,
III 781 A wodze wśród cichego dumają namiotu.
III 782 Przerwał się obiad, dzień zszedł na kowaniu koni,
III 783 Karmieniu psów, zbieraniu i czyszczeniu broni;
III 784 U wieczerzy zaledwo kto przysiadł do stoła;
III 785 Nawet strona Kusego z partyją Sokoła
III 786 Przestała dawnym wielkim zatrudniać się sporem:
III 787 Pobrawszy się pod ręce Rejent z Asesorem
III 788 Wyszukują ołowiu. Reszta, spracowana,
III 789 Szła spać wcześnie, ażeby przebudzić się z rana.
IV KSIĘGA CZWARTA
IV DYPLOMATYKA I ŁOWY
IV TREŚĆ:
IV Zjawisko w papilotach budzi Tadeusza — Za późne postrzeżenie omyłki — Karczma — Emisariusz — Zręczne użycie tabakiery zwraca dyskusyję na właściwą drogę — Matecznik — Niedźwiedź — Niebezpieczeństwo Tadeusza i Hrabiego — Trzy strzały — Spór Sagalasówki z Sanguszkówką, rozstrzygniony na stronę jednorórki horeszkowskiej — Bigos — Wojskiego powieść o pojedynku Dowejki z Domejką, przerwana szczuciem kota — Koniec powieści o Dowejce i Domejce.
IV 1 Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa
IV 2 Białowieży, Świtezi, Ponar, Kuszelewa!
IV 3 Których cień spadał niegdyś na koronne głowy
IV 4 Groźnego Witenesa, wielkiego Mindowy
IV 5 I Giedymina, kiedy na Ponarskiej górze,
IV 6 Przy ognisku myśliwskiem, na niedźwiedziej skórze
IV 7 Leżał, słuchając pieśni mądrego Lizdejki,
IV 8 A Wiliji widokiem i szumem Wilejki
IV 9 Ukołysany, marzył o wilku żelaznym;
IV 10 I zbudzony, za bogów rozkazem wyraźnym
IV 11 Zbudował miasto Wilno, które w lasach siedzi
IV 12 Jak wilk pośrodku żubrów, dzików i niedźwiedzi.
IV 13 Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy,
IV 14 Wyszedł Kiejstut i Olgierd, i Olgierdowicy,
IV 15 Równie myśliwi wielcy jak sławni rycerze,
IV 16 Czyli wroga ścigali, czyli dzikie źwierze.
IV 17 Sen myśliwski nam odkrył tajnie przyszłych czasów,
IV 18 Że Litwie trzeba zawsze żelaza i lasów.
IV 19 Knieje! do was ostatni przyjeżdżał na łowy,
IV 20 Ostatni król, co nosił kołpak Witoldowy,
IV 21 Ostatni z Jagiellonów wojownik szczęśliwy
IV 22 I ostatni na Litwie monarcha myśliwy.
IV 23 Drzewa moje ojczyste! jeśli Niebo zdarzy,
IV 24 Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,
IV 25 Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?
IV 26 Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię...
IV 27 Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie
IV 28 Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,
IV 29 Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?
IV 30 Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym kościołem?
IV 31 I tam na Ukrainie, czy się dotąd wznosi
IV 32 Przed Hołowińskich domem, nad brzegami Rosi,
IV 33 Lipa tak rozrośniona, że pod jej cieniami
IV 34 Sto młodzieńców, sto panien szło w taniec parami?
IV 35 Pomniki nasze! ileż co rok was pożera
IV 36 Kupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera!
IV 37 Nie zostawia przytułku ni leśnym śpiewakom,
IV 38 Ni wieszczom, którym cień wasz tak miły jak ptakom.
IV 39 Wszak lipa czarnolaska, na głos Jana czuła,
IV 40 Tyle rymów natchnęła! Wszak ów dąb gaduła
IV 41 Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa!
IV 42 Ja ileż wam winienem, o domowe drzewa!
IV 43 Błahy strzelec, uchodząc szyderstw towarzyszy
IV 44 Za chybioną źwierzynę, ileż w waszej ciszy
IV 45 Upolowałem dumań, gdy w dzikim ostępie
IV 46 Zapomniawszy o łowach usiadłem na kępie,
IV 47 A koło mnie srebrzył się tu mech siwobrody,
IV 48 Zlany granatem czarnej zgniecionej jagody,
IV 49 A tam się czerwieniły wrzosiste pagórki,
IV 50 Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki.
IV 51 Wokoło była ciemność; gałęzie u góry
IV 52 Wisiały jak zielone, gęste, niskie chmury;
IV 53 Wicher kędyś nad sklepem szalał nieruchomym,
IV 54 Jękiem, szumami, wyciem, łoskotami, gromem:
IV 55 Dziwny, odurzający hałas! Mnie się zdało,
IV 56 Że tam nad głową morze wiszące szalało.
IV 57 Na dole jak ruiny miast: tu wywrot dębu
IV 58 Wysterka z ziemi na kształt ogromnego zrębu;
IV 59 Na nim oparte, jak ścian i kolumn obłamy:
IV 60 Tam gałęziste kłody, tu wpół zgniłe tramy,
IV 61 Ogrodzone parkanem traw. W środek tarasu
IV 62 Zajrzeć straszno, tam siedzą gospodarze lasu:
IV 63 Dziki, niedźwiedzie, wilki; u wrót leżą kości
IV 64 Na pół zgryzione jakichś nieostrożnych gości.
IV 65 Czasem wymkną się w górę przez trawy zielenie,
IV 66 Jakby dwa wodotryski, dwa rogi jelenie
IV 67 I mignie między drzewa źwierz żółtawym pasem,
IV 68 Jak promień, kiedy wpadłszy gaśnie między lasem.
IV 69 I znowu cichość w dole. Dzięcioł na jedlinie
IV 70 Stuka z lekka i dalej odlatuje, ginie,
IV 71 Schował się, ale dziobem nie przestaje pukać,
IV 72 Jak dziecko, gdy schowane woła, by go szukać.
IV 73 Bliżej siedzi wiewiórka, orzech w łapkach trzyma,
IV 74 Gryzie go; zawiesiła kitkę nad oczyma,
IV 75 Jak pióro nad szyszakiem u kirasyjera;
IV 76 Chociaż tak osłoniona, dokoła spoziera;
IV 77 Dostrzegłszy gościa, skacze gajów tanecznica
IV 78 Z drzew na drzewa, miga się jako błyskawica;
IV 79 Na koniec w niewidzialny otwór pnia przepada,
IV 80 Jak wracająca w drzewo rodzime dryjada.
IV 81 Znowu cicho.
IV 81 Wtem gałąź wstrząsła się trącona
IV 82 I pomiędzy jarzębin rozsunione grona
IV 83 Kraśniejsze od jarzębin zajaśniały lica:
IV 84 To jagód lub orzechów zbieraczka, dziewica;
IV 85 W krobeczce z prostej kory podaje zebrane
IV 86 Bruśnice świeże jako jej usta rumiane;
IV 87 Obok młodzieniec idzie, leszczynę nagina,
IV 88 Chwyta w lot migające orzechy dziewczyna.
IV 89 Wtem usłyszeli odgłos rogów i psów granie:
IV 90 Zgadują, że się ku nim zbliża polowanie,
IV 91 I pomiędzy gałęzi gęstwę, pełni trwogi,
IV 92 Zniknęli nagle z oczu jako leśne bogi.
IV 93 W Soplicowie ruch wielki; lecz ni psów hałasy,
IV 94 Ani rżące rumaki, skrzypiące kolasy,
IV 95 Ni odgłos trąb dających hasło polowania
IV 96 Nie mogły Tadeusza wyciągnąć z posłania;
IV 97 Ubrany padłszy w łóżko, spał jak bobak w norze.
IV 98 Nikt z młodzieży nie myślił szukać go po dworze;
IV 99 Każdy sobą zajęty śpieszył, gdzie kazano;
IV 100 O towarzyszu sennym całkiem zapomniano.
IV 101 On chrapał. Słońce w otwór, co śród okienicy
IV 102 Wyrżnięty był w kształt serca, wpadło do ciemnicy
IV 103 Słupem ognistym, prosto sennemu na czoło;
IV 104 On jeszcze chciał zadrzemać i kręcił się wkoło, #w koło?
IV 105 Chroniąc się blasku: nagle usłyszał stuknienie,
IV 106 Przebudził się; wesołe było przebudzenie.
IV 107 Czuł się rzeźwym jak ptaszek, z lekkością oddychał,
IV 108 Czuł się szczęśliwym, sam się do siebie uśmiéchał: #brak e ścieśnionego w pierwodruku
IV 109 Myśląc o wszystkiem, co mu wczora się zdarzyło,
IV 110 Rumienił się i wzdychał, i serce mu biło.
IV 111 Spojrzał w okno, o dziwy! w promieni przezroczu,
IV 112 W owem sercu, błyszczało dwoje jasnych oczu,
IV 113 Szeroko otworzonych, jak zwykle wejrzenie,
IV 114 Kiedy z jasności dziennej przedziera się w cienie;
IV 115 Ujrzał i małą rączkę, niby wachlarz z boku
IV 116 Nadstawioną ku słońcu dla ochrony wzroku;
IV 117 Palce drobne, zwrócone na światło różowe,
IV 118 Czerwieniły się na wskróś jakby rubinowe;
IV 119 Usta widział ciekawe, roztulone nieco,
IV 120 I ząbki, co jak perły śród koralów świecą,
IV 121 I lica, choć od słońca zasłaniane dłonią
IV 122 Różową, same całe jak róże się płonią.
IV 123 Tadeusz spał pod oknem; sam ukryty w cieniu,
IV 124 Leżąc na wznak, cudnemu dziwił się zjawieniu
IV 125 I miał je tuż nad sobą, ledwie nie na twarzy;
IV 126 Nie wiedział, czy to jawa, czyli mu się marzy
IV 127 Jedna z tych miłych, jasnych twarzyczek dziecinnych,
IV 128 Które pomnim widziane we śnie lat niewinnych.
IV 129 Twarzyczka schyliła się — ujrzał, drżąc z bojaźni
IV 130 I radości, niestety! ujrzał najwyraźniej, #raczej: najwyraźniéj
IV 131 Przypomniał, poznał włos ów krótki, jasnozłoty,
IV 132 W drobne, jako śnieg białe, zwity papiloty,
IV 133 Niby srebrzyste strączki, co od słońca blasku
IV 134 Świeciły jak korona na świętych obrazku.
IV 135 Zerwał się; i widzenie zaraz uleciało
IV 136 Przestraszone łoskotem; czekał, nie wracało!
IV 137 Tylko usłyszał znowu trzykrotne stukanie
IV 138 I słowa: "Niech Pan wstaje, czas na polowanie,
IV 139 Pan zaspał". Skoczył z łóżka i obu rękami
IV 140 Pchnął okienicę, że aż trzasła zawiasami
IV 141 I rozwarłszy się w obie uderzyła ściany;
IV 142 Wyskoczył, patrzył wkoło zdumiony, zmieszany,
IV 143 Nic nie widział, nie dostrzegł niczyjego śladu.
IV 144 Niedaleko od okna był parkan od sadu,
IV 145 Na nim chmielowe liście i kwieciste wieńce
IV 146 Chwiały się; czy je lekkie potrąciły ręce?
IV 147 Czy wiatr ruszył? Tadeusz długo patrzył na nie,
IV 148 Nie śmiał iść w ogród; tylko wsparł się na parkanie,
IV 149 Oczy podniosł i z palcem do ust przyciśnionym
IV 150 Kazał sam sobie milczeć, by słowem kwapioném
IV 151 Nie rozerwał myślenia; potem w czoło stukał,
IV 152 Niby do wspomnień dawnych, uśpionych w niem, pukał,
IV 153 Na koniec, gryząc palce, do krwi się zadrasnął
IV 154 I na cały głos: "Dobrze, dobrze mi tak!" wrzasnął.
IV 155 We dworze, gdzie przed chwilą tyle było krzyku,
IV 156 Teraz pusto i głucho jak na mogilniku:
IV 157 Wszyscy ruszyli w pole; Tadeusz nadstawił
IV 158 Uszu i ręce do nich jak trąbki przyprawił,
IV 159 Słuchał, aż mu wiatr przyniósł, wiejący od puszczy,
IV 160 Odgłosy trąb i wrzaski polującej tłuszczy.
IV 161 Koń Tadeusza w stajni czekał osiodłany,
IV 162 Wziął więc flintę, skoczył nań i jak opętany
IV 163 Pędził ku karczmom, które stały przy kaplicy,
IV 164 Kędy mieli się rankiem zebrać obławnicy.
IV 165 Dwie chyliły się karczmy po dwóch stronach drogi,
IV 166 Oknami wzajem sobie grożące jak wrogi;
IV 167 Stara należy z prawa do zamku dziedzica,
IV 168 Nową na złość zamkowi postawił Soplica.
IV 169 W tamtej, jak w swym dziedzictwie, rej wodził Gerwazy,
IV 170 W tej najwyższe za stołem brał miejsce Protazy.
IV 171 Nowa karczma nie była ciekawa z pozoru.
IV 172 Stara wedle dawnego zbudowana wzoru,
IV 173 Który był wymyślony od tyryjskich cieśli,
IV 174 A potem go Żydowie po świecie roznieśli:
IV 175 Rodzaj architektury obcym budowniczym
IV 176 Wcale nie znany; my go od Żydów dziedziczym.
IV 177 Karczma z przodu jak korab, z tyłu jak świątynia:
IV 178 Korab, istna Noego czworogranna skrzynia,
IV 179 Znany dziś pod prostackiem nazwiskiem stodoły;
IV 180 Tam różne są zwierzęta: konie, krowy, woły,
IV 181 Kozy brodate; w górze zaś ptastwa gromady
IV 182 I płazów choć po parze, są też i owady.
IV 183 Część tylnia, na kształt dziwnej świątyni stawiona,
IV 184 Przypomina z pozoru ów gmach Salomona,
IV 185 Który pierwsi ćwiczeni w budowań rzemieśle
IV 186 Hiramscy na Syjonie wystawili cieśle.
IV 187 Żydzi go naśladują dotąd we swych szkołach,
IV 188 A szkoł rysunek widny w karczmach i stodołach.
IV 189 Dach z dranic i ze słomy, śpiczasty, zadarty,
IV 190 Pogięty jako kołpak żydowski podarty.
IV 191 Ze szczytu wytryskują krużganku krawędzie,
IV 192 Oparte na drewnianym licznych kolumn rzędzie;
IV 193 Kolumny, co jest wielkie architektów dziwo,
IV 194 Trwałe, chociaż w pół zgniłe i stawione krzywo
IV 195 Jako w wieży pizańskiej, nie podług modelów
IV 196 Greckich, bo są bez podstaw i bez kapitelów.
IV 197 Nad kolumnami biegą wpółokrągłe łuki,
IV 198 Także z drzewa, gotyckiej naśladowstwo sztuki.
IV 199 Z wierzchu ozdoby sztuczne, nie rylcem, nie dłutem,
IV 200 Ale zręcznie ciesielskim wyrzezane sklutem,
IV 201 Krzywe jak szabasowych ramiona świeczników;
IV 202 Na końcu wiszą gałki, cóś na kształt guzików,
IV 203 Które Żydzi modląc się na łbach zawieszają
IV 204 I które po swojemu "cyces" nazywają.
IV 205 Słowem, z daleka karczma chwiejąca się, krzywa,
IV 206 Podobna jest do Żyda, gdy się modląc kiwa:
IV 207 Dach jak czapka, jak broda strzecha roztrzęśniona.
IV 208 Ściany dymne i brudne jak czarna opona,
IV 209 A z przodu rzeźba sterczy jak cyces na czole.
IV 210 W środku karczmy jest podział jak w żydowskiej szkole:
IV 211 Jedna część, pełna izbic ciasnych i podłużnych,
IV 212 Służy dla dam wyłącznie i panów podróżnych;
IV 213 W drugiej ogromna sala. Koło każdej ściany
IV 214 Ciągnie się wielonożny stół, wąski, drewniany,
IV 215 Przy nim stołki, choć niższe, podobne do stoła
IV 216 Jako dzieci do ojca.
IV 216 Na stołkach dokoła
IV 217 Siedziały chłopy, chłopki, tudzież szlachta drobna,
IV 218 Wszyscy rzędem; ekonom sam siedział z osobna.
IV 219 Po rannej mszy z kaplicy, że była niedziela,
IV 220 Zabawić się i wypić przyszli do Jankiela.
IV 221 Przy każdym już szumiała siwą wódką czarka,
IV 222 Ponad wszystkimi z butlą biegała szynkarka.
IV 223 W środku arendarz Jankiel, w długim aż do ziemi
IV 224 Szarafanie, zapiętym haftkami srebrnemi,
IV 225 Rękę jedną za czarny pas jedwabny wsadził,
IV 226 Drugą poważnie sobie siwą brodę gładził;
IV 227 Rzucając wkoło okiem, rozkazy wydawał,
IV 228 Witał wchodzących gości, przy siedzących stawał
IV 229 Zagajając rozmowę, kłótliwych zagadzał,
IV 230 Lecz nie służył nikomu, tylko się przechadzał.
IV 231 Żyd stary i powszechnie znany z poczciwości,
IV 232 Od lat wielu dzierżawił karczmę, a nikt z włości,
IV 233 Nikt ze szlachty nie zaniósł nań skargi do dworu;
IV 234 O cóż skarżyć? Miał trunki dobre do wyboru,
IV 235 Rachował się ostróżnie, lecz bez oszukaństwa,
IV 236 Ochoty nie zabraniał, nie cierpiał pijaństwa,
IV 237 Zabaw wielki miłośnik: u niego wesele
IV 238 I chrzciny obchodzono; on w każdą niedzielę
IV 239 Kazał do siebie ze wsi przychodzić muzyce,
IV 240 Przy której i basetla była, i kozice.
IV 241 Muzykę znał, sam słynął muzycznym talentem;
IV 242 Z cymbałami, narodu swego instrumentem,
IV 243 Chadzał niegdyś po dworach i graniem zdumiewał,
IV 244 I pieśniami, bo biegle i uczenie śpiewał.
IV 245 Chociaż Żyd, dosyć czystą miał polską wymowę,
IV 246 Szczególniej zaś polubił pieśni narodowe;
IV 247 Przywoził mnóstwo z każdej za Niemen wyprawy
IV 248 Kołomyjek z Halicza, mazurów z Warszawy;
IV 249 Wieść, nie wiem czyli pewna, w całej okolicy
IV 250 Głosiła, że on pierwszy przywiózł z zagranicy
IV 251 I upowszechnił wówczas w tamecznym powiecie
IV 252 Ową piosenkę, sławną dziś na całym świecie,
IV 253 A którą po raz pierwszy na ziemi Auzonów
IV 254 Wygrały Włochom polskie trąby legijonów.
IV 255 Talent spiewania bardzo na Litwie popłaca,
IV 256 Jedna miłość u ludzi, wsławia i wzbogaca:
IV 257 Jankiel zrobił majątek; syt zysków i chwały,
IV 258 Zawiesił dźwięcznostronne na scianie cymbały;
IV 259 Osiadłszy z dziećmi w karczmie, zatrudniał się szynkiem,
IV 260 Przy tem w pobliskiem mieście był też podrabinkiem,
IV 261 A zawsze miłym wszędzie gościem i domowym
IV 262 Doradcą; znał się dobrze na handlu zbożowym,
IV 263 Na wicinnym: potrzebna jest znajomość taka
IV 264 Na wsi. — Miał także sławę dobrego Polaka.
IV 265 On pierwszy zgodził kłótnie, często nawet krwawe,
IV 266 Między dwiema karczmami: obie wziął w dzierżawę;
IV 267 Szanowali go równie i starzy stronnicy
IV 268 Horeszkowscy, i słudzy sędziego Soplicy.
IV 269 On sam powagę umiał utrzymać nad groźnym
IV 270 Klucznikiem horeszkowskim i kłotliwym Woźnym;
IV 271 Przed Jankielem tłumili dawne swe urazy:
IV 272 Gerwazy groźny ręką, językiem Protazy.
IV 273 Gerwazego nie było; ruszył na obławę,
IV 274 Nie chcąc, aby tak ważną i trudną wyprawę
IV 275 Odbył sam Hrabia, młody i niedoświadczony;
IV 276 Poszedł więc z nim dla rady tudzież dla obrony.
IV 277 Dziś miejsce Gerwazego, najdalsze od progu,
IV 278 Między dwiema ławami, w samym karczmy rogu,
IV 279 Zwane pokuciem, kwestarz ksiądz Robak zajmował;
IV 280 Jankiel go tam posadził; widać, że szanował
IV 281 Wysoko Bernardyna, bo skoro dostrzegał
IV 282 Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał
IV 283 I rozkazał dolewać lipcowego miodu.
IV 284 Słychać, że z Bernardynem znali się za młodu
IV 285 Kędyś tam w cudzych krajach. Robak często chadzał
IV 286 Nocą do karczmy, tajnie z Żydem się naradzał
IV 287 O ważnych rzeczach; słychać było, że towary
IV 288 Ksiądz przemycał, lecz potwarz ta niegodna wiary.
IV 289 Robak wsparty na stole wpółgłośno rozprawiał,
IV 290 Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,
IV 291 I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierze;
IV 292 Brano z niej i kichała szlachta jak możdzerze.
IV 293 "Reverendissime — rzekł kichnąwszy Skołuba —
IV 294 To mi tabaka, co to idzie aż do czuba;
IV 295 Od czasu jak nos dźwigam (tu głasnął nos długi),
IV 296 Takiej nie zażywałem (tu kichnął raz drugi);
IV 297 Prawdziwa bernardynka, pewnie z Kowna rodem,
IV 298 Miasta sławnego w świecie tabaką i miodem.
IV 299 Byłem tam lat już..." Robak przerwał mu: "Na zdrowie
IV 300 Wszystkim Waszmościom, moi Mościwi Panowie!
IV 301 Co się tabaki tyczy, hem, ona pochodzi
IV 302 Z dalszej strony, niż myśli Skołuba dobrodziéj;
IV 303 Pochodzi z Jasnej Góry; księża paulinowie
IV 304 Tabakę taką robią w mieście Częstochowie,
IV 305 Kędy jest obraz tylu cudami wsławiony
IV 306 Bogarodzicy Panny, Królowej Korony
IV 307 Polskiej; zowią ją dotąd i Księżną Litewską!
IV 308 Koronęć jeszcze dotąd piastuje królewską,
IV 309 Lecz na Litewskiem Księstwie teraz syzma siedzi!"
IV 310 "Z Częstochowy? — rzekł Wilbik. — Byłem tam w spowiedzi,
IV 311 Kiedym na odpust chodził lat temu trzydzieście;
IV 312 Czy to prawda, że Francuz gości teraz w mieście,
IV 313 Że chce kościół rozwalać i skarbiec zabierze,
IV 314 Bo to wszystko w Litewskim stoi Kuryjerze?"
IV 315 "Nieprawda — rzekł Bernardyn — nie! Pan Najjaśniejszy,
IV 316 Napoleon, katolik jest najprzykładniejszy;
IV 317 Wszak go papież namaścił, żyją z sobą w zgodzie
IV 318 I nawracają ludzi w francuskim narodzie,
IV 319 Który się trochę popsuł; prawda, z Częstochowy
IV 320 Oddano wiele srebra na skarb narodowy
IV 321 Dla Ojczyzny, dla Polski; sam Pan Bóg tak każe.
IV 322 Skarbcem Ojczyzny zawsze są Jego ołtarze;
IV 323 Wszakże w Warszawskiem Księstwie mamy sto tysięcy
IV 324 Wojska polskiego, może wkrótce będzie więcéj,
IV 325 A któż wojsko opłaci? Czy nie wy, Litwini?
IV 326 Wy tylko grosz dajecie do moskiewskiej skrzyni".
IV 327 "Kat by dał! — krzyknął Wilbik — gwałtem od nas biorą".
IV 328 "Oj, Dobrodzieju!" — chłopek ozwał się z pokorą,
IV 329 Pokłoniwszy się księdzu i skrobiąc się w głowę —
IV 330 Już to szlachcie, to jeszcze bieda przez połowę,
IV 331 Lecz nas drą jak na łyka". — "Cham! — Skołuba krzyknął. —
IV 332 Głupi, tobieć to lepiej, tyś, chłopie, przywyknął
IV 333 Jak węgórz do odarcia; lecz nam urodzonym,
IV 334 Nam wielmożnym, do złotych swobód wzwyczajonym!
IV 335 Ach, bracia! Wszak to dawniej szlachcic na zagrodzie...
IV 336 ("Tak, tak! — krzyknęli wszyscy — rowny wojewodzie!")
IV 337 Dziś nam szlachectwa przeczą, każą nam drabować
IV 338 Papiery i szlachectwa papierem probować".
IV 339 "Jeszcze Waszeci mniejsza — zawołał Juraha. —
IV 340 Waszeć z pradziadów chłopów uszlachcony szlacha;
IV 341 Ale ja, z kniaziów! pytać u mnie o patenta,
IV 342 Kiedym został szlachcicem? Sam Bóg to pamięta!
IV 343 Niechaj Moskal w las idzie pytać się dębiny,
IV 344 Kto jej dał patent rosnąć nad wszystkie krzewiny".
IV 345 "Kniaziu! — rzekł Żagiel — świeć Waść baki lada komu,
IV 346 Tu znajdziesz pono mitry i w niejednym domu".
IV 347 "Waść ma krzyż w herbie — wołał Podhajski — to skryta
IV 348 Aluzyja, że w rodzie bywał neofita.
IV 349 "Fałsz! — przerwał Birbasz. — Przecież ja z tatarskich hrabiów
IV 350 Pochodzę, a mam krzyże nad herbem Korabiów".
IV 351 "Poraj — krzyknął Mickiewicz — z mitrą w polu złotem,
IV 352 Herb książęcy; Stryjkowski gęsto pisze o tem".
IV 353 Zaczem wielkie powstały w całej karczmie szmery;
IV 354 Ksiądz Bernardyn uciekł się do swej tabakiery,
IV 355 W kolej częstował mówców; gwar zaraz ucichnął,
IV 356 Każdy zażył przez grzeczność i kilkakroć kichnął;
IV 357 Bernardyn korzystając z przerwy mówił dalej: #raczej: daléj
IV 358 "Oj, wielcy ludzie od tej tabaki kichali!
IV 359 Czy uwierzycie Państwo, że z tej tabakiery
IV 360 Pan jenerał Dąbrowski zażył razy cztery?"
IV 361 "Dąbrowski?" — zawołali. — "Tak, tak, on jenerał;
IV 362 Byłem w obozie, gdy on Gdańsk Niemcom odbierał;
IV 363 Miał coś pisać; bojąc się, ażeby nie zasnął,
IV 364 Zażył, kichnął, dwakroć mię po ramieniu klasnął:
IV 365 «Księże Robaku — mówił — Księże Bernardynie,
IV 366 Obaczymy się w Litwie, może nim rok minie;
IV 367 Powiedz Litwinom, niech mnie czekają z tabaką
IV 368 Częstochowską, nie biorę innej, tylko taką»".
IV 369 Mowa księdza wzbudziła takie zadziwienie,
IV 370 Taką radość, że całe huczne zgromadzenie
IV 371 Milczało chwilę; potem na pół ciche słowa
IV 372 Powtarzano: "Tabaka z Polski? Częstochowa?
IV 373 Dąbrowski? z ziemi włoskiej?" Aż na koniec razem,
IV 374 Jakby myśl z myślą, wyraz sam zbiegł się z wyrazem,
IV 375 Wszyscy jedynogłośnie, jak na dane hasło,
IV 376 Krzyknęli: "Dąbrowskiego!" Wszystko razem wrzasło,
IV 377 Wszystko się uścisnęło: chłop z tatarskim hrabią,
IV 378 Mitra z Krzyżem, Poraje z Gryfem i z Korabią;
IV 379 Zapomnieli wszystkiego, nawet Bernardyna,
IV 380 Tylko śpiewali krzycząc: "Wódki, miodu, wina!"
IV 381 Długo się przysłuchiwał ksiądz Robak piosence,
IV 382 Na koniec chciał ją przerwać; wziął w obiedwie ręce
IV 383 Tabakierkę, kichaniem melodyję zmieszał
IV 384 I nim się nastroili, tak mówić pośpieszał:
IV 385 "Chwalicie mą tabakę, Mości Dobrodzieje,
IV 386 Obaczcież, co się wewnątrz tabakierki dzieje".
IV 387 Tu, wycierając chustką zabrudzone denko,
IV 388 Pokazał malowaną armiją, malenką
IV 389 Jak rój much; w środku jeden człowiek na rumaku,
IV 390 Wielki jako chrząszcz, siedział, pewnie wódz orszaku;
IV 391 Spinał konia, jak gdyby chciał skakać w niebiosa,
IV 392 Jednę rękę na cuglach, drugą miał u nosa.
IV 393 "Przypatrzcie się — rzekł Robak — tej groźnej postawie;
IV 394 Zgadnijcie, czyja? — Wszyscy patrzyli ciekawie. —
IV 395 Wielki to człowiek, cesarz, ale nie Moskali,
IV 396 Ich carowie tabaki nigdy nie bierali".
IV 397 "Wielki człowiek — zawołał Cydzik — a w kapocie?
IV 398 Ja myśliłem, że wielcy ludzie chodzą w złocie,
IV 399 Bo u Moskalów lada jenerał, Mospanie,
IV 400 To tak świeci się w złocie jak szczupak w szafranie".
IV 401 "Ba — przerwał Rymsza — przecież widziałem za młodu
IV 402 Kościuszkę, Naczelnika naszego narodu:
IV 403 Wielki człowiek! A chodził w krakowskiej sukmanie,
IV 404 To jest czamarce". — "W jakiej czamarce, Mospanie? —
IV 405 Odparł Wilbik. — To przecież zwano taratatką".
IV 406 "Ale tamta z frędzlami, ta jest całkiem gładką" —
IV 407 Krzyknął Mickiewicz. Zatem wszczynały się swary
IV 408 O różnych taratatki kształtach i czamary.
IV 409 Przemyślny Robak, widząc, że się tak rozpryska
IV 410 Rozmowa, jął ją znowu zbierać do ogniska,
IV 411 Do swojej tabakiery; częstował, kichali,
IV 412 Życzyli sobie zdrowia, on rzecz ciągnął daléj:
IV 413 "Gdy cesarz Napoleon w potyczce zażywa
IV 414 Raz po raz, to znak pewny, że bitwę wygrywa;
IV 415 Na przykład pod Austerlic: Francuzi tak stali
IV 416 Z armatami, a na nich biegła ćma Moskali;
IV 417 Cesarz patrzył i milczał. Co Francuzi strzelą,
IV 418 To Moskale półkami jak trawa się ścielą.
IV 419 Półk za półkiem cwałował i spadał z kulbaki;
IV 420 Co półk spadnie, to Cesarz zażyje tabaki;
IV 421 Aż w końcu Aleksander, ze swoim braciszkiem
IV 422 Konstantym i z niemieckim cesarzem Franciszkiem,
IV 423 W nogi z pola; więc Cesarz, widząc, że po walce,
IV 424 Spojrzał na nich, zaśmiał się i otrząsnął palce.
IV 425 Otóż, jeśli kto z Panów, coście tu przytomni,
IV 426 Będzie w wojsku Cesarza, niech to sobie wspomni".
IV 427 "Ach! — zawołał Skołuba. — Mój Księże Kwestarzu!
IV 428 Kiedyż to będzie! Wszak to ile w kalendarzu
IV 429 Jest świąt, na każde święto Francuzów nam wróżą!
IV 430 Wygląda człek, wygląda, aż się oczy mrużą,
IV 431 A Moskal jak nas trzymał, tak trzyma za szyję.
IV 432 Pono nim słońce wnidzie, rosa oczy wyje".
IV 433 "Mospanie — rzekł Bernardyn — babska rzecz narzekać,
IV 434 A żydowska rzecz ręce założywszy czekać,
IV 435 Nim kto w karczmę zajedzie i do drzwi zapuka.
IV 436 Z Napoleonem pobić Moskalów nie sztuka.
IV 437 Jużci on Szwabom skórę trzy razy wymłócił,
IV 438 Brzydkie Prusactwo zdeptał. Anglików wyrzucił
IV 439 Het za morze, Moskalom zapewne wygodzi;
IV 440 Ale co stąd wyniknie, wie Asan Dobrodziéj?
IV 441 Oto szlachta litewska wtenczas na koń wsiędzie
IV 442 I szable weźmie, kiedy bić się z kim nie będzie;
IV 443 Napoleon, sam wszystkich pobiwszy, nareszcie
IV 444 Powie: «Obejdę się ja bez was, kto jesteście?»
IV 445 Więc nie dość gościa czekać, nie dość i zaprosić,
IV 446 Trzeba czeladkę zebrać i stoły pownosić,
IV 447 A przed ucztą potrzeba dom oczyścić z śmieci;
IV 448 Oczyścić dom, powtarzam, oczyścić dom, dzieci!"
IV 449 Nastąpiło milczenie, potem głosy w tłumie:
IV 450 "Jakże to dom oczyścić? Jak to Ksiądz rozumie?
IV 451 Jużci my wszystko zrobim, na wszystko gotowi,
IV 452 Tylko niech Ksiądz Dobrodziej jaśniej się wysłowi".
IV 453 Ksiądz poglądał za okno, przerwawszy rozmowę;
IV 454 Ujrzał coś ciekawego, z okna wytknął głowę,
IV 455 Po chwili rzekł powstając: "Dziś czasu nie mamy,
IV 456 Potem o tem obszerniej z sobą pogadamy;
IV 457 Jutro będę dla sprawy w powiatowem mieście
IV 458 I do Waszmościów z drogi zajadę po kweście".
IV 459 "Niech też do Niehrymowa Ksiądz na nocleg zdąży —
IV 460 Rzekł Ekonom — rad będzie Księdzu pan Chorąży;
IV 461 Wszakże na Litwie stare powiada przysłowie:
IV 462 Szczęśliwy człowiek, jako kwestarz w Niehrymowie!"
IV 463 "I do nas — rzekł Zubkowski — wstąp, jeżeli łaska;
IV 464 Znajdzie się tam półsztuczek płótna, masła faska,
IV 465 Baran lub krówka; wspomnij, Księże, na te słowa:
IV 466 Szczęśliwy człowiek, trafił jak ksiądz do Zubkowa".
IV 467 "I do nas" — rzekł Skołuba. — "Do nas" — Terajewicz,
IV 468 "Żaden bernardyn głodny nie wyszedł z Pucewicz".
IV 469 Tak cała szlachta prośbą i obietnicami
IV 470 Przeprowadzała księdza; on już był za drzwiami.
IV 471 On już pierwej przez okno ujrzał Tadeusza,
IV 472 Który leciał gościńcem w cwał, bez kapelusza,
IV 473 Z głową schyloną, bladem, posępnem obliczem,
IV 474 A konia ustawicznie bodł i kropił biczem.
IV 475 Ten widok bardzo księdza Bernardyna zmieszał,
IV 476 Więc za młodzieńcem kroki szybkiemi pośpieszał
IV 477 Do wielkiej puszczy, która, jako oko sięga,
IV 478 Czerniła się na całym brzegu widnokręga.
IV 479 Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy
IV 480 Aż do samego środka, do jądra gęstwiny?
IV 481 Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza;
IV 482 Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,
IV 483 Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,
IV 484 Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice;
IV 485 Wieść tylko albo bajka wie, co się w nich dzieje.
IV 486 Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,
IV 487 Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłod, korzeni,
IV 488 Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni
IV 489 I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,
IV 490 Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.
IV 491 Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkiem męstwem,
IV 492 Dalej spotkać się z większem masz niebezpieczeństwem:
IV 493 Dalej co krok czyhają, niby wilcze doły,
IV 494 Małe jeziorka trawą zarosłe na poły,
IV 495 Tak głębokie, że ludzie dna ich nie dośledzą
IV 496 (Wielkie jest podobieństwo, że diabły tam siedzą).
IV 497 Woda tych studni sklni się, plamista rdzą krwawą.
IV 498 A z wnętrza ciągle dymi, zionąc woń plugawą,
IV 499 Od której drzewa wkoło tracą liść i korę;
IV 500 Łyse, skarłowaciałe, robaczliwe, chore,
IV 501 Pochyliwszy konary mchem kołtunowate
IV 502 I pnie garbiąc brzydkiemi grzybami brodate,
IV 503 Siedzą wokoło wody jak czarownic kupa
IV 504 Grzejąca się nad kotłem, w którym warzą trupa.
IV 505 Za temi jeziorkami już nie tylko krokiem,
IV 506 Ale daremnie nawet zapuszczać się okiem,
IV 507 Bo tam już wszystko mglistym zakryte obłokiem,
IV 508 Co się wiecznie ze trzęskich oparzelisk wznosi.
IV 509 A za tą mgłą na koniec (jak wieść gminna głosi)
IV 510 Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica:
IV 511 Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.
IV 512 W niej są złożone wszystkich drzew i ziół nasiona,
IV 513 Z których się rozrastają na świat ich plemiona;
IV 514 W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierząt rodu
IV 515 Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu.
IV 516 W samym środku (jak słychać) mają swoje dwory:
IV 517 Dawny Tur, Żubr i Niedźwiedź, puszcz imperatory.
IV 518 Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry
IV 519 I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry;
IV 520 Dalej zaś, jak podwładni szlachetni wasale,
IV 521 Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale.
IV 522 Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy,
IV 523 Żyjący z pańskich stołów dworscy zausznicy.
IV 524 Te pary zwierząt głowne i patryjarchalne,
IV 525 Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne,
IV 526 Dzieci swe ślą dla osad za granicę lasu,
IV 527 A sami we stolicy używają wczasu;
IV 528 Nie giną nigdy bronią sieczną ani palną,
IV 529 Lecz starzy umierają śmiercią naturalną.
IV 530 Mają też i swój smętarz, kędy bliscy śmierci,
IV 531 Ptaki składają pióra, czworonogi sierci.
IV 532 Niedźwiedź, gdy zjadłszy zęby, strawy nie przeżuwa,
IV 533 Jeleń zgrzybiały, gdy już ledwie nogi suwa,
IV 534 Zając sędziwy, gdy mu już krew w żyłach krzepnie,
IV 535 Kruk, gdy już posiwieje, sokoł, gdy oślepnie,
IV 536 Orzeł, gdy mu dziób stary tak się w kabłąk skrzywi,
IV 537 Że zamknięty na wieki już gardła nie żywi,
IV 538 Idą na smętarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony
IV 539 Lub chory, bieży umrzeć w swe ojczyste strony.
IV 540 Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości,
IV 541 Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości.
IV 542 Słychać, że tam w stolicy, między zwierzętami
IV 543 Dobre są obyczaje, bo rządzą się sami;
IV 544 Jeszcze cywilizacją ludzką nie popsuci,
IV 545 Nie znają praw własności, która świat nasz kłóci,
IV 546 Nie znają pojedynków ni wojennej sztuki.
IV 547 Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki,
IV 548 Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie,
IV 549 Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie.
IV 550 Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny,
IV 551 Toby środkiem bestyi przechodził spokojny;
IV 552 One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia,
IV 553 Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia
IV 554 Ojce ich pierwsze, co się w ogrójcu gnieździły,
IV 555 Patrzyły na Adama, nim się z nim skłóciły.
IV 556 Szczęściem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,
IV 557 Bo Trud i Trwoga, i Śmierć bronią mu przystępu.
IV 558 Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,
IV 559 Wpadłszy niebacznie między bagna, mchy i jary,
IV 560 Wnętrznej ich okropności rażone widokiem,
IV 561 Uciekają skowycząc, z obłąkanym wzrokiem;
IV 562 I długo potem, ręką pana już głaskane,
IV 563 Drżą jeszcze u nóg jego, strachem opętane.
IV 564 Te puszcz stołeczne, ludziom nie znane tajniki
IV 565 W języku swoim strzelcy zowią: mateczniki.
IV 566 Głupi niedźwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział,
IV 567 Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział;
IV 568 Ale czyli pasieki zwabiła cię wonność,
IV 569 Czy uczułeś do owsa dojrzałego skłonność,
IV 570 Wyszedłeś na brzeg puszczy, gdzie się las przerzedził,
IV 571 I tam zaraz leśniczy bytność twą wyśledził,
IV 572 I zaraz obsaczniki, chytre nasłał szpiegi,
IV 573 By poznać, gdzie popasasz i gdzie masz noclegi;
IV 574 Teraz Wojski z obławą, już od matecznika
IV 575 Postawiwszy szeregi, odwrót ci zamyka.
IV 576 Tadeusz się dowiedział, że niemało czasu
IV 577 Już przeszło, jak ogary wpadły w otchłań lasu.
IV 578 Cicho — próżno myśliwi natężają ucha;
IV 579 Próżno, jak najciekawszej mowy, każdy słucha
IV 580 Milczenia, długo w miejscu nieruchomy czeka;
IV 581 Tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka.
IV 582 Psy nurtują po puszczy jak pod morzem nurki,
IV 583 A strzelcy obróciwszy do lasu dwórurki,
IV 584 Patrzą Wojskiego: ukląkł, ziemię uchem pyta;
IV 585 Jako w twarzy lekarza wzrok przyjacioł czyta
IV 586 Wyrok życia lub zgonu miłej im osoby,
IV 587 Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby,
IV 588 Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi.
IV 589 "Jest! jest!" — wyrzekł półgłosem, zerwał się na nogi.
IV 590 On słyszał! Oni jeszcze słuchali — nareszcie
IV 591 Słyszą: jeden pies wrzasnął, potem dwa, dwadzieście,
IV 592 Wszystkie razem ogary rozpierzchnioną zgrają
IV 593 Doławiają się, wrzeszczą, wpadli na trop, grają,
IV 594 Ujadają: już nie jest to powolne granie
IV 595 Psów goniących zająca, lisa albo łanie,
IV 596 Lecz wciąż wrzask krótki, częsty, ucinany, zjadły;
IV 597 To nie na ślad daleki ogary napadły,
IV 598 Na oko gonią — nagle ustał krzyk pogoni,
IV 599 Doszli zwierza; wrzask znowu, skowyt; zwierz się broni
IV 600 I zapewne kaleczy: śród ogarów grania
IV 601 Słychać coraz to częściej jęk psiego konania.
IV 602 Strzelcy stali i każdy ze strzelbą gotową
IV 603 Wygiął się jak łuk naprzód, z wciśnioną w las głową.
IV 604 Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiska
IV 605 Jeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska;
IV 606 Chcą pierwsi spotkać zwierza; choć Wojski ostrzegał,
IV 607 Choć Wojski stanowiska na koniu obiegał,
IV 608 Krzycząc, że czy kto prostym chłopem, czy paniczem,
IV 609 Jeżeli z miejsca zejdzie, dostanie w grzbiet smyczem,
IV 610 Nie było rady! Wszyscy pomimo zakazu
IV 611 W las pobiegli. Trzy strzelby huknęły od razu;
IV 612 Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzały
IV 613 Ryknął niedźwiedź i echem napełnił las cały.
IV 614 Ryk okropny! boleści, wściekłości, rozpaczy;
IV 615 Za nim wrzask psów, krzyk strzelców, trąby dojeżdżaczy
IV 616 Grzmiały ze środka puszczy; strzelcy — ci w las śpieszą,
IV 617 Tamci kurki odwodzą, a wszyscy się cieszą,
IV 618 Jeden Wojski w żałości, krzyczy, że chybiono.
IV 619 Strzelcy i obławnicy poszli jedną stroną
IV 620 Na przełaj zwierza, między ostępem i puszczą;
IV 621 A niedźwiedź, odstraszony psów i ludzi tłuszczą,
IV 622 Zwrócił się nazad w miejsca mniej pilnie strzeżone
IV 623 Ku polom, skąd już zeszły strzelcy rozstawione,
IV 624 Gdzie tylko pozostali z mnogich łowczych szyków
IV 625 Wojski, Tadeusz, Hrabia, z kilką obławników.
IV 626 Tu las był rzadszy; słychać z głębi ryk, trzask łomu,
IV 627 Aż z gęstwy, jak z chmur, wypadł niedźwiedź na kształt gromu;
IV 628 Wkoło psy gonią, straszą, rwą; on wstał na nogi
IV 629 Tylne i spojrzał wkoło, rykiem strasząc wrogi,
IV 630 I przedniemi łapami to drzewa korzenie,
IV 631 To pniaki osmalone, to wrosłe kamienie
IV 632 Rwał, waląc w psów i w ludzi; aż wyłamał drzewo,
IV 633 Kręcąc nim jak maczugą na prawo, na lewo,
IV 634 Runął wprost na ostatnich strażników obławy:
IV 635 Hrabię i Tadeusza.
IV 635 Oni bez obawy
IV 636 Stoją w kroku, na źwierza wytknęli flint rury
IV 637 Jako dwa konduktory w łono ciemnej chmury;
IV 638 Aż oba jednym razem pociągnęli kurki
IV 639 (Niedoświadczeni!), razem zagrzmiały dwórurki;
IV 640 Chybili. Niedźwiedź skoczył, oni tuż utkwiony
IV 641 Oszczep jeden chwycili czterema ramiony.
IV 642 Wydzierali go sobie; spojrzą, aż tu z pyska
IV 643 Wielkiego, czerwonego dwa rzędy kłów błyska
IV 644 I łapa z pazurami już się na łby spuszcza;
IV 645 Pobledli, w tył skoczyli, i gdzie rzadnie puszcza,
IV 646 Zmykali; zwierz za nimi wspiął się, już pazury
IV 647 Zahaczał, chybił, podbiegł, wspiął się znów do góry
IV 648 I czarną łapą sięgał Hrabiego włos płowy.
IV 649 Zdarłby mu czaszkę z mozgów jak kapelusz z głowy,
IV 650 Gdy Asesor z Rejentem wyskoczyli z boków,
IV 651 A Gerwazy biegł z przodu o jakie sto kroków,
IV 652 Z nim Robak, choć bez strzelby — i trzej w jednej chwili
IV 653 Jak gdyby na komendę razem wystrzelili.
IV 654 Niedźwiedź wyskoczył w górę jak kot przed chartami
IV 655 I głową na dół runął, i czterma łapami
IV 656 Przewróciwszy się młyńcem, cielska krwawe brzemię
IV 657 Waląc tuż pod Hrabiego, zbił go z nóg na ziemię.
IV 658 Jeszcze ryczał, chciał jeszcze powstać, gdy nań wsiadły
IV 659 Rozjuszona Strapczyna i Sprawnik zajadły.
IV 660 Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
IV 661 Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty
IV 662 Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,
IV 663 Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął,
IV 664 Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha
IV 665 I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha.
IV 666 I zagrał: róg jak wicher niewstrzymanym dechem
IV 667 Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem.
IV 668 Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni
IV 669 Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni.
IV 670 Starzec cały kunszt, którym niegdyś w lasach słynął,
IV 671 Jeszcze raz przed uszami myśliwców rozwinął;
IV 672 Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy,
IV 673 Jakby psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy.
IV 674 Bo w graniu była łowów historyja krótka:
IV 675 Zrazu odzew dźwięczący, rześki — to pobudka;
IV 676 Potem jęki po jękach skomlą — to psów granie;
IV 677 A gdzieniegdzie ton twardszy jak grzmot — to strzelanie.
IV 678 Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
IV 679 Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.
IV 680 Zadął znowu; myśliłbyś, że róg kształty zmieniał
IV 681 I że w ustach Wojskiego to grubiał, to cieniał,
IV 682 Udając głosy zwierząt: to raz w wilczą szyję
IV 683 Przeciągając się, długo, przeraźliwie wyje;
IV 684 Znowu, jakby w niedźwiedzie rozwarłszy się garło,
IV 685 Ryknął; potem beczenie żubra wiatr rozdarło.
IV 686 Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
IV 687 Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.
IV 688 Wysłuchawszy rogowej arcydzieło sztuki,
IV 689 Powtarzały je dęby dębom, bukom buki.
IV 690 Dmie znowu: jakby w rogu były setne rogi,
IV 691 Słychać zmieszane wrzaski szczwania, gniewu, trwogi,
IV 692 Strzelców, psiarni i zwierząt; aż Wojski do góry
IV 693 Podniósł róg, i tryumfu hymn uderzył w chmury.
IV 694 Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się zdawało,
IV 695 Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.
IV 696 Ile drzew, tyle rogów znalazło się w boru,
IV 697 Jedne drugim pieśń niosą jak z choru do choru.
IV 698 I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,
IV 699 Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,
IV 700 Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!
IV 701 Wojski obiedwie ręce odjąwszy od rogu
IV 702 Rozkrzyżował; róg opadł, na pasie rzemiennym
IV 703 Chwiał się. Wojski z obliczem nabrzmiałem, promiennem, #w pierwodruku promienném, a w wydaniu krytycznym promiennym (brak uwagi o tym wierszu w aparacie krytycznym do tego wydania)
IV 704 Z oczyma wzniesionemi, stał jakby natchniony,
IV 705 Łowiąc uchem ostatnie znikające tony.
IV 706 A tymczasem zagrzmiało tysiące oklasków,
IV 707 Tysiące powinszowań i wiwatnych wrzasków.
IV 708 Uciszono się z wolna i oczy gawiedzi
IV 709 Zwróciły się na wielki, świeży trup niedźwiedzi:
IV 710 Leżał krwią opryskany, kulami przeszyty,
IV 711 Piersiami w gęszczę trawy wplątany i wbity,
IV 712 Rozprzestrzenił szeroko przednie krzyżem łapy,
IV 713 Dyszał jeszcze, wylewał strumień krwi przez chrapy,
IV 714 Otwierał jeszcze oczy, lecz głowy nie ruszy;
IV 715 Pjawki Podkomorzego dzierżą go pod uszy,
IV 716 Z lewej strony Strapczyna, a z prawej zawisał
IV 717 Sprawnik i dusząc gardziel, krew czarną wysysał.
IV 718 Zaczem Wojski rozkazał kij żelazny włożyć
IV 719 Psom między zęby i tak paszczęki roztworzyć.
IV 720 Kolbami przewrócono na wznak zwierza zwłoki
IV 721 I znów trzykrotny wiwat uderzył w obłoki.
IV 722 "A co? — krzyknął Asesor, kręcąc strzelby rurą —
IV 723 A co, fuzyjka moja? Górą nasi, górą!
IV 724 A co, fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna,
IV 725 A jak się popisała? To jej nie nowina.
IV 726 Nie puści ona na wiatr żadnego ładunku,
IV 727 Od książęcia Sanguszki mam ją w podarunku".
IV 728 Tu pokazywał strzelbę przedziwnej roboty
IV 729 Choć maleńką, i zaczął wyliczać jej cnoty.
IV 730 "Ja biegłem — przerwał Rejent, otarłszy pot z czoła —
IV 731 Biegłem tuż za niedźwiedziem; a pan Wojski woła:
IV 732 «Stój na miejscu!» Jak tam stać? Niedźwiedź w pole wali,
IV 733 Rwąc z kopyta jak zając, coraz daléj, daléj,
IV 734 Aż mi ducha nie stało, dobiec ni nadziei;
IV 735 Aż spojrzę w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei...
IV 736 Jak też wziąłem na oko; postójże, marucha!
IV 737 Pomyśliłem, i basta: ot, leży bez ducha;
IV 738 Tęga strzelba, prawdziwa to Sagalasówka,
IV 739 Napis: «Sagalas London à Bałabanówka». #Uwaga: à!
IV 740 (Sławny tam mieszkał ślusarz Polak, który robił
IV 741 Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobił)".
IV 742 "Jak to — parsknął Asesor — do kroćset niedźwiedzi!
IV 743 To to niby Pan zabił? co też to Pan bredzi?"
IV 744 "Słuchaj no — odparł Rejent — tu, Panie, nie śledztwo,
IV 745 Tu obława; tu wszystkich weźmiem na świadectwo".
IV 746 Więc kłótnia między zgrają wszczęła się zawzięta,
IV 747 Ci stronę Asesora, ci brali Rejenta;
IV 748 O Gerwazym nie wspomniał nikt, bo wszyscy biegli
IV 749 Z boków i, co się z przodu działo, nie postrzegli.
IV 750 Wojski głos zabrał: "Teraz jest przynajmniej za co,
IV 751 Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco,
IV 752 To niedźwiedź, tu już nie żal poszukać odwetu,
IV 753 Czy szarpentyną, czyli nawet z pistoletu;
IV 754 Spór wasz trudno pogodzić, więc dawnym zwyczajem
IV 755 Na pojedynek nasze pozwolenie dajem.
IV 756 Pamiętam, za mych czasów żyło dwóch sąsiadów,
IV 757 Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadów,
IV 758 Mieszkali po dwóch stronach nad rzeką Wilejką,
IV 759 Jeden zwał się Domejko, a drugi Dowejko,
IV 760 Do niedźwiedzicy oba razem wystrzelili:
IV 761 Kto zabił, trudno dociec; strasznie się kłócili
IV 762 I przysięgli strzelać się przez niedźwiedzią skórę:
IV 763 To mi to po szlachecku, prawie rura w rurę.
IV 764 Pojedynek ten wiele narobił hałasu;
IV 765 Pieśni o nim śpiewano za owego czasu.
IV 766 Ja byłem sekundantem; jak się wszystko działo,
IV 767 Opowiem od początku historyję całą".
IV 768 Nim Wojski zaczął mówić, Gerwazy spór zgodził;
IV 769 On niedźwiedzia z uwagą dokoła obchodził,
IV 770 Nareszcie dobył tasak, rozciął pysk na dwoje
IV 771 I w tylcu głowy, mózgu rozkroiwszy słoje,
IV 772 Znalazł kulę, wydobył, suknią ochędożył,
IV 773 Przymierzył do ładunku, do flinty przyłożył;
IV 774 A potem, dłoń podnosząc i kulę na dłoni:
IV 775 "Panowie — rzekł — ta kula nie jest z waszej broni,
IV 776 Ona z tej Horeszkowskiej wyszła jednorurki
IV 777 (Tu podniósł flintę starą, obwiązaną w sznurki),
IV 778 Lecz nie ja wystrzeliłem. O, trzeba tam było
IV 779 Odwagi; straszno wspomnieć, w oczach mi się ćmiło!
IV 780 Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie,
IV 781 A niedźwiedź z tyłu już — już na Hrabiego głowie,
IV 782 Ostatniego z Horeszków! chociaż po kądzieli.
IV 783 «Jezus Maria!» krzyknąłem; i Pańscy anieli
IV 784 Zesłali mi na pomoc księdza Bernardyna.
IV 785 On nas wszystkich zawstydził; oj, dzielny księżyna!
IV 786 Gdym drżał, gdym się do cyngla dotknąć nie ośmielił,
IV 787 On mi z rąk flintę wyrwał, wycelił, wystrzelił:
IV 788 Między dwie głowy strzelić! Sto kroków! Nie chybić!
IV 789 I w sam środek paszczęki! Tak mu zęby wybić!
IV 790 Panowie! Długo żyję, jednego widziałem
IV 791 Człowieka, co mógł takim popisać się strzałem.
IV 792 Ów głośny niegdyś u nas z tylu pojedynków,
IV 793 Ów, co korki kobietom wystrzelał z patynków,
IV 794 Ów łotr nad łotry, sławny w czasy wiekopomne,
IV 795 Ów Jacek, vulgo Wąsal; nazwiska nie wspomnę.
IV 796 Ale mu nie czas teraz dojeżdżać niedźwiedzi:
IV 797 Pewnie po same wąsy hultaj w piekle siedzi.
IV 798 Chwała Księdzu! Dwom ludziom on życie ocalił,
IV 799 Może i trzem; Gerwazy nie będzie się chwalił,
IV 800 Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszków dziecię
IV 801 Wpadło w bestyi paszczę, nie byłbym na świecie,
IV 802 I moje by tam stare pogryzł niedźwiedź kości;
IV 803 Pójdź, Księże, wypijemy zdrowie Jegomości".
IV 804 Próżno szukano Księdza; wiedzą tylko tyle,
IV 805 Że po zabiciu źwierza zjawił się na chwilę,
IV 806 Podskoczył ku Hrabiemu i Tadeuszowi,
IV 807 A widząc, że obadwa cali są i zdrowi,
IV 808 Podniósł ku niebu oczy, cicho pacierz zmówił
IV 809 I pobiegł w pole szybko, jakby go kto łowił.
IV 810 Tymczasem na Wojskiego rozkaz pęki wrzosu,
IV 811 Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu;
IV 812 Bucha ogień, wyrasta szara sosna dymu
IV 813 I rozszerza się w górze na kształt baldakimu.
IV 814 Nad płomieniem oszczepy złożono w koziołki,
IV 815 Na grotach zawieszono brzuchate kociołki;
IV 816 Z wozów niosą jarzyny, mąki i pieczyste,
IV 817 I chleb.
IV 817 Sędzia otworzył puzderko zamczyste,
IV 818 W którym rzędami flaszek białe sterczą głowy;
IV 819 Wybiera z nich największy kufel kryształowy
IV 820 (Dostał go Sędzia w darze od księdza Robaka):
IV 821 Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka.
IV 822 "Niech żyje — krzyknął Sędzia, w górę wznosząc flaszę —
IV 823 Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu nasze!"
IV 824 I lał srebrzysty likwor w kolej, aż na końcu
IV 825 Zaczęło złoto kapać i błyskać na słońcu.
IV 826 W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno
IV 827 Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;
IV 828 Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,
IV 829 Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.
IV 830 Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,
IV 831 Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.
IV 832 Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada
IV 833 Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.
IV 834 Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,
IV 835 Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;
IV 836 Zamknięta w kotle, łonem wilgotnem okrywa
IV 837 Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;
IV 838 I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie
IV 839 Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie
IV 840 I powietrze dokoła zionie aromatem.
IV 841 Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,
IV 842 Zbrojni łyżkami, biegą i bodą naczynie,
IV 843 Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,
IV 844 Zniknął, uleciał; tylko w czeluściach saganów
IV 845 Wre para jak w kraterze zagasłych wulkanów.
IV 846 Kiedy się już do woli napili, najedli,
IV 847 Zwierza na wóz włożyli, sami na koń siedli,
IV 848 Radzi wszyscy, rozmowni, oprócz Asesora
IV 849 I Rejenta; ci byli gniewliwsi niż wczora,
IV 850 Kłócąc się o zalety, ten swej Sanguszkówki,
IV 851 A ten — bałabanowskiej swej Sagalasówki.
IV 852 Hrabia też i Tadeusz jadą nieweseli,
IV 853 Wstydząc się, że chybili i że się cofnęli:
IV 854 Bo na Litwie — kto zwierza wypuści z obławy,
IV 855 Długo musi pracować, nim poprawi sławy.
IV 856 Hrabia mówił, że pierwszy do oszczepu godził
IV 857 I że spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodził;
IV 858 Tadeusz utrzymywał, że będąc silniejszy
IV 859 I do robienia ciężkim oszczepem zręczniejszy,
IV 860 Chciał wyręczyć Hrabiego: tak sobie niekiedy
IV 861 Przymawiali śród gwaru i wrzasku czeredy.
IV 862 Wojski jechał pośrodku; staruszek szanowny
IV 863 Wesoły był nadzwyczaj i bardzo rozmowny;
IV 864 Chcąc kłótników zabawić i do zgody dowieść,
IV 865 Kończył im o Dowejce i Domejce powieść:
IV 866 "Asesorze, jeżeli chciałem, byś z Rejentem
IV 867 Pojedynkował, nie myśl, że jestem zawziętym
IV 868 Na krew ludzką; broń Boże! chciałem was zabawić,
IV 869 Chciałem wam komedyję niby to wyprawić,
IV 870 Wznowić koncept, który ja lat temu czterdzieście
IV 871 Wymyśliłem — przedziwny! — Wy młodzi jesteście,
IV 872 Nie pamiętacie o nim, lecz za moich czasów
IV 873 Głośny był od tej puszczy do poleskich lasów.
IV 874 Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwieństwa
IV 875 Pochodziły, rzecz dziwna, z nazwisk podobieństwa
IV 876 Bardzo niewygodnego. Bo gdy w czas sejmików
IV 877 Przyjaciele Dowejki skarbili stronników,
IV 878 Szepnął ktoś do szlachcica: «Daj kreskę Dowejce!»,
IV 879 A ten nie dosłyszawszy dał kreskę Domejce.
IV 880 Gdy na uczcie wniósł zdrowie marszałek Rupejko:
IV 881 «Wiwat Dowejko!» — drudzy krzyknęli: «Domejko!»
IV 882 A kto siedział w pośrodku, nie trafił do ładu,
IV 883 Zwłaszcza przy niewyraźnej mowie w czas obiadu.
IV 884 Gorzej było; raz w Wilnie jakiś szlachcic pjany
IV 885 Bił się w szable z Domejką i dostał dwie rany;
IV 886 Potem ów szlachcic, z Wilna wracając do domu,
IV 887 Dziwnym trafem z Dowejką zjechał się u promu;
IV 888 Gdy więc na jednym promie płynęli Wilejką,
IV 889 Pyta sąsiada: kto on? odpowie: Dowejko;
IV 890 Nie czekając dobywa rapier spod kirejki:
IV 891 Czach, czach, i za Domejkę podciął wąs Dowejki.
IV 892 Wreszcie, jak na dobitkę, trzeba jeszcze było,
IV 893 Żeby na polowaniu tak się wydarzyło,
IV 894 Że stali blisko siebie oba imiennicy
IV 895 I do jednej strzelili razem niedźwiedzicy.
IV 896 Prawda, że po ich strzale upadła bez duchu,
IV 897 Ale już pierwej niosła z dziesiątek kul w brzuchu;
IV 898 Strzelby z jednym kalibrem miało wiele osób.
IV 899 Kto zabił niedźwiedzicę? dojdźże! jaki sposób?
IV 900 Tu już krzyknęli: «Dosyć! Trzeba raz rzecz skończyć.
IV 901 Bóg nas czy diabeł złączył, trzeba się rozłączyć:
IV 902 Dwóch nas, jak dwóch słońc, pono zanadto na świecie!»
IV 903 A więc do szerpentynek i stają na mecie.
IV 904 Oba szanowni ludzie; co ich szlachta godzą,
IV 905 To oni na się jeszcze zapalczywiej godzą.
IV 906 Zmienili broń; od szabel szło na pistolety.
IV 907 Stają, krzyczym, że nadto przybliżyli mety;
IV 908 Oni na złość, przysięgli przez niedźwiedzią skórę
IV 909 Strzelać się, śmierć niechybna! prawie rura w rurę.
IV 910 Oba tęgo strzelali. — «Sekunduj, Hreczecha!»
IV 911 «Zgoda — rzekłem — niech zaraz dół wykopie klecha:
IV 912 Bo taki spór nie może skończyć się na niczém;
IV 913 Lecz bijcie się szlacheckim trybem, nie rzeźniczym,
IV 914 Dosyć już mety zbliżać, widzę, żeście zuchy;
IV 915 Chcecie strzelać się, rury oparłszy na brzuchy?
IV 916 Ja nie pozwolę; zgoda, że na pistolety;
IV 917 Lecz strzelać się nie z dalszej ani z bliższej mety
IV 918 Jak przez skórę niedźwiedzią; ja rękami memi
IV 919 Jako sekundant skórę rozciągnę na ziemi
IV 920 I ja sam was ustawię. Waść po jednej stronie
IV 921 Stanie na końcu pyska, a Waść na ogonie».
IV 922 «Zgoda!» — wrzaśli. Czas? — jutro, miejsce? — karczma Usza.
IV 923 Rozjechali się. Ja zaś do Wirgilijusza".
IV 924 Tu Wojskiemu przerwał krzyk: "Wyczha!" Tuż spod koni
IV 925 Smyknął szarak; już Kusy, już go Sokoł goni.
IV 926 Psy wzięto na obławę, wiedząc, że z powrotem
IV 927 Na polu łatwo można napotkać się z kotem;
IV 928 Bez smyczy szły przy koniach; gdy kota postrzegły,
IV 929 Wprzód nim strzelcy poszczuli, już za nim pobiegły.
IV 930 Rejent też i Asesor chcieli końmi natrzeć;
IV 931 Lecz Wojski wstrzymał krzycząc: "Wara! stać i patrzeć!
IV 932 Nikomu krokiem ruszyć z miejsca nie dozwolę;
IV 933 Stąd widzim wszyscy dobrze, zając idzie w pole".
IV 934 W istocie, kot czuł z tyłu myśliwych i psiarnie,
IV 935 Rwał w pole, słuchy wytknął jak dwa różki sarnie,
IV 936 Sam szarzał się nad rolą długi, wyciągnięty,
IV 937 Skoki pod nim sterczały jakby cztery pręty,
IV 938 Rzekłbyś, że ich nie rusza, tylko ziemię trąca
IV 939 Po wierzchu, jak jaskółka wodę całująca.
IV 940 Pył za nim, psy za pyłem; z daleka się zdało,
IV 941 Że zając, pył i charty jedne tworzą ciało:
IV 942 Jakby jakaś przez pole suwała się źmija,
IV 943 Kot jak głowa, pył z tyłu jakby modra szyja,
IV 944 A psami jak podwójnym ogonem wywija.
IV 945 Rejent, Asesor patrzą, otworzyli usta,
IV 946 Dech wstrzymali; wtem Rejent pobladnął jak chusta,
IV 947 Zbladł i Asesor, widzą — fatalnie się dzieje,
IV 948 Owa źmija im dalej, tym bardziej dłużeje,
IV 949 Już rwie się wpół, już znikła owa szyja pyłu,
IV 950 Głowa już blisko lasu, ogony — gdzie z tyłu!
IV 951 Głowa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasem
IV 952 Mignął: w las wpadła; ogon urwał się pod lasem.
IV 953 Biedne psy, ogłupiałe biegały pod gajem,
IV 954 Zdawały się naradzać, oskarżać nawzajem;
IV 955 Wreszcie wracają, z wolna skacząc przez zagony,
IV 956 Spuściły uszy, tulą do brzucha ogony
IV 957 I przybiegłszy, ze wstydu nie śmieją wznieść oczu,
IV 958 I zamiast iść do panów, stały na uboczu.
IV 959 Rejent spuścił ku piersiom zasępione czoło,
IV 960 Asesor rzucał okiem, ale niewesoło,
IV 961 Potem zaczęli oba słuchaczom wywodzić:
IV 962 Jak ich charty bez smycza nie nawykły chodzić,
IV 963 Jak kot znienacka wypadł, jak źle był poszczuty
IV 964 Na roli, gdzie psom chyba trzeba by wdziać buty,
IV 965 Tak pełno wszędzie głazów i ostrych kamieni.
IV 966 Mądrze rzecz wyłuszczali szczwacze doświadczeni;
IV 967 Myśliwi z tych mów wiele mogliby korzystać,
IV 968 Lecz nie słuchali pilnie; ci zaczęli świstać,
IV 969 Ci śmiać się w głos, ci, mając niedźwiedzia w pamięci,
IV 970 Gadali o nim, świeżą obławą zajęci.
IV 971 Wojski ledwie raz okiem za zającem rzucił;
IV 972 Widząc, że uciekł, głowę obojętnie zwrócił
IV 973 I kończył rzecz przerwaną: "Na czem więc stanąłem?
IV 974 Aha! na tem, że obu za słowo ująłem,
IV 975 Iż będą strzelali się przez niedźwiedzią skórę.
IV 976 Szlachta w krzyk: «To śmierć pewna! Prawie rura w rurę!»
IV 977 A ja w śmiech, bo mnie uczył mój przyjaciel Maro,
IV 978 Że skóra źwierza nie jest lada jaką miarą.
IV 979 Wszak wiecie Waćpanowie, jak królowa Dydo
IV 980 Przypłynęła do Libów i tam z wielką biédą
IV 981 Wytargowała sobie taki ziemi kawał,
IV 982 Który by się wołową skórą nakryć dawał;
IV 983 Na tym kawałku ziemi stanęła Kartago!
IV 984 Więc ja to sobie w nocy rozbieram z uwagą.
IV 985 Ledwie dniało, już z jednej strony taradejką
IV 986 Jedzie Dowejko, z drugiej na koniu Domejko.
IV 987 Patrzą, aż tu przez rzekę leży most kosmaty,
IV 988 Pas ze skóry niedźwiedziej porzniętej na szmaty.
IV 989 Postawiłem Dowejkę na zwierza ogonie
IV 990 Z jednej strony, Domejkę zaś na drugiej stronie.
IV 991 «Pukajcie teraz — rzekłem — choć przez całe życie,
IV 992 Lecz póty was nie spuszczę, aż się pogodzicie».
IV 993 Oni w złość; a tu szlachta kładnie się na ziemi
IV 994 Od śmiechu, a ja z księdzem słowy poważnemi
IV 995 Nuż im z Ewanieliji, z statutów dowodzić;
IV 996 Nie ma rady: — śmieli się i musieli zgodzić.
IV 997 Spor ich potem w dozgonną przyjaźń się zamienił,
IV 998 I Dowejko się z siostrą Domejki ożenił,
IV 999 Domejko pojął siostrę szwagra, Dowejkównę,
IV 1000 Podzielili majątek na dwie części równe,
IV 1001 A w miejscu, gdzie się zdarzył tak dziwny przypadek,
IV 1002 Pobudowawszy karczmę nazwali Niedźwiadek".
V KSIĘGA PIĄTA
V KŁÓTNIA
V TREŚĆ:
V Plany myśliwskie Telimeny — Ogrodniczka wybiera się na wielki świat i słucha nauk opiekunki — Strzelcy wracają — Wielkie zadziwienie Tadeusza — Spotkanie się powtórne w Świątyni dumania i zgoda, ułatwiona za pośrednictwem mrowek — U stołu wytacza się rzecz o łowach — Powieść Wojskiego o Rejtanie i księciu Denassów, przerwana — Zagajenie układów między stronami, także przerwane — Zjawisko z kluczem — Kłótnia — Hrabia z Gerwazym odbywają radę wojenną.
V 1 Wojski, chlubnie skończywszy łowy, wraca z boru,
V 2 A Telimena w głębi samotnego dworu
V 3 Zaczyna polowanie. Wprawdzie nieruchoma
V 4 Siedzi z założonemi na piersiach rękoma,
V 5 Lecz myślą goni źwierzów dwóch; szuka sposobu,
V 6 Jak by razem obsaczyć i ułowić obu:
V 7 Hrabię i Tadeusza. Hrabia, panicz młody,
V 8 Wielkiego domu dziedzic, powabnej urody;
V 9 Już trochę zakochany! Cóż? może się zmienić!
V 10 Potem, czy szczerze kocha? czy się zechce żenić?
V 11 Z kobietą kilku laty starszą! niebogatą!
V 12 Czy mu krewni pozwolą? co świat powie na to?
V 13 Telimena, tak myśląc, z sofy się podniosła
V 14 I stanęła na palcach; rzekłbyś, że podrosła;
V 15 Odkryła nieco piersi, wygięła się bokiem
V 16 I sama siebie pilnym obejrzała okiem,
V 17 I znowu zapytała o radę zwierciadła;
V 18 Po chwili wzrok spuściła, westchnęła i siadła.
V 19 Hrabia pan! zmienni w gustach są ludzie majętni!
V 20 Hrabia blondyn! blondyni nie są zbyt namiętni!
V 21 A Tadeusz? prostaczek! poczciwy chłopczyna!
V 22 Prawie dziecko! raz pierwszy kochać się zaczyna!
V 23 Pilnowany, niełacno zerwie pierwsze związki,
V 24 Przy tem dla Telimeny ma już obowiązki,
V 25 Mężczyźni, póki młodzi, chociaż w myślach zmienni,
V 26 W uczuciach są od dziadów stalsi, bo sumienni.
V 27 Długo serce młodzieńca proste i dziewicze
V 28 Chowa wdzięczność za pierwsze miłości słodycze!
V 29 Ono rozkosz i wita, i żegna z weselem,
V 30 Jak skromną ucztę, którą dzielim z przyjacielem.
V 31 Tylko stary pjanica, gdy już spali trzewa,
V 32 Brzydzi się trunkiem, którym nazbyt się zalewa.
V 33 Wszystko to Telimena dokładnie wiedziała,
V 34 Bo i rozum, i wielkie doświadczenie miała.
V 35 Lecz co powiedzą ludzie? Można im zejść z oczu,
V 36 W inne strony wyjechać, mieszkać na uboczu
V 37 Lub, co lepsza, wynieść się całkiem z okolicy,
V 38 Na przykład zrobić małą podróż do stolicy,
V 39 Młodego chłopca na świat wielki wyprowadzić,
V 40 Kroki jego kierować, pomagać mu, radzić,
V 41 Serce mu kształcić, mieć w nim przyjaciela, brata!
V 42 Nareszcie — użyć świata, póki służą lata!
V 43 Tak myśląc, po alkowie śmiało i wesoło
V 44 Przeszła się kilka razy — znów spuściła czoło.
V 45 Warto by też pomyślić o Hrabiego losie —
V 46 Czyby się nie udało podsunąć mu Zosię?
V 47 Niebogata, lecz za to urodzeniem równa,
V 48 Z domu senatorskiego, jest dygnitarzówna.
V 49 Jeżeliby do skutku przyszło ożenienie,
V 50 Telimena w ich domu miałaby schronienie
V 51 Na przyszłość; krewna Zosi i Hrabiego swatka,
V 52 Dla młodego małżeństwa byłaby jak matka.
V 53 Po tej z sobą odbytej, stanowczej naradzie
V 54 Woła przez okno Zosię bawiącą się w sadzie.
V 55 Zosia w porannym stroju i z głową odkrytą
V 56 Stała, trzymając w ręku podniesione sito;
V 57 Do nóg jej biegło ptastwo; stąd kury szurpate
V 58 Toczą się kłębkiem, stamtąd kogutki czubate,
V 59 Wstrząsając koralowe na głowach szyszaki
V 60 I wiosłując skrzydłami przez bruzdy i krzaki,
V 61 Szeroko wyciągają ostrożaste pięty;
V 62 Za nimi z wolna indyk sunie się odęty,
V 63 Sarkając na trzpiotalstwo swej krzykliwej żony;
V 64 Owdzie pawie jak tratwy długimi ogony
V 65 Sterują się po łące, a gdzieniegdzie z góry
V 66 Upada jak kiść śniegu gołąb srebrnopióry.
V 67 W pośrodku zielonego okręgu murawy
V 68 Ściska się okrąg ptastwa krzykliwy, ruchawy,
V 69 Opasany gołębi sznurem na kształt wstęgi
V 70 Białej, środkiem pstrokaty w gwiazdy, w cętki, w pręgi
V 71 Tu dzioby bursztynowe, tam czubki z korali
V 72 Wznoszą się z gęstwi pierza jak ryby spod fali.
V 73 Wysuwają się szyje i w ruchach łagodnych
V 74 Chwieją się ciągle na kształt tulipanów wodnych;
V 75 Tysiące oczu jak gwiazd błyskają ku Zosi.
V 76 Ona w środku wysoko nad ptastwem się wznosi,
V 77 Sama biała i w długą bieliznę ubrana,
V 78 Kręci się jak bijąca śród kwiatów fontanna;
V 79 Czerpie z sita i sypie na skrzydła i głowy
V 80 Ręką jak perły białą gęsty grad perłowy
V 81 Krup jęczmiennych: to ziarno, godne pańskich stołów,
V 82 Robi się dla zaprawy litewskich rosołów;
V 83 Zosia je wykradając z szafy ochmistrzyni
V 84 Dla swego drobiu, szkodę w gospodarstwie czyni.
V 85 Usłyszała wołanie: "Zosiu!" To głos cioci!
V 86 Sypnęła razem ptastwu ostatek łakoci,
V 87 A sama, kręcąc sito jako tanecznica
V 88 Bębenek i w takt bijąc, swawolna dziewica
V 89 Jęła skakać przez pawie, gołębie i kury:
V 90 Zmieszane ptastwo tłumnie furknęło do góry.
V 91 Zosia, stopami ledwie dotykając ziemi,
V 92 Zdawała się najwyżej bujać między niemi;
V 93 Przodem gołębie białe, które w biegu płoszy,
V 94 Leciały jak przed wozem bogini rozkoszy.
V 95 Zosia przez okno z krzykiem do alkowy wpadła
V 96 I na kolanach ciotki zadyszana siadła;
V 97 Telimena, całując i głaszcząc pod brodę,
V 98 Z radością zważa dziecka żywość i urodę
V 99 (Bo prawdziwie kochała swą wychowanicę).
V 100 Ale znowu poważnie nastroiła lice,
V 101 Wstała i przechodząc się wszerz i wzdłuż alkowy,
V 102 Dzierżąc palec przy ustach, temi rzekła słowy:
V 103 "Kochana Zosiu, już też całkiem zapominasz
V 104 I na stan, i na wiek twój; wszak to dziś zaczynasz
V 105 Rok czternasty, czas rzucić indyki i kurki;
V 106 Fi! to godna zabawka dygnitarskiej córki!
V 107 I z umurzaną dziatwą chłopską już do woli
V 108 Napieściłaś się! Zosiu! patrząc, serce boli;
V 109 Opaliłaś okropnie płeć, czysta Cyganka,
V 110 A chodzisz i ruszasz się jak parafijanka.
V 111 Już ja temu wszystkiemu na przyszłość zaradzę;
V 112 Od dziś zacznę, dziś ciebie na świat wyprowadzę,
V 113 Do salonu, do gości — gości mamy siła,
V 114 Patrzajżeż, ażebyś mnie wstydu nie zrobiła".
V 115 Zosia skoczyła z miejsca i klasnęła w dłonie,
V 116 I ciotce zawisnąwszy oburącz na łonie,
V 117 Płakała i śmiała się na przemian z radości.
V 118 "Ach, Ciociu! już tak dawno nie widziałam gości!
V 119 Od czasu, jak tu żyję z kury i indyki,
V 120 Jeden gość, co widziałam, to był gołąb dziki;
V 121 Już mi troszeczkę nudno tak siedzieć w alkowie;
V 122 Pan Sędzia nawet mówi, że to źle na zdrowie".
V 123 "Sędzia — przerwała ciotka — ciągle mi dokuczał,
V 124 Żeby cię na świat wywieść, ciągle pod nos mruczał,
V 125 Że już jesteś dorosłą; sam nie wie, co plecie,
V 126 Dziaduś, nigdy na wielkim niebywały świecie.
V 127 Ja wiem lepiej, jak długo trzeba się sposobić
V 128 Panience, by wyszedłszy na świat, efekt zrobić.
V 129 Wiedz, Zosiu, że kto rośnie na widoku ludzi,
V 130 Choć piękny, choć rozumny, efektów nie wzbudzi,
V 131 Gdy go wszyscy przywykną widzieć od maleńka.
V 132 Lecz niechaj ukształcona, dorosła panienka
V 133 Nagle ni stąd, ni zowąd przed światem zabłyśnie,
V 134 Wtenczas każdy się do niej przez ciekawość ciśnie,
V 135 Wszystkie jej ruchy, rzuty oczu jej uważa,
V 136 Słowa jej podsłuchiwa i drugim powtarza;
V 137 A kiedy wejdzie w modę raz młoda osoba,
V 138 Każdy ją chwalić musi, choć i nie podoba.
V 139 Znaleźć się, spodziewam się, że umiesz; w stolicy
V 140 Urosłaś. Choć dwa lata mieszkasz w okolicy,
V 141 Nie zapomniałaś jeszcze całkiem Petersburka.
V 142 No, Zosio, toaletę rób, dostań tam z biórka,
V 143 Nagotowane znajdziesz wszystko do ubrania.
V 144 Spiesz się, bo lada chwila wrócą z polowania".
V 145 Wezwano pokojowę i służącą dziewkę;
V 146 W naczynie srebrne wody wylano konewkę;
V 147 Zosia, jak wróbel w piasku, trzepioce się, myje
V 148 Z pomocą sługi ręce, oblicze i szyję.
V 149 Telimena otwiera petersburskie składy,
V 150 Dobywa flaszki perfum, słoiki pomady,
V 151 Pokrapia Zosię wkoło wyborną perfumą
V 152 (Woń napełniła izbę), włos namaszcza gumą.
V 153 Zosia kładnie pończoszki białe, ażurowe,
V 154 I trzewiki warszawskie białe, atłasowe;
V 155 Tymczasem pokojowa sznurowała stanik,
V 156 Potem rzuciła na gors pannie pudermanik;
V 157 Zaczęto przypieczone zbierać papiloty,
V 158 Pukle, że nazbyt krótkie, uwito w dwa sploty,
V 159 Zostawując na czole i skroniach włos gładki;
V 160 Pokojowa zaś świeżo zebrane bławatki
V 161 Uwiązawszy w plecionkę daje Telimenie;
V 162 Ta ją do głowy Zosi przyszpila uczenie,
V 163 Z prawej strony na lewo: kwiat od bladych włosów
V 164 Odbijał bardzo pięknie, jak od zboża kłosów!
V 165 Zdjęto puderman, całe ubranie gotowe.
V 166 Zosia białą sukienkę wrzuciła przez głowę,
V 167 Chusteczkę batystową białą w ręku zwija
V 168 I tak cała wygląda biała jak lilija.
V 169 Poprawiwszy raz jeszcze i włosów, i stroju,
V 170 Kazano jej wzdłuż i wszerz przejść się po pokoju;
V 171 Telimena uważa znawczyni oczyma,
V 172 Musztruje siostrzenicę, gniewa się i zżyma;
V 173 Aż na dygnienie Zosi krzyknęła z rozpaczy:
V 174 "Ja nieszczęśliwa! Zosiu, widzisz, co to znaczy
V 175 Żyć z gęśmi, z pastuchami! Tak nogi rozszerzasz,
V 176 Jak chłopiec, okiem w prawo i w lewo uderzasz,
V 177 Czysto rozwódka! — Dygnij, patrz, jaka niezwinna!"
V 178 "Ach, Ciociu! — rzekła smutnie Zosia — cóż ja winna?
V 179 Ciotka mnie zamykała; nie było z kim tańczyć,
V 180 Lubiłam z nudy ptastwo paść i dzieci niańczyć;
V 181 Ale poczekaj, Ciociu, niech no się pobawię
V 182 Trochę z ludźmi, obaczysz, jak się ja poprawię".
V 183 "Już — rzekła ciotka — z dwojga złego lepiej z ptastwem
V 184 Niż z tem, co u nas dotąd gościło, plugastwem;
V 185 Przypomnij tylko sobie, kto tu u nas bywał:
V 186 Pleban, co pacierz mruczał lub w warcaby grywał,
V 187 I palestra z fajkami! To mi kawalery!
V 188 Nabrałabyś się od nich pięknej manijery.
V 189 Teraz to pokazać się jest przynajmniej komu,
V 190 Mamy przecież uczciwe towarzystwo w domu.
V 191 Uważaj dobrze, Zosiu, jest tu Hrabia młody,
V 192 Pan, dobrze wychowany, krewny Wojewody,
V 193 Pamiętaj być mu grzeczną..."
V 193 Słychać rżenie koni!
V 194 I gwar myśliwców; już są pod bramą: to oni!
V 195 Wziąwszy Zosię pod rękę, pobiegła do sali.
V 196 Myśliwi na pokoje jeszcze nie wchadzali,
V 197 Musieli po komnatach odmieniać swą odzież,
V 198 Nie chcąc wniść do dam w kurtkach.
V 198 Pierwsza wpadła młodzież,
V 199 Pan Tadeusz i Hrabia, co żywo przebrani.
V 200 Telimena sprawuje obowiązki pani,
V 201 Wita wchodzących, sadza, rozmową zabawia
V 202 I siostrzenicę wszystkim z kolei przedstawia:
V 203 Naprzód Tadeuszowi, jako krewną bliską;
V 204 Zosia grzecznie dygnęła, on skłonił się nisko,
V 205 Chciał coś do niej przemówić, już usta otworzył,
V 206 Ale spójrzawszy w oczy Zosi, tak się strwożył,
V 207 Że stojąc niemy przed nią, to płonął, to bladnął;
V 208 Co było w jego sercu, on sam nie odgadnął.
V 209 Uczuł się nieszczęśliwym bardzo — poznał Zosię!
V 210 Po wzroście i po włosach światłych, i po głosie;
V 211 Tę kibić i tę główkę widział na parkanie,
V 212 Ten wdzięczny głos zbudził go dziś na polowanie.
V 213 Aż Wojski Tadeusza wyrwał z zamięszania;
V 214 Widząc, że bladnie i że na nogach się słania,
V 215 Radził mu odejść do swej izby dla spoczynku;
V 216 Tadeusz stanął w kącie, wsparł się na kominku,
V 217 Nic nie mówiąc — szerokie, obłędne źrenice
V 218 Obracał to na ciotkę, to na siostrzenicę.
V 219 Dostrzegła Telimena, iż pierwsze spojrzenie
V 220 Zosi tak wielkie na nim zrobiło wrażenie;
V 221 Nie odgadła wszystkiego, przecież pomieszana
V 222 Bawi gości, a z oczu nie spuszcza młodziana.
V 223 Wreszcie czas upatrzywszy ku niemu podbiega:
V 224 Czy zdrów? dlaczego smutny? pyta się, nalega,
V 225 Napomyka o Zosi, zaczyna z nim żarty;
V 226 Tadeusz nieruchomy, na łokciu oparty,
V 227 Nic nie gadając, marszczył brwi i usta krzywił:
V 228 Tym bardziej Telimenę pomieszał i ździwił
V 229 Zmieniła więc natychmiast twarz i ton rozmowy,
V 230 Powstała zagniewana i ostremi słowy
V 231 Poczęła nań przymówki sypać i wyrzuty;
V 232 Porwał się i Tadeusz jak żądłem ukłuty;
V 233 Spojrzał krzywo, nie mówiąc ani słowa splunął,
V 234 Krzesło nogą odepchnął i z pokoju runął,
V 235 Trzasnąwszy drzwi za sobą. Szczęściem, że tej sceny
V 236 Nikt z gości nie uważał oprócz Telimeny.
V 237 Wyleciawszy przez bramę, biegł prosto na pole;
V 238 Jak szczupak, gdy mu oścień skróś piersi przekole,
V 239 Pluska się i nurtuje, myśląc, że uciecze,
V 240 Ale wszędzie żelazo i sznur z sobą wlecze:
V 241 Tak i Tadeusz ciągnął za sobą zgryzoty,
V 242 Suwając się przez rowy i skacząc przez płoty,
V 243 Bez celu i bez drogi; aż niemało czasu
V 244 Nabłąkawszy się, w końcu wszedł w głębinę lasu
V 245 I trafił, czy umyślnie, czyli też przypadkiem,
V 246 Na wzgórek, co był wczora szczęścia jego świadkiem,
V 247 Gdzie dostał ów bilecik, zadatek kochania,
V 248 Miejsce, jak wiemy, zwane Świątynią dumania.
V 249 Gdy okiem wkoło rzuca, postrzega: to ona!
V 250 Telimena, samotna, w myślach pogrążona,
V 251 Od wczorajszej postacią i strojem odmienna,
V 252 W bieliźnie, na kamieniu, sama jak kamienna;
V 253 Twarz schyloną w otwarte utuliła dłonie,
V 254 Choć nie słyszysz szlochania, znać, że we łzach tonie.
V 255 Daremnie broniło się serce Tadeusza:
V 256 Ulitował się, uczuł, że go żal porusza,
V 257 Długo poglądał niemy, ukryty za drzewem,
V 258 Na koniec westchnął i rzekł sam do siebie z gniewem:
V 259 "Głupi! cóż ona winna, że się ja pomylił!"
V 260 Więc z wolna głowę ku niej zza drzewa wychylił,
V 261 Gdy nagle Telimena zrywa się z siedzenia,
V 262 Rzuca się w prawo, w lewo, skacze skróś strumienia,
V 263 Rozkrzyżowana, z włosem rozpuszczonym, blada,
V 264 Pędzi w las, podskakuje, przyklęka, upada
V 265 I nie mogąc już powstać, kręci się po darni.
V 266 Widać z jej ruchów, w jakiej strasznej jest męczarni;
V 267 Chwyta się za pierś, szyję, za stopy, kolana.
V 268 Skoczył Tadeusz, myśląc, że jest pomieszana
V 269 Lub ma wielką chorobę. Lecz z innej przyczyny
V 270 Pochodziły te ruchy.
V 270 U bliskiej brzeziny
V 271 Było wielkie mrowisko. Owad gospodarny
V 272 Snuł się wkoło po trawie, ruchawy i czarny;
V 273 Nie wiedzieć, czy z potrzeby, czy z upodobania
V 274 Lubił szczególnie zwiedzać Świątynię dumania;
V 275 Od stołecznego wzgórka aż po źródła brzegi
V 276 Wydeptał drogę, którą wiodł swoje szeregi.
V 277 Nieszczęściem, Telimena siedziała śród drożki;
V 278 Mrówki znęcone blaskiem bieluchnej pończoszki,
V 279 Wbiegły, gęsto zaczęły łaskotać i kąsać,
V 280 Telimena musiała uciekać, otrząsać,
V 281 Na koniec na murawie siąść i owad łowić.
V 282 Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmowić;
V 283 Oczyszczając sukienkę, aż do nóg się zniżył,
V 284 Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył —
V 285 W tak przyjaźnej postawie, choć nic nie mówili
V 286 O rannych kłótniach swoich, przecież się zgodzili;
V 287 I nie wiedzieć, jak długo trwałaby rozmowa,
V 288 Gdyby ich nie przebudził dzwonek z Soplicowa —
V 289 Hasło wieczerzy. Pora powracać do domu,
V 290 Zwłaszcza że słychać było opodal trzask łomu.
V 291 Może szukają? razem wracać nie wypada;
V 292 Więc Telimena w prawo pod ogród się skrada,
V 293 A Tadeusz na lewo biegł do wielkiej drogi;
V 294 Oboje w tym odwrocie mieli nieco trwogi:
V 295 Telimenie zdało się, że raz spoza krzaka
V 296 Błysła zakapturzona, chuda twarz Robaka,
V 297 Tadeusz widział dobrze, jak mu raz i drugi
V 298 Pokazał się na lewo cień biały i długi.
V 299 Co to było, nie wiedział, ale miał przeczucie,
V 300 Że to był Hrabia w długim, angielskim surducie.
V 301 Wieczerzano w zamczysku. Uparty Protazy,
V 302 Nie dbając na wyraźne Sędziego zakazy,
V 303 W niebytność państwa znowu do zamku szturmował
V 304 I kredens doń (jak mówi) zaintromitował.
V 305 Goście weszli w porządku i stanęli kołem;
V 306 Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;
V 307 Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.
V 308 Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.
V 309 Kwestarz nie był u stołu; miejsce Bernardyna
V 310 Po prawej stronie męża ma Podkomorzyna.
V 311 Sędzia, kiedy już gości jak trzeba ustawił,
V 312 Żegnając po łacinie, stół pobłogosławił;
V 313 Mężczyznom dano wódkę; zaczem wszyscy siedli
V 314 I chłodnik zabielany milcząc żwawo jedli.
V 315 Po chłodniku szły raki, kurczęta, szparagi,
V 316 W towarzystwie kielichów węgrzyna, malagi;
V 317 Jedzą, piją, a milczą wszyscy. Nigdy pono,
V 318 Od czasu jako mury zamku podźwigniono,
V 319 Który uraczał hojnie tylu szlachty bratów,
V 320 Tyle wesołych słyszał i odbił wiwatów,
V 321 Nie pamiętano takiej posępnej wieczerzy;
V 322 Tylko pukanie korków i brzęki talerzy
V 323 Odbijała zamkowa sień wielka i pusta:
V 324 Rzekłbyś, iż zły duch gościom zasznurował usta.
V 325 Mnogie były powody milczenia: Myśliwi
V 326 Powrócili z ostępu dosyć gadatliwi;
V 327 Lecz gdy zapał ochłonął, myśląc nad obławą,
V 328 Postrzegają, że wyszli z niej nie z wielką sławą:
V 329 Trzebaż było, ażeby jeden kaptur popi,
V 330 Wyrwawszy się Bóg wie skąd, jak Filip z konopi,
V 331 Przepisał wszystkich strzelców powiatu? O wstydzie!
V 332 Cóż o tem będą gadać w Oszmianie i Lidzie,
V 333 Które od wieków walczą z tutejszym powiatem
V 334 O pierwszeństwo w strzelectwie; myślili więc nad tem.
V 335 Zaś Asesor i Rejent, prócz wspólnych niechęci,
V 336 Świeżą hańbę swych chartów mieli na pamięci.
V 337 W oczach im stoi niecny kot, skoki wyciąga
V 338 I omykiem spod gaju kiwając, urąga,
V 339 I tym omykiem ćwiczy po sercach jak biczem.
V 340 Siedzieli z pochylonem ku misie obliczem.
V 341 Asesor nowe jeszcze miał powody żalów,
V 342 Patrząc na Telimenę i na swych rywalów.
V 343 Do Tadeusza siedzi Telimena bokiem,
V 344 Pomięszana, zaledwie śmie nań rzucić okiem.
V 345 Chciała zasępionego Hrabiego zabawić,
V 346 Wyzwać w dłuższą rozmowę, w lepszy humor wprawić,
V 347 Bo Hrabia dziwnie kwaśny powrócił z przechadzki,
V 348 A raczej, jako myślił Tadeusz, z zasadzki;
V 349 Słuchając Telimeny, czoło podniosł hardo,
V 350 Brwi zmarszczył, spójrzał na nią ledwie nie z pogardą;
V 351 Potem przysiadł się, jak mógł najbliżej, do Zosi,
V 352 Nalewa jej do szklanki, talerze przynosi,
V 353 Prawi tysiąc grzeczności, kłania się, uśmiécha,
V 354 Czasem oczy wywraca i głęboko wzdycha.
V 355 Widać przecież, pomimo tak zręczne łudzenie,
V 356 Że umizgał się tylko na złość Telimenie;
V 357 Bo głowę odwracając niby nieumyślnie,
V 358 Coraz ku Telimenie groźnem okiem błyśnie.
V 359 Telimena nie mogła pojąć, co to znaczy:
V 360 Ruszywszy ramionami, myśliła: dziwaczy.
V 361 Wreszcie, nowym zalotom Hrabiego dość rada,
V 362 Zwróciła się do swego drugiego sąsiada.
V 363 Tadeusz, też posępny, nic nie jadł, nic nie pił,
V 364 Zdawał się słuchać rozmów, oczy w talerz wlepił;
V 365 Telimena mu leje wino, on się gniewa
V 366 Na natrętność; pytany o zdrowie — poziewa.
V 367 Ma za złe (tak się zmienił jednego wieczora),
V 368 Że Telimena zbytnie do zalotów skora;
V 369 Gorszy się, że jej suknia tak wcięta głęboko,
V 370 Nieskromnie — a dopiero, kiedy podniosł oko!
V 371 Aż przeląkł się; bystrzejsze teraz miał źrenice:
V 372 Ledwie spójrzał w rumiane Telimeny lice,
V 373 Odkrył od razu wielką, straszną tajemnicę!
V 374 Przebóg, naróżowana!
V 375 Czy róż w złym gatunku,
V 375 Czy jakoś na obliczu przetarł się z trefunku:
V 376 Gdzieniegdzie zrzedniał, na wskróś grubszą płeć odsłania.
V 377 Może to sam Tadeusz, w Świątyni dumania
V 378 Rozmawiając za blisko, omusknął z bielidła
V 379 Karmin, lżejszy od pyłków motylego skrzydła.
V 380 Telimena wracała nazbyt śpieszno z lasu
V 381 I poprawić kolory swe nie miała czasu;
V 382 Około ust szczególniej widne były piegi.
V 383 Nuż oczy Tadeusza, jako chytre szpiegi,
V 384 Odkrywszy jedną zdradę, poczną w kolej zwiedzać
V 385 Resztę wdzięków i wszędzie jakiś fałsz wyśledzać:
V 386 Dwóch zębów braknie w ustach; na czole, na skroni
V 387 Zmarszczki; tysiące zmarszczków pod brodą się chroni!
V 388 Niestety! Czuł Tadeusz, jak jest niepotrzebnie
V 389 Rzecz piękną nazbyt ściśle zważać; jak haniebnie
V 390 Być szpiegiem swej kochanki; nawet jak szkaradnie
V 391 Odmieniać smak i serce — lecz któż sercem władnie?
V 392 Darmo chce brak miłości zastąpić sumnieniem,
V 393 Chłod duszy ogrzać znowu jej wzroku promieniem:
V 394 Już ten wzrok, jako księżyc światły, a bez ciepła,
V 395 Błyskał po wierzchu duszy, która do dna krzepła...
V 396 Takie robiąc sam sobie wyrzuty i skargi,
V 397 Pochylił w talerz głowę, milczał i gryzł wargi.
V 398 Tymczasem zły duch nową pokusą go wabi:
V 399 Podsłuchiwać, co Zosia mówiła do Hrabi.
V 400 Dziewczyna, uprzejmością Hrabiego ujęta,
V 401 Zrazu rumieniła się spuściwszy oczęta,
V 402 Potem śmiać się zaczęli, w końcu rozmawiali
V 403 O jakiemś niespodzianem w ogrodzie spotkaniu,
V 404 O jakiemś po łopuchach i grzędach stąpaniu.
V 405 Tadeusz, wyciągnąwszy co najdłużej uszy,
V 406 Połykał gorzkie słowa i przetrawiał w duszy,
V 407 Okropną miał biesiadę. Jak w ogrodzie źmija
V 408 Dwoistem żądłem zioło zatrute wypija,
V 409 Potem skręci się w kłębek i na drodze legnie,
V 410 Grożąc stopie, co na nią nieostróżnie biegnie,
V 411 Tak Tadeusz, opiły trucizną zazdrości,
V 412 Zdawał się obojętny, a pękał ze złości.
V 413 W najweselszem zebraniu niech się kilku gniewa,
V 414 Zaraz się ich ponurość na resztę rozlewa.
V 415 Strzelcy dawniej milczeli, druga stołu strona
V 416 Umilkła, Tadeusza żółcią zarażona.
V 417 Nawet pan Podkomorzy, nadzwyczaj ponury,
V 418 Nie miał ochoty gadać, widząc swoje córy,
V 419 Posażne i nadobne panny, w wieku kwiecie,
V 420 Zdaniem wszystkich najpierwsze partyje w powiecie,
V 421 Milczące, zaniedbane od milczącej młodzi.
V 422 Gościnnego Sędziego również to obchodzi;
V 423 Wojski zaś, uważając, że tak wszyscy milczą,
V 424 Nazywał tę wieczerzę nie polską, lecz wilczą.
V 425 Hreczecha na milczenie miał słuch bardzo czuły,
V 426 Sam gawęda, i lubił niezmiernie gaduły.
V 427 Nie dziw! ze szlachtą strawił życie na biesiadach,
V 428 Na polowaniach, zjazdach, sejmikowych radach;
V 429 Przywykł, żeby mu zawsze coś bębniło w ucho,
V 430 Nawet wtenczas, gdy milczał lub z placką za muchą
V 431 Skradał się, lub zamknąwszy oczy siadał marzyć;
V 432 W dzień szukał rozmów, w nocy musiano mu gwarzyć
V 433 Pacierze różańcowe albo gadać bajki;
V 434 Stąd też nieprzyjacielem zabitym był fajki,
V 435 Wymyślonej od Niemców, by nas scudzoziemczyć;
V 436 Mawiał: "Polskę oniemić — jest to Polskę zniemczyć".
V 437 Starzec, wiek przegwarzywszy, chciał spoczywać w gwarze;
V 438 Milczenie go budziło ze snu: tak młynarze,
V 439 Uśpieni kół tarkotem, ledwie staną osie,
V 440 Budzą się, krzycząc z trwogą: "A Słowo stało się..."
V 441 Wojski ukłonem dawał znak Podkomorzemu,
V 442 A ręką od ust lekko skinął ku Sędziemu,
V 443 Prosząc o głos; panowie na ten ukłon niemy
V 444 Odkłonili się oba, co znaczy: "prosiemy".
V 445 Wojski zagaił:
V 445 "Śmiałbym upraszać młodzieży,
V 446 Ażeby po staremu bawić u wieczerzy,
V 447 Nie milczeć i żuć: czy my ojce kapucyni?
V 448 Kto milczy między szlachtą, to właśnie tak czyni
V 449 Jako myśliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie;
V 450 Dlatego ja rozmowność naszych przodków wielbię.
V 451 Po łowach szli do stołu, nie tylko by jadać,
V 452 Ale aby nawzajem mogli się wygadać,
V 453 Co każdy miał na sercu; nagany, pochwały
V 454 Strzelców i obławników, ogary, wystrzały
V 455 Wywoływano na plac; powstawała wrzawa,
V 456 Miła uchu myśliwców jak druga obława.
V 457 Wiem, wiem, o co wam idzie: ta czarnych trosk chmura
V 458 Pono z Robakowego wzniosła się kaptura!
V 459 Wstydzicie się swych pudeł! Niech was wstyd nie pali,
V 460 Znałem myśliwych lepszych od was, a chybiali;
V 461 Trafiać, chybiać, poprawiać — to kolej strzelecka.
V 462 Ja sam, chociaż ze strzelbą włoczę się od dziecka,
V 463 Chybiałem; chybiał sławny ów strzelec Tułoszczyk,
V 464 Nawet nie zawsze trafiał pan Rejtan nieboszczyk.
V 465 O Rejtanie opowiem później. Co się tycze
V 466 Wypuszczenia z obławy, że oba panicze
V 467 Zwierzowi jak należy kroku nie dostali,
V 468 Choć mieli oszczep w ręku, tego nikt nie chwali
V 469 Ani gani: bo zmykać, mając naboj w rurze
V 470 Znaczyło po staremu: być tchórzem nad tchórze;
V 471 Toż wystrzelić na oślep (jak to robi wielu),
V 472 Nie przypuściwszy zwierza, nie wziąwszy do celu,
V 473 Jest rzecz haniebna; ale kto dobrze wymierzy,
V 474 Kto przypuści do siebie zwierza jak należy,
V 475 Jeśli chybił, cofnąć się może bez sromoty
V 476 Albo walczyć oszczepem, lecz z własnej ochoty,
V 477 A nie z musu: gdyż oszczep strzelcom poruczony
V 478 Nie dla natarcia, ale tylko dla obrony.
V 479 Tak było po staremu: a więc mnie zawierzcie
V 480 I waszej rejterady do serca nie bierzcie,
V 481 Kochany Tadeuszku i Wielmożny Grafie!
V 482 Ilekroć zaś wspomnicie o dzisiejszym trafie,
V 483 Wspomnijcie też starego Wojskiego przestrogę:
V 484 Nigdy jeden drugiemu nie zachodzić w drogę,
V 485 Nigdy we dwóch nie strzelać do jednej źwierzyny".
V 486 Właśnie Wojski wymawiał to słowo: "źwierzyny",
V 487 Gdy Asesor półgębkiem podszepnął: "dziewczyny";
V 488 "Brawo!" krzyknęła młodzież, powstał szmer i śmiechy,
V 489 Powtarzano z kolei przestrogę Hreczechy,
V 490 Mianowicie ostatnie słowo, ci: "źwierzyny",
V 491 A drudzy, w głos śmiejąc się, krzyczeli: "dziewczyny";
V 492 Rejent szepnął: "kobiety", Asesor: "kokiety",
V 493 Utkwiwszy w Telimenie oczy jak sztylety.
V 494 Nie myślił wcale Wojski przymawiać nikomu
V 495 Ani uważał, co tam szepcą po kryjomu;
V 496 Rad bardzo, że mógł damy i młodzież rozśmieszyć,
V 497 Zwrócił się ku myśliwcom, chcąc i tych pocieszyć.
V 498 I zaczął, nalewając sobie kielich wina:
V 499 "Nadaremnie oczyma szukam Bernardyna;
V 500 Chciałbym mu opowiedzieć wypadek ciekawy,
V 501 Podobny do zdarzenia dzisiejszej obławy.
V 502 Klucznik mówił, że tylko znał jednego człeka,
V 503 Co tak celnie jak Robak mógł strzelić z daleka;
V 504 Ja zaś znałem drugiego; równie trafnym strzałem
V 505 Ocalił on dwóch panów; sam ja to widziałem,
V 506 Kiedy do nalibockich zaciągnęli lasów
V 507 Tadeusz Rejtan poseł i książę Denassow.
V 508 Nie zazdrościli sławie szlachcica panowie,
V 509 Owszem u stołu pierwsi wnieśli jego zdrowie,
V 510 Nadawali mu wielkich prezentów bez liku
V 511 I skórę zabitego dzika; o tym dziku
V 512 I o strzale powiem wam jak naoczny świadek,
V 513 Bo to był dzisiejszemu podobny przypadek,
V 514 A zdarzył się największym strzelcom za mych czasów:
V 515 Posłowi Rejtanowi i księciu Denassow".
V 516 A wtem ozwał się Sędzia nalewając czaszę:
V 517 "Piję zdrowie Robaka, Wojski, w ręce wasze!
V 518 Jeśli datkiem nie możem Kwestarza zbogacić,
V 519 Postaramy się przecież za proch mu zapłacić;
V 520 Uręczamy, że niedźwiedź zabity dziś w boru
V 521 Przez dwa lata wystarczy na kuchnię klasztoru.
V 522 Lecz skóry Księdzu nie dam; lub gwałtem zabiorę,
V 523 Albo ją mnich ustąpić musi przez pokorę,
V 524 Albo ją kupię choćby dziesiątkiem soboli.
V 525 Skórą tą rozrządzimy wedle naszej woli;
V 526 Pierwszy wieniec i sławę już wziął sługa boży,
V 527 Skórę Jaśnie Wielmożny Pan nasz Podkomorzy
V 528 Temu da, kto na drugą nagrodę zasłużył".
V 529 Podkomorzy pogładził czoło i brwi zmrużył;
V 530 Strzelcy zaczęli szemrać, każdy coś powiadał,
V 531 Tamten — jak zwierza znalazł, ten — jak ranę zadał,
V 532 Tamten psiarnię nawołał, ów zwierza nawrócił
V 533 Znowu w ostęp. Asesor z Rejentem się kłócił,
V 534 Jeden wielbiąc przymioty swojej Sanguszkówki,
V 535 Drugi bałabanowskiej swej Sagalasówki.
V 536 "Sędzio sąsiedzie — wreszcie wyrzekł Podkomorzy —
V 537 Pierwszą nagrodę słusznie zyskał sługa boży;
V 538 Lecz niełacno rozsądzić, kto jest po nim drugi,
V 539 Bo wszyscy zdają mi się mieć równe zasługi,
V 540 Wszyscy równi zręcznością, biegłością i męstwem.
V 541 Przecież dwóch dziś odznaczył los niebezpieczeństwem.
V 542 Dwaj byli niedźwiedziego najbliżsi pazura:
V 543 Tadeusz i pan Hrabia; im należy skóra.
V 544 Pan Tadeusz ustąpi (jestem tego pewny),
V 545 Jako młodszy i jako gospodarza krewny;
V 546 Więc spolija opima weźmiesz, Mości Hrabia.
V 547 Niech ten łup twą strzelecką komnatę ozdabia,
V 548 Niechaj pamiątką będzie dzisiejszej zabawy,
V 549 Godłem szczęścia łowczego, bodźcem przyszłej sławy".
V 550 Umilknął wesoł, myśląc, że Hrabię ucieszył;
V 551 Nie wiedział, jak boleśnie serce jego przeszył.
V 552 Bo Hrabia na strzeleckiej komnaty wspomnienie
V 553 Mimowolnie wzrok podniosł: a te łby jelenie,
V 554 Te gałęziste rogi, jakby las wawrzynów
V 555 Zasiany ręką ojców na wieńce dla synów,
V 556 Te rzędami portretów zdobione filary,
V 557 Ten w sklepieniu błyszczący herb Półkozic stary,
V 558 Ozwały się doń zewsząd głosami przeszłości;
V 559 Zbudził się z marzeń, wspomniał, gdzie, u kogo gości:
V 560 Dziedzic Horeszków gościem śród swych własnych progów,
V 561 Biesiadnikiem Sopliców, swych odwiecznych wrogów!
V 562 A przy tem zawiść, którą czuł dla Tadeusza,
V 563 Tym mocniej Hrabię przeciw Soplicom porusza.
V 564 Rzekł więc z gorzkim uśmiechem: "Mój domek zbyt mały
V 565 Nie ma godnego miejsca na dar tak wspaniały;
V 566 Niech lepiej niedźwiedź czeka pośród tych rogaczy,
V 567 Aż mi go Sędzia razem z zamkiem oddać raczy".
V 568 Podkomorzy, zgadując, na co się zanosi,
V 569 Zadzwonił w tabakierę złotą, o głos prosi.
V 570 "Godzieneś pochwał — rzecze — Hrabio, mój sąsiedzie,
V 571 Że dbasz o interesa nawet przy obiedzie;
V 572 Nie tak jak modni wieku twojego panicze,
V 573 Żyjący bez rachunku. Ja tuszę i życzę
V 574 Zgodą zakończyć moje sądy podkomorskie;
V 575 Dotąd jedyna trudność jest o fundum dworskie.
V 576 Mam już projekt zamiany, fundum wynagrodzić
V 577 Ziemią w sposób następny..." — Tu zaczął wywodzić
V 578 Porządnie (jak zwykł zawsze) plan przyszłej zamiany:
V 579 Już był w połowie rzeczy, gdy ruch niespodziany
V 580 Wszczął się na końcu stoła: jedni coś postrzegli,
V 581 Wskazują palcem, drudzy oczyma tam biegli,
V 582 Aż wreszcie wszystkie głowy, jak kłosy schylone
V 583 Wstecznym wiatrem, w przeciwną zwróciły się stronę,
V 584 W kąt.
V 584 Z kąta, kędy wisiał portret nieboszczyka,
V 585 Ostatniego z rodziny Horeszków, Stolnika,
V 586 Z małych drzwiczek, ukrytych pomiędzy filary
V 587 Wysunęła się cicho postać na kształt mary.
V 588 Gerwazy! Poznano go po wzroście, po licach,
V 589 Po srebrzystych na żółtej kurcie Półkozicach.
V 590 Stąpał jako słup prosto, niemy i surowy,
V 591 Nie zdjąwszy czapki, nawet nie schyliwszy głowy;
V 592 W ręku trzymał błyszczący klucz, jakby puginał,
V 593 Odemknął szafę i w niej coś kręcić zaczynał.
V 594 Stały w dwóch kątach sieni, wsparte o filary,
V 595 Dwa kurantowe, w szafach zamknięte zegary;
V 596 Dziwaki stare, dawno ze słońcem w niezgodzie,
V 597 Południe wskazywały często o zachodzie;
V 598 Gerwazy nie przybrał się machiny naprawić,
V 599 Ale bez nakręcenia nie chciał jej zostawić,
V 600 Dręczył kluczem zegary każdego wieczora;
V 601 Właśnie teraz przypadła nakręcania pora.
V 602 Gdy Podkomorzy sprawą zajmował uwagę
V 603 Stron interesowanych, on pociągnął wagę:
V 604 Zgrzytnęły wyszczerbionym zębem koła rdzawe;
V 605 Wzdrygnął się Podkomorzy i przerwał rozprawę.
V 606 "Bracie — rzekł — odłoż nieco twą pilną robotę!"
V 607 I kończył plan zamiany; lecz Klucznik na psotę
V 608 Jeszcze silniej pociągnął drugiego ciężaru;
V 609 I wnet gil, który siedział na wierzchu zegaru,
V 610 Trzepiocąc skrzydłem, zaczął ciąć kurantów nuty.
V 611 Ptak sztucznie wyrobiony, szkoda, że popsuty,
V 612 Zająkał się i piszczał, im daléj, tem gorzéj.
V 613 Goście w śmiech; musiał przerwać znowu Podkomorzy.
V 614 "Mości Kluczniku — krzyknął — lub raczej puszczyku,
V 615 Jeśli dziob twój szanujesz, dość mi tego krzyku!"
V 616 Ale Gerwazy groźbą wcale się nie strwożył,
V 617 Prawą rękę poważnie na zegar położył,
V 618 A lewą wziął się pod bok; tak oburącz wsparty,
V 619 "Podkomorzeńku! — krzyknął. — Wolne pańskie żarty.
V 620 Wróbel mniejszy niż puszczyk, a na swoich wiorach
V 621 Śmielszy jest aniżeli puszczyk w cudzych dworach:
V 622 Co klucznik, to nie puszczyk; kto w cudze poddasze
V 623 Nocą włazi, ten puszczyk, i ja go wystraszę".
V 624 "Za drzwi z nim!" — Podkomorzy krzyknął. — "Panie Hrabia! —
V 625 Zawołał Klucznik. — Widzisz Pan, co się wyrabia?
V 626 Czy nie dosyć się jeszcze Pański honor plami,
V 627 Że Pan jadasz i pijasz z temi Soplicami?
V 628 Trzebaż jeszcze, aby mnie, zamku urzędnika,
V 629 Gerwazego Rębajłę, Horeszków klucznika,
V 630 Lżyć w domu Panów moich? I Panże to zniesie?"
V 631 Wtem Protazy zawołał trzykroć: "Uciszcie się!
V 632 Na ustęp! Ja, Protazy Baltazar Brzechalski,
V 633 Dwojga imion, generał niegdyś trybunalski,
V 634 Vulgo woźny, woźneńską obdukcyją robię
V 635 I wizyją formalną, zamawiając sobie
V 636 Urodzonych tu wszystkich obecnych świadectwo
V 637 I pana Asesora wzywając na śledztwo
V 638 Z powodu Wielmożnego Sędziego Soplicy:
V 639 O inkursyją, to jest o najazd granicy,
V 640 Gwałt zamku, w którym Sędzia dotąd prawnie włada,
V 641 Czego dowodem jawnym jest, że w zamku jada".
V 642 "Brzechaczu! — wrzasnął Klucznik. — Ja cię wnet nauczę!"
V 643 I dobywszy zza pasa swe żelazne klucze,
V 644 Okręcił wkoło głowy, puścił z całej mocy;
V 645 Pęk żelaza wyleciał jako kamień z procy.
V 646 Pewnie łeb Protazemu rozbiłby na ćwierci;
V 647 Szczęściem, schylił się Woźny i wydarł się śmierci.
V 648 Porwali się z miejsc wszyscy, chwilę była głucha
V 649 Cichość, aż Sędzia krzyknął: "W dyby tego zucha!
V 650 Hola, chłopcy!" — i czeladź rzuciła się żwawo
V 651 Ciasnym przejściem pomiędzy ścianami i ławą.
V 652 Lecz Hrabia krzesłem w środku zagrodził im drogę
V 653 I na tym szańcu słabym utwierdziwszy nogę:
V 654 "Wara! — zawołał. — Sędzio! nie wolno nikomu
V 655 Krzywdzić sługę mojego w moim własnym domu;
V 656 Kto ma na starca skargę, niech mi ją przełoży".
V 657 Zyzem w oczy Hrabiemu spojrzał Podkomorzy:
V 658 "Bez waścinej pomocy ukarać potrafię
V 659 Zuchwałego szlachetkę; a Waść, Mości Grafie,
V 660 Przed dekretem ten zamek za wcześnie przywłaszczasz;
V 661 Nie Wać tu jesteś panem, nie Wać nas ugaszczasz;
V 662 Siedź cicho, jakeś siedział; jeśli siwej głowy
V 663 Nie czcisz, to szanuj pierwszy urząd powiatowy".
V 664 "Co mi? — odmruknął Hrabia. — Dość już tej gawędy!
V 665 Nudźcie drugich waszymi względy i urzędy.
V 666 Dość już głupstwa zrobiłem wdając się z Waćpaństwem
V 667 W pijatyki, które się kończą grubijaństwem.
V 668 Zdacie mi sprawę z mego honoru obrazy.
V 669 Do widzenia po trzeźwu — pódź za mną, Gerwazy!"
V 670 Nigdy się odpowiedzi takiej nie spodziewał
V 671 Podkomorzy; właśnie swój kieliszek nalewał,
V 672 Gdy zuchwalstwem Hrabiego rażony jak gromem,
V 673 Oparłszy się o kielich butlem nieruchomym,
V 674 Głowę wyciągnął na bok i ucha przyłożył,
V 675 Oczy rozwarł szeroko, usta wpół otworzył;
V 676 Milczał, lecz kielich w ręku tak potężnie cisnął,
V 677 Że szkło dźwięknąwszy pękło, płyn w oczy mu prysnął.
V 678 Rzekłbyś, że z winem ognia w duszę się nalało,
V 679 Tak oblicze spłonęło, tak oko pałało.
V 680 Zerwał się mówić, pierwsze słowo niewyraźnie
V 681 Mleł w ustach, aż przez zęby wyleciało: "Błaźnie!
V 682 Grafiątko! ja cię... Tomasz, karabelę! Ja tu
V 683 Nauczę ciebie mores, błaźnie! Daj go katu!
V 684 Względy, urzędy nudzą, uszko delikatne!
V 685 Ja cię tu zaraz po tych zauszniczkach płatnę!
V 686 Fora za drzwi! do korda! Tomasz, karabelę!"
V 687 Wtem do Podkomorzego skoczą przyjaciele;
V 688 Sędzia porwał mu rękę: "Stój Pan, to rzecz nasza,
V 689 Mnie tu naprzód wyzwano; Protazy, pałasza!
V 690 Puszczę go w taniec jako niedźwiadka na kiju".
V 691 Lecz Tadeusz Sędziego wstrzymał: "Panie Stryju,
V 692 Wielmożny Podkomorzy, czyż się Państwu godzi
V 693 Wdawać się z tym fircykiem, czy tu nie ma młodzi?
V 694 Na mnie to zdajcie, ja go należycie skarcę;
V 695 A Waszeć, panie śmiałku, co wyzywasz starce,
V 696 Obaczym, czyli jesteś tak strasznym rycerzem;
V 697 Rozprawimy się jutro, plac i broń wybierzem.
V 698 Dziś uchodź, pókiś cały!"
V 698 Dobra była rada;
V 699 Klucznik i Hrabia wpadli w obroty nie lada.
V 700 Przy wyższym końcu stoła wrzał tylko krzyk wielki,
V 701 Ale z ostrego końca latały butelki
V 702 Koło Hrabiego głowy. Strwożone kobiety
V 703 W prośby, w płacz; Telimena, krzyknąwszy: "Niestety!"
V 704 Wzniosła oczy, powstała i padła zemdlona,
V 705 I przechyliwszy szyję przez Hrabi ramiona,
V 706 Na pierś jego złożyła swe piersi łabędzie.
V 707 Hrabia, choć zagniewany, wstrzymał się w zapędzie,
V 708 Zaczął cucić, ocierać.
V 708 Tymczasem Gerwazy,
V 709 Wystawiony na stołków i butelek razy,
V 710 Już zachwiał się, już czeladź zakasawszy pięście,
V 711 Rzucała się nań zewsząd hurmem, gdy na szczęście
V 712 Zosia, widząc szturm, skoczy i litością zdjęta
V 713 Zasłania starca, na krzyż rozpiąwszy rączęta. —
V 714 Wstrzymali się;
V 714 Gerwazy z wolna ustępował,
V 715 Zniknął z oczu, szukano, gdzie się pod stół schował,
V 716 Gdy nagle z drugiej strony wyszedł jak spod ziemi,
V 717 Podniósłszy w górę ławę ramiony silnemi,
V 718 Okręcił się jak wiatrak, oczyścił pół sieni,
V 719 Wziął Hrabię i tak oba ławą zasłonieni
V 720 Cofali się ku drzwiczkom; już dochodzą progów,
V 721 Gerwazy stanął, jeszcze raz spojrzał na wrogów,
V 722 Dumał chwilę, niepewny, czy cofać się zbrojnie,
V 723 Czyli z nowym orężem szukać szczęścia w wojnie.
V 724 Obrał drugie; już ławę jak taran murowy
V 725 W tył dźwignął dla zamachu, już ugiąwszy głowy,
V 726 Z wypiętą naprzód piersią, z podniesioną nogą
V 727 Miał wpaść... ujrzał Wojskiego, uczuł w sercu trwogę.
V 728 Wojski, cicho siedzący z przymrużonem okiem,
V 729 Zdawał się pogrążony w dumaniu głębokiem;
V 730 Dopiero gdy się Hrabia z Podkomorzym skłócił
V 731 I Sędziemu pogroził, Wojski głowę zwrócił,
V 732 Zażył dwakroć tabaki i przetarł powieki.
V 733 Chociaż Wojski Sędziemu był krewny daleki,
V 734 Ale w gościnnym jego domu zamieszkały,
V 735 O zdrowie przyjaciela był niezmiernie dbały.
V 736 Przypatrywał się zatem z ciekawością walce,
V 737 Wyciągnął z lekka na stół rękę, dłoń i palce,
V 738 Położył nóż na dłoni, trzonkiem do paznokcia
V 739 Indeksu, a żelazem zwrócony do łokcia,
V 740 Potem ręką w tył nieco wychyloną kiwał,
V 741 Niby bawiąc się, lecz się w Hrabiego wpatrywał.
V 742 Sztuka rzucania nożów, straszna w ręcznej bitwie,
V 743 Już była zaniechana podówczas na Litwie,
V 744 Znajoma tylko starym; Klucznik jej probował
V 745 Nieraz w zwadach karczemnych. Wojski w niej celował,
V 746 Widać z zamachu ręki, że silnie uderzy,
V 747 A z oczu łacno zgadnąć, że w Hrabiego mierzy
V 748 (Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli).
V 749 Mniej baczni młodzi ruchów starca nie pojęli;
V 750 Gerwazy zbladnął, ławą Hrabiego zakłada,
V 751 Cofa się ku drzwiom. "Łapaj!" — krzyknęła gromada.
V 752 Jako wilk obskoczony znienacka przy ścierwie
V 753 Rzuca się oślep w zgraję, co mu ucztę przerwie,
V 754 Już goni, ma ją szarpać, wtem śród psiego wrzasku
V 755 Trzasło ciche półkorcze... wilk zna je po trzasku,
V 756 Śledzi okiem, postrzega, że z tyłu za charty
V 757 Myśliwiec wpół schylony, na kolanie wsparty,
V 758 Rurą ku niemu wije i już cyngla tyka;
V 759 Wilk uszy spuszcza, ogon podtuliwszy zmyka,
V 760 Psiarnia z tryumfującym rzuca się hałasem
V 761 I skubie go po kudłach, zwierz zwraca się czasem,
V 762 Spojrzy, klapnie paszczęką, i białych kłów zgrzytem
V 763 Ledwie pogrozi, psiarnia pierzcha ze skowytem:
V 764 Tak i Gerwazy z groźną cofał się postawą,
V 765 Wstrzymując napastników oczyma i ławą,
V 766 Aż razem z Hrabią wpadli w głąb ciemnej framugi.
V 767 "Łapaj!" — krzykniono znowu; tryumf był niedługi:
V 768 Bo nad głowami tłumu Klucznik niespodzianie
V 769 Ukazał się na chorze przy starym organie
V 770 I z trzaskiem jął wyrywać ołowiane rury.
V 771 Wielką by klęskę zadał, uderzając z góry.
V 772 Ale już goście tłumnie wychodzili z sieni,
V 773 Nie śmieli kroku dostać słudzy potrwożeni
V 774 I chwytając naczynia w ślad panów uciekli,
V 775 Nawet nakrycia z częścią sprzętów się wyrzekli.
V 776 Któż ostatni, nie dbając na groźby i razy,
V 777 Ustąpił z placu bitwy? — Brzechalski Protazy.
V 778 On, za krzesłem Sędziego stojąc niewzruszenie,
V 779 Ciągnął woźnieńskim głosem swoje oświadczenie,
V 780 Aż skończył i z pustego zszedł pobojowiska,
V 781 Kędy zostały trupy, ranni i zwaliska.
V 782 W ludziach straty nie było; ale wszystkie ławy
V 783 Miały zwichnione nogi, stół także kulawy,
V 784 Obnażony z obrusa, poległ na talerzach
V 785 Zlanych winem, jak rycerz na krwawych puklerzach,
V 786 Między licznemi kurcząt i jendyków ciały,
V 787 W których piersi widelce świeżo wbite tkwiały.
V 788 Po chwili w Horeszkowskim samotnym budynku
V 789 Wszystko do zwyczajnego wracało spoczynku.
V 790 Mrok zgęstniał; reszty pańskiej wspaniałej biesiady
V 791 Leżą, podobne uczcie nocnej, gdzie na Dziady
V 792 Zgromadzać się zaklęte mają nieboszczyki.
V 793 Już na poddaszu trzykroć krzyknęły puszczyki
V 794 Jak guślarze; zdają się witać wschód miesiąca,
V 795 Którego postać oknem spadła na stół, drżąca
V 796 Niby dusza czyscowa; z podziemu, przez dziury
V 797 Wyskakiwały na kształt potępieńców szczury...
V 798 Gryzą, piją; czasami w kącie zapomniana
V 799 Puknie na toast duchom butelka szampana.
V 800 Ale na drugiem piętrze, w izbie, którą zwano,
V 801 Choć była bez zwierciadeł, izbą zwierciadlaną,
V 802 Stał Hrabia na krużganku zwróconym ku bramie;
V 803 Chłodził się wiatrem, surdut wdział na jedno ramię,
V 804 Drugi rękaw i poły u szyi sfałdował
V 805 I pierś surdutem, jakby płaszczem, udrapował.
V 806 Gerwazy chodził kroki wielkiemi po sali;
V 807 Obadwa zamyśleni, do siebie gadali:
V 808 "Pistolety — rzekł Hrabia — lub gdy chcą, pałasze".
V 809 "Zamek — rzekł Klucznik — i wieś, oboje to nasze".
V 810 "Stryja, synowca — wołał Hrabia — całe plemię
V 811 Wyzywaj!" — "Zamek — wołał Klucznik — wieś i ziemie
V 812 Zabieraj Pan!" To mówiąc zwrócił się do Hrabi:
V 813 "Jeśli Pan chce mieć pokój, niech wszystko zagrabi.
V 814 Po co proces, Mopanku! Sprawa jak dzień czysta:
V 815 Zamek w ręku Horeszków był przez lat czterysta;
V 816 Część gruntów oderwano w czasie Targowicy
V 817 I, jak Pan wie, oddano władaniu Soplicy.
V 818 Nie tylko tę część, wszystko zabrać im należy
V 819 Za koszta procesowe, za karę grabieży.
V 820 Mówiłem Panu zawsze: procesów zaniechać,
V 821 Mówiłem Panu zawsze: najechać, zajechać!
V 822 Tak było po dawnemu: kto raz grunt posiądzie,
V 823 Ten dziedzic; wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie.
V 824 Co się tycze dawniejszych z Soplicami sprzéczek,
V 825 Jest na to od procesu lepszy Scyzoryczek;
V 826 A jeśli Maciej w pomoc da mi swą Rózeczkę,
V 827 To my we dwóch Sopliców tych porzniem na sieczkę".
V 828 "Brawo! — rzekł Hrabia. — Plan twój gotycko-sarmacki
V 829 Podoba się mi lepiej niż spór adwokacki.
V 830 Wiesz co? Na całej Litwie narobim hałasu
V 831 Wyprawą niesłychaną od dawnego czasu.
V 832 I sami się zabawim. Dwa lata tu siedzę,
V 833 Jakąż bitwę widziałem? z chłopami o miedzę.
V 834 Nasza wyprawa przecież krwi rozlanie wróży;
V 835 Odbyłem taką jedną w czasie mych podróży.
V 836 Gdym w Sycyliji bawił u pewnego księcia,
V 837 Rozbójnicy porwali w górach jego zięcia
V 838 I okupu od krewnych żądali zuchwale;
V 839 My, zebrawszy naprędce sługi i wasale,
V 840 Wpadliśmy; ja dwóch zbojców ręką mą zabiłem,
V 841 Pierwszy wleciałem w tabor, więźnia uwolniłem.
V 842 Ach, mój Gerwazy! jaki to był tryumfalny,
V 843 Jaki piękny nasz powrót, rycersko-feudalny!
V 844 Lud z kwiatami spotykał nas — córka książęcia,
V 845 Wdzięczna zbawcy, ze łzami wpadła w me objęcia.
V 846 Gdym przybył do Palermo, wiedziano z gazety,
V 847 Palcami wskazywały mię wszystkie kobiety.
V 848 Nawet wydrukowano o całem zdarzeniu
V 849 Romans, gdzie wymieniony jestem po imieniu.
V 850 Romans ma tytuł: Hrabia, czyli tajemnice
V 851 Zamku Birbante-rokka. Czy są tu ciemnice
V 852 W tym zamku?" — "Są — rzekł Klucznik — ogromne piwnice,
V 853 Ale puste! Bo wino wypili Soplice".
V 854 "Dżokejów — dodał Hrabia — uzbroić we dworze,
V 855 Z włości wezwać wasalów!"
V 855 "Lokajów? broń Boże! — # w pierwodruku wiersz nie jest rozbity
V 856 Przerwał Gerwazy. — Czy to zajazd jest hultajstwem?
V 857 Kto widział zajazd robić z chłopstwem i z lokajstwem?
V 858 Mój Panie, na zajazdach nie znacie się wcale;
V 859 Wąsalów — co innego, zdadzą się wąsale.
V 860 Nie we włości ich szukać, ale po zaściankach:
V 861 W Dobrzynie, w Rzezikowie, w Ciętyczach, w Rąbankach;
V 862 Szlachta odwieczna, w której krew rycerska płynie;
V 863 Wszyscy przychylni panów Horeszków rodzinie,
V 864 Wszyscy nieprzyjaciele zabici Sopliców!
V 865 Stamtąd zbiorę ze trzystu wąsatych szlachciców;
V 866 To rzecz moja. Pan niechaj do pałacu wraca
V 867 I wyśpi się, bo jutro będzie wielka praca;
V 868 Pan spać lubi, już późno, drugi kur już pieje;
V 869 Ja tu będę pilnować zamku, aż rozdnieje,
V 870 A ze słoneczkiem stanę w Dobrzyńskim zaścianku".
V 871 Na te słowa pan Hrabia ustąpił z krużganku;
V 872 Ale nim odszedł, spójrzał przez otwór strzelnicy
V 873 I widząc świateł mnóstwo w domostwie Soplicy:
V 874 "Iluminujcie! — krzyknął. — Jutro o tej porze
V 875 Będzie jasno w tym zamku, ciemno w waszym dworze!"
V 876 Gerwazy siadł na ziemi, oparł się o ścianę
V 877 I pochylił ku piersiom czoło zadumane;
V 878 Światłość miesięczna padła na wierzch głowy łysy,
V 879 Gerwazy po nim kryślił palcem różne rysy;
V 880 Widać, że przyszłych wypraw snuł plany wojenne.
V 881 Ciężą mu coraz bardziej powieki brzemienne,
V 882 Bezwładną kiwnął szyją, czuł, że go sen bierze;
V 883 Zaczął wedle zwyczaju wieczorne pacierze.
V 884 Lecz między Ojczenaszem i Zdrowaś Maryją
V 885 Dziwne stanęły mary, tłoczą się i wiją:
V 886 Klucznik widzi Horeszki, swoje dawne pany,
V 887 Ci niosą karabele, drudzy buzdygany,
V 888 Każdy groźnie spoziera i pokręca wąsa,
V 889 Składa się karabelą, buzdyganem wstrząsa —
V 890 Za nimi jeden cichy, posępny cień mignął,
V 891 Z krwawą na piersi plamą. Gerwazy się wzdrygnął,
V 892 Poznał Stolnika; zaczął wkoło siebie żegnać
V 893 I ażeby tym pewniej straszne sny rozegnać,
V 894 Odmawiał litaniją o czyscowych duszach.
V 895 Znowu wzrok mu skleił się, zadzwoniło w uszach —
V 896 Widzi tłum szlachty konnej, błyszczą karabele:
V 897 Zajazd! zajazd Korelicz, i Rymsza na czele!
V 898 I ogląda sam siebie, jak na koniu siwym,
V 899 Z podniesionym nad głową rapierem straszliwym
V 900 Leci; rozpięta na wiatr szumi taratatka,
V 901 Z lewego ucha spadła w tył konfederatka;
V 902 Leci, jezdnych i pieszych po drodze obala
V 903 I na koniec Soplicę w stodole podpala —
V 904 Wtem ciężka marzeniami na pierś spadła głowa
V 905 I tak usnął ostatni Klucznik Horeszkowa.
VI KSIĘGA SZÓSTA
VI ZAŚCIANEK
VI TREŚĆ:
VI Pierwsze ruchy wojenne zajazdu — Wyprawa Protazego — Robak z panem Sędzią radzą o rzeczy publicznej — Dalszy ciąg wyprawy Protazego, bezskutecznej — Ustęp o konopiach — Zaścianek szlachecki Dobrzyn — Opisanie domostwa i osoby Maćka Dobrzyńskiego.
VI 1 Nieznacznie z wilgotnego wykradał się mroku
VI 2 Świt bez rumieńca, wiodąc dzień bez światła w oku.
VI 3 Dawno wszedł dzień, a jeszcze ledwie jest widomy.
VI 4 Mgła wisiała nad ziemią, jak strzecha ze słomy
VI 5 Nad ubogą Litwina chatką; w stronie wschodu
VI 6 Widać z bielszego nieco na niebie obwodu,
VI 7 Że słońce wstało, tędy ma zstąpić na ziemię,
VI 8 Lecz idzie niewesoło i po drodze drzemie.
VI 9 Za przykładem niebieskim wszystko się spóźniło
VI 10 Na ziemi; bydło późno na paszę ruszyło
VI 11 I zdybało zające przy późnem śniadaniu;
VI 12 One zwykły do gajów wracać o świtaniu,
VI 13 Dziś, okryte tumanem, te mokrzycę chrupią,
VI 14 Te, jamki w roli kopiąc, parami się kupią
VI 15 I na wolnem powietrzu myślą użyć wczasu;
VI 16 Ale przed bydłem muszą powracać do lasu.
VI 17 I w lasach cisza. Ptaszek zbudzony nie śpiewa,
VI 18 Otrząsnął pierze z rosy, tuli się do drzewa,
VI 19 Głowę wciska w ramiona, oczy znowu mruży
VI 20 I czeka słońca. Kędyś u brzegów kałuży
VI 21 Klekce bocian; na kopach siedzą wrony zmokłe,
VI 22 Rozdziawiwszy się ciągną gawędy rozwlokłe,
VI 23 Obrzydłe gospodarzom jako wróżby słoty.
VI 24 Gospodarze już dawno wyszli do roboty.
VI 25 Już zaczęły żniwiarki swą piosnkę zwyczajną,
VI 26 Jak dzień słotny ponurą, tęskną, jednostajną,
VI 27 Tem smutniejszą, że dźwięk jej w mgłę bez echa wsiąka;
VI 28 Chrząsnęły sierpy w zbożu, ozwała się łąka,
VI 29 Rząd kosiarzy otawę siekących wciąż brząka,
VI 30 Pogwizdując piosenkę; z końcem każdej zwrotki
VI 31 Stają, ostrzą żelezca i w takt kują w młotki.
VI 32 Ludzi we mgle nie widać, tylko sierpy, kosy
VI 33 I pieśni brzmią jak muzyk niewidzialnych głosy.
VI 34 W środku na snopie zboża ekonom usiadłszy,
VI 35 Nudzi się, kręci głową, roboty nie patrzy,
VI 36 Pogląda na gościniec, na drogi rozstajne,
VI 37 Kędy działy się jakieś rzeczy nadzwyczajne.
VI 38 Na gościńcu i drogach od samego ranka
VI 39 Panuje ruch niezwykły; stąd chłopska furmanka
VI 40 Skrzypi, lecąc jak poczta, stąd szlachecka bryka
VI 41 Czwałem tarkocze, drugą i trzecią spotyka;
VI 42 Z lewej drogi posłaniec jak kuryjer goni,
VI 43 Z prawej przebiegło w zawód kilkanaście koni,
VI 44 Wszyscy spieszą, ku różnym kierują się stronom.
VI 45 Co to ma znaczyć? Powstał ze snopa ekonom,
VI 46 Chciał przypatrzyć się, spytać; długo stał nad drogą,
VI 47 Daremnie wołał, nie mógł zatrzymać nikogo
VI 48 Ni poznać we mgle. Jezdni migają jak duchy,
VI 49 Tylko słychać raz po raz tętent kopyt głuchy
VI 50 I, co dziwniejsza jeszcze, szczękanie pałaszy:
VI 51 Bardzo to ekonoma i cieszy, i straszy.
VI 52 Bo choć na Litwie było naonczas spokojnie,
VI 53 Dawno już wieści głuche biegały o wojnie,
VI 54 O Francuzach, Dąbrowskim, o Napoleonie.
VI 55 Miałyżby wojnę wróżyć ci jezdzcy? te bronie?
VI 56 Ekonom pobiegł wszystko Sędziemu powiedzieć,
VI 57 Spodziewając się i sam czegoś się dowiedzieć.
VI 58 W Soplicowie domowi i goście, po kłótni
VI 59 Wczorajszej wstali z siebie nieradzi i smutni.
VI 60 Próżno Wojszczanka damy na kabałę sprasza,
VI 61 Mężczyznom próżno karty dają do mariasza:
VI 62 Nie chcą bawić się ni grać, siedzą cicho w kątkach,
VI 63 Mężczyźni palą lulki, kobiety przy prątkach;
VI 64 Nawet śpią muchy.
VI 64 Wojski, rzuciwszy łopatkę,
VI 65 Znudzony ciszą, idzie pomiędzy czeladkę.
VI 66 Woli w kuchennej słuchać ochmistrzyni krzyków,
VI 67 Groźb i razów kucharza, hałasu kuchcików;
VI 68 Aż go powoli wprawił w przyjemne marzenie
VI 69 Ruch jednostajny rożnów kręcących pieczenie.
VI 70 Sędzia od rana pisał, zamknąwszy się w izbie,
VI 71 Woźny od rana czekał pod oknem na przyzbie;
VI 72 Sędzia, skończywszy pozew, Protazego wzywa,
VI 73 Skargę przeciw Hrabiemu głośno odczytywa:
VI 74 O skrzywdzenie honoru, zelżywe wyrazy,
VI 75 Zaś przeciw Gerwazemu o gwałty i razy;
VI 76 Obudwu o przechwałki, o koszta z powodu
VI 77 Procesu — ciągnie w rejestr taktowy do grodu.
VI 78 Pozew dziś trzeba wręczyć ustnie, oczywisto,
VI 79 Nim zajdzie słońce. Woźny z miną uroczystą
VI 80 Wyciągnął słuch i rękę, skoro pozew zoczył;
VI 81 Stał poważnie, a rad by z radości podskoczył.
VI 82 Na samą myśl procesu czuł, że się odmłodził:
VI 83 Wspomniał na dawne lata, gdy z pozwami chodził
VI 84 Po guzy, ale razem po zapłaty hojne.
VI 85 Tak żołnierz, który strawił życie tocząc wojnę,
VI 86 A na starość w szpitalach spoczywa kaleki,
VI 87 Skoro usłyszy trąbę lub bęben daleki,
VI 88 Chwyta się z łoża, krzyczy przez sen: "Bij Moskala!"
VI 89 I na drewnianej nodze skacze ze szpitala
VI 90 Tak prędko, że go ledwie może złowić młodzież.
VI 91 Protazy śpieszył włożyć swą woźnieńską odzież.
VI 92 Przecież żupana ani kontusza nie kładzie,
VI 93 One służą ku wielkiej sądowej paradzie;
VI 94 Na podróż ma strój inny: szerokie rajtuzy
VI 95 I kurtę, której poły, podpięte na guzy,
VI 96 Można zakasać albo spuścić na kolana;
VI 97 Czapka z uszami, sznurkiem u wierzchu związana,
VI 98 Wznosi się na pogodę, spuszcza się przed słotą.
VI 99 Tak ubrany, wziął pałkę i ruszył piechotą.
VI 100 Bo woźni przed procesem, jak szpiegi przed bojem,
VI 101 Muszą kryć się pod różną postacią i strojem.
VI 102 Dobrze zrobił Protazy, że w drogę pospieszył,
VI 103 Bo niedługo by swoim pozwem się nacieszył.
VI 104 W Soplicowie zmieniano kampaniji plany.
VI 105 Do Sędziego wpadł nagle Robak zadumany
VI 106 I rzekł: "Sędzio, to bieda nam z tą panią ciotką,
VI 107 Z tą panią Telimeną, kokietką i trzpiotką!
VI 108 Kiedy Zosia została dzieckiem w biednym stanie,
VI 109 Jacek ją Telimenie dał na wychowanie,
VI 110 Słysząc, że jest osoba dobra, świat znająca,
VI 111 A postrzegam, że ona coś tu nam zamąca,
VI 112 Intryguje i pono Tadeuszka wabi;
VI 113 Śledzę ją; albo może bierze się do Hrabi,
VI 114 Może do obu razem. Obmyślmy więc środki,
VI 115 Jak się jej pozbyć, bo stąd mogą urość plotki,
VI 116 Zły przykład i pomiędzy młokosami zwady,
VI 117 Które mogą pomieszać twe prawne układy".
VI 118 "Układy? — krzyknął Sędzia z niezwykłym zapałem —
VI 119 Z układów kwita, już je skończyłem, zerwałem".
VI 120 "A to co? — przerwał Robak. — Gdzie rozum? gdzie głowa?
VI 121 Co tu mi Wasze bajasz? jaka burda nowa?"
VI 122 "Nie z mej winy — rzekł Sędzia. — Proces to wyjaśni:
VI 123 Hrabia, pyszałek, głupiec, był przyczyną waśni,
VI 124 I Gerwazy łotr; lecz to do sądu należy.
VI 125 Szkoda, żeś nie był, Księże, w zamku na wieczerzy,
VI 126 Poświadczyłbyś, jak Hrabia srodze mnie obraził".
VI 127 "Po coś Waść — krzyknął Robak — do tych ruin łaził?
VI 128 Wiesz, jak zamku nie cierpię; odtąd moja noga
VI 129 Tam nie postanie. Znowu kłótnia! kara Boga!
VI 130 Jakże tam było? powiedz; trzeba tę rzecz zatrzeć.
VI 131 Już mię znudziło wreszcie na tyle głupstw patrzeć.
VI 132 Ważniejsze ja mam sprawy niż godzić pieniaczy,
VI 133 Ale jeszcze raz zgodzę".
VI 133 "Zgodzić? Cóż to znaczy!
VI 134 A idźże mi Waść wreszcie z tą zgodą do licha! —
VI 135 Przerwał Sędzia, tupnąwszy nogą. — Patrzcie mnicha!
VI 136 Że go przyjmuję grzecznie, chce mnie za nos wodzić.
VI 137 Wiedz Wasze, że Soplice nie zwykli się godzić;
VI 138 Gdy pozwą, muszą wygrać: nieraz w ich imieniu
VI 139 Trwał proces, aż wygrali w szóstym pokoleniu.
VI 140 Dosyć zrobiłem głupstwa, z porady Waszeci,
VI 141 Zwołując podkomorskie sądy po raz trzeci.
VI 142 Od dzisiaj nie ma zgody; nie ma, nie ma, nie ma!
VI 143 (I krzycząc chodził, tupał nogami obiema).
VI 144 Prócz tego za wczorajszy niegrzeczny uczynek
VI 145 Musi mnie deprekować, albo pojedynek!"
VI 146 "Ale, Sędzio, cóż będzie, jak się Jacek dowie?
VI 147 Wszak on umrze z rozpaczy! Czyliż Soplicowie
VI 148 Nie nabroili jeszcze w tym zamku dość złego!
VI 149 Bracie! wspominać nie chcę wypadku strasznego.
VI 150 Wiesz także, że część gruntów od zamku dziedzica
VI 151 Zabrała i Soplicom dała Targowica.
VI 152 Jacek za grzech żałując, musiał był ślubować
VI 153 Pod absolucją dobra te restytuować.
VI 154 Wziął więc Zosię, Horeszków dziedziczkę ubogą,
VI 155 Hodować, wychowanie jej opłacał drogo.
VI 156 Chciał ją Tadeuszkowi swojemu wyswatać
VI 157 I tak dwa poróżnione domy znowu zbratać,
VI 158 I dziedziczce bez wstydu ustąpić grabieży".
VI 159 "Lecz cóż to? — krzyknął Sędzia — co do mnie należy?
VI 160 Ja się nie znałem, nawet nie widziałem z Jackiem;
VI 161 Ledwiem słyszał o jego życiu hajdamackiem,
VI 162 Siedząc wtenczas retorem w jezuickiej szkole,
VI 163 Potem u wojewody służąc za pacholę.
VI 164 Dano mi dobra, wziąłem; kazał przyjąć Zosię,
VI 165 Przyjąłem, hodowałem, myślę o jej losie.
VI 166 Dość mnie nudzi ta cała historyja babia!
VI 167 A potem, czegoż jeszcze wlazł mi tu ten Hrabia?
VI 168 Z jakim prawem do zamku? Wszak wiesz, przyjacielu,
VI 169 On Horeszkom dziesiąta woda na kisielu!
VI 170 I ma mnie lżyć? a ja go zapraszać do zgody!"
VI 171 "Bracie! — rzekł ksiądz — ważne są do tego powody.
VI 172 Pamiętasz, że Jacek chciał do wojska słać syna,
VI 173 Potem w Litwie zostawił: cóż w tym za przyczyna?
VI 174 Oto w domu Ojczyznie potrzebniejszy będzie.
VI 175 Słyszałeś pewnie, o czem już gadają wszędzie,
VI 176 O czem ja wiadomostki przynosiłem nieraz:
VI 177 Teraz czas już powiedzieć wszystko, czas już teraz!
VI 178 Ważne rzeczy, mój bracie! Wojna tuż nad nami!
VI 179 Wojna o Polskę! bracie! Będziem Polakami!
VI 180 Wojna niechybna! Kiedy z poselstwem tajemnem
VI 181 Tu biegłem, wojsk forpoczty już stały nad Niemnem;
VI 182 Napoleon już zbiera armiję ogromną,
VI 183 Jakiej człowiek nie widział i dzieje nie pomną;
VI 184 Obok Francuzów ciągnie polskie wojsko całe,
VI 185 Nasz Józef, nasz Dąbrowski, nasze orły białe!
VI 186 Już są w drodze, na pierwszy znak Napoleona
VI 187 Przejdą Niemen i — bracie! Ojczyzna wskrzeszona!"
VI 188 Sędzia, słuchając, z wolna okulary składał
VI 189 I wpatrując się mocno w Księdza, nic nie gadał,
VI 190 Westchnął głęboko, w oczach łzy się zakręciły...
VI 191 Wreszcie porwał za szyję Księdza z całej siły:
VI 192 "Mój Robaku! — wołając — czy to tylko prawda?
VI 193 Mój Robaku! — powtarzał — czy to tylko prawda?
VI 194 Ileż razy zwodzono! Pamiętasz? gadali:
VI 195 Napoleon już idzie! i my już czekali!
VI 196 Gadano: już w Koronie, już Prusaka pobił,
VI 197 Wkracza do nas! A on — co? Pokój w Tylży zrobił!
VI 198 Czy tylko prawda? Czy ty nie zwodzisz sam siebie?"
VI 199 "Prawda — zawołał Robak — jak Pan Bóg na niebie!"
VI 200 "Błogosławioneż niechaj będą usta, które
VI 201 To zwiastują! — rzekł Sędzia wznosząc ręce w górę. —
VI 202 Nie pożałujesz twego poselstwa, Robaku,
VI 203 Nie pożałuje klasztor; dwieście owiec z braku
VI 204 Daję na klasztor. Księże, tyś się wczoraj palił
VI 205 Do mojego kasztanka i gniadosza chwalił,
VI 206 Dziś zaraz w twym kwestarskim wozie pójdą oba;
VI 207 Dziś proś mnie, o co zechcesz, co ci się podoba,
VI 208 Nie odmówię! Lecz o tym interesie całym
VI 209 Z Hrabią, daj pokój; skrzywdził mnie, już zapozwałem,
VI 210 Czyż wypada..."
VI 210 Załamał ręce Ksiądz zdziwiony.
VI 211 Wlepiwszy oczy w Sędzię, ruszywszy ramiony,
VI 212 Rzekł: "To gdy Napoleon wolność Litwie niesie,
VI 213 Gdy świat drży cały, to ty myślisz o procesie?
VI 214 I jeszcze po tem wszystkim, com tobie powiedział, #raczej: "jeszczeż"
VI 215 Będziesz spokojnie, ręce założywszy, siedział,
VI 216 Gdy działać trzeba!"
VI 216 — "Działać? Cóż?" — Sędzia zapytał.
VI 217 "Jeszcześ — rzekł Robak — z oczu moich nie wyczytał?
VI 218 Jeszcze serce nic tobie nie gada? Ach, bracie!
VI 219 Jeśli Soplicowskiej krwi kroplę w żyłach macie,
VI 220 Uważ tylko: Francuzi uderzają z przodu?...
VI 221 A gdyby z tyłu zrobić powstanie narodu?
VI 222 Co myślisz? Niech no Pogoń zarży, niech na Żmudzi
VI 223 Niedźwiedź ryknie! Ach, gdyby jakie tysiąc ludzi,
VI 224 Gdyby choć pięćset z tyłu na Moskwę natarło,
VI 225 Powstanie jako pożar wkoło rozpostarło,
VI 226 Gdybyśmy my, nabrawszy Moskwie harmat, znaków,
VI 227 Zwycięzcy szli powitać wybawców rodaków?
VI 228 Ciągniemy! Napoleon widząc nasze lance
VI 229 Pyta: «Co to za wojsko?» My krzyczym: «Powstańce,
VI 230 Najjaśniejszy Cesarzu! Litwa ochotnicy!»
VI 231 Pyta: «Pod czyją wodzą?» — «Sędziego Soplicy!»
VI 232 Ach, któż by potem pisnąć śmiał o Targowicy?
VI 233 Bracie, póki Ponarom stać, Niemnowi płynąć,
VI 234 Póty w Litwie Sopliców imieniowi słynąć;
VI 235 Wnuków, prawnuków będzie Jagiełłów stolica
VI 236 Wskazywać palcem, mówiąc: oto jest Soplica,
VI 237 Z tych Sopliców, co pierwsi zrobili powstanie!"
VI 238 A na to Sędzia: "Mniejsza o ludzkie gadanie;
VI 239 Nigdy nie dbałem bardzo o pochwały świata,
VI 240 Bóg świadkiem, żem nie winien grzechów mego brata;
VI 241 W politykę jam nigdy bardzo się nie wdawał,
VI 242 Urzędując i orząc mojej ziemi kawał;
VI 243 Lecz jestem szlachcic, rad bym plamę domu zmazać,
VI 244 Jestem Polak, dla kraju rad bym coś dokazać,
VI 245 Choć duszę oddać. W szable nie byłem zbyt tęgi,
VI 246 Wszakże bierali ludzie i ode mnie cięgi;
VI 247 Wie świat, że w czasie polskich ostatnich sejmików
VI 248 Wyzwałem i zraniłem dwoch braci Buzwików,
VI 249 Którzy... Ale to mniejsza. Jakże Wasze myśli?
VI 250 Czy potrzeba, żebyśmy zaraz w pole wyszli?
VI 251 Strzelców zebrać — rzecz łatwa; prochu mam dostatek,
VI 252 W plebaniji u księdza jest kilka armatek;
VI 253 Przypominam, iż Jankiel mówił, iż u siebie
VI 254 Ma groty do lanc, że je mogę wziąć w potrzebie;
VI 255 Te groty przywiózł w pakach gotowych z Królewca
VI 256 Pod sekretem; weźmiem je, zaraz zrobim drzewca,
VI 257 Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
VI 258 Ja z synowcem na czele i? — jakoś to będzie!"
VI 259 "O polska krwi!" — zawołał Bernardyn wzruszony,
VI 260 Z otwartemi skoczywszy na Sędzię ramiony. —
VI 261 "Prawe dziecię Sopliców! Tobie Bóg przeznacza
VI 262 Oczyścić grzechy brata twojego, tułacza;
VI 263 Zawszem ciebie szanował, ale od tej chwili
VI 264 Kocham cię, jak gdybyśmy bracią sobie byli!
VI 265 Przygotujemy wszystko, lecz wyjść nie czas jeszcze;
VI 266 Ja sam wyznaczę miejsce i czas wam obwieszczę.
VI 267 Wiem, że car wysłał gońców do Napoleona
VI 268 Prosić o pokój; wojna nie jest ogłoszona;
VI 269 Lecz książę Józef słyszał od pana Biniona,
VI 270 Francuza; co należy do cesarskiej rady,
VI 271 Że się na niczem skończą wszystkie te układy,
VI 272 Że będzie wojna. Książę wysłał mnie na zwiady
VI 273 Z rozkazem, żeby byli Litwini gotowi
VI 274 Dowieść przychodzącemu Napoleonowi,
VI 275 Że chcą złączyć się znowu z siostrą swą, Koroną,
VI 276 I żądają, ażeby Polskę przywrócono.
VI 277 Tymczasem bracie, z Hrabią trzeba przyjść do zgody;
VI 278 Jest to dziwak, fantastyk trochę, ale młody,
VI 279 Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki;
VI 280 W rewolucyjach bardzo potrzebne dziwaki,
VI 281 Wiem z doświadczenia; nawet głupi się przydadzą,
VI 282 Byle tylko poczciwi i pod mądrych władzą.
VI 283 Hrabia pan, ma u szlachty wielkie zachowanie;
VI 284 Cały powiat ruszy się, jeźli on powstanie;
VI 285 Znając jego majątek, każdy szlachcic powie:
VI 286 Musi to być rzecz pewna, gdy z nią są panowie.
VI 287 Biegę do niego zaraz".
VI 287 "Niech się pierwszy zgłosi —
VI 288 Rzekł Sędzia — niech przyjedzie tu, niech mnie przeprosi;
VI 289 Wszak jestem starszy wiekiem, jestem na urzędzie!
VI 290 Co się tycze procesu, sąd arbitrów będzie..."
VI 291 Bernardyn trzasnął drzwiami. "No, szczęśliwa droga!" —
VI 292 Rzekł Sędzia.
VI 292 Ksiądz wpadł w powóz stojący u proga,
VI 293 Tnie biczem konie, łechce lejcami po bokach;
VI 294 Furknęła kałamaszka, ginie w mgły obłokach,
VI 295 Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury
VI 296 Wznosi się nad tumany jako sęp nad chmury.
VI 297 Woźny już dawniej wyszedł ku domowi Hrabi.
VI 298 Jak lis bywalec, gdy go woń słoniny wabi,
VI 299 Bieży ku niej, a strzelców zna fortele skryte,
VI 300 Bieży, staje, przysiada coraz, wznosi kitę
VI 301 I wiatr nią jak wachlarzem ku swym nozdrzom tuli,
VI 302 Pyta wiatru, czy strzelcy jadła nie zatruli:
VI 303 Protazy zeszedł z drogi i wzdłuż sianożęci
VI 304 Krąży około domu: pałkę w ręku kręci,
VI 305 Udaje, że obaczył kędyś bydło w szkodzie;
VI 306 Tak zręcznie lawirując stanął przy ogrodzie;
VI 307 Schylił się, bieży, rzekłbyś, iż derkacza tropi,
VI 308 Aż nagle skoczył przez płot i wpadł do konopi.
VI 309 W tej zielonej, pachnącej i gęstej krzewinie,
VI 310 Koło domu, jest pewny przytułek zwierzynie
VI 311 I ludziom. Nieraz zając zdybany w kapuście
VI 312 Skacze skryć się w konopiach bezpieczniej niż w chruście,
VI 313 Bo go dla gęstwi ziela ani chart nie zgoni,
VI 314 Ani ogar wywietrzy dla zbyt tęgiej woni.
VI 315 W konopiach człowiek dworski, uchodząc kańczuka
VI 316 Lub pięści, siedzi cicho, aż się pan wyfuka.
VI 317 I nawet często zbiegli od rekruta chłopi,
VI 318 Gdy ich rząd śledzi w lasach, siedzą śród konopi.
VI 319 I stąd to w czasie bitew, zajazdów, tradowań
VI 320 Obie strony nie szczędzą wielkich usiłowań,
VI 321 Ażeby stanowisko zająć konopiane,
VI 322 Które z przodu ciągnie się aż pod dworską ścianę,
VI 323 A z tyłu, pospolicie stykając się z chmielem,
VI 324 Kryje atak i odwrót przed nieprzyjacielem.
VI 325 Protazy, choć człek śmiały, uczuł nieco strachu,
VI 326 Bo przypomniał z samego rośliny zapachu
VI 327 Różne swoje dawniejsze woźnieńskie przypadki,
VI 328 Jedne po drugich, biorąc konopie na świadki:
VI 329 Jako raz zapozwany szlachcic z Telsz, Dzindolet,
VI 330 Rozkazał mu, oparłszy o piersi pistolet,
VI 331 Wleźć pod stół i ów pozew psim głosem odszczekać,
VI 332 Że Woźny musiał co tchu w konopie uciekać.
VI 333 Jak później Wołodkowicz, pan dumny, zuchwały,
VI 334 Co rozpędzał sejmiki, gwałcił trybunały,
VI 335 Przyjąwszy urzędowy pozew, zdarł na sztuki
VI 336 I postawiwszy przy drzwiach z kijami hajduki,
VI 337 Sam nad Woźnego głową trzymał goły rapier,
VI 338 Krzycząc: "Albo cię zetnę, albo zjedz twój papier!"
VI 339 Woźny niby jeść zaczął, jak człowiek roztropny,
VI 340 Aż skradłszy się do okna, wpadł w ogród konopny.
VI 341 Wprawdzie już wtenczas w Litwie nie było zwyczajem
VI 342 Opędzać się od pozwów szablą lub nahajem
VI 343 I ledwie woźny czasem usłyszał łajanie,
VI 344 Ale Protazy o tej obyczajów zmianie
VI 345 Wiedzieć nie mógł, bo dawno już pozwów nie naszał.
VI 346 Choć zawsze gotów, choć się Sędziemu sam wpraszał,
VI 347 Sędzia dotąd, przez winny wzgląd na lata stare,
VI 348 Odmawiał jego prośbom; dziś przyjął ofiarę
VI 349 Dla naglącej potrzeby.
VI 349 Woźny patrzy, czuwa —
VI 350 Cicho wszędzie — w konopie z wolna ręce wsuwa
VI 351 I rozchylając gęstwę badylów, w jarzynie
VI 352 Jako rybak pod wodą nurkujący płynie;
VI 353 Wzniósł głowę — cicho wszędzie — do okien się skrada —
VI 354 Cicho wszędzie — przez okna głąb pałacu bada —
VI 355 Pusto wszędzie. — Na ganek wchodzi nie bez strachu,
VI 356 Odmyka klamkę — pusto jak w zaklętym gmachu;
VI 357 Dobywa pozew, czyta głośno oświadczenie.
VI 358 A wtem usłyszał turkot, uczuł serca drżenie,
VI 359 Chciał uciec, gdy ode drzwi zaszła mu osoba —
VI 360 Szczęściem znajoma! Robak! Zdziwili się oba.
VI 361 Widno, że Hrabia kędyś ruszył z całym dworem
VI 362 I bardzo spieszył, bo drzwi zostawił otworem.
VI 363 Widać, że się uzbrajał; leżały dwórurki
VI 364 I sztucce na podłodze, dalej sztenfle, kurki
VI 365 I narzędzia ślusarskie, któremi rynsztunki
VI 366 Poprawiano; proch, papier: robiono ładunki.
VI 367 Czy Hrabia z całym dworem wyjechał na łowy?
VI 368 Ale po cóż broń ręczna? Tu szabla bez głowy
VI 369 Zardzewiała, tam leży szpada bez temlaku:
VI 370 Zapewne wybierano oręż z tego braku
VI 371 I poruszono nawet stare broni składy.
VI 372 Robak obejrzał pilnie rusznice i szpady,
VI 373 A potem do folwarku wybrał się na zwiady,
VI 374 Szukając sług, żeby się rozpytał o Hrabię;
VI 375 W pustym folwarku ledwie wynalazł dwie babie,
VI 376 Od których słyszy, że pan i dworska drużyna
VI 377 Ruszyli tłumnie, zbrojnie — drogą do Dobrzyna.
VI 378 Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński zaścianek
VI 379 Męstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek.
VI 380 Niegdyś możny i ludny; bo gdy król Jan Trzeci
VI 381 Obwołał pospolite ruszenie przez wici,
VI 382 Chorąży województwa z samego Dobrzyna
VI 383 Przywiódł mu sześćset zbrojnej szlachty. Dziś rodzina
VI 384 Zmniejszona, zubożała; dawniej w pańskich dworach
VI 385 Lub wojsku, na zajazdach, sejmikowych zborach,
VI 386 Zwykli byli Dobrzyńscy żyć o łatwym chlebie.
VI 387 Teraz zmuszeni sami pracować na siebie
VI 388 Jako zaciężne chłopstwo! Tylko że siermięgi
VI 389 Nie noszą, lecz kapoty białe w czarne pręgi,
VI 390 A w niedzielę kontusze. Strój także szlachcianek
VI 391 Najuboższych różni się od chłopskich katanek:
VI 392 Zwykle chodzą w drylichach albo perkaliczkach,
VI 393 Bydło pasą nie w łapciach z kory, lecz w trzewiczkach,
VI 394 I żną zboże, a nawet przędą — w rękawiczkach.
VI 395 Różnili się Dobrzyńscy między Litwą bracią
VI 396 Językiem swoim tudzież wzrostem i postacią.
VI 397 Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne włosy,
VI 398 Wysokie czoła, czarne oczy, orle nosy;
VI 399 Z Dobrzyńskiej Ziemi ród swój starożytny wiedli.
VI 400 A choć od lat czterystu na Litwie osiedli,
VI 401 Zachowali mazurską mowę i zwyczaje.
VI 402 Jeźli który z nich dziecku imię na chrzcie daje,
VI 403 Zawsze zwykł za patrona brać Koronijasza:
VI 404 Świętego Bartłomieja albo Matyjasza.
VI 405 Tak syn Macieja zawzdy zwał się Bartłomiejem,
VI 406 A znowu Bartłomieja syn zwał się Maciejem;
VI 407 Kobiety wszystkie chrzczono Kachny lub Maryny.
VI 408 By rozeznać się wpośród takiej mieszaniny,
VI 409 Brali różne przydomki, od jakiej zalety
VI 410 Lub wady, tak mężczyźni, jako i kobiety.
VI 411 Mężczyznom czasem kilka dawano przydomków
VI 412 Na znak pogardy albo szacunku spółziomków;
VI 413 Czasem jedenże szlachcic inaczej w Dobrzynie,
VI 414 A pod innym nazwiskiem u sąsiadów słynie.
VI 415 Dobrzyńskich naśladując, inna szlachta bliska
VI 416 Brała również przydomki, zwane imioniska.
VI 417 Teraz ich każda prawie używa rodzina,
VI 418 A rzadki wie, iż mają początek z Dobrzyna;
VI 419 I były tam potrzebne, kiedy w reszcie kraju
VI 420 Głupim naśladownictwem weszły do zwyczaju.
VI 421 Więc Matyjasz Dobrzyński, który stał na czele
VI 422 Całej rodziny, zwan był Kurkiem na kościele.
VI 423 Potem z siedemset dziewięćdziesiąt czwartym rokiem
VI 424 Odmieniwszy przydomek, ochrzcił się Zabokiem;
VI 425 Toż Królikiem Dobrzyńscy mianują go sami,
VI 426 A Litwini nazwali Maćkiem nad Maćkami.
VI 427 Jak on nad Dobrzyńskimi, dom jego nad siołem
VI 428 Panował, stojąc między karczmą i kościołem.
VI 429 Widać rzadko zwiedzany, mieszka w nim hołota,
VI 430 Bo brama sterczy bez wrot, ogrody bez płota,
VI 431 Nie zasiane, na grzędach już porosły brzozki;
VI 432 Przecież ten folwark zdał się być stolicą wioski,
VI 433 Iż kształtniejszy od innych chat, bardziej rozległy,
VI 434 I prawą stronę, gdzie jest świetlica, miał z cegły.
VI 435 Obok lamus, spichrz, gumno, obora i stajnie,
VI 436 Wszystko w kupie, jak bywa u szlachty zwyczajnie.
VI 437 Wszystko nadzwyczaj stare, zgniłe; domu dachy
VI 438 Świeciły się, jak gdyby od zielonej blachy,
VI 439 Od mchu i trawy, która buja jak na łące.
VI 440 Po strzechach gumien — niby ogrody wiszące
VI 441 Różnych roślin: pokrzywa i krokos czerwony,
VI 442 Żółta dziewanna, szczyru barwiste ogony,
VI 443 Gniazda ptastwa różnego, w strychach gołębniki,
VI 444 W oknach gniazda jaskółcze, u progu króliki
VI 445 Białe skaczą i ryją w niedeptanej darni.
VI 446 Słowem, dwór na kształt klatki albo królikarni.
VI 447 A dawniej był obronny! Pełno wszędzie śladów,
VI 448 Że wielkich i że częstych doznawał napadów.
VI 449 Pod bramą dotąd w trawie, jak dziecięca głowa
VI 450 Wielka, leżała kula żelazna działowa
VI 451 Od czasów szwedzkich; niegdyś skrzydło wrót otwarte
VI 452 Bywało o tę kulę jak o głaz oparte.
VI 453 Na dziedzińcu spomiędzy piołunu i chwastu
VI 454 Wznoszą się stare szczęty krzyżów kilkunastu
VI 455 Na ziemi nieświęconej; znak, że tu chowano
VI 456 Poległych śmiercią nagłą i niespodziewaną.
VI 457 Kto by uważał z bliska lamus, spichrz i chatę,
VI 458 Ujrzy ściany od ziemi do szczytu pstrokate
VI 459 Niby rojem owadów czarnych; w każdej plamie
VI 460 Siedzi we środku kula jak trzmiel w ziemnej jamie.
VI 461 U drzwi domostwa wszystkie klamki, ćwieki, haki,
VI 462 Albo ucięte, albo noszą szabel znaki:
VI 463 Pewnie tu probowano hartu zygmuntówek,
VI 464 Któremi można śmiało ćwieki obciąć z główek
VI 465 Lub hak przerżnąć, w brzeszczocie nie zrobiwszy szczerby.
VI 466 Nade drzwiami Dobrzyńskich widne były herby;
VI 467 Lecz armaturę — serów zasłoniły pułki
VI 468 I zasklepiły gęsto gniazdami jaskółki.
VI 469 Wewnątrz samego domu, w stajni i wozowni,
VI 470 Pełno znajdziesz rynsztunków, jak w starej zbrojowni.
VI 471 Pod dachem wiszą cztery ogromne szyszaki,
VI 472 Ozdoby czół marsowych: dziś Wenery ptaki,
VI 473 Gołębie, w nich gruchając karmią swe pisklęta.
VI 474 W stajni kolczuga wielka nad żłobem rozpięta
VI 475 I pierścieniasty pancerz służą za drabinę,
VI 476 W którą chłopiec zarzuca źrebcom dzięcielinę.
VI 477 W kuchni kilka rapierów kucharka bezbożna
VI 478 Odhartowała, kładąc je w piec zamiast rożna;
VI 479 Buńczukiem, łupem z Wiednia, otrzepywa żarna:
VI 480 Słowem, wygnała Marsa Ceres gospodarna
VI 481 I panuje z Pomoną, Florą i Wertumnem
VI 482 Nad Dobrzyńskiego domem, stodołą i gumnem.
VI 483 Ale dziś muszą znowu ustąpić boginie:
VI 484 Mars powraca.
VI 484 O świcie zjawił się w Dobrzynie
VI 485 Konny posłaniec; biega od chaty do chaty,
VI 486 Budzi jak na pańszczyznę; wstają szlachta braty,
VI 487 Napełniają się ciżbą zaścianku ulice,
VI 488 Słychać krzyk w karczmie, widać w plebaniji świéce;
VI 489 Biegą; jeden drugiego pyta, co to znaczy,
VI 490 Starzy składają radę, młódź konie kulbaczy,
VI 491 Kobiety zatrzymują, chłopcy się szamocą,
VI 492 Rwą się biec, bić się, ale nie wiedzą, z kim, o co?
VI 493 Muszą chcąc nie chcąc zostać. W mieszkaniu plebana
VI 494 Trwa rada długa, tłumna, strasznie zamieszana,
VI 495 Aż nie mogąc zdań zgodzić, na koniec stanowi
VI 496 Przełożyć całą sprawę ojcu Maciejowi.
VI 497 Siedmdziesiąt dwa lat liczył Maciej, starzec dziarski,
VI 498 Niskiego wzrostu, dawny konfederat barski.
VI 499 Pamiętają i swoi, i nieprzyjaciele
VI 500 Jego damaskowaną krzywą karabelę,
VI 501 Którą piki i sztyki rzezał na kształt sieczki
VI 502 I której żartem skromne dał imię Rózeczki.
VI 503 Z konfederata stał się stronnikiem królewskim
VI 504 I trzymał z Tyzenhauzem, podskarbim litewskim;
VI 505 Lecz gdy król w Targowicy przyjął uczestnictwo,
VI 506 Maciej opuścił znowu królewskie stronnictwo,
VI 507 I stąd to, że przechodził partyi tak wiele,
VI 508 Nazywany był dawniej Kurkiem na kościele,
VI 509 Że jak kurek za wiatrem chorągiewkę zwracał.
VI 510 Przyczynę zmian tak częstych na próżno byś macał:
VI 511 Może Maciej zbyt wojnę lubił; zwyciężony
VI 512 W jednej stronie, znów bitwy szukał z drugiej strony?
VI 513 Może, bystry polityk, duch czasu zbadywał
VI 514 I tam szedł, gdzie Ojczyzny dobro upatrywał?
VI 515 Kto wie! To pewna, że go nigdy nie uwiodły
VI 516 Ani chęć osobistej chwały, ni zysk podły,
VI 517 I że nigdy z moskiewską partyją nie trzymał;
VI 518 Na sam widok Moskala pienił się i zżymał.
VI 519 By nie spotkać Moskala, po kraju zaborze
VI 520 Siedział w domu, jak niedźwiedź, gdy ssie łapę w borze.
VI 521 Ostatni raz wojował, poszedłszy z Ogińskim
VI 522 Do Wilna, gdzie służyli oba pod Jasińskim.
VI 523 I tam z Rózeczką cudów dokazał odwagi.
VI 524 Wiadomo, że sam jeden skoczył z wałów Pragi
VI 525 Bronić pana Pocieja, który, odbieżany
VI 526 Na placu boju, dostał dwadzieścia trzy rany.
VI 527 Myślano długo w Litwie, że obu zabito;
VI 528 Wrócili oba, każdy pokłuty jak sito.
VI 529 Pan Pociej, zacny człowiek, chciał zaraz po wojnie
VI 530 Obrońcę Dobrzyńskiego wynagrodzić hojnie,
VI 531 Dawał mu folwark pięciu dymów w dożywocie
VI 532 I wyznaczył mu rocznie tysiąc złotych w złocie.
VI 533 Lecz Dobrzyński odpisał: "Niech Pociej Macieja,
VI 534 A nie Maciej Pocieja ma za dobrodzieja".
VI 535 Odmówił więc folwarku i nie przyjął płacy;
VI 536 Sam wróciwszy do domu, żył z własnej rąk pracy,
VI 537 Sprawując ule dla pszczół, lekarstwa dla bydła,
VI 538 Szląc na targ kuropatwy, które łowił w sidła,
VI 539 I polując na zwierza.
VI 539 Było dość w Dobrzynie
VI 540 Starych ludzi roztropnych, którzy po łacinie
VI 541 Umieli i w palestrze ćwiczyli się z młodu;
VI 542 Było dość majętniejszych; a z całego rodu
VI 543 Maciek, prostak ubogi, był najwięcej czczony,
VI 544 Nie tylko jako rębacz Rózeczką wsławiony,
VI 545 Lecz jako człek mądrego i pewnego zdania,
VI 546 Znający dzieje kraju, rodziny podania,
VI 547 Zarówno świadom prawa, jak i gospodarstwa.
VI 548 Wiedział także sekreta strzelców i lekarstwa,
VI 549 Przyznawano mu nawet (czemu pleban przeczy)
VI 550 Wiadomość nadzwyczajnych i nadludzkich rzeczy.
VI 551 To pewna, że powietrza zmiany zna dokładnie
VI 552 I częściej niż kalendarz gospodarski zgadnie.
VI 553 Nie dziw tedy, że czy to siejbę rozpoczynać,
VI 554 Czy wiciny wyprawiać, czy zboże zażynać,
VI 555 Czy procesować, czyli zawierać układy,
VI 556 Nie działo się w Dobrzynie nic bez Maćka rady.
VI 557 Wpływu takiego starzec bynajmniej nie szukał,
VI 558 Owszem, chciał się go pozbyć, klijentów swych fukał
VI 559 I najczęściej wypychał milczkiem za drzwi domu,
VI 560 Rady rzadko udzielał i nie lada komu,
VI 561 Ledwie w niezmiernie ważnych sporach lub umowach
VI 562 Pytany wyrzekł zdanie, i w niewielu słowach.
VI 563 Myślano, że dzisiejszej podejmie się sprawy
VI 564 I stanie swą osobą na czele wyprawy;
VI 565 Bo bijatykę lubił niezmiernie za młodu
VI 566 I był nieprzyjacielem moskiewskiego rodu.
VI 567 Właśnie staruszek chodził po samotnym dworze,
VI 568 Nucąc piosenkę: "Kiedy ranne wstają zorze",
VI 569 Rad, że się wypogadza; mgła nie szła do góry,
VI 570 Jak się dziać zwykło, kiedy zbierają się chmury,
VI 571 Ale coraz spadała; wiatr rozwinął dłonie
VI 572 I mgłę muskał, wygładzał, rozścielał na błonie;
VI 573 Tymczasem słonko z góry tysiącem promieni
VI 574 Tło przetyka, posrebrza, wyzłaca, rumieni.
VI 575 Jak para mistrzów w Słucku lity pas wyrabia:
VI 576 Dziewica, siedząc w dole, krośny ujedwabia
VI 577 I tło ręką wygładza, tymczasem tkacz z góry
VI 578 Zrzuca jej nitki srebra, złota i purpury,
VI 579 Tworząc barwy i kwiaty — tak dziś ziemię całą
VI 580 Wiatr tumanami osnuł, a słońce dzierżgało.
VI 581 Maciej ogrzał się słońcem, zakończył pacierze
VI 582 I już się do swojego gospodarstwa bierze.
VI 583 Wyniósł traw, liścia; usiadł przed domem i świsnął:
VI 584 Na ten świst rój królików spod ziemi wytrysnął.
VI 585 Jako narcyzy nagle wykwitłe nad trawę,
VI 586 Bielą się długie słuchy; pod nimi jaskrawe
VI 587 Przeświecają się oczki jak krwawe rubiny
VI 588 Gęsto wszyte w aksamit zielonej darniny.
VI 589 Już króliki na łapkach stają, każdy słucha,
VI 590 Patrzy, na koniec cała trzódka białopucha
VI 591 Bieży do starca, liśćmi kapusty znęcona,
VI 592 Do nóg mu, na kolana skacze, na ramiona;
VI 593 On, sam biały jak królik, lubi ich gromadzić
VI 594 Wkoło siebie i ręką ciepły ich puch gładzić,
VI 595 A drugą ręką z czapki proso w trawę miota
VI 596 Dla wróblów; spada z dachów krzykliwa hołota.
VI 597 Gdy się staruszek bawił widokiem biesiady,
VI 598 Nagle króliki znikły w ziemi, a gromady
VI 599 Wróblów na dach uciekły przed gośćmi nowymi,
VI 600 Którzy szli do folwarku krokami prędkiémi.
VI 601 Byli to z plebaniji przez szlachty gromadę
VI 602 Posłowie wyprawieni do Maćka po radę.
VI 603 Z dala witając starca niskiemi ukłony,
VI 604 Rzekli: "Niech będzie Jezus Chrystus pochwalony".
VI 605 "Na wieki wieków, amen" — starzec odpowiedział,
VI 606 A gdy się o ważności poselstwa dowiedział,
VI 607 Prosi do chaty; weszli, zasiadają ławę,
VI 608 Pierwszy z posłów stał w środku i jął zdawać sprawę.
VI 609 Tymczasem szlachty coraz gęściej przybywało.
VI 610 Dobrzyńscy prawie wszyscy; sąsiadów niemało
VI 611 Z okolicznych zaścianków, zbrojni i bezbronni,
VI 612 W kałamaszkach i bryczkach, i piesi, i konni,
VI 613 Stawią wozy, podjezdki do brzezinek wiążą,
VI 614 Ciekawi skutku narad koło domu krążą:
VI 615 Już izbę napełnili, kupią się do sieni;
VI 616 Inni słuchają, w okna głowami wciśnieni.
VII KSIĘGA SIÓDMA
VII RADA
VII TREŚĆ:
VII Zbawienne rady Bartka, zwanego Prusak — Głos żołnierski Maćka Chrzciciela — Głos polityczny pana Buchmana — Jankiel radzi ku zgodzie, którą Scyzoryk rozcina — Rzecz Gerwazego, z której okazują się wielkie skutki wymowy sejmowej — Protestacja starego Maćka — Nagłe przybycie posiłków wojennych zrywa naradę — Hajże na Soplice!
VII 1 Z kolei Bartek poseł rzecz swą wyprowadzał;
VII 2 Ten, że często na strugach do Królewca chadzał,
VII 3 Nazwany był Prusakiem od swych spółrodaków
VII 4 Przez żart, bo nienawidził okropnie Prusaków,
VII 5 Choć lubił o nich gadać; człek podeszły w lata,
VII 6 W podróżach swych dalekich wiele zwiedził świata;
VII 7 Gazet pilny czytelnik, polityki świadom,
VII 8 Mógł więc niemało światła udzielić obradom.
VII 9 Ten tak rzecz kończył:
VII 9 "Nie jest to, Panie Macieju,
VII 10 Bracie mój, a nas wszystkich Ojcze Dobrodzieju,
VII 11 Nie jest to marna pomoc. Ja bym na Francuzów
VII 12 Spuścił się w czasie wojny jak na czterech tuzów:
VII 13 Lud bitny, a od czasów pana Tadeusza
VII 14 Kościuszki świat takiego nie miał genijusza
VII 15 Wojennego jak wielki Cesarz Bonaparte.
VII 16 Pamiętam, kiedy przeszli Francuzi przez Wartę,
VII 17 Bawiłem za granicą wtenczas, w roku Pańskim
VII 18 Tysiącznym osimsetnym szóstym; właśnie z Gdańskiem
VII 19 Handlowałem, a krewnych mam wiele w Poznańskiem.
VII 20 Jeździłem ich odwiedzić; więc z panem Józefem
VII 21 Grabowskim, który teraz jest rejmentu szefem,
VII 22 A podówczas żył na wsi blisko Obiezierza,
VII 23 Polowaliśmy sobie na małego źwierza.
VII 24 Był pokój w Wielko-Polszcze, jak teraz na Litwie;
VII 25 Wtem nagle rozeszła się wieść o strasznej bitwie;
VII 26 Przybiegł do nas posłaniec od pana Todwena,
VII 27 Grabowski list przeczytał, krzyknął: «Jena! Jena!
VII 28 Zbito Prusaków na łeb, na szyję, wygrana!»
VII 29 Ja, z konia zsiadłszy, zaraz padłem na kolana,
VII 30 Dziękując Panu Bogu.
VII 30 Do miasta jedziemy
VII 31 Niby dla interesu, niby nic nie wiemy,
VII 32 Aż tu widzimy: wszystkie landraty, hofraty,
VII 33 Komisarze i wszystkie podobne psubraty
VII 34 Kłaniają się nam nisko; każdy drży, blednieje,
VII 35 Jako owad prusaczy, gdy wrzątkiem kto zleje.
VII 36 My śmiejąc się, trąc ręce, prosim uniżenie
VII 37 O nowinki? pytamy, co słychać o Jenie?
VII 38 Tu ich strach zdjął, dziwią się, że o klęsce owej
VII 39 Już wiemy; krzyczą Niemcy: «Achary Got! o wej!»
VII 40 Spuściwszy nos, do domów, z domów dalej w nogi —
VII 41 O, to był rwetes! Wszystkie wielkopolskie drogi
VII 42 Pełne uciekających; niemczyska jak mrowie
VII 43 Pełzną, ciągną pojazdy, które lud tam zowie
VII 44 Wageny i fornalki; mężczyźni, kobiety,
VII 45 Z fajkami, z imbryczkami, wleką pudła, bety;
VII 46 Drapią, jak mogą; a my milczkiem wchodzim w radę:
VII 47 Hejże na koń, pomieszać Niemcom rejteradę!
VII 48 Nuż landratom tłuc w karki, z hofratów drzeć schaby,
VII 49 A herów oficerów łowić za harcaby —
VII 50 A jenerał Dąbrowski wpada do Poznania
VII 51 I cesarski przynosi rozkaz: do powstania!
VII 52 W tydzień jeden — tak lud nasz Prusaków wychłostał
VII 53 I wygnał, na lekarstwo Niemca byś nie dostał!
VII 54 Gdyby się tak obrócić i gracko, i raźnie,
VII 55 I u nas w Litwie sprawić Moskwie taką łaźnię?
VII 56 He? co myślisz, Macieju? Jeśli z Bonapartem
VII 57 Moskwa drze koty, to on wojuje nie żartem:
VII 58 Bohater pierwszy w świecie, a wojsk ma bez liku!
VII 59 He, cóż myślisz, Macieju, nasz ojcze Króliku?"
VII 60 Skończył. Czekają wszyscy Macieja wyroku.
VII 61 Maciej głowy nie ruszył ani podniósł wzroku,
VII 62 Tylko ręką kilkakroć uderzył po boku,
VII 63 Jak gdyby szabli szukał (od zaboru kraju
VII 64 Szabli nie nosił; przecież z dawnego zwyczaju
VII 65 Na wspomnienie Moskala zawsze rękę zwracał
VII 66 Na lewy bok, zapewne Rózeczki swej macał;
VII 67 I stąd był nazywany powszechnie Zabokiem).
VII 68 Już wzniósł głowę, słuchają w milczeniu głębokiem.
VII 69 Maciej oczekiwanie powszechne omylił,
VII 70 Nachmurzył brwi i znowu głowę na pierś schylił.
VII 71 Na koniec odezwał się, z wolna każde słowo
VII 72 Wymawiając z przyciskiem, a w takt kiwał głową:
VII 73 "Cicho! skądże ta cała nowina pochodzi?
VII 74 Jak daleko Francuzi? Kto nimi dowodzi?
VII 75 Czy już wojnę zaczęli z Moskwą? gdzie i o co?
VII 76 Którędy mają ciągnąć? z jaką idą mocą?
VII 77 Wiele piechoty, jazdy? Kto wie, niechaj gada!"
VII 78 Milczała, patrząc na się kolejno, gromada.
VII 79 "Radziłbym — rzecze Prusak — czekać bernardyna
VII 80 Robaka, bo od niego pochodzi nowina;
VII 81 Tymczasem posłać pewnych szpiegów nad granicę
VII 82 I po cichu uzbrajać całą okolicę,
VII 83 A tymczasem ostrożnie całą rzecz prowadzić,
VII 84 Aby Moskalom naszych zamiarów nie zdradzić".
VII 85 "He! czekać? szczekać? zwlekać?" — przerwał Maciej drugi,
VII 86 Ochrzczony Kropicielem od wielkiej maczugi,
VII 87 Którą zwał Kropidełkiem; miał ją dziś przy sobie.
VII 88 Stanął za nią, na gałce zwiesił ręce obie,
VII 89 Na ręku oparł brodę krzycząc: "Czekać! zwlekać!
VII 90 Sejmikować! Hem, trem, brem, a potem uciekać.
VII 91 Ja w Prusach nie bywałem; rozum królewiecki
VII 92 Dobry dla Prus, a u mnie jest rozum szlachecki.
VII 93 To wiem, że kto chce bić się, niech Kropidło chwyta,
VII 94 Kto umierać, ten księdza niech woła, i kwita!
VII 95 Ja chcę żyć, bić! Bernardyn po co? czy my żaki?
VII 96 Co mi tam Robak! otóż my będziem robaki,
VII 97 I dalej Moskwę toczyć! trem, bdrem, szpiegi, wzwiady;
VII 98 Wiecie wy, co to znaczy? — Oto, że wy dziady,
VII 99 Niedołęgi! He, Bracia! to wyżla rzecz tropić,
VII 100 Bernardyńska kwestować, a moja rzecz: kropić,
VII 101 Kropić, kropić i kwita!" — Tu maczugę głasnął,
VII 102 Za nim cały tłum szlachty: "Kropić, kropić!" — wrzasnął.
VII 103 Poparł stronę Chrzciciela Bartek, zwan Brzytewka,
VII 104 Od szabli cienkiej, tudzież Maciej, zwan Konewka,
VII 105 Od sztućca, który naszał, z gardłem tak szerokiem,
VII 106 Że zeń, jak z konwi tuzin kulek lał potokiem;
VII 107 Oba krzyczeli: "Wiwat Chrzciciel z Kropidełkiem!"
VII 108 Prusak chciał mówić, ale zgłuszono go zgiełkiem
VII 109 I śmiechem: "Precz — wołano — precz Prusaki, tchórze!
VII 110 Kto tchórz, niech w bernardyńskim chowa się kapturze".
VII 111 Wtem znowu głowę z wolna podniósł Maciej stary
VII 112 I zaczęły cokolwiek uciszać się gwary.
VII 113 "Nie drwijcie — rzekł — z Robaka; znam go, to ćwik klecha,
VII 114 Ten robaczek większego od was zgryzł orzecha;
VII 115 Raz go tylko widziałem, ledwiem okiem rzucił,
VII 116 Poznałem, co za ptaszek; ksiądz oczy odwrócił,
VII 117 Lękając się, żebym go nie zaczął spowiadać;
VII 118 Ale to rzecz nie moja, wiele o tym gadać!
VII 119 On tu nie przyjdzie, próżno wzywać Bernardyna.
VII 120 Jeśli od niego wyszła ta cała nowina,
VII 121 To kto wie, w jakim celu: bo to bies księżyna!
VII 122 Jeśli prócz tej nowiny nic więcej nie wiecie,
VII 123 Więc po coście tu przyszli? i czego wy chcecie?"
VII 124 "Wojny!" — krzyknęli. — "Jakiej?" — spytał. — Zawołali:
VII 125 "Wojny z Moskalem! bić się! Hajże na Moskali!"
VII 126 Prusak wciąż wołał, a głos coraz wyżej wznosił,
VII 127 Aż posłuchanie częścią ukłonem wyprosił,
VII 128 Częścią zdobył swą mową krzykliwą i cienką.
VII 129 "I ja chcę bić się — wołał, tłukąc się w pierś ręką —
VII 130 Choć kropidła nie noszę, drągiem od wiciny
VII 131 Sprawiłem raz Prusakom czterem dobre chrzciny,
VII 132 Którzy mię po pjanemu chcieli w Preglu topić".
VII 133 "Toś zuch, Bartku — rzekł Chrzciciel — dobrze! kropić! kropić!"
VII 134 "Ależ, najsłodszy Jezu! trzeba pierwej wiedzieć,
VII 135 Z kim wojna? o co? Trzeba to światu powiedzieć —
VII 136 Wołał Prusak — bo jakże lud ruszy za nami?
VII 137 Gdzie pójdzie, kiedy, gdzie iść, my nie wiemy sami!
VII 138 Bracia Szlachta! Panowie! potrzeba rozsądku!
VII 139 Dobrodzieje! potrzeba ładu i porządku!
VII 140 Chcecie wojny, więc zróbmy konfederacyją,
VII 141 Obmyślmy, gdzie zawiązać i pod laską czyją?
VII 142 Tak było w Wielko-Polszcze: widzim rejteradę
VII 143 Niemiecką, cóż my robim! Wchodzim tajnie w radę,
VII 144 Uzbrajamy i szlachtę, i włościan gromadę,
VII 145 Gotowi, Dąbrowskiego czekamy rozkazu,
VII 146 Na koniec, hajże na koń! powstajem od razu!"
VII 147 "Proszę o głos!" — zawołał pan komisarz z Klecka,
VII 148 Człowiek młody, przystojny, ubrany z niemiecka;
VII 149 Zwał się Buchman, lecz Polak był, w Polszcze się rodził;
VII 150 Nie wiedzieć pewnie, czyli ze szlachty pochodził,
VII 151 Lecz o to nie pytano; i wszyscy Buchmana
VII 152 Szacowali, iż służył u wielkiego pana.
VII 153 Był dobry patryjota i pełen nauki,
VII 154 Z ksiąg obcych wyuczył się gospodarstwa sztuki
VII 155 I dóbr aministracją prowadził porządnie;
VII 156 O polityce także wnioskował rozsądnie,
VII 157 Pięknie pisać i gładko umiał się wysławiać,
VII 158 Zatem umilkli wszyscy, kiedy jął rozprawiać.
VII 159 "Proszę o głos!" — powtórzył, po dwakroć odchrząknął,
VII 160 Ukłonił się i usty dźwięcznemi tak brząknął:
VII 161 "Preopinanci moi w swych głosach wymownych
VII 162 Dotknęli wszystkich punktów stanowczych i głownych,
VII 163 Dyskusyją na wyższe wznieśli stanowisko;
VII 164 Mnie tylko pozostaje w jedno zjąć ognisko
VII 165 Rzucone trafne myśli i rozumowania;
VII 166 Mam nadzieję w ten sposób sprzeczne zgodzić zdania.
VII 167 Dwie części w dyskusyi całej uważałem,
VII 168 Podział już jest zrobiony, idę tym podziałem.
VII 169 Naprzód: dlaczego mamy przedsiębrać powstanie?
VII 170 W jakim duchu? to pierwsze żywotne pytanie;
VII 171 Drugie rewolucyjnej władzy się dotycze;
VII 172 Podział jest trafny, tylko przewrócić go życzę.
VII 173 Naprzód zacząć od władzy; skoro pojmiem władzę,
VII 174 Z niej powstania istotę, duch, cel wyprowadzę.
VII 175 Co do władzy więc — kiedy oczyma przebiegam
VII 176 Dzieje całej ludzkości, i cóż w nich spostrzegam?
VII 177 Oto ród ludzki dziki, w lasach rozpierzchniony,
VII 178 Skupia się, zbiera, łączy dla wspólnej obrony,
VII 179 Obmyśla ją; i to jest najpierwsza obrada.
VII 180 Potem każdy wolności własnej cząstkę składa
VII 181 Dla dobra powszechnego: to pierwsza ustawa,
VII 182 Z której jako ze źródła płyną wszystkie prawa.
VII 183 Widzimy tedy, że rząd umową się tworzy,
VII 184 Nie pochodząc, jak mylnie sądzą, z woli Bożéj.
VII 185 Owoż, rząd na kontrakcie oparłszy społecznym,
VII 186 Podział władzy już tylko jest skutkiem koniecznym..."
VII 187 "Otóż są i kontrakty! kijowskie czy mińskie? —
VII 188 Rzekł stary Maciej — owoż i rządy babińskie!
VII 189 Panie Buchman, czy Bóg nam chciał cara narzucić,
VII 190 Czy diabeł, ja z Waszecią nie będę się kłócić;
VII 191 Panie Buchman, gadaj Waść, jakby cara zrucić".
VII 192 "Tu sęk! — krzyknął Kropiciel — gdybym mógł podskoczyć #zapewne powinien być odstęp przed tym wierszem, pierwodruk nie jest pomocny, przykład na niejednoznaczność pierwodruku
VII 193 Do tronu i Kropidłem, plusk, raz cara zmoczyć,
VII 194 To już by on nie wrócił ni kijowskim traktem,
VII 195 Ni mińskim, ni za żadnym Buchmana kontraktem,
VII 196 Aniby go wskrzesili z mocy Bożej popi,
VII 197 Ni z mocy Belzebuba — ten mi zuch, kto kropi.
VII 198 Panie Buchman, Waścina rzecz bardzo wymowna,
VII 199 Ale wymowa — szum, drum; kropić — to rzecz główna".
VII 200 "To, to, to!" — pisnął, ręce trąc, Bartek Brzytewka,
VII 201 Od Chrzciciela do Maćka biegając jak cewka,
VII 202 Od jednej strony krosien przerzucana w drugą —
VII 203 "Tylko ty, Maćku z Rózgą, ty, Maćku z maczugą,
VII 204 Tylko zgodźcie się, dalbóg, pobijem na druzgi
VII 205 Moskala; Brzytew idzie pod komendę Rózgi".
VII 206 "Komenda — przerwał Chrzciciel — dobra ku paradzie;
VII 207 U nas była komenda w kowieńskiej brygadzie
VII 208 Krótka a węzłowata: Strasz, sam się nie strachaj —
VII 209 Bij, nie daj się — postępuj często, gęsto machaj:
VII 210 Szach, mach!" "To — pisnął Brzytwa — to mi regulament!
VII 211 Po co tu pisać akta, po co psuć atrament?
VII 212 Konfederacji trzeba? O to cała sprzeczka?
VII 213 Jest marszałek nasz Maciej, a laska Rózeczka".
VII 214 "Niech żyje — krzyknął Chrzciciel — Kurek na kościele!"
VII 215 Szlachta odpowiedziała: "Wiwant Kropiciele!"
VII 216 Ale w kątach szmer powstał, choć w środku tłumiony;
VII 217 Widać, że się rozdziela rada na dwie strony.
VII 218 Buchman krzyknął: "Ja zgody nigdy nie pochwalam!
VII 219 To mój system!" Ktoś drugi wrzasnął: "Nie pozwalam!"
VII 220 Inni z kątów wtórują. Nareszcie głos gruby
VII 221 Ozwał się przybyłego szlachcica Skołuby:
VII 222 "Cóż to, Państwo Dobrzyńscy! a to co się święci?
VII 223 A my czy to będziemy spod prawa wyjęci?
VII 224 Kiedy nas zapraszano z naszego zaścianku,
VII 225 A zapraszał nas klucznik Rębajło Mopanku,
VII 226 Mówiono nam, że wielkie rzeczy dziać się miały,
VII 227 Że tu nie o Dobrzyńskich, lecz o powiat cały,
VII 228 O całą szlachtę idzie; toż i Robak bąkał,
VII 229 Choć nigdy nie dokończył i zawsze się jąkał,
VII 230 I ciemno się tłumaczył; wreszcie, koniec końców,
VII 231 My zjechali, sąsiadów wezwali przez gońców.
VII 232 Nie sami tu, Panowie Dobrzyńscy, jesteście;
VII 233 Z różnych innych zaścianków jest tu nas ze dwieście;
VII 234 Wszyscy więc radźmy. Jeśli potrzeba marszałka,
VII 235 Głosujmy wszyscy; równa u każdego gałka.
VII 236 Niech żyje równość!"
VII 236 Zatem dwaj Terajewicze
VII 237 I czterej Stupułkowscy, i trzej Mickiewicze
VII 238 Krzyknęli: "Wiwat równość!" — stojąc za Skołubą.
VII 239 Tymczasem Buchman wołał: "Zgoda będzie zgubą!"
VII 240 Kropiciel krzyczał: "Bez was obejdziem się sami;
VII 241 Niech żyje nasz marszałek, Maciek nad Maćkami!
VII 242 Hej, do laski!" Dobrzyńscy krzyczą: "Zapraszamy!"
VII 243 A obca szlachta woła w głos: "Nie pozwalamy!"
VII 244 Rozstrycha się tłum na dwie kupy rozdzielony
VII 245 I kiwając głowami w dwie przeciwne strony,
VII 246 Tamci: "Nie pozwalamy!" — ci krzyczą: "Prosiemy!"
VII 247 Maciek stary w pośrodku jeden siedział niemy
VII 248 I jedna głowa jego była nieruchoma.
VII 249 Przeciw niemu stał Chrzciciel, zwieszony rękoma
VII 250 Na maczudze, a głową na końcu maczugi
VII 251 Wspartą kręcił jak tykwą wbitą na kij długi
VII 252 I na przemiany to w tył, to się naprzód kiwał,
VII 253 I ustawicznie: "Kropić, kropić!" wykrzykiwał.
VII 254 Wzdłuż izby zaś przebiegał Brzytewka ruchawy
VII 255 Ciągle od Kropiciela do Macieja ławy.
VII 256 Konewka zaś powoli wszerz izbę przechodził
VII 257 Od Dobrzyńskich do szlachty, niby to ich godził;
VII 258 Jeden wciąż wołał: "Golić!" — a drugi: "Zalewać!"
VII 259 Maciek milczał, lecz widno, że się zaczął gniewać.
VII 260 Ćwierć godziny wrzał hałas, gdy nad tłum wrzeszczący,
VII 261 Ze środka głów, wyskoczył w górę słup błyszczący:
VII 262 Był to rapier sążnistej długości, szeroki
VII 263 Na całą piędź, a sieczny na obadwa boki.
VII 264 Widocznie miecz teutoński, z norymberskiej stali
VII 265 Ukuty; wszyscy milcząc na broń poglądali.
# pewni wydawcy (np. Górski) dodają tu dwa wiersze:
VII 265a #(Była wieść, że od przodka Dobrzyńskich ta klinga
VII 265b #Wydarta pod Grunwaldem z rąk mistrza Junginga).
VII 266 Kto ją podniósł? nie widać, lecz zaraz zgadniono:
VII 267 "To Scyzoryk! Niech żyje Scyzoryk! — krzykniono —
VII 268 Wiwat Scyzoryk, klejnot Rębajłów zaścianku!
VII 269 Wiwat Rębajło, Szczerbiec, Półkozic, Mopanku!"
VII 270 Wnet Gerwazy (to on był) przez tłum się przecisnął
VII 271 Na środek izby, wkoło Scyzorykiem błysnął,
VII 272 Potem, w dół chyląc ostrze na znak powitania
VII 273 Przed Maćkiem, rzekł: "Rózeczce Scyzoryk się kłania.
VII 274 Bracia szlachta Dobrzyńscy! Ja nie będę radził
VII 275 Nic a nic, powiem tylko, po com Was zgromadził,
VII 276 A co robić, jak robić, decydujcie sami.
VII 277 Wiecie, słuch dawno chodzi między zaściankami,
VII 278 Że się na wielkie rzeczy zanosi na świecie;
VII 279 Ksiądz Robak o tem gadał, wszakże wszyscy wiecie?"
VII 280 "Wiemy!" — krzyknęli. — "Dobrze. Owoż mądrej głowie —
VII 281 Ciągnął mowca spojrzawszy bystro — dość dwie słowie,
VII 282 Nieprawdaż?" "Prawda!" — rzekli. — "Gdy cesarz francuski —
VII 283 Rzekł Klucznik — stąd przyciąga, a stamtąd car ruski:
VII 284 Więc wojna, car z cesarzem, królowie z królami
VII 285 Pójdą za łby, jak zwykle między monarchami;
VII 286 A nam czy siedzieć cicho? Gdy wielki wielkiego
VII 287 Będzie dusić, my duśmy mniejszych, każdy swego.
VII 288 Z góry i z dołu, wielcy wielkich, małych mali,
VII 289 Jak zaczniem ciąć, tak całe szelmostwo się zwali
VII 290 I tak zakwitnie szczęście i Rzeczpospolita.
VII 291 Nieprawdaż?" "Prawda! — rzekli — jakby z książki czyta".
VII 292 "Prawda! — powtórzył Chrzciciel — krop a krop, i kwita".
VII 293 "Ja zawsze gotów golić" — ozwał się Brzytewka.
VII 294 "Tylko zgodźcie się — prosił uprzejmie Konewka —
VII 295 Chrzcicielu i Macieju, pod czyją iść wodzą".
VII 296 Ale mu przerwał Buchman: "Niech się głupi godzą!
VII 297 Dyskusyje publicznej sprawie nie zaszkodzą.
VII 298 Proszę milczeć! Słuchamy! Sprawa na tem zyska,
VII 299 Pan Klucznik ją z nowego zważa stanowiska".
VII 300 "Owszem — zawołał Klucznik — u mnie po staremu:
VII 301 O wielkich rzeczach myśleć należy wielkiemu;
VII 302 Jest na to cesarz, będzie król, senat, posłowie.
VII 303 Takie rzeczy, Mopanku, robią się w Krakowie
VII 304 Lub w Warszawie, nie u nas, w zaścianku, w Dobrzynie;
VII 305 Aktów konfederackich nie piszą w kominie
VII 306 Kredą, nie na wicinie, lecz na pargaminie:
VII 307 Nie nam to pisać akta, ma Polska pisarzy
VII 308 Koronnych i litewskich, tak robili starzy;
VII 309 Moja rzecz Scyzorykiem wyrzynać". — "Kropidłem
VII 310 Pluskać" — dodał Kropiciel. — "I wykalać Szydłem" —
VII 311 Krzyknął Bartek Szydełko, dobywszy swej szpadki.
VII 312 "Wszystkich was — kończył Klucznik — biorę tu na świadki,
VII 313 Czy Robak nie powiadał, że wprzód nim przyjmiecie
VII 314 W dom wasz Napoleona, trzeba wymieść śmiecie?
VII 315 Słyszeliście to wszyscy, a czy rozumiecie?
VII 316 Któż jest śmieciem powiatu? Kto zdradziecko zabił
VII 317 Najlepszego z Polaków, kto go okradł, zgrabił?
VII 318 I jeszcze chce ostatki wydrzeć z rąk dziedzica?
VII 319 Któż to? Mamże wam gadać?"
VII 319 "A jużci Soplica — #czy potrzebny jest odstęp?
VII 320 Przerwał Konewka — to łotr!" — "Oj, to ciemiężyciel!" —
VII 321 Pisnął Brzytewka. — "Więc go kropić!" — dodał Chrzciciel.
VII 322 "Jeśli zdrajca — rzekł Buchman — więc na szubienicę!"
VII 323 "Hejże! — krzyknęli wszyscy — hajże na Soplicę!"
VII 324 Lecz Prusak śmiał podjąć się Sędziego obrony
VII 325 I wołał z wzniesionemi ku szlachcie ramiony:
VII 326 "Panowie Bracia! aj! aj! a na boskie rany!
VII 327 Co znowu? Panie Klucznik, czy Waść opętany?
VII 328 Czy o tem była mowa? że ktoś miał wariata,
VII 329 Banita bratem, to co? karać go za brata!
VII 330 To mi po chrześcijańsku! Są tu w tym konszachty
VII 331 Hrabiego. — Żeby Sędzia był ciężki dla szlachty,
VII 332 Nieprawda! dalibógże! to wy tylko sami
VII 333 Pozywacie go, a on zgody szuka z wami,
VII 334 Ustępuje ze swego, jeszcze grzywny płaci,
VII 335 Ma proces z Hrabią, cóż stąd? obadwa bogaci;
VII 336 Niechaj pan drze się z panem, cóż to do nas braci?
VII 337 Pan Sędzia ciemiężyciel! On pierwszy zabraniał,
VII 338 Ażeby się chłop przed nim do ziemi nie kłaniał,
VII 339 Mówiąc, że to grzech. Nieraz u niego gromada
VII 340 Chłopska, ja sam widziałem, do stołu z nim siada;
VII 341 Płacił za włość podatki, a nie tak jest w Klecku,
VII 342 Choć tam Waść, Panie Buchman, rządzisz po niemiecku.
VII 343 Sędzia zdrajca! — My się z nim od infimy znamy:
VII 344 Poczciwe było dziecko i dziś taki samy;
VII 345 Polskę kocha nad wszystko, polskie obyczaje
VII 346 Chowa, modom moskiewskim przystępu nie daje.
VII 347 Ilekroć z Prus powracam, chcąc zmyć się z niemczyzny,
VII 348 Wpadam do Soplicowa jak w centrum polszczyzny:
VII 349 Tam się człowiek napije, nadysze Ojczyzny!
VII 350 Dalbóg, Dobrzyńscy! ja wasz brat, ale Sędziego
VII 351 Nie pozwolę pokrzywdzić, nie będzie nic z tego.
VII 352 Nie tak, Panowie Bracia, w Wielko-Polszcze było:
VII 353 Co za duch! co za zgoda! aż przypomnieć miło!
VII 354 Nikt tam podobną fraszką nie śmiał rady mieszać!"
VII 355 "To nie fraszka — zawołał Klucznik — łotrów wieszać!"
VII 356 Szmer wzmagał się; wtem Jankiel posłuchania prosił,
VII 357 Na ławę wskoczył, stanął i nad głowy wznosił
VII 358 Brodę jak wiechę, co mu aż do pasa wisi;
VII 359 Prawą ręką zdjął z wolna z głowy kołpak lisi,
VII 360 Lewą ręką jarmułkę zruszoną poprawił,
VII 361 Potem lewicę za pas zatknął i tak prawił,
VII 362 Kołpakiem lisim w kolej kłaniając się nisko
VII 363 "Nu, Panowie Dobrzyńscy, ja sobie żydzisko;
VII 364 Mnie Sędzia ni brat, ni swat; szanuję Sopliców,
VII 365 Jak panów bardzo dobrych i moich dziedziców;
VII 366 Szanuję też Dobrzyńskich Bartków i Maciejów,
VII 367 Jako dobrych sąsiadów, panów dobrodziejów;
VII 368 A mówię tak: jeżeli Państwo chcą gwałt zrobić
VII 369 Sędziemu, to bardzo źle; możecie się pobić,
VII 370 Zabić... — A asesory? a sprawnik? a turma?
VII 371 Bo w wiosce u Soplicy jest żołnierzy hurma,
VII 372 Wszystko jegry! Asesor w domu; tylko świśnie,
VII 373 Tak wraz przymaszerują, stoją jak umyślnie.
VII 374 A co będzie? A jeśli czekacie Francuza,
VII 375 To Francuz jest daleko jeszcze, droga duża.
VII 376 Ja Żyd, o wojnach nie wiem, a byłem w Bielicy
VII 377 I widziałem tam żydków od samej granicy;
VII 378 Słychać, że Francuz stoi nad rzeką Łososną,
VII 379 A wojna jeśli będzie, to chyba aż wiosną.
VII 380 Nu, mówię tak: czekajcie; wszak dwór Soplicowa
VII 381 Nie budka kramna, co się rozbierze, w wóz schowa
VII 382 I pojedzie — dwór jak stał, do wiosny stać będzie;
VII 383 A pan Sędzia to nie jest żydek na arendzie,
VII 384 Nie uciecze, to jego można znaleźć wiosną;
VII 385 A teraz rozejdźcie się, a nie gadać głośno
VII 386 O tem, co było, bo to gadać, to daremno!
VII 387 A czyja łaska Panów Szlachty, proszę ze mną.
VII 388 Moja Siora powiła małego Jankielka,
VII 389 Ja dziś traktuję wszystkich, a muzyka wielka!
VII 390 Każę przynieść kozicę, basetlę, dwie skrzypiec,
VII 391 A pan Maciej Dobrodziej lubi stary lipiec
VII 392 I nowego mazurka; mam nowe mazurki,
VII 393 A wyuczyłem śpiewać fein moje bachurki".
VII 394 Wymowa lubionego powszechnie Jankiela
VII 395 Trafiała do serc; powstał krzyk, oklask wesela,
VII 396 Szmer przyzwolenia nawet za domem się szerzył,
VII 397 Gdy Gerwazy w Jankiela Scyzorykiem zmierzył.
VII 398 Żyd skoczył, wpadł w tłum; Klucznik wołał: "Precz stąd, Żydzie!
VII 399 Nie tkaj palców między drzwi, nie o ciebie idzie!
VII 400 Panie Prusak! że Waszeć sędziowską handlujesz
VII 401 Parą wicin mizernych, to już zań gardłujesz?
VII 402 Zapomniałeś, Mopanku, że ojciec Waszécin
VII 403 Spławiał do Prus dwadzieścia Horeszkowskich wicin?
VII 404 Stąd się zbogacił i on, i jego rodzina;
VII 405 Ba, nawet wszyscy, ilu was tu jest z Dobrzyna.
VII 406 Bo pamiętacie, starzy, słyszeliście młodzi,
VII 407 Że Stolnik był was wszystkich ojciec i dobrodziéj:
VII 408 Kogoż on komisarzem słał do swych dóbr pińskich?
VII 409 Dobrzyńskiego! Rachmistrzów kogo miał? Dobrzyńskich!
VII 410 Marszałkostwa, kredensu nie zwierzał nikomu,
VII 411 Tylko Dobrzyńskim: pełno Dobrzyńskich miał w domu!
VII 412 On forytował wasze w trybunałach sprawy,
VII 413 On wyrabiał u króla dla was chleb łaskawy,
VII 414 Dzieci wasze kopami pomieszczał w konwikcie
VII 415 Pijarskim, na swym koszcie, odzieży i wikcie;
VII 416 Dorosłych promowował także swym nakładem.
VII 417 A dlaczego to robił? Że wam był sąsiadem!
VII 418 Dziś Soplica kopcami tyka waszych granic;
VII 419 Cóż kiedy wam dobrego zrobił on?"
VII 419 "Nic a nic! —
VII 420 Przerwał Konewka — bo to wyrosło z szlachciury,
VII 421 A jak dmie się, phu phu phu, jak nos drze do góry!
VII 422 Pamiętacie, prosiłem na córki wesele;
VII 423 Poję, nie chce pić, mówi: «Nie piję tak wiele
VII 424 Jak wy szlachta; wy szlachta ciągniecie jak bąki!»
VII 425 Ot, magnat! delikacik z marymonckiej mąki!
VII 426 Nie pił, leliśmy w gardło; krzyczał: «Gwałt się dzieje!»
VII 427 Czekaj no, niech no ja mu z Konewki naleję".
VII 428 "Filut — zawołał Chrzciciel — oj, i ja go kropnę
VII 429 Za swoje. Mój syn — było to dziecko roztropne,
VII 430 Teraz tak zgłupiał, że go nazywają Sakiem.
VII 431 A z przyczyny Sędziego został głupcem takim.
VII 432 Mówiłem: «Po co tobie leźć do Soplicowa?
VII 433 Jeżeli cię tam złowię, niech cię Bóg uchowa!»
VII 434 On znowu smyk do Zosi, dybie przez konopie;
VII 435 Złowiłem go, a zatem za uszy i kropię;
VII 436 A on beczy i beczy jak maleńkie chłopie: #powinno być: chłopię
VII 437 «Ojcze, choć zabij, muszę tam iść» — a wciąż szlocha.
VII 438 Co tobie? A on mówi, że tę Zosię kocha!
VII 439 Chciałby popatrzyć na nią! Żal mi nieboraka;
VII 440 Mówię Sędziemu: «Sędzio, daj Zosię dla Saka!»
VII 441 On mówi: «Jeszcze mała, czekaj ze trzy lata,
VII 442 Jak sama zechce». Łotr! łże, już ją komuś swata.
VII 443 Słyszałem; już ja się tam na wesele wkręcę,
VII 444 Ja im łoże małżeńskie Kropidłem poświęcę".
VII 445 "I taki łotr — zawołał Klucznik — ma panować?
VII 446 I dawnych panów, lepszych od siebie, rujnować?
VII 447 A Horeszków i pamięć, i imię zaginie!
VII 448 Gdzież jest wdzięczność na świecie? — nie ma jej w Dobrzynie.
VII 449 Bracia! chcecie bój z ruskim wieść imperatorem,
VII 450 A boicie się wojny z Soplicowskim dworem?
VII 451 Strach wam turmy! czyż to ja wzywam na rozboje?
VII 452 Broń Boże! Szlachta Bracia! ja przy prawie stoję.
VII 453 Wszak Hrabia wygrał, zyskał dekretów niemało;
VII 454 Tylko je egzekwować! Tak dawniej bywało:
VII 455 Trybunał pisał dekret, szlachta wypełniała,
VII 456 A szczególniej Dobrzyńscy, i stąd wasza chwała
VII 457 Urosła w Litwie!
VII 457 Wszakże to Dobrzyńscy sami
VII 458 Bili się na zajeździe myskim z Moskalami,
VII 459 Których przywiódł jenerał ruski Wojniłowicz
VII 460 I łotr, przyjaciel jego, pan Wołk z Ługomowicz;
VII 461 Pamiętacie, jak Wołka wzięliśmy w niewolę,
VII 462 Jak chcieliśmy go wieszać na belce w stodole,
VII 463 Iż był tyran dla chłopstwa, a sługa Moskali;
VII 464 Ale się chłopi głupi nad nim zlitowali!
VII 465 (Upiec go muszę kiedyś na tym Scyzoryku).
VII 466 Nie wspomnę innych wielkich zajazdów bez liku,
VII 467 Z których wyszliśmy zawsze, jak szlachcie przystało,
VII 468 I z zyskiem, i aplauzem powszechnym, i z chwałą!
VII 469 Po cóż o tem wspominać! Dziś darmo pan Hrabia,
VII 470 Sąsiad wasz, sprawę toczy, dekrety wyrabia,
VII 471 Już nikt z was pomóc nie chce biednemu sierocie!
VII 472 Dziedzic Stolnika, tego, który żywił krocie,
VII 473 Dziś nie ma przyjaciela oprocz mnie — Klucznika,
VII 474 I ot, tego wiernego mego Scyzoryka!"
VII 475 "I Kropidła! — rzekł Chrzciciel — gdzie ty, Gerwazeńku,
VII 476 Tam i ja, póki ręka, póki plusk plask w ręku.
VII 477 Co dwaj, to dwaj! Dalibóg, mój Gerwazy! ty miecz,
VII 478 Ja mam Kropidło; dalbóg! ja kropię, a ty siecz,
VII 479 I tak szach mach, plusk i plask; oni niech gawędzą!"
VII 480 "Toć i Bartka — rzekł Brzytwa — Bracia nie odpędzą;
VII 481 Już co wy namydlicie, to ja wszystko zgolę".
VII 482 "I ja — przydał Konewka — z wami ruszyć wolę,
VII 483 Gdy ich nie można zgodzić na obior marszałka;
VII 484 Co mi tam głosy, gałki, u mnie insza gałka
VII 485 (Tu wydobył z kieszeni garść kul, dzwonił niemi):
VII 486 Ot, gałki! — krzyknął — w Sędzię gałkami wszystkiemi!"
VII 487 "Do was — wołał Skołuba — do was się łączymy!"
VII 488 "Gdzie wy — krzyknęła szlachta — gdzie wy, to tam i my!
VII 489 Niech żyją Horeszkowie! wiwant Półkozice!
VII 490 Wiwat Klucznik Rębajło! Hajże na Soplice!"
VII 491 I tak wszystkich pociągnął wymowny Gerwazy:
VII 492 Bo wszyscy ku Sędziemu mieli swe urazy,
VII 493 Jak zwyczajnie w sąsiedztwie, to o szkodę skargi,
VII 494 To o wyręby, to o granice zatargi:
VII 495 Jednych gniew, drugich tylko podburzała zawiść
VII 496 Bogactw Sędziego — wszystkich zgodziła nienawiść.
VII 497 Cisną się do Klucznika, podnoszą do góry
VII 498 Szable, pałki...
VII 498 Aż Maciek, dotychczas ponury,
VII 499 Nieruchomy, wstał z ławy i wolnemi kroki
VII 500 Wyszedł na środek izby, i podparł się w boki;
VII 501 I spojrzawszy przed siebie, i kiwając głową,
VII 502 Zabrał głos, wymawiając z wolna każde słowo,
VII 503 Z przestankiem i przyciskiem: "A głupi! a głupi!
VII 504 A głupi wy! Na kim się mleło, na was skrupi.
VII 505 To póki o wskrzeszeniu Polski była rada,
VII 506 O dobru pospolitem, głupi, u was zwada?
VII 507 Nie można było, głupi, ani się rozmówić,
VII 508 Głupi, ani porządku, ani postanowić
VII 509 Wodza nad wami, głupi! A niech no kto podda
VII 510 Osobiste urazy, głupi, u was zgoda!
VII 511 Precz stąd! bo jakem Maciek, was, do milijonów
VII 512 Kroćset kroci tysięcy fur beczek furgonów
VII 513 Diabłów!!!..."
VII 513 Ucichli wszyscy jak rażeni gromem!
VII 514 Ale razem straszliwy powstał krzyk za domem:
VII 515 "Wiwat Hrabia!" On wjeżdżał na folwark Maciejów,
VII 516 Sam zbrojny, za nim zbrojnych dziesięciu dżokejów.
VII 517 Hrabia siedział na dzielnym koniu, w czarnym stroju;
VII 518 Na sukni orzechowy płaszcz włoskiego kroju,
VII 519 Szeroki, bez rękawów, jak wielka opona,
VII 520 Spięty klamrą u szyi, spadał przez ramiona;
VII 521 Kapelusz miał okrągły z piórem, w ręku szpadę,
VII 522 Okręcił się i szpadą powitał gromadę.
VII 523 "Wiwat Hrabia! — krzyknęli — z nim żyć i umierać!"
VII 524 Szlachta zaczęła z chaty przez okna wyzierać
VII 525 I za Klucznikiem coraz ku drzwiom się napierać;
VII 526 Klucznik wyszedł, a za nim tłum przeze drzwi runął,
VII 527 Maciek resztę wypędził, drzwi zamknął, zasunął
VII 528 I przez okno wyjrzawszy, raz jeszcze rzekł: "Głupi!"
VII 529 A tymczasem się szlachta do Hrabiego kupi;
VII 530 Idą w karczmę, Gerwazy wspomniał dawne czasy,
VII 531 Kazał sobie trzy podać od kontuszów pasy,
VII 532 Na nich ze sklepu karczmy beczki wydobywa
VII 533 Trzy: jedną miodu, drugą wódki, trzecią piwa.
VII 534 Wyjął goździe, wnet z szumem trysnęły trzy strugi:
VII 535 Jeden biały jak srebro, krwawnikowy drugi,
VII 536 Trzeci żółty; troistą grają w górze tęczą,
VII 537 A spadając w sto kubków, we sto szklanek brzęczą.
VII 538 Wre szlachta, tamci piją, ci Hrabiemu życzą
VII 539 Lat setnych, wszyscy: "Hajże na Soplice!" krzyczą.
VII 540 Jankiel wymknął się milczkiem, oklep; Prusak równie,
VII 541 Nie słuchany, choć jeszcze rozprawiał wymownie,
VII 542 Chciał zmykać, szlachta w pogoń, wołając, że zdradził.
VII 543 Mickiewicz stał z daleka, ni krzyczał, ni radził,
VII 544 Ale z miny poznano, że coś złego knuje,
VII 545 Więc do kordów, i hajże! On się rejteruje,
VII 546 Odcina się, już ranny, przyparty do płotów,
VII 547 Gdy mu skoczył na odsiecz Zan i trzech Czeczotów.
VII 548 Zaczem rozjęto szlachtę, ale w tym rozruchu
VII 549 Dwóch było ciętych w ręce, ktoś dostał po uchu.
VII 550 Reszta wsiadała na koń.
VII 550 Hrabia i Gerwazy
VII 551 Porządkują, rozdają oręże, rozkazy.
VII 552 W końcu wszyscy przez długą zaścianku ulicę
VII 553 Puścili się w cwał, krzycząc: "Hajże na Soplice!"
VIII KSIĘGA ÓSMA
VIII ZAJAZD
VIII TREŚĆ:
VIII Astronomia Wojskiego — Uwaga Podkomorzego nad kometami — Tajemnicza scena w pokoju Sędziego — Tadeusz, chcąc zręcznie wyplątać się, wpada w wielkie kłopoty — Nowa Dydo — Zajazd — Ostatnia woźnieńska protestacja — Hrabia zdobywa Soplicowo — Szturm i rzeź — Gerwazy piwnicznym — Uczta zajazdowa.
VIII 1 Przed burzą bywa chwila cicha i ponura,
VIII 2 Kiedy nad głowy ludzi przyleciawszy chmura
VIII 3 Stanie i grożąc twarzą, dech wiatrów zatrzyma,
VIII 4 Milczy, obiega ziemię błyskawic oczyma,
VIII 5 Znacząc te miejsca, gdzie wnet ciśnie grom po gromie:
VIII 6 Tej ciszy chwila była w Soplicowskim domie.
VIII 7 Myśliłbyś, że przeczucie nadzwyczajnych zdarzeń
VIII 8 Ścięło usta i wzniosło duchy w kraje marzeń.
VIII 9 Po wieczerzy i Sędzia, i goście ze dworu
VIII 10 Wychodzą na dziedziniec używać wieczoru;
VIII 11 Zasiadają na przyzbach wysłanych murawą;
VIII 12 Całe grono z posępną i cichą postawą
VIII 13 Pogląda w niebo, które zdawało się zniżać,
VIII 14 Ścieśniać i coraz bardziej ku ziemi przybliżać,
VIII 15 Aż oboje, skrywszy się pod zasłonę ciemną
VIII 16 Jak kochankowie, wszczęli rozmowę tajemną,
VIII 17 Tłumacząc swe uczucia w westchnieniach tłumionych,
VIII 18 Szeptach, szmerach i słowach na wpół wymówionych,
VIII 19 Z których składa się dziwna muzyka wieczoru.
VIII 20 Zaczął ją puszczyk, jęcząc na poddaszu dworu;
VIII 21 Szepnęły wiotkiem skrzydłem niedoperze, lecą
VIII 22 Pod dom, gdzie szyby okien, twarze ludzi świecą;
VIII 23 Bliżej zaś — niedoperzów siostrzyczki, ćmy, rojem
VIII 24 Wiją się, przywabione białym kobiet strojem.
VIII 25 Mianowicie przykrzą się Zosi, bijąc w lice
VIII 26 I w jasne oczki, które biorą za dwie świéce.
VIII 27 Na powietrzu owadów wielki krąg się zbiera,
VIII 28 Kręci się, grając jako harmoniki sfera;
VIII 29 Ucho Zosi rozróżnia wśród tysiąca gwarów
VIII 30 Akord muszek i półton fałszywy komarów.
VIII 31 W polu koncert wieczorny ledwie jest zaczęty;
VIII 32 Właśnie muzycy kończą stroić instrumenty.
VIII 33 Już trzykroć wrzasnął derkacz, pierwszy skrzypak łąki,
VIII 34 Już mu z dala wtórują z bagien basem bąki,
VIII 35 Już bekasy do góry porwawszy się wiją
VIII 36 I bekając raz po raz jak w bębenki biją.
VIII 37 Na finał szmerów muszych i ptaszęcej wrzawy
VIII 38 Odezwały się chórem podwójnym dwa stawy,
VIII 39 Jako zaklęte w górach kaukaskich jeziora,
VIII 40 Milczące przez dzień cały, grające z wieczora.
VIII 41 Jeden staw, co toń jasną i brzeg miał piaszczysty,
VIII 42 Modrą piersią jęk wydał cichy, uroczysty;
VIII 43 Drugi staw, z dnem błotnistem i gardzielem mętnym,
VIII 44 Odpowiedział mu krzykiem żałośnie namiętnym;
VIII 45 W obu stawach piały żab niezliczone hordy,
VIII 46 Oba chory zgodzone w dwa wielkie akordy.
VIII 47 Ten fortissimo zabrzmiał, tamten nuci z cicha,
VIII 48 Ten zdaje się wyrzekać, tamten tylko wzdycha;
VIII 49 Tak dwa stawy gadały do siebie przez pola,
VIII 50 Jak grające na przemian dwie arfy Eola.
VIII 51 Mrok gęstniał; tylko w gaju i około rzeczki,
VIII 52 W łozach, błyskały wilcze oczy jako świeczki,
VIII 53 A dalej, u ścieśnionych widnokręgu brzegów,
VIII 54 Tu i ówdzie ogniska pastuszych noclegów.
VIII 55 Nareszcie księżyc srebrną pochodnię zaniecił,
VIII 56 Wyszedł z boru i niebo i ziemię oświecił.
VIII 57 One teraz, z pomroku odkryte w połowie,
VIII 58 Drzemały obok siebie jako małżonkowie
VIII 59 Szczęśliwi: niebo w czyste objęło ramiona
VIII 60 Ziemi pierś, co księżycem świeci posrebrzona.
VIII 61 Już naprzeciw księżyca gwiazda jedna, druga
VIII 62 Błysnęła; już ich tysiąc, już milijon mruga.
VIII 63 Kastor z bratem Polluksem jaśnieli na czele,
VIII 64 Zwani niegdyś u Sławian: Lele i Polele;
VIII 65 Teraz ich w zodyjaku gminnym znów przechrzczono,
VIII 66 Jeden zowie się Litwą, a drugi Koroną.
VIII 67 Dalej niebieskiej Wagi dwie szale błyskają;
VIII 68 Na nich Bóg w dniu stworzenia (starzy powiadają)
VIII 69 Ważył z kolei wszystkie planety i ziemie, #raczej ziemię
VIII 70 Nim w przepaściach powietrza osadził ich brzemię;
VIII 71 Potem wagi złociste zawiesił na niebie:
VIII 72 Z nich to ludzie wag i szal wzór wzięli dla siebie.
VIII 73 Na północ świeci okrąg gwiaździstego Sita,
VIII 74 Przez które Bóg (jak mówią) przesiał ziarnka żyta,
VIII 75 Kiedy je z nieba zrucał dla Adama ojca,
VIII 76 Wygnanego za grzechy z rozkoszy ogrojca.
VIII 77 Nieco wyżej Dawida wóz, gotów do jazdy,
VIII 78 Długi dyszel kieruje do Polarnej Gwiazdy.
VIII 79 Starzy Litwini wiedzą o rydwanie owym,
VIII 80 Że niesłusznie pospólstwo zwie go Dawidowym,
VIII 81 Gdyż to jest wóz Anielski. Na nim to przed czasy
VIII 82 Jechał Lucyper, Boga gdy wyzwał w zapasy,
VIII 83 Mlecznym gościńcem pędząc w cwał w niebieskie progi,
VIII 84 Aż go Michał zbił z wozu, a wóz zrucił z drogi.
VIII 85 Teraz, popsuty, między gwiazdami się wala,
VIII 86 Naprawiać go archanioł Michał nie pozwala.
VIII 87 I to wiadomo także u starych Litwinów
VIII 88 (A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),
VIII 89 Że ów zodyjakowy Smok, długi i gruby,
VIII 90 Który gwiaździste wije po niebie przeguby,
VIII 91 Którego mylnie Wężem chrzczą astronomowie,
VIII 92 Jest nie wężem, lecz rybą. Lewiatan się zowie.
VIII 93 Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopie
VIII 94 Zdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,
VIII 95 Tak dla osobliwości, jako dla pamiątki,
VIII 96 Anieli zawiesili jego martwe szczątki.
VIII 97 Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele
VIII 98 Wykopane olbrzymów żebra i piszczele.
VIII 99 Takie gwiazd historyje, które z książek zbadał
VIII 100 Albo słyszał z podania, Wojski opowiadał;
VIII 101 Chociaż wieczorem słaby miał wzrok Wojski stary
VIII 102 I nie mógł w niebie dojrzeć nic przez okulary,
VIII 103 Lecz na pamięć znał imię i kształt każdej gwiazdy;
VIII 104 Wskazywał palcem miejsca i drogę ich jazdy.
VIII 105 Dziś go mało słuchano, nie zważano wcale #w pierwodruku "Dziś mało go słuchano"
VIII 106 Na Sito ni na Smoka, ani też na Szale; #Pierwodruk: Sito, Smoka, Szale
VIII 107 Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebie
VIII 108 Nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie:
VIII 109 Był to kometa pierwszej wielkości i mocy,
VIII 110 Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy;
VIII 111 Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera,
VIII 112 Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera,
VIII 113 Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzecią
VIII 114 Obwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak siecią
VIII 115 I ciągnie je za sobą, a sam wyżej głową
VIII 116 Mierzy, na północ, prosto w gwiazdę biegunową.
VIII 117 Z niewymownym przeczuciem cały lud litewski
VIII 118 Poglądał każdej nocy na ten cud niebieski,
VIII 119 Biorąc złą wróżbę z niego tudzież z innych znaków;
VIII 120 Bo zbyt często słyszano krzyk złowieszczych ptaków,
VIII 121 Które na pustych polach gromadząc się w kupy,
VIII 122 Ostrzyły dzioby, jakby czekając na trupy.
VIII 123 Zbyt często postrzegano, że psy ziemię ryły
VIII 124 I jak gdyby śmierć wietrząc, przeraźliwie wyły:
VIII 125 Co wróży głód lub wojnę; a strażnicy boru
VIII 126 Widzieli, jak przez smętarz szła dziewica moru,
VIII 127 Która wznosi się czołem nad najwyższe drzewa,
VIII 128 A w lewym ręku chustką skrwawioną powiewa.
VIII 129 Różne stąd wnioski tworzył stojący przy płocie
VIII 130 Cywun, co przyszedł zdawać sprawę o robocie,
VIII 131 I pisarz prowentowy w szeptach z ekonomem.
VIII 132 Lecz Podkomorzy siedział na przyźbie przed domem.
VIII 133 Przerwał rozmowę gości, znać, że głos zabiera;
VIII 134 Błysnęła przy księżycu wielka tabakiera
VIII 135 (Cała z szczerego złota, z brylantów oprawa,
VIII 136 We środku za szkłem portret króla Stanisława);
VIII 137 Zadzwonił w nią palcami, zażył i rzekł: "Panie
VIII 138 Tadeuszu, Waścine o gwiazdach gadanie
VIII 139 Jest tylko echem tego, co słyszałeś w szkole.
VIII 140 Ja o cudzie — prostaków poradzić się wolę.
VIII 141 I ja astronomiji słuchałem dwa lata
VIII 142 W Wilnie, gdzie Puzynina, mądra i bogata
VIII 143 Pani, oddała dochód z wioski dwiestu chłopów
VIII 144 Na zakupienie różnych szkieł i teleskopów;
VIII 145 Ksiądz Poczobut, człek sławny, był obserwatorem
VIII 146 I całej Akademii naonczas rektorem,
VIII 147 Przecież w końcu katedrę i teleskop rzucił,
VIII 148 Do klasztoru, do cichej celi swej powrócił
VIII 149 I tam umarł przykładnie. Znam się też z Śniadeckim,
VIII 150 Który jest mądrym bardzo człekiem, chociaż świeckim.
VIII 151 Owoż astronomowie planetę, kometę, #odstęp przed wierszem zapewne zbędny
VIII 152 Uważają tak jako mieszczanie karetę;
VIII 153 Wiedzą, czyli zajeżdża przed króla stolicę,
VIII 154 Czyli z rogatek miejskich rusza za granicę;
VIII 155 Lecz kto w niej jechał? po co? co z królem rozmawiał?
VIII 156 Czy król posła z pokojem, czy z wojną wyprawiał?
VIII 157 O to ani pytają.
VIII 157 Pomnę, za mych czasów, #odstęp i podział wiersza zapewne zbędny
VIII 158 Gdy Branecki karetą swą ruszył do Jassów
VIII 159 I za tą niepoczciwą pociągnął karetą
VIII 160 Ogon targowiczanów, jak za tą kometą —
VIII 161 Lud prosty, choć w publiczne nie mięszał się rady,
VIII 162 Zgadnął zaraz, że ogon ów jest wróżbą zdrady.
VIII 163 Słychać, że lud dał imię miotły tej komecie,
VIII 164 I powiada, że ona milijon wymiecie".
VIII 165 A na to rzekł z ukłonem Wojski: "Prawda, Jaśnie
VIII 166 Wielmożny Podkomorzy; przypominam właśnie,
VIII 167 Co mnie mówiono niegdyś, małemu dziecięciu,
VIII 168 Pamiętam, choć nie miałem wówczas lat dziesięciu,
VIII 169 Kiedy widziałem w domu naszym nieboszczyka
VIII 170 Sapiehę, pancernego znaku porucznika,
VIII 171 Co potem był nadwornym marszałkiem królewskim,
VIII 172 Na koniec umarł wielkim kanclerzem litewskim,
VIII 173 Miawszy lat sto i dziesięć. Ten, za króla Jana
VIII 174 Trzeciego był pod Wiedniem w chorągwi hetmana
VIII 175 Jabłonowskiego; owoż ów kanclerz powiadał,
VIII 176 Że właśnie kiedy na koń król Jan Trzeci siadał,
VIII 177 Gdy nuncyjusz papieski żegnał go na drogę,
VIII 178 A poseł austryjacki całował mu nogę,
VIII 179 Podając strzemię (poseł zwał się Wilczek hrabia),
VIII 180 Król krzyknął: «Patrzcie, co się na niebie wyrabia»
VIII 181 Spójrzą, alić nad głowy suwał się kometa
VIII 182 Drogą, jaką ciągnęły wojska Mahometa:
VIII 183 Z wschodu na zachód; potem i ksiądz Bartochowski,
VIII 184 Składając panegiryk na tryumf krakowski,
VIII 185 Pod godłem Orientis Fulmen, prawił wiele
VIII 186 O tym komecie; także czytam o nim w dziele
VIII 187 Pod tytułem Janina, gdzie jest opisana
VIII 188 Cała wyprawa króla nieboszczyka Jana
VIII 189 I wyryta chorągiew wielka Mahometa,
VIII 190 I ów taki, jak dziś go widzimy, kometa".
VIII 191 "Amen — rzekł na to Sędzia — ja wróżbę Waszeci
VIII 192 Przyjmuję; oby z gwiazdą zjawił się Jan Trzeci!
VIII 193 Jest na zachodzie wielki dziś bohater; może
VIII 194 Kometa go przywiedzie do nas; co daj Boże!"
VIII 195 Na to rzekł Wojski, głowę pochyliwszy smutnie:
VIII 196 "Kometa czasem wojny, czasem wróży kłótnie!
VIII 197 Niedobrze, iż się zjawił tuż nad Soplicowem:
VIII 198 Może nam grozi jakiem nieszczęściem domowem.
VIII 199 Mieliśmy wczoraj dosyć rozterku i zwady,
VIII 200 Tak w czasie polowania, jako i biesiady,
VIII 201 Rejent kłócił się z rana z panem Asesorem,
VIII 202 A pan Tadeusz wyzwał Hrabiego wieczorem.
VIII 203 Pono spór ten ze skóry niedźwiedziej pochodził;
VIII 204 I gdyby mnie Dobrodziej Sędzia nie przeszkodził,
VIII 205 Ja bym u stołu obu przeciwników zgodził.
VIII 206 Bo chciałem opowiedzieć wypadek ciekawy,
VIII 207 Podobny do zdarzenia wczorajszej wyprawy,
VIII 208 Co trafił się najpierwszym strzelcom za mych czasów,
VIII 209 Posłowi Rejtanowi i księciu Denassów.
VIII 210 Przypadek był takowy:
VIII 210 Jenerał Podolskich
VIII 211 Ziem przejeżdżał z Wołynia do swoich dóbr polskich,
VIII 212 Czy też, gdy dobrze pomnę, na sejm do Warszawy.
VIII 213 Po drodze zwiedzał szlachtę, już to dla zabawy,
VIII 214 Już dla popularności; wstąpił więc do pana
VIII 215 Tadeusza, dziś świętej pamięci, Rejtana,
VIII 216 Który był potem naszym nowogrodzkim posłem
VIII 217 I w którego ja domu od dzieciństwa wzrosłem.
VIII 218 Owoż Rejtan na przyjazd księcia Jenerała
VIII 219 Zaprosił gości — liczna szlachta się zebrała,
VIII 220 Było teatrum (Książę kochał się w teatrze);
VIII 221 Fajerwerk dawał Kaszyc, który mieszka w Jatrze,
VIII 222 Pan Tyzenhauz tancerzy przysłał, a kapele
VIII 223 Ogiński i pan Sołtan, co mieszka w Zdzięciele.
VIII 224 Słowem, dawano huczne nad spodziw zabawy
VIII 225 W domu, a w lasach wielkie robiono obławy.
VIII 226 Wiadomo zaś Waszmościom jest, że prawie wszyscy,
VIII 227 Ile ich zapamiętać można, Czartoryscy,
VIII 228 Choć idą z Jagiellonów krwi, lecz do myślistwa
VIII 229 Nie są bardzo pochopni, pewno nie z lenistwa,
VIII 230 Lecz z gustów cudzoziemskich; i książę Jenerał
VIII 231 Częściej do książek niźli do psiarni zazierał,
VIII 232 I do alkówek damskich częściej niż do lasów.
VIII 233 W świcie Księcia był książę niemiecki Denassów,
VIII 234 O którym powiadano, że w libijskiej ziemi
VIII 235 Goszcząc, polował niegdyś z królmi murzyńskiemi
VIII 236 I tam tygrysa śpisą w ręcznym boju zwalił,
VIII 237 Z czego się bardzo książę ów Denassów chwalił.
VIII 238 U nas zaś polowano na dziki w tę porę;
VIII 239 Rejtan zabił ze sztucca ogromną maciorę,
VIII 240 Z wielkim niebezpieczeństwem, bo z bliska wypalił.
VIII 241 Każdy z nas trafność strzału wydziwiał i chwalił,
VIII 242 Tylko Niemiec Denassów obojętnie słuchał
VIII 243 Pochwał takich i, chodząc, pod nos sobie dmuchał:
VIII 244 Że trafny strzał dowodzi tylko śmiałe oko,
VIII 245 Biała broń śmiałą rękę; i zaczął szeroko
VIII 246 Znowu gadać o swojej Libiji i śpisie,
VIII 247 O swych królach murzyńskich i o swym tygrysie.
VIII 248 Markotno to się stało panu Rejtanowi,
VIII 249 Był człek żywy, uderzył po szabli i mówi:
VIII 250 «Mości Książę! kto patrzy śmiele, walczy śmiele;
VIII 251 Warte dziki tygrysów, a spis karabele» —
VIII 252 I zaczynali z Niemcem dyskurs nazbyt żwawy.
VIII 253 Szczęściem, książę Jenerał przerwał te rozprawy,
VIII 254 Godząc ich po francusku. Co tam gadał, nie wiem,
VIII 255 Ale ta zgoda był to popioł nad żarzewiem,
VIII 256 Bo Rejtan wziął do serca, okazyi czekał
VIII 257 I dobrą sztukę spłatać Niemcowi przyrzekał;
VIII 258 Tej sztuki ledwie własnym nie przypłacił zdrowiem,
VIII 259 A spłatał ją nazajutrz, jak to wnet opowiem".
VIII 260 Tu Wojski umilknąwszy prawą rękę wznosił
VIII 261 I u Podkomorzego tabakiery prosił;
VIII 262 Długo zażywa, kończyć powieści nie raczy,
VIII 263 Jak gdyby chciał zaostrzyć ciekawość słuchaczy.
VIII 264 Zaczynał wreszcie, kiedy znowu mu przerwano
VIII 265 Powieść taką ciekawą, tak pilnie słuchaną!
VIII 266 Bo do Sędziego nagle któś przysłał człowieka,
VIII 267 Donosząc, że z niezwłocznym interesem czeka.
VIII 268 Sędzia, dając dobranoc, żegnał całe grono;
VIII 269 Natychmiast się po różnych stronach rozpierzchniono:
VIII 270 Ci spać do domu, tamci w stodole na sianie;
VIII 271 Sędzia szedł podróżnemu dawać posłuchanie.
VIII 272 Inni już śpią. Tadeusz po sieniach się zwija,
VIII 273 Chodząc jako wartownik około drzwi stryja,
VIII 274 Bo musi w ważnych rzeczach rady jego szukać
VIII 275 Dziś jeszcze, nim spać pójdzie; nie śmie do drzwi stukać.
VIII 276 Sędzia drzwi na klucz zamknął, z kimś tajnie rozmawia;
VIII 277 Tadeusz końca czeka, a ucha nadstawia.
VIII 278 Słyszy wewnątrz szlochanie; nie trącając klamek,
VIII 279 Ostrożnie dziurką klucza zagląda przez zamek.
VIII 280 Widzi rzecz dziwną! Sędzia i Robak na ziemi
VIII 281 Klęczeli objąwszy się i łzami rzewnemi
VIII 282 Płakali, Robak ręce Sędziego całował,
VIII 283 Sędzia Księdza za szyję płacząc obejmował;
VIII 284 Wreszcie po ćwierćgodzinnem przerwaniu rozmowy
VIII 285 Robak po cichu tymi odezwał się słowy:
VIII 286 "Bracie; Bóg wie, żem dotąd tajemnic dochował,
VIII 287 Którem z żalu za grzechy w spowiedzi ślubował;
VIII 288 Że Bogu i Ojczyźnie poświęcony cały,
VIII 289 Nie służąc pysze, ziemskiej nie szukając chwały,
VIII 290 Żyłem dotąd i chciałem umrzeć bernardynem,
VIII 291 Nie wydając nazwiska nie tylko przed gminem,
VIII 292 Ale nawet przed tobą i przed własnym synem!
VIII 293 Wszakże ksiądz prowincyjał dał mi pozwolenie
VIII 294 In articulo mortis zrobić objawienie.
VIII 295 Kto wie, czy wrócę żywy! Kto wie, co się stanie
VIII 296 W Dobrzynie! Bracie! wielkie, wielkie zamieszanie!
VIII 297 Francuz jeszcze daleko; nim przeminie zima,
VIII 298 Trzeba czekać, a szlachta pono nie dotrzyma.
VIII 299 Możem zanadto czynnie z powstaniem się krzątał!
VIII 300 Pono źle zrozumieli! Klucznik wszystko splątał!
VIII 301 Ten wariat Hrabia! słyszę, pobiegł do Dobrzyna!
VIII 302 Nie mogłem go uprzedzić, ważna w tym przyczyna:
VIII 303 Stary Maciek mnie poznał, a jeśli odkryje,
VIII 304 Potrzeba będzie oddać pod Scyzoryk szyję.
VIII 305 Nic Klucznika nie wstrzyma! mniejsza o mą głowę,
VIII 306 Lecz tym odkryciem spisku zerwałbym osnowę.
VIII 307 Przecież dziś tam być muszę! widzieć, co się dzieje,
VIII 308 Choćbym zginął; beze mnie szlachta oszaleje!
VIII 309 Bądź zdrów, najmilszy bracie, bądź zdrów, śpieszyć muszę.
VIII 310 Jeśli zginę, ty jeden westchniesz za mą duszę;
VIII 311 W przypadku wojny tobie cała tajemnica
VIII 312 Wiadoma; kończ, com zaczął, pomnij, żeś Soplica!"
VIII 313 Tu Ksiądz łzy otarł, habit zapiął, kaptur włożył
VIII 314 I okienicę tylną po cichu otworzył,
VIII 315 Widać było, że oknem do ogrodu skakał;
VIII 316 Sędzia, zostawszy jeden, siadł w krześle i płakał.
VIII 317 Chwilę czekał Tadeusz, nim w klamkę zadzwonił;
VIII 318 Otworzono mu; cicho wszedł, nisko się skłonił:
VIII 319 "Stryjaszku Dobrodzieju — rzekł — ledwie dni kilka
VIII 320 Przebawiłem tu, dni te minęły jak chwilka;
VIII 321 Nie miałem czasu z twoim domem się nacieszyć
VIII 322 I z tobą, a odjeżdżać muszę, muszę śpieszyć
VIII 323 Zaraz, dzisiaj, Stryjaszku, a jutro najdaléj:
VIII 324 Wszak pamiętacie, żeśmy Hrabiego wyzwali.
VIII 325 Bić się z nim to rzecz moja, posłałem wyzwanie,
VIII 326 W Litwie jest zakazane pojedynkowanie,
VIII 327 Jadę więc na granicę Warszawskiego Księstwa;
VIII 328 Hrabia, prawda, fanfaron, lecz mu nie brak męstwa,
VIII 329 Na miejsce naznaczone zapewne się stawi,
VIII 330 Rozprawim się; a jeśli Bóg pobłogosławi,
VIII 331 Ukarzę go, a potem za Łososny brzegi
VIII 332 Przepłynę, gdzie mnie bratnie czekają szeregi.
VIII 333 Słyszałem, że mi ojciec testamentem kazał
VIII 334 Służyć w wojsku, a nie wiem, kto testament zmazał".
VIII 335 "Mój Tadeuszku — rzekł stryj — czy Waszeć kąpany
VIII 336 W gorącej wodzie, czy też kręcisz jak lis szczwany,
VIII 337 Co indziej kitą wije, a sam indziej bieży?
VIII 338 Wyzwaliśmy, zapewne, i bić się należy.
VIII 339 Ale jechać dziś, skądżeś Waszeć tak się zaciął?
VIII 340 Przed pojedynkiem zwyczaj jest posłać przyjacioł,
VIII 341 Układać się, wszak Hrabia może nas przeprosić,
VIII 342 Deprekować; czekaj Waść, czasu jeszcze dosyć.
VIII 343 Chyba inny giez jaki Waści stąd wygania,
VIII 344 To gadaj szczerze, po co takie omawiania?
VIII 345 Jestem twój stryj; choć stary, znam, co serce młode;
VIII 346 Byłem ci ojcem (mówiąc gładził go pod brodę).
VIII 347 Już w ucho szepnął o tem mnie mój palec mały,
VIII 348 Że Waszeć masz tu jakieś z damami kabały.
VIII 349 Za katy, prędko teraz młodź do dam się bierze!
VIII 350 No, Tadeuszku, przyznaj mi się Waść, a szczerze".
VIII 351 "Jużci — bąknął Tadeusz — prawda, są przyczyny
VIII 352 Inne, kochany Stryju! może z mojej winy!
VIII 353 Omyłka! cóż? nieszczęście! już trudno naprawić!
VIII 354 Nie, drogi Stryju, dłużej nie mogę tu bawić!
VIII 355 Błąd młodości! Stryjaszku, nie pytaj o więcej,
VIII 356 Ja muszę z Soplicowa wyjeżdżać co prędzej".
VIII 357 "Ho — rzekł stryj — pewnie jakieś miłośne zatargi!
VIII 358 Uważałem, że Waszeć wczoraj gryzłeś wargi
VIII 359 Poglądając spode łba na pewną dziewczynkę,
VIII 360 Widziałem, że i ona miała kwaśną minkę.
VIII 361 Znam ja te wszystkie głupstwa; kiedy dzieci para
VIII 362 Kocha się, to tam u nich nieszczęść co niemiara;
VIII 363 To cieszą się, to znowu trapią się i smucą;
VIII 364 To znowu Bóg wie o co do zębów się skłócą;
VIII 365 To stojąc w kątkach jakby mruki, nie gadają
VIII 366 Do siebie, czasem nawet w pole uciekają.
VIII 367 Jeżeli na was raptus podobny napada,
VIII 368 Bądźcie tylko cierpliwi, już jest na to rada;
VIII 369 Biorę na siebie wkrótce przywieść was do zgody.
VIII 370 Znam ja te wszystkie głupstwa, wszakże byłem młody.
VIII 371 Powiedz mi Wasze wszystko; ja może nawzajem
VIII 372 Coś odkryję i tak się oba poprzyznajem".
VIII 373 "Stryjaszku — rzekł Tadeusz (całując mu rękę
VIII 374 I rumieniąc się) — powiem prawdę; tę panienkę,
VIII 375 Zosię, wychowanicę Stryja, podobałem
VIII 376 Bardzo, choć tylko parę razy ją widziałem;
VIII 377 A mówią, że Stryj dla mnie za żonę przeznacza
VIII 378 Podkomorzankę, piękną i córkę bogacza.
VIII 379 Teraz nie mógłbym z panną Różą się ożenić,
VIII 380 Kiedy kocham tę Zosię; trudno serce zmienić!
VIII 381 Nieuczciwie, żeniąc się z jedną, kochać drugą,
VIII 382 Czas może mnie uleczy; wyjadę — na długo".
VIII 383 "Tadeuszku! — stryj przerwał — to mi dziwny sposób
VIII 384 Kochania się: uciekać od kochanych osób!
VIII 385 Dobrze, żeś szczery; widzisz, głupstwo byś wypłatał
VIII 386 Odjeżdżając: a co Waść powiesz, gdybym swatał
VIII 387 Sam Waci Zosię! He! cóż, nie skoczysz z radości?"
VIII 388 Tadeusz rzekł po chwili: "Dobroć Jegomości
VIII 389 Dziwi mnie! Lecz cóż? łaska Stryja Dobrodzieja
VIII 390 Nie przyda się już na nic! Ach! próżna nadzieja!
VIII 391 Bo pani Telimena nie odda mi Zosi!"
VIII 392 "Będziem prosić" — rzekł Sędzia.
VIII 392 "Nikt jej nie uprosi —
VIII 393 Przerwał prędko Tadeusz — nie, czekać nie mogę,
VIII 394 Stryjaszku, muszę prędko, jutro jechać w drogę.
VIII 395 Daj mi, Stryjaszku, tylko twe błogosławieństwo,
VIII 396 Wszystko przygotowałem, jadę zaraz w Księstwo".
VIII 397 Sędzia wąs kręcąc, z gniewem na chłopca spozierał:
VIII 398 "To Waść tak szczery? takeś mi serce otwierał?
VIII 399 Naprzód ów pojedynek! Potem znowu miłość
VIII 400 I ten wyjazd, oj! jest tu w tem jakaś zawiłość.
VIII 401 Już mnie gadano, jużem kroki Waści badał!
VIII 402 Asan bałamut i trzpiot, Asan kłamstwa gadał.
VIII 403 A gdzież to Asan chodził onegdaj wieczorem?
VIII 404 Czego Asan jak wyżeł tropił pode dworem?
VIII 405 O Tadeuszku! jeśli może Asan Zosię
VIII 406 Zbałamucił i teraz uciekasz? młokosie,
VIII 407 To się Waci nie uda; lubisz czy nie lubisz,
VIII 408 Zapowiadam Asanu, że Zosię poślubisz,
VIII 409 A nie, to bizun — jutro staniesz na kobiercu!
VIII 410 I gada mnie o czuciach! o niezmiennym sercu!
VIII 411 Łgarz jesteś! pfe! ja z Waści, Panie Tadeuszu,
VIII 412 Zrobię śledztwo, ja Waści jeszcze natrę uszu!
VIII 413 Dziś dość miałem kłopotów! Aż mi głowa boli!
VIII 414 Ten mi jeszcze spokojnie zasnąć nie dozwoli!
VIII 415 Idź mi Waść spać!"
VIII 415 To mówiąc, drzwi na wściąż otwierał
VIII 416 I zawołał Woźnego, żeby go rozbierał.
VIII 417 Tadeusz cicho wyszedł, opuściwszy głowę;
VIII 418 Rozbierał w myśli przykrą ze stryjem rozmowę,
VIII 419 Pierwszy raz połajany tak ostro!... ocenił
VIII 420 Słuszność wyrzutów, sam się przed sobą rumienił.
VIII 421 Co począć? jeśli Zosia o wszystkiem się dowie?
VIII 422 Prosić o rękę? a cóż Telimena powie?
VIII 423 Nie — czuł, że nie mógł dłużej zostać w Soplicowie.
VIII 424 Tak zadumany, ledwie zrobił kroków parę,
VIII 425 Gdy mu coś drogę zaszło; spójrzał, widzi marę,
VIII 426 Całą w bieliźnie, długą, wysmukłą i cienką.
VIII 427 Suwała się ku niemu z wyciągniętą ręką,
VIII 428 Od której odbijał się drżący blask miesięczny,
VIII 429 I przystąpiwszy, cicho jęknęła: "Niewdzięczny!
VIII 430 Szukałeś wzroku mego, teraz go unikasz,
VIII 431 Szukałeś rozmów ze mną, dziś uszy zamykasz,
VIII 432 Jakby w słowach, we wzroku mym była trucizna!
VIII 433 Dobrze mi tak, wiedziałam, kto jesteś! — mężczyzna!
VIII 434 Nie znając kokieterii, nie chciałam cię dręczyć,
VIII 435 Uszczęśliwiłam; takżeś umiał mnie zawdzięczyć!
VIII 436 Tryumf nad miękkiem sercem serce twe zatwardził;
VIII 437 Żeś je zdobył zbyt łacno, zbyt prędkoś niem wzgardził!
VIII 438 Dobrze mi tak! lecz straszną nauczona probą,
VIII 439 Wierz mi, iż więcej niż ty — gardzę sama sobą!"
VIII 440 "Telimeno — Tadeusz rzekł — dalbóg, nietwarde
VIII 441 Mam serce ani ciebie unikam przez wzgardę,
VIII 442 Ale uważ no sama, wszak nas widzą, śledzą,
VIII 443 Czyż można tak otwarcie? cóż ludzie powiedzą?
VIII 444 Wszak to nieprzyzwoicie, to, dalbóg, jest grzechem".
VIII 445 "Grzechem! — odpowiedziała mu z gorzkim uśmiechem —
VIII 446 Niewiniątko! baranek! Ja, będąc kobiétą,
VIII 447 Jeśli z miłości nie dbam, choćby mnie odkryto,
VIII 448 Choćby mnie osławiono; a ty, ty mężczyzna?
VIII 449 Cóż szkodzi z was któremu, chociaż się i przyzna,
VIII 450 Że ma romans z dziesięciu razem kochankami?
VIII 451 Mów prawdę: chcesz mnie rzucić?" — Zalała się łzami.
VIII 452 "Telimeno, cóż by świat mówił o człowieku —
VIII 453 Rzekł Tadeusz — który by teraz, w moim wieku,
VIII 454 Zdrów, żył na wsi, kochał się — kiedy tyle młodzi,
VIII 455 Tylu żonatych od żon, od dzieci uchodzi
VIII 456 Za granicę, pod znaki narodowe bieży?
VIII 457 Choćbym chciał zostać, czy to ode mnie zależy?
VIII 458 Ojciec mnie testamentem kazał, abym służył
VIII 459 W wojsku polskiem, teraz stryj ten rozkaz powtórzył.
VIII 460 Jutro jadę, zrobiłem już postanowienie,
VIII 461 I dalbóg, Telimeno, już go nie odmienię".
VIII 462 "Ja — rzekła Telimena — nie chcę ci zagradzać
VIII 463 Drogi do sławy, szczęściu twojemu przeszkadzać!
VIII 464 Jesteś mężczyzną, znajdziesz kochankę godniejszą
VIII 465 Serca twojego, znajdziesz bogatszą, piękniejszą!
VIII 466 Tylko dla mej pociechy niech wiem przed rozstaniem,
VIII 467 Że twoja skłonność była prawdziwem kochaniem,
VIII 468 Że to nie był żart tylko, nie rozpusta płocha,
VIII 469 Lecz miłość; niech wiem, że mnie mój Tadeusz kocha!
VIII 470 Niech słowo «kocham» jeszcze raz z ust twych usłyszę,
VIII 471 Niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę;
VIII 472 Przebaczę łacniej, chociaż przestaniesz mnie kochać,
VIII 473 Pomnąc, jakeś mnie kochał..." — I zaczęła szlochać.
VIII 474 Tadeusz, widząc, że tak płacze i tak błaga
VIII 475 Czule, i tylko takiej drobnostki wymaga,
VIII 476 Wzruszył się, przejęły go szczery żal i litość,
VIII 477 I jeżeliby badał serca swego skrytość,
VIII 478 Może by się w tej chwili i sam nie dowiedział,
VIII 479 Czyli ją kochał, czy nie. — Więc żywo powiedział:
VIII 480 "Telimeno, bogdaj mnie jasny piorun ubił,
VIII 481 Jeśli nieprawda, żem cię, dalbóg, bardzo lubił
VIII 482 Czy kochał; krótkie z sobą spędziliśmy chwile,
VIII 483 Ale one mnie przeszły tak słodko, tak mile,
VIII 484 Że będą długo, zawsze myśli mej przytomne,
VIII 485 I dalibógże, nigdy ciebie nie zapomnę".
VIII 486 Telimena skoczywszy padła mu na szyję:
VIII 487 "Tegom się spodziewała, kochasz mnie, więc żyję!
VIII 488 Bo dzisiaj miałam dni me własną ręką skrócić!
VIII 489 Gdy mnie kochasz, mój drogi, czyż możesz mnie rzucić?
VIII 490 Tobie oddałam serce, oddam ci majątek,
VIII 491 Pójdę za tobą wszędzie; każdy świata kątek
VIII 492 Będzie mnie z tobą miły! Z najdzikszej pustyni
VIII 493 Miłość, wierzaj mi, ogród rozkoszy uczyni".
VIII 494 Tadeusz, wydarłszy się z objęcia przemocą:
VIII 495 "Jak to? — rzekł — czyś z rozumu obrana? gdzie? po co?
VIII 496 Jechać ze mną? Ja, będąc sam prostym żołnierzem, #w wydaniu krytycznym i w pierwodruku "jechać za mną?"
VIII 497 Włóczyć, czy markietankę?" "To my się pobierzem" —
VIII 498 Rzekła mu Telimena. "Nie, nigdy! — zawoła
VIII 499 Tadeusz. — Ja żenić się nie mam teraz zgoła
VIII 500 Zamiaru ni kochać się — fraszki! dajmy pokój!
VIII 501 Proszę cię, moja droga, rozmyśl się! uspokój!
VIII 502 Ja jestem tobie wdzięczen, ale niepodobna
VIII 503 Żenić się, kochajmy się, ale tak — z osobna.
VIII 504 Zostać dłużej nie mogę; nie, nie, jechać muszę,
VIII 505 Bądź zdrowa, Telimeno moja, jutro ruszę".
VIII 506 Rzekł, nasuwał kapelusz, odwracał się bokiem,
VIII 507 Chcąc iść; lecz go wstrzymała Telimena okiem
VIII 508 I twarzą, jak Meduzy głową; musiał zostać
VIII 509 Mimowolnie; poglądał z trwogą na jej postać,
VIII 510 Stała blada, bez ruchu, bez tchu i bez życia!
VIII 511 Aż wyciągając rękę jak miecz do przebicia,
VIII 512 Z palcem zmierzonym prosto w Tadeusza oczy:
VIII 513 "Tego chciałam — krzyknęła — ha, języku smoczy!
VIII 514 Serce jaszczurcze! To nic, żem tobą zajęta
VIII 515 Wzgardziła Asesora, Hrabię i Rejenta,
VIII 516 Żeś mnie uwiódł i teraz porzucił sierotę,
VIII 517 To nic! Jesteś mężczyzną, znam waszą niecnotę,
VIII 518 Wiem, że jak inni, tak ty mógłbyś wiarę złamać,
VIII 519 Lecz nie wiedziałam, że tak podle umiesz kłamać!
VIII 520 Słuchałam pode drzwiami stryja! więc to dziecko?
VIII 521 Zosia? wpadła ci w oko? i na nią zdradziecko
VIII 522 Dybiesz! Zaledwieś jedną nieszczęsną oszukał,
VIII 523 A jużeś pod jej bokiem nowych ofiar szukał!
VIII 524 Uciekaj, lecz cię moje dościgną przeklęctwa —
VIII 525 Lub zostań, wydam światu twoje bezeceństwa;
VIII 526 Twe sztuki już nie zwiodą innych, jak mnie zwiodły!
VIII 527 Precz! gardzę tobą! jesteś kłamca, człowiek podły!"
VIII 528 Na obelgę śmiertelną dla uszu szlachcica,
VIII 529 I której żaden nigdy nie słyszał Soplica,
VIII 530 Zadrżał Tadeusz, twarz mu pobladła jak trupia,
VIII 531 Tupnąwszy nogą, usta przyciąwszy, rzekł: "Głupia!"
VIII 532 Odszedł; lecz wyraz "podłość" echem się powtórzył
VIII 533 W sercu, wzdrygnął się młodzian, czuł, że nań zasłużył;
VIII 534 Czuł, że wyrządził wielką krzywdę Telimenie,
VIII 535 Że go słusznie skarżyła, mówiło sumnienie;
VIII 536 Lecz czuł, że po tych skargach tem mocniej ją zbrzydził;
VIII 537 O Zosi, ach! pomyślić nie ważył się, wstydził.
VIII 538 Przecież ta Zosia, taka piękna, taka miła!
VIII 539 Stryj swatał ją! może by jego żoną była,
VIII 540 Gdyby nie szatan, co go plącząc w grzech za grzechem,
VIII 541 W kłamstwo za kłamstwem, wreszcie odstąpił z uśmiechem.
VIII 542 Złajany, pogardzony od wszystkich! w dni parę
VIII 543 Zmarnował przyszłość! Uczuł słuszną zbrodni karę.
VIII 544 W tej burzy uczuć, jakby kotwica spoczynku,
VIII 545 Zabłysnęła mu nagle myśl o pojedynku:
VIII 546 "Zamordować Hrabiego! łotra! — krzyknął w gniewie. —
VIII 547 Zginąć albo zemścić się!" A za co? Sam nie wie!
VIII 548 I ten gniew wielki, jak się zajął w mgnieniu oka,
VIII 549 Tak wywietrzał; znów zdjęła go żałość głęboka.
VIII 550 Myślił: "Jeśli prawdziwe było postrzeżenie,
VIII 551 Że Hrabia z Zosią jakieś miał porozumienie,
VIII 552 I cóż stąd? Może Hrabia kocha Zosię szczerze,
VIII 553 Może go ona kocha? za męża wybierze!
VIII 554 Jakimże prawem chciałbym zerwać to zamęście
VIII 555 I, sam nieszczęśnik, wszystkich mam zaburzać szczęście?"
VIII 556 Wpadł w rozpacz i nie widział innego sposobu,
VIII 557 Chyba ucieczkę prędką; gdzie? chyba do grobu!
VIII 558 Więc kułak przycisnąwszy na schylonem czole,
VIII 559 Biegł ku łąkom, gdzie stawy błyszczały się w dole,
VIII 560 I stanął nad błotnistym; w zielonawe tonie
VIII 561 Łakomy wzrok utopił i błotniste wonie
VIII 562 Z rozkoszą ciągnął piersią, i otworzył usta
VIII 563 Ku nim: bo samobójstwo jak każda rozpusta
VIII 564 Jest wymyślną; on w głowy szalonym zawrocie
VIII 565 Czuł niewymowny pociąg utopić się w błocie.
VIII 566 Lecz Telimena, z dzikiej młodzieńca postawy
VIII 567 Zgadując rozpacz, widząc, że pobiegł nad stawy,
VIII 568 Chociaż ku niemu takim słusznym gniewem pała,
VIII 569 Przelękła się; w istocie dobre serce miała.
VIII 570 Żal jej było, że inną śmiał Tadeusz lubić,
VIII 571 Chciała go skarać, ale nie myśliła zgubić;
VIII 572 Więc puściła się za nim, wznosząc ręce obie,
VIII 573 Krzycząc: "Stój! głupstwo! kochaj czy nie! żeń się sobie
VIII 574 Czy jedź! tylko stój!" — Ale on już szybkim biegiem
VIII 575 Wyprzedził ją daleko; już — stanął nad brzegiem.
VIII 576 Dziwnym zrządzeniem losów, po tym samym brzegu
VIII 577 Jechał Hrabia na czele dżokejów szeregu,
VIII 578 A zachwycony wdziękiem nocy tak pogodnej
VIII 579 I harmoniją cudną orkiestry podwodnej,
VIII 580 Owych chorów, co brzmiały jak arfy eolskie
VIII 581 (Żadne żaby nie grają tak pięknie jak polskie),
VIII 582 Wstrzymał konia i o swej zapomniał wyprawie,
VIII 583 Zwrócił ucho do stawu i słuchał ciekawie.
VIII 584 Oczy wodził po polach, po niebios obszarze:
VIII 585 Pewnie układał w myśli nocne peizaże.
VIII 586 Zaiste, okolica była malownicza!
VIII 587 Dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza
VIII 588 Jako para kochanków: prawy staw miał wody
VIII 589 Gładkie i czyste jako dziewicze jagody;
VIII 590 Lewy, ciemniejszy nieco, jako twarz młodziana
VIII 591 Smagława i już męskim puchem osypana.
VIII 592 Prawy złocistym piaskiem połyskał się wkoło
VIII 593 Jak gdyby włosem jasnym; a lewego czoło
VIII 594 Najeżone łozami, wierzbami czubate;
VIII 595 Oba stawy ubrane w zieloności szatę.
VIII 596 Z nich dwa strugi, jak ręce związane pospołu,
VIII 597 Ściskają się; strug dalej upada do dołu;
VIII 598 Upada, lecz nie ginie, bo w rowu ciemnotę
VIII 599 Unosi na swych falach księżyca pozłotę;
VIII 600 Woda warstami spada, a na każdej warście
VIII 601 Połyskają się blasku miesięcznego garście,
VIII 602 Światło w rowie na drobne drzazgi się roztrąca,
VIII 603 Chwyta je i w głąb niesie toń uciekająca,
VIII 604 A z góry znów garściami spada blask miesiąca.
VIII 605 Myślałbyś, że u stawu siedzi Świtezianka,
VIII 606 Jedną ręką zdrój leje z bezdennego dzbanka,
VIII 607 A drugą ręką w wodę dla zabawki miota
VIII 608 Brane z fartuszka garście zaklętego złota.
VIII 609 Dalej, z rowu wybiegłszy, strumień na równinie
VIII 610 Rozkręca się, ucisza, lecz widać, że płynie,
VIII 611 Bo na jego ruchomej, drgającej powłoce
VIII 612 Wzdłuż miesięczne światełko drgające migoce.
VIII 613 Jako piękny wąż żmudzki, zwany giwojtosem,
VIII 614 Chociaż zdaje się drzemać, leżąc między wrzosem,
VIII 615 Pełźnie, bo na przemiany srebrzy się i złoci,
VIII 616 Aż nagle zniknie z oczu we mchu lub paproci:
VIII 617 Tak strumień kręcący się chował się w olszynach,
VIII 618 Które na widnokręgu czerniały kończynach,
VIII 619 Wznosząc swe kształty lekkie, niewyraźne oku,
VIII 620 Jak duchy na wpół widne, na poły w obłoku.
VIII 621 Między stawami w rowie młyn ukryty siedzi;
VIII 622 Jako stary opiekun, co kochanków śledzi,
VIII 623 Podsłuchał ich rozmowę, gniewa się, szamoce,
VIII 624 Trzęsie głową, rękami, i groźby bełkoce:
VIII 625 Tak ów młyn nagle zatrząsł mchem obrosłe czoło
VIII 626 I palczastą swą pięścią wykręcając wkoło,
VIII 627 Ledwo kleknął i szczęki zębowate ruszył,
VIII 628 Zaraz miłośną stawów rozmowę zagłuszył
VIII 629 I zbudził Hrabię.
VIII 629 Hrabia, widząc, że tak blisko
VIII 630 Tadeusz naszedł jego zbrojne stanowisko,
VIII 631 Krzyczy: "Do broni! łapaj!" Skoczyli dżokeje;
VIII 632 Nim Tadeusz rozeznać mógł, co się z nim dzieje,
VIII 633 Już go chwycili; biegą do dworu, w podwórze
VIII 634 Wpadają; dwór budzi się, psy w hałas, w krzyk stróże.
VIII 635 Wyskoczył wpół ubrany Sędzia; widzi zgraję
VIII 636 Zbrojną, myśli, że zbójcy, aż Hrabię poznaje.
VIII 637 "Co to jest?" — pyta. Hrabia szpadą nad nim mignął,
VIII 638 Lecz widząc bezbronnego w zapale ostygnął.
VIII 639 "Soplico! — rzekł — odwieczny wrogu mej rodziny.
VIII 640 Dziś skarzę cię za dawne i za świeże winy,
VIII 641 Dziś zdasz mi sprawę z mojej fortuny zaboru,
VIII 642 Nim pomszczę się obelgi mojego honoru!"
VIII 643 Lecz Sędzia żegnając się krzyknął: "W Imię Ojca
VIII 644 I Syna! tfu! Mospanie Hrabia, czy waść zbojca?
VIII 645 Przebóg! czy to się zgadza z Pana urodzeniem,
VIII 646 Wychowaniem i z Pana na świecie znaczeniem?
VIII 647 Nie pozwolę skrzywdzić się!" — Wtem Sędziego słudzy
VIII 648 Biegli, jedni z kijami, ze strzelbami drudzy;
VIII 649 Wojski, stojąc z daleka, poglądał ciekawie
VIII 650 W oczy panu Hrabiemu, a nóż miał w rękawie.
VIII 651 Już mieli zacząć bitwę, lecz Sędzia przeszkodził;
VIII 652 Próżno było bronić się, nowy wróg nadchodził:
VIII 653 Postrzeżono w olszynie blask, wystrzał rusznicy!
VIII 654 Most na rzece zahuczał tętentem konnicy
VIII 655 I "Hajże na Soplicę!" tysiąc głosów wrzasło.
VIII 656 Wzdrygnął się Sędzia, poznał Gerwazego hasło.
VIII 657 "Nic to — zawołał Hrabia — będzie tu nas więcéj,
VIII 658 Poddaj się, Sędzio, to są moi sprzymierzeńcy".
VIII 659 Wtem Asesor nadbiegał krzycząc: "Areszt kładę
VIII 660 W imię Imperatorskiej Mości; oddaj szpadę,
VIII 661 Panie Hrabio, bo wezwę wojskowej pomocy!
VIII 662 A wiesz Pan, że kto zbrojnie śmie napadać w nocy,
VIII 663 Zastrzeżono tysiącznym dwóchsetnym ukazem,
VIII 664 Że jak zło..." Wtem go Hrabia w twarz uderzył płazem.
VIII 665 Padł zgłuszony Asesor i skrył się w pokrzywy;
VIII 666 Wszyscy myśleli, że był ranny lub nieżywy.
VIII 667 "Widzę — rzekł Sędzia — że się na rozbój zanosi".
VIII 668 Jęknęli wszyscy; wszystkich zagłuszył wrzask Zosi,
VIII 669 Która krzyczała, Sędzię objąwszy rękami,
VIII 670 Jako dziecko od Żydów kłute igiełkami.
VIII 671 Tymczasem Telimena wpadła między konie,
VIII 672 Wyciągnęła ku Hrabi załamane dłonie:
VIII 673 "Na twój honor! — krzyknęła przeraźliwym głosem,
VIII 674 Z głową w tył wychyloną, z rozpuszczonym włosem —
VIII 675 Przez wszystko, co jest świętem, na klęczkach błagamy!
VIII 676 Hrabio, śmieszże odmówić? proszą ciebie damy;
VIII 677 Okrutniku, nas pierwej musisz zamordować!"
VIII 678 Padła zemdlona — Hrabia skoczył ją ratować,
VIII 679 Zadziwiony i nieco zmieszany tą sceną.
VIII 680 "Panno Zofijo — rzecze — Pani Telimeno!
VIII 681 Nigdy się krwią bezbronnych ta szpada nie splami;
VIII 682 Soplicowie, jesteście mojemi więźniami.
VIII 683 Tak zrobiłem we Włoszech, kiedy pod opoką,
VIII 684 Którą Sycylijanie zwą Birbante-rokką,
VIII 685 Zdobyłem tabor zbójców; zbrojnych mordowałem,
VIII 686 Rozbrojonych zabrałem i związać kazałem:
VIII 687 Szli za końmi i tryumf mój zdobili świetny,
VIII 688 Potem ich powieszono u podnoża Etny".
VIII 689 Było to osobliwsze szczęście dla Sopliców,
VIII 690 Że Hrabia, mając lepsze konie od szlachciców
VIII 691 I chcąc spotkać się pierwszy, zostawił ich w tyle
VIII 692 I biegł przed resztą jazdy, przynajmniej o milę
VIII 693 Ze swym dżokejstwem, które, posłuszne i karne,
VIII 694 Stanowiło niejako wojsko regularne,
VIII 695 Gdy inna szlachta była, zwyczajem powstania,
VIII 696 Burzliwa i nieźmiernie skora do wieszania.
VIII 697 Hrabia miał czas ostygnąć z zapału i gniewu,
VIII 698 Przemyślał, jak by skończyć bój bez krwi rozlewu;
VIII 699 Więc rodzinę Sopliców w domu zamknąć każe
VIII 700 Jako więźniów wojennych; u drzwi stawi straże.
VIII 701 Wtem "Hajże na Sopliców!" wpada szlachta hurmem,
VIII 702 Obstępuje dwór wkoło i bierze go szturmem,
VIII 703 Tym łacniej, że wódz wzięty i pierzchła załoga;
VIII 704 Lecz zdobywcy chcą bić się, wyszukują wroga.
VIII 705 Do domu nie wpuszczeni, biegą do folwarku,
VIII 706 Do kuchni.
VIII 706 Gdy do kuchni weszli, widok garków,
VIII 707 Ogień ledwie zagasły, potraw zapach świeży,
VIII 708 Chrupanie psów, gryzących ostatki wieczerzy,
VIII 709 Chwyta wszystkich za serca, myśl wszystkich odmienia,
VIII 710 Studzi gniewy, zapala potrzebę jedzenia.
VIII 711 Marszem i całodziennym znużeni sejmikiem,
VIII 712 "Jeść! jeść!" — po trzykroć zgodnym wezwali okrzykiem,
VIII 713 Odpowiedziano: "Pić! pić!" Między szlachty zgrają
VIII 714 Stają dwa chory: ci pić, a ci jeść wołają;
VIII 715 Odgłos leci echami; gdzie tylko dochodzi,
VIII 716 Wzbudza oskomę w ustach, głód w żołądkach rodzi.
VIII 717 I tak na dane z kuchni hasło, niespodzianie
VIII 718 Rozeszła się armija na furażowanie.
VIII 719 Gerwazy, od pokojów Sędziego odparty,
VIII 720 Ustąpić musiał przez wzgląd dla hrabiowskiej warty.
VIII 721 Więc nie mogąc zemścić się na nieprzyjacielu,
VIII 722 Myślił o drugim wielkim tej wyprawy celu.
VIII 723 Jako człek doświadczony i biegły w prawnictwie,
VIII 724 Chce Hrabiego osadzić na nowym dziedzictwie
VIII 725 Legalnie i formalnie; więc za Woźnym biega,
VIII 726 Aż go po długich śledztwach za piecem dostrzega.
VIII 727 Wnet porywa za kołnierz, na dziedziniec wlecze
VIII 728 I zmierzywszy mu w piersi Scyzoryk, tak rzecze:
VIII 729 "Panie Woźny, pan Hrabia śmie Waćpana prosić,
VIII 730 Abyś raczył przed szlachtą bracią wnet ogłosić
VIII 731 Intromisyją Hrabi do zamku, do dworu
VIII 732 Sopliców, do wsi, gruntów zasianych, ugoru,
VIII 733 Słowem, cum gais, boris et graniciebus,
VIII 734 Kmetonibus, scultetis et omnibus rebus
VIII 735 Et quibusdam alijis. Jak tam wiesz, tak szczekaj,
VIII 736 Nic nie opuszczaj!"
VIII 736 "Panie Kluczniku, zaczekaj! —
VIII 737 Rzekł śmiało, ręce za pas włożywszy Protazy —
VIII 738 Gotów jestem wypełniać wszelkie stron rozkazy,
VIII 739 Ale ostrzegam, że akt nie będzie miał mocy,
VIII 740 Wymuszony przez gwałty, ogłoszony w nocy".
VIII 741 "Co za gwałty? — rzekł Klucznik — tu nie ma napaści,
VIII 742 Wszak proszę Pana grzecznie; jeśli ciemno Waści,
VIII 743 To Scyzorykiem skrzesam ognia, że Waszeci
VIII 744 Zaraz w ślepiach jak w siedmiu kościołach zaświeci".
VIII 745 "Gerwazeńku — rzekł Woźny — po co się tak dąsać?
VIII 746 Jestem woźny, nie moja rzecz sprawę roztrząsać;
VIII 747 Wszak wiadomo, że strona woźnego zaprasza
VIII 748 I dyktuje mu, co chce, a woźny ogłasza.
VIII 749 Woźny jest posłem prawa, a posłów nie karzą,
VIII 750 Nie wiem tedy, za co mnie trzymacie pod strażą;
VIII 751 Wnet akt spiszę, niech mi kto latarkę przyniesie,
VIII 752 A tymczasem ogłaszam: Bracia, uciszcie się!"
VIII 753 I by donośniej mówić, wstąpił na stos wielki
VIII 754 Belek (pod płotem sadu suszyły się belki),
VIII 755 Wlazł na nie i zarazem, jakby go wiatr zdmuchnął,
VIII 756 Zniknął z oczu; słyszano, jak w kapustę buchnął;
VIII 757 Widziano, po konopiach ciemnych jego biała
VIII 758 Konfederatka niby gołąb przeleciała.
VIII 759 Konewka strzelił w czapkę, ale chybił celu;
VIII 760 Wtem zatrzeszczały tyki, już Protazy w chmielu —
VIII 761 "Protestuję!" — zawołał; pewny był ucieczki,
VIII 762 Bo za sobą miał łozę i bagniska rzeczki.
VIII 763 Po tej protestacyi, która się ozwała
VIII 764 Jak na zdobytych wałach ostatni strzał działa,
VIII 765 Ustał już wszelki opor w Soplicowskim dworze;
VIII 766 Szlachta głodna plądruje, zabiera, co może.
VIII 767 Kropiciel, stanowisko zająwszy w oborze,
VIII 768 Jednego wołu i dwa cielce w łby zakropił,
VIII 769 A Brzytewka im szablę w gardzielach utopił.
VIII 770 Szydełko równie czynnie używał swej szpadki,
VIII 771 Kabany i prosięta koląc pod łopatki.
VIII 772 Już rzeź zagraża ptastwu. Czujne gęsi stado,
VIII 773 Co niegdyś ocaliło Rzym przed Gallów zdradą,
VIII 774 Darmo gęga o pomoc; zamiast Manlijusza
VIII 775 Wpada w kotuch Konewka, jedne ptaki zdusza,
VIII 776 A drugie żywcem wiąże do pasa kontusza.
VIII 777 Próżno gęsi, szyjami wywijając, chrypią,
VIII 778 Próżno gęsiory sycząc napastnika szczypią.
VIII 779 On bieży; osypany iskrzącym się puchem,
VIII 780 Unoszony jak kółmi gęsich skrzydeł ruchem,
VIII 781 Zdaje się być chochlikiem, skrzydlatym złym duchem.
VIII 782 Ale rzeź najstraszniejsza, chociaż najmniej krzyku,
VIII 783 Między kurami. Młody Sak wpadł do kurniku
# pewni wydawcy (np. Górski) dodają tu dwa wiersze:
VIII 783a #I z długiego biczyska porobiwszy petle,
VIII 783b #Drzemiące ptastwo śledzi przy latarki świetle,
VIII 784 I z drabinek, stryczkami łowiąc, ciągnie z góry
VIII 785 Kogutki i szurpate i czubate kury;
VIII 786 Jedne po drugich dusi i składa do kupy,
VIII 787 Ptastwo piękne, karmione perłowemi krupy.
VIII 788 Niebaczny Saku, jakiż zapał cię unosi!
VIII 789 Nigdy już odtąd gniewnej nie przebłagasz Zosi.
VIII 790 Gerwazy przypomina starodawne czasy.
VIII 791 Każe sobie podawać od kontuszów pasy
VIII 792 I nimi z Soplicowskiej piwnicy dobywa
VIII 793 Beczki starej siwuchy, dębniaku i piwa.
VIII 794 Jedne wnet odgwożdżono, a drugie ochoczo
VIII 795 Szlachta, gęsta jak mrówie, porywają, toczą
VIII 796 Do zamku; tam na nocleg cały tłum się zbiera,
VIII 797 Tam założona główna Hrabiego kwatera.
VIII 798 Nakładają sto ognisk, warzą, skwarzą, pieką,
VIII 799 Gną się stoły pod mięsem, trunek płynie rzeką;
VIII 800 Chce szlachta noc tę przepić, przejeść i prześpiewać.
VIII 801 Lecz powoli zaczęli drzemać i poziewać;
VIII 802 Oko gaśnie za okiem, i cała gromada
VIII 803 Kiwa głowami, każdy, gdzie siedział, tam pada:
VIII 804 Ten z misą, ten nad kuflem, ten przy wołu ćwierci.
VIII 805 Tak zwyciężców zwyciężył w końcu sen, brat śmierci.
IX KSIĘGA DZIEWIĄTA
IX BITWA
IX TREŚĆ:
IX O niebezpieczeństwach wynikających z nieporządnego obozowania — Odsiecz niespodziana — Smutne położenie szlachty — Odwiedziny kwestarskie są wróżbą ratunku — Major Płut zbytnią zalotnością ściąga na siebie burzę — Wystrzał z krócicy, hasło boju — Czyny Kropiciela, czyny i niebezpieczeństwa Maćka — Konewka zasadzką ocala Soplicowo — Posiłki jezdne, atak na piechotę — Czyny Tadeusza — Pojedynek dowódców przerwany zdradą — Wojski stanowczym manewrem przechyla szale boju — Czyny krwawe Gerwazego — Podkomorzy zwyciężca wspaniałomyślny.
IX 1 A chrapali tak twardym snem, że ich nie budzi
IX 2 Blask latarek i wniście kilkudziesiąt ludzi,
IX 3 Którzy wpadli na szlachtę, jak pająki ścienne
IX 4 Nazwane kosarzami na muchy wpółsenne:
IX 5 Zaledwie która bzyknie, już długimi nogi
IX 6 Obejmuje ją wkoło i dusi mistrz srogi.
IX 7 Sen szlachecki był jeszcze twardszy niż sen muszy:
IX 8 Żaden nie bzyka, leżą wszyscy jak bez duszy,
IX 9 Chociaż byli chwytani silnymi rękoma
IX 10 I przewracani jako na przewiąsłach słoma.
IX 11 Tylko jeden Konewka, któremu w powiecie
IX 12 Nie znajdziesz równie mocnej głowy przy bankiecie,
IX 13 Konewka, co mógł wypić lipcu dwa antały,
IX 14 Nim mu splątał się język i nogi zachwiały,
IX 15 Ten, choć długo ucztował i usnął głęboko,
IX 16 Dawał przecie znak życia; przemknął jedno oko
IX 17 I widzi! istne zmory! dwie okropne twarze
IX 18 Tuż nad sobą, a każda ma wąsów po parze;
IX 19 Dyszą nad nim, ust jego tykają wąsami
IX 20 I czworgiem rąk wokoło wiją jak skrzydłami;
IX 21 Zląkł się, chciał przeżegnać się: darmo rękę chwyta,
IX 22 Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;
IX 23 Ruszył lewą, niestety! czuje, że go duchy
IX 24 Spowiły ciasno, jako niemowlę w pieluchy;
IX 25 Zląkł się jeszcze okropniej, wnet oko zawiera,
IX 26 Leży nie dysząc, stygnie, ledwie nie umiera!
IX 27 Lecz Kropiciel zerwał się bronić się — po czasie!
IX 28 Bo już był skrępowany we swym własnym pasie;
IX 29 Przecież zwinął się i tak sprężyście podskoczył,
IX 30 Że padł na piersi sennych, po głowach się toczył,
IX 31 Miotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca.
IX 32 A ryczał jako niedźwiedź, bo miał silne płuca.
IX 33 Ryczał: "Zdrada!" Wnet cała zbudzona gromada
IX 34 Chorem odpowiedziała: "Zdrada! gwałtu! zdrada!"
IX 35 Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali,
IX 36 Kędy Hrabia, Gerwazy i dżokeje spali;
IX 37 Przebudza się Gerwazy, darmo się wydziera,
IX 38 Związany w kij do swego własnego rapiera;
IX 39 Patrzy, widzi przy oknie ludzi uzbrojonych,
IX 40 W czarnych, krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych;
IX 41 Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę
IX 42 I ostrzem jej kierował swych drabów gromadę,
IX 43 Szepcąc: "Wiąż! wiąż!"
IX 43 Dokoła leżą jak barany
IX 44 Dżokeje w pętach, Hrabia siedzi nie związany,
IX 45 Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołemi bagnety
IX 46 Stoją drabi. — Poznał ich Gerwazy, niestety!
IX 47 Moskale!!!
IX 47 Nieraz Klucznik był w podobnych trwogach,
IX 48 Nieraz miewał powrozy na ręku i nogach,
IX 49 A przecież się uwalniał; wiedział o sposobie
IX 50 Rwania więzów, był silny bardzo, ufał sobie.
IX 51 Przemyślał ratować się milczkiem; oczy zmrużył,
IX 52 Niby śpi, z wolna ręce i nogi przedłużył,
IX 53 Dech wciągnął, brzuch i piersi ścisnął co najwężej;
IX 54 Aż jednym razem kurczy, wydyma się, pręży,
IX 55 Jak wąż, głowę i ogon gdy chowa w przeguby,
IX 56 Tak Gerwazy z długiego stał się krótki, gruby;
IX 57 Rozciągnęły się, nawet skrzypnęły powrozy,
IX 58 Ale nie pękły! Klucznik ze wstydu i zgrozy
IX 59 Przewrócił się i w ziemię schowawszy twarz gniewną,
IX 60 Zamknąwszy oczy, leżał nieczuły jak drewno.
IX 61 Wtem ozwały się bębny, naprzód z rzadka, potem
IX 62 Coraz gęstszym i coraz głośniejszym łoskotem;
IX 63 Na ten apel rozkazał oficer Moskali
IX 64 Dżokejów z Hrabią zamknąć pod strażą na sali,
IX 65 Szlachtę wieść na dwór, kędy stała druga rota.
IX 66 Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
IX 67 Sztab stał we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele:
IX 68 Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele,
IX 69 Wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele.
IX 70 Na odsiecz mu przybiegli słysząc o napadzie,
IX 71 Zwłaszcza że z Dobrzyńskimi byli z dawna w zwadzie.
IX 72 Kto z wiosek batalijon Moskalów sprowadził?
IX 73 Kto tak prędko sąsiedztwo z zaścianków zgromadził?
IX 74 Asesor-li, czy Jankiel? Różnie słychać o tem,
IX 75 Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
IX 76 Już też i słońce wschodzi, krwawo się czerwieni,
IX 77 Brzegiem tępym, jak gdyby odartym z promieni,
IX 78 Na wpół widne, na poły w czerni chmur się chowa
IX 79 Jak rozżarzona w węglach kowalskich podkowa.
IX 80 Wiatr wzmagał się i pędził obłoki ze wschodu,
IX 81 Gęste i poszarpane jako bryły lodu;
IX 82 Każdy obłok w przelocie deszczem zimnym prószy,
IX 83 Z tyłu za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy,
IX 84 Za wiatrem znowu obłok nadbiega wilgotny:
IX 85 I tak dzień na przemiany był chłodny i słotny.
IX 86 Tymczasem Major belki schnące pode dworem
IX 87 Każe wlec, w każdej belce wysiekać toporem
IX 88 Półokrągłe otwory, w te otwory wtyka
IX 89 Nogi więźniów i drugą belką je zamyka.
IX 90 Oba drewna goździami przebite po rogach
IX 91 Ścisnęły się, jako psie paszczęki, na nogach.
IX 92 Zaś powrozami mocniej sznurowano ręce
IX 93 Na plecach szlachty; Major, ku większej ich męce,
IX 94 Kazał pierwej pozdzierać z głów konfederatki,
IX 95 Z pleców płaszcze, kontusze, nawet taratatki,
IX 96 Nawet żupany. I tak szlachta, skuta w kłodzie,
IX 97 Siedziała rzędem, dzwoniąc zębami na chłodzie
IX 98 I na deszczu, bo coraz wzmagała się słota,
IX 99 Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
IX 100 Darmo Sędzia za szlachtą instancyję wnosi
IX 101 I Telimena łączy prośby do łez Zosi,
IX 102 Ażeby miano większy wzgląd na niewolników.
IX 103 Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Ryków,
IX 104 Moskal, lecz dobry człowiek, dał się udobruchać,
IX 105 Cóż, kiedy sam majora Płuta musiał słuchać!
IX 106 Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz,
IX 107 Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz,
IX 108 Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje
IX 109 Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje.
IX 110 Płut stał z fajką przed frontem, w boki się podpierał
IX 111 I gdy mu kłaniano się, nos w górę zadzierał,
IX 112 A za odpowiedź, na znak gniewnego humoru,
IX 113 Wypuścił z ust kłąb dymu i poszedł do dworu.
IX 114 A tymczasem Rykowa Sędzia ułagadza
IX 115 I Asesora także na bok odprowadza;
IX 116 Przemyślają, jak by rzecz zakończyć bez sądu,
IX 117 A co jeszcze ważniejsza, bez mieszań się rządu.
IX 118 Więc do majora Płuta rzekł kapitan Ryków:
IX 119 "Panie Major! co nam z tych wszystkich niewolników?
IX 120 Oddamy pod sąd? będzie szlachcie wielka bieda,
IX 121 A Panu Majorowi nikt za to nic nie da.
IX 122 Wiesz co, Major? ot, lepiej tę sprawę zagodzić,
IX 123 Pan Sędzia Majorowi musi trud nagrodzić,
IX 124 My powiemy, że my tu przyszli dla wizyty,
IX 125 A tak i kozy całe, i wilk będzie syty.
IX 126 Przysłowie ruskie: Wszystko można, lecz ostrożnie:
IX 127 I to przysłowie: Sobie piecz na carskim rożnie;
IX 128 I to przysłowie: Lepsza zgoda od niezgody;
IX 129 Zaplątaj dobrze węzeł, końce wsadź do wody.
IX 130 Raportu nie podamy, tak się nikt nie dowie.
IX 131 Bóg dał ręce, żeby brać, to ruskie przysłowie".
IX 132 Słysząc to Major wstaje i od gniewu parska:
IX 133 "Czy ty oszalał, Ryków? to służba cesarska,
IX 134 A służba nie jest drużba, stary, głupi Ryków!
IX 135 Czy ty oszalał? ja mam puszczać buntowników!
IX 136 W takim wojennym czasie! Ha, pany Polaki,
IX 137 Ja was nauczę buntu! Ha, szlachta łajdaki,
IX 138 Dobrzyńscy, oj, ja znam was! Niech łajdaki mokną!
IX 139 (I zaśmiał się na całe gardło, patrząc w okno).
IX 140 Wszakże ten sam Dobrzyński, co siedzi w surducie —
IX 141 Hej, zdjąć mu surdut! — w roku przeszłym na reducie
IX 142 Zaczął ze mną tę kłótnię. Kto zaczął? on, nie ja.
IX 143 On, gdy tańczyłem, krzyknął: «Precz, za drzwi złodzieja»
IX 144 Że wtenczas za pułkowej okradzenie kasy
IX 145 Byłem pod śledztwem, miałem wielkie ambarasy,
IX 146 A jemu co do tego? Ja tańczę mazura,
IX 147 On krzyczy z tyłu: «Złodziej!» — Szlachta za nim: «Ura!»
IX 148 Skrzywdzili mnie — a co? wpadł w me szpony szlachciura.
IX 149 Mówiłem: Ej, Dobrzyński! ej, przyjdzie do woza
IX 150 Koza — a co? Dobrzyński, widzisz! będzie łoza".
IX 151 Potem Sędziemu szepnął, schyliwszy się, w ucho:
IX 152 "Jeśli chcesz, Sędzio, żeby to uszło na sucho,
IX 153 Za każdą głowę tysiąc rubelków gotówką.
IX 154 Tysiąc rubelków, Sędzio, to ostatnie słówko".
IX 155 Sędzia chciał targować się, lecz Major nie słuchał,
IX 156 Znowu biegał po izbie, dymem gęsto buchał,
IX 157 Podobny do szmermelu albo do rakiety.
IX 158 Chodziły za nim prosząc i płacząc kobiety.
IX 159 "Majorze — mówił Sędzia — choć pozwiesz do prawa,
IX 160 Cóż wygrasz? Tu nie zaszła żadna bitwa krwawa,
IX 161 Nie było ran; że zjedli kury i półgąski,
IX 162 Za to wedle Statutu zapłacą nawiązki.
IX 163 Ja na pana Hrabiego nie zanoszę skargi,
IX 164 To tylko były zwykłe sąsiedzkie zatargi".
IX 165 "A czy Sędzia — rzekł Major — żółtą księgę czytał?" #w pierwodruku jest tu odstęp, brak zaś odstępu przed wierszem IX, 167.
IX 166 "Co to za żółta księga?" pan Sędzia zapytał.
IX 167 "Księga — rzekł Major — lepsza niż wasze statuty,
IX 168 A w niej pisze co słowo: stryczek, Sybir, knuty;
IX 169 Księga ustaw wojennych, teraz w Litwie całéj
IX 170 Ogłoszonych; już pod stół wasze trybunały.
IX 171 Podług ustaw wojennych za takową psotę
IX 172 Pójdziecie już to najmniej w sybirną robotę".
IX 173 "Apeluję — rzekł Sędzia — do gubernatora".
IX 174 "Apeluj — rzekł Płut — choćby do Imperatora.
IX 175 Wiesz, że gdy Imperator zatwierdza ukazy,
IX 176 Z łaski swej często karę powiększa dwa razy.
IX 177 Apelujcie, ja może wynajdę w potrzebie,
IX 178 Mospanie Sędzio, dobry kruczek i na ciebie.
IX 179 Wszak Jankiel, szpieg, którego już rząd dawno śledzi,
IX 180 Jest twoim domownikiem, w karczmie twojej siedzi.
IX 181 Mogę teraz was wszystkich wziąć w areszt od razu".
IX 182 "Mnie — rzekł Sędzia — brać w areszt? jak śmiesz bez rozkazu?"
IX 183 I przychodziło coraz do żywszego sporu,
IX 184 Gdy nowy gość zajechał na dziedziniec dworu.
IX 185 Wjazd tłumny, dziwny. Przodem, niby laufer, bieży
IX 186 Ogromny, czarny baran, a łeb mu się jeży
IX 187 Czterema rogami, z których dwa jako kabłąki
IX 188 Kręcą się koło uszu, ubrane we dzwonki,
IX 189 A dwa, od czoła na bok wysuwając końce,
IX 190 Wstrząsają kulki krągłe, mosiężne, brzęczące.
IX 191 Za baranem szły woły, trzoda owiec, kozy,
IX 192 Za bydłem cztery ciężko pakowane wozy.
IX 193 Wszyscy odgadli, że to wjazd księdza Kwestarza.
IX 194 Więc pan Sędzia, powinność znając gospodarza,
IX 195 Stał w progu witać gościa. Ksiądz na pierwszej bryce
IX 196 Jechał, kapturem na wpół zasłoniwszy lice,
IX 197 Ale go wnet poznano, bo gdy więźniów minął,
IX 198 Zwrócił się ku nim twarzą, palcem na znak skinął.
IX 199 I drugiej bryki furman równie był poznany:
IX 200 Stary Maciek Rózeczka, za chłopa przebrany;
IX 201 Szlachta zaczęła krzyczeć, skoro się pokazał,
IX 202 On rzekł: "Głupi!" — i ręką milczenie nakazał.
IX 203 Na trzecim wozie Prusak w kubraku wytartym,
IX 204 A pan Zan z Mickiewiczem jechali na czwartym.
IX 205 A tymczasem Podhajscy i Isajewicze,
IX 206 Birbasze, Wilbikowie, Biergele, Kotwicze,
IX 207 Widząc szlachtę Dobrzyńskich w tej ciężkiej niewoli,
IX 208 Zaczęli z dawnych gniewów ostygać powoli.
IX 209 Bo szlachta polska, chociaż niezmiernie kłotliwa
IX 210 I porywcza do bitew, przecież nie jest mściwa.
IX 211 Biegą więc do Macieja starego po radę.
IX 212 On koło wozów całą ustawia gromadę,
IX 213 Każe czekać.
IX 213 Bernardyn wstąpił do pokoju.
IX 214 Zaledwie go poznano, choć nie zmienił stroju,
IX 215 Tak przybrał inną postać. Zwyczajnie ponury,
IX 216 Zamyślony, a teraz głowę wzniósł do góry
IX 217 I z miną rozjaśnioną, jak kwestarz rubacha,
IX 218 Nim zaczął gadać, długo śmiał się:
IX 218 "Cha, cha, cha, cha,
IX 219 Kłaniam, kłaniam! cha, cha, cha, wyśmienicie, przednie!
IX 220 Panowie oficery, kto poluje we dnie,
IX 221 Wy w nocy! dobry połów, widziałem zwierzynę;
IX 222 Oj, skubać, skubać szlachtę, oj, drzeć z nich łupinę!
IX 223 Oj, weźcież ich na munsztuk, bo też szlachta bryka!
IX 224 Winszuję ci, Majorze, żeś złowił Hrabika!
IX 225 To tłuścioszek, to bogacz, panicz z antenatów,
IX 226 Nie wypuszczaj go z klatki bez trzystu dukatów;
IX 227 A jak weźmiesz, na klasztor daj jakie trzy grosze
IX 228 I dla mnie, bo ja zawżdy za twą duszę proszę.
IX 229 Jakem bernardyn, bardzo myślę o twej duszy!
IX 230 Śmierć i sztabsoficerów porywa za uszy!
IX 231 Dobrze napisał Baka, że śmierć dżga za katy
IX 232 W szkarłaty i po suknie nieraz dobrze stuknie,
IX 233 I po płótnie tak utnie, jak i po kapturze,
IX 234 I po fryzurze równie, jak i po mundurze.
IX 235 Śmierć matula, powiada Baka, jak cybula
IX 236 Łzy wyciska, gdy ściska, a równie przytula
IX 237 I dziecko, co się lula, i zucha, co hula!
IX 238 Ach! ach! Majorze, dzisiaj żyjem, jutro gnijem,
IX 239 To tylko nasze, co dziś zjemy i wypijem!
IX 240 Panie Sędzio, wszakże to czas podobno śniadać?
IX 241 Siadam za stół i proszę wszystkich ze mną siadać;
IX 242 Majorze, gdyby zrazów? Panie Poruczniku,
IX 243 Co myślisz? gdyby wazę dobrego ponczyku?"
IX 244 "To prawda, Ojcze — rzekli dwaj oficerowie —
IX 245 Czas by już zjeść i wypić Pana Sędzi zdrowie!"
IX 246 Zdziwili się domowi, patrząc na Robaka,
IX 247 Skąd mu się wzięła mina i wesołość taka.
IX 248 Sędzia wnet kucharzowi powtórzył rozkazy;
IX 249 Wniesiono wazę, cukier, butelki i zrazy.
IX 250 Płut i Ryków tak czynnie zaczęli się zwijać,
IX 251 Tak łakomie połykać i gęsto zapijać,
IX 252 Że w pół godziny zjedli dwadzieścia trzy zrazy
IX 253 I wychylili ponczu ogromne pół wazy.
IX 254 Więc Major syt i wesół w krześle się rozwalił,
IX 255 Dobył fajkę, biletem bankowym zapalił
IX 256 I otarłszy śniadanie z ust końcem serwety,
IX 257 Obrócił śmiejące się oczy na kobiety
IX 258 I rzekł: "Ja, piękne Panie, lubię was jak wety!
IX 259 Na me szlify majorskie, gdy człek zjadł śniadanie,
IX 260 Najlepszą jest po zrazach zakąską gadanie
IX 261 Z paniami tak pięknymi jak wy, piękne Panie!
IX 262 Wiecie co? grajmy w karty! w welba-cwelba? w wista?
IX 263 Albo pójdźmy mazurka? he! do diabłów trzysta!
IX 264 Wszak ja w jegierskim pułku pierwszy mazurzysta!"
IX 265 Zaczem ku damom bliżej chylił się wygięty
IX 266 I puszczał na przemiany dym i komplementy.
IX 267 "Tańczyć! — zawołał Robak — gdy wychylę flaszę,
IX 268 To i ja, choć ksiądz, habit czasami podkaszę
IX 269 I potańczę mazurka! Ale wiesz, Majorze,
IX 270 My tu pijem, a jegry tam zmarzną na dworze?
IX 271 Hulać, to hulać! Sędzio, daj beczkę siwuchy!
IX 272 Major pozwoli, niechaj piją jegry zuchy!"
IX 273 "Prosiłbym — rzecze Major — lecz w tem nie ma musu".
IX 274 "Daj, Sędzio — szepnął Robak — beczkę spirytusu".
IX 275 I tak, kiedy we dworze sztab wesoły łyka,
IX 276 Za domem zaczęła się w wojsku pijatyka.
IX 277 Rykow kapitan milczkiem kielichy wychylał,
IX 278 Lecz Major pił i razem damom się przymilał,
IX 279 A wzmagał się w nim coraz tańcowania zapał;
IX 280 Rzucił fajkę i rękę Telimeny złapał,
IX 281 Chciał tańczyć, lecz uciekła; więc podszedł do Zosi,
IX 282 Kłaniając się, słaniając, do mazurka prosi:
IX 283 "Hej! ty Ryków, przestańże tam trąbić na fajce,
IX 284 Precz fajka, wszak ty dobrze grasz na bałabajce;
IX 285 Widzisz no tam gitarę, pódź no, weź gitarę,
IX 286 I mazurka! ja, Major, idę w pierwszą parę".
IX 287 Kapitan wziął gitarę i strony przykręcał,
IX 288 Płut znowu Telimenę do tańca zachęcał.
IX 289 "Słowo majorskie, Panno, nie Rosyjaninem
IX 290 Jestem, jeżeli kłamię! chcę być sukinsynem,
IX 291 Jeżeli kłamię; spytaj, a oficerowie
IX 292 Wszyscy poświadczą, cała armija to powie,
IX 293 Że w tej drugiej armiji, w korpusie dziewiątym,
IX 294 W drugiej pieszej dywizji, w pułku pięćdziesiątym
IX 295 Jegierskim major Płut jest pierwszy mazurzysta.
IX 296 Pódźże, Panienko! nie bądź taka narowista!
IX 297 Bo ja po oficersku ukarzę Panienkę..."
IX 298 To mówiąc skoczył, chwycił Telimeny rękę
IX 299 I szerokim całusem w białe ramię klasnął,
IX 300 Gdy Tadeusz, przypadłszy z boku, w twarz mu trzasnął.
IX 301 I całus, i policzek ozwały się razem,
IX 302 Jeden za drugim, jako wyraz za wyrazem.
IX 303 Major osłupiał, oczy przetarł, z gniewu blady
IX 304 Zawołał: "Bunt! buntownik!" — i dobywszy szpady,
IX 305 Biegł przebić; wtem Ksiądz dostał z rękawa krócicę:
IX 306 "Pal, Tadeuszku! — krzyknął — pal jak w jasną świécę!"
IX 307 Tadeusz wnet pochwycił, wymierzył, wypalił,
IX 308 Chybił, ale Majora zgłuszył i osmalił.
IX 309 Porywa się z gitarą Ryków: "Bunt! bunt!" — woła,
IX 310 Wpada na Tadeusza; lecz Wojski zza stoła
IX 311 Machnął ręką na odlew; nóż w powietrzu świsnął
IX 312 Między głowy i pierwej uderzył, niż błysnął.
IX 313 Uderza w dno gitary, na wylot ją wierci,
IX 314 Schylił się na bok Ryków i tak uszedł śmierci.
IX 315 Lecz strwożył się; krzyknąwszy: "Jegry! bunt! Jej Bogu!"
IX 316 Dobył szpady, broniąc się zbliżał się do progu.
IX 317 Wtem z drugiej strony izby wpada szlachty wiele
IX 318 Przez okna, z rapierami, Rózeczka na czele.
IX 319 Płut w sieni, Ryków za nim, wołają żołnierzy,
IX 320 Już trzech najbliższych domu na pomoc im bieży;
IX 321 Już przeze drzwi włażą trzy błyszczące bagnety,
IX 322 A za nimi trzy czarne schylone kaszkiety.
IX 323 Maciek stał u drzwi z Rózgą wzniesioną do góry,
IX 324 Lgnąc do ściany, czatował jako kot na szczury,
IX 325 Aż ciął okropnie; może głowy by trzy zwalił,
IX 326 Lecz stary, czy nie dojrzał, czy zbyt się zapalił,
IX 327 Bo nim szyje wytknęli, rąbnął po kaszkietach,
IX 328 Zdarł je; Rózga spadając brzękła po bagnetach.
IX 329 Moskale cofają się, Maciek ich wygania
IX 330 Na dziedziniec.
IX 330 Tam jeszcze więcej zamieszania.
IX 331 Tam stronnicy Sopliców pracują w zawody
IX 332 Nad rozkuciem Dobrzyńskich, rozrywają kłody;
IX 333 Widząc to jegry za broń porywają, biegą;
IX 334 Szerżant, wpadłszy, bagnetem przebił Podhajskiego,
IX 335 Dwóch drugich szlachty zranił, do trzeciego strzela,
IX 336 Uciekają; było to przy kłodzie Chrzciciela.
IX 337 Ten już miał ręce wolne, gotowe ku walce:
IX 338 Wstał, podniósł dłoń i zwinął w kłąbek długie palce,
IX 339 I z góry tak uderzył w grzbiet Rosyjanina,
IX 340 Że twarz jego i skroń wbił w zamek karabina.
IX 341 Trzasł zamek, lecz zalany krwią proch już nie spalił;
IX 342 Szerżant u nóg Chrzciciela na swą broń się zwalił.
IX 343 Chrzciciel schyla się, chwyta karabin za rurę
IX 344 I wijąc jak kropidłem, podnosi go w górę,
IX 345 Robi młynka, dwóch zaraz szeregowych zwala
IX 346 Po ramionach i w głowę ugadza kaprala;
IX 347 Reszta zlękła od kłody cofa się z przestrachem:
IX 348 Tak Kropiciel ruchomym nakrył szlachtę dachem.
IX 349 Zaczem rozbito kłodę, rozcięto powrozy,
IX 350 Szlachta już wolna wpada na kwestarskie wozy,
IX 351 Z nich dobywa rapiery, pałasze, tasaki,
IX 352 Kosy, strzelby; Konewka znalazł dwa szturmaki
IX 353 I worek kul; wsypał je do swego szturmaka,
IX 354 Drugi, równie nabiwszy, ustąpił dla Saka.
IX 355 Jegrów więcej przybywa, mięszają się, tłuką;
IX 356 Szlachta w zgiełku nie może ciąć krzyżową sztuką,
IX 357 Jegry nie mogą strzelać, już walczą wręcz, z bliska —
IX 358 Już stal, ząb za ząb o stal porwawszy się, pryska,
IX 359 Bagnet o szablę, kosa o gifes się łamie,
IX 360 Pięść spotyka się z pięścią i z ramieniem ramię.
IX 361 Lecz Ryków z częścią jegrów pobiegł, gdzie stodoła
IX 362 Tyka płotów; tam staje, na żołnierzy woła,
IX 363 Ażeby zaprzestali bitwę tak bezładną,
IX 364 Gdzie nie używszy broni, pod pięściami padną.
IX 365 Gniewny, że sam nie może dać ognia, bo w tłumie
IX 366 Moskalów od Polaków rozróżnić nie umie,
IX 367 Woła: "Stroj się!" (co znaczy: formuj się do szyku),
IX 368 Ale komendy jego nie słychać śród krzyku.
IX 369 Stary Maciek, do ręcznych zapasów niezdolny,
IX 370 Rejterował się, czyniąc przed sobą plac wolny
IX 371 Na prawo i na lewo; tu końcem szablicy
IX 372 Uciera bagnet z rury jako knot ze świécy;
IX 373 Tam machnąwszy na odlew, ścina albo kole.
IX 374 I tak ostrożny Maciek ustępuje w pole.
IX 375 Lecz z największym na niego naciera uporem
IX 376 Stary Gifrejter, co był pułku instruktorem,
IX 377 Wielki mistrz na bagnety; zebrał się sam w sobie,
IX 378 Skurczył się, a karabin porwał w ręce obie,
IX 379 Prawą u zamka, lewą w pół rury porywa,
IX 380 Kręci się, podskakuje, czasem przysiadywa,
IX 381 Lewą rękę opuszcza, a broń z prawej ręki
IX 382 Suwa naprzód, jak żądło z wężowej paszczęki,
IX 383 I znowu ją w tył cofa, na kolanie wspiera,
IX 384 I tak kręcąc się, skacząc, na Maćka naciera.
IX 385 Ocenił przeciwnika zręczność Maciek stary
IX 386 I lewą ręką włożył na nos okulary,
IX 387 Prawą rękojeść Rózgi tuż przy piersiach trzyma,
IX 388 Cofa się, Gifrejtera ruch śledząc oczyma,
IX 389 Sam słania się na nogach, jakby był pijany;
IX 390 Gifrejter bieży prędzej i, pewny wygranej, #raczej: wygranéj (tak w pierwodruku)
IX 391 Żeby uchodzącego tem łacniej dosięgnął, #raczej: dosiągnął (tak w pierwodruku)
IX 392 Powstał i całą prawą rękę wzdłuż wyciągnął
IX 393 Popychając karabin, a tak się wysilił
IX 394 Pchnięciem i wagą broni, że się aż pochylił;
IX 395 Maciek tam, kędy bagnet wkłada się na rurę,
IX 396 Podstawia swą rękojeść, podbija broń w górę,
IX 397 I wnet spuszczając Rózgę, tnie Moskala w rękę
IX 398 Raz, i znowu na odlew przecina mu szczękę. —
IX 399 Tak padł Gifrejter, fechmistrz najpierwszy z Moskalów,
IX 400 Kawaler trzech krzyżyków i czterech medalów.
IX 401 Tymczasem koło kłodek lewe szlachty skrzydło
IX 402 Już jest bliskie zwycięstwa; tam walczył Kropidło,
IX 403 Widny z dala, tam Brzytwa wił się śród Moskali,
IX 404 Ten ich w pół ciała rzeza, tamten w głowy wali;
IX 405 Jako machina, którą niemieccy majstrowie
IX 406 Wymyślili i która młockarnią się zowie,
IX 407 A jest razem sieczkarnią, ma cepy i noże,
IX 408 Razem i słomę kraje, i wybija zboże:
IX 409 Tak pracują Kropiciel i Brzytwa pospołu,
IX 410 Mordując nieprzyjaciół, ten z góry, ten z dołu.
IX 411 Lecz Kropiciel już pewne porzuca zwycięstwo,
IX 412 Bieży na prawe skrzydło, gdzie niebezpieczeństwo
IX 413 Nowe grozi Maćkowi; śmierci Gifrejtera
IX 414 Mszcząc się, Proporszczyk z długim szpontonem naciera
IX 415 (Szponton jest to zarazem dzida i siekiera,
IX 416 Teraz już zaniedbany, i tylko na flocie
IX 417 Używają go; wówczas służył i piechocie).
IX 418 Proporszczyk, człowiek młody, zręcznie się uwijał;
IX 419 Ilekroć mu przeciwnik broń na bok odbijał,
IX 420 On cofał się; młodego nie mógł Maciek zgonić,
IX 421 I tak, nie raniąc, musiał tylko siebie bronić.
IX 422 Już mu Proporszczyk dzidą lekką ranę zadał,
IX 423 Już wznosząc w górę berdysz, do cięcia się składał:
IX 424 Chrzciciel nie zdoła dobiec, lecz staje w pół drogi,
IX 425 Okręca broń i ciska wrogowi pod nogi.
IX 426 Skruszył kość; już Proporszczyk szponton z rąk upuszcza,
IX 427 Słania się; wpada Chrzciciel, za nim szlachty tłuszcza,
IX 428 A za szlachtą Moskale od lewego skrzydła
IX 429 Biegą zmieszani; wszczął się bój koło Kropidła.
IX 430 Chrzciciel, który w obronie Maćka oręż stracił,
IX 431 Ledwie że tej przysługi życiem nie przypłacił,
IX 432 Bo przypadło nań z tyłu dwóch silnych Moskali
IX 433 I czworo rąk zarazem we włos mu wplątali;
IX 434 Upiąwszy się nogami, ciągną jako liny
IX 435 Sprężyste, uwiązane do masztu wiciny;
IX 436 Daremnie w tył Kropiciel ciska ślepe razy,
IX 437 Chwieje się — a wtem postrzegł, że blisko Gerwazy
IX 438 Walczy; zawołał: "Jezus Maria! Scyzoryku!"
IX 439 Klucznik, trwogę Chrzciciela poznawszy po krzyku,
IX 440 Odwrócił się i spuścił ostrze płytkiej stali
IX 441 Między głowę Chrzciciela i ręce Moskali.
IX 442 Cofnęli się, wydawszy przeraźliwe głosy,
IX 443 Lecz jedna ręka, mocniej wplątana we włosy,
IX 444 Została się, wisząca i krwią buchająca.
IX 445 Tak orlik, jedną szponę gdy wbije w zająca,
IX 446 Drugą, by wstrzymać zwierza, o drzewo uczepi,
IX 447 A zając, targnąwszy się, orła wpół rozszczepi,
IX 448 Prawa szpona u drzewa zostaje się w lesie,
IX 449 A lewą, zakrwawioną, źwierz na pola niesie.
IX 450 Kropiciel, wolny, oczy obraca dokoła,
IX 451 Ręce wyciąga, broni szuka, broni woła,
IX 452 Tymczasem grzmi pięściami, stojąc mocno w kroku
IX 453 I pilnując się z bliska Gerwazego boku,
IX 454 Aż Saka, syna swego, postrzega w natłoku.
IX 455 Sak prawą ręką szturmak wymierza, a lewą
IX 456 Ciągnie za sobą długie, sążniowate drzewo,
IX 457 Uzbrojone w krzemienie i w guzy, i sęki
IX 458 (Nikt by go nie podźwignął prócz Chrzciciela ręki).
IX 459 Chrzciciel, gdy miłą broń swą, swe Kropidło zoczył,
IX 460 Chwycił je, ucałował, z radości podskoczył,
IX 461 Zakręcił je nad głową i zaraz ubroczył.
IX 462 Co potem dokazywał, jakie klęski szerzył,
IX 463 Daremnie śpiewać, nikt by muzie nie uwierzył,
IX 464 Jak nie wierzono w Wilnie ubogiej kobiécie,
IX 465 Która, stojąc na świętej Ostrej Bramy szczycie,
IX 466 Widziała, jako Dejów, moskiewski jenerał,
IX 467 Wchodząc z pułkiem Kozaków, już bramę otwierał
IX 468 I jak jeden mieszczanin, zwany Czarnobacki,
IX 469 Zabił Dejowa i zniósł cały pułk kozacki.
IX 470 Dosyć, że się tak stało, jak przewidział Ryków:
IX 471 Jegry w tłumie ulegli mocy przeciwników.
IX 472 Dwudziestu trzech na ziemi wala się zabitych,
IX 473 Trzydziestu kilku jęczy ranami okrytych,
IX 474 Wielu pierzchło, skryło się w sad, w chmiele, nad rzekę,
IX 475 Kilku wpadło do domu pod kobiet opiekę.
IX 476 Zwycięska szlachta biega z okrzykiem wesela,
IX 477 Ci do beczek, ci łupy rwą z nieprzyjaciela;
IX 478 Jeden Robak tryumfów szlachty nie podziela.
IX 479 On dotąd sam nie walczył (bo bronią kanony
IX 480 Księdzu bić się), lecz jako człowiek doświadczony
IX 481 Dawał rady, plac boju z różnych stron obchodził,
IX 482 Wzrokiem, ręką, walczących zachęcał, przywodził.
IX 483 I teraz woła, aby do niego się łączyć,
IX 484 Uderzyć na Rykowa, zwycięstwo dokończyć.
IX 485 Tymczasem przez posłańca wskazał do Rykowa,
IX 486 Że jeżeli broń złoży, życie swe zachowa;
IX 487 Jeżeli zaś oddanie broni będzie zwlekać,
IX 488 Robak każe otoczyć resztę i wysiekać.
IX 489 Kapitan Ryków wcale nie prosił pardonu;
IX 490 Zebrawszy koło siebie pół batalijonu,
IX 491 Krzyknął: "Za broń!" — wnet szereg karabiny chwyta,
IX 492 Chrząsnęła broń, a była już dawno nabita;
IX 493 Krzyknął: "Cel!" — rury rzędem zabłysnęły długim,
IX 494 Krzyknął: "Ognia koleją!" — grzmią jeden po drugim;
IX 495 Ten strzela, ten nabija, ten chwyta do ręki,
IX 496 Słychać świsty kul, zamków chrzęsty, sztenflów dźwięki.
IX 497 Cały szereg zdaje się być ruchawym płazem,
IX 498 Który tysiąc błyszczących nóg wywija razem.
IX 499 Prawda, że jegry byli mocnym trunkiem pjani,
IX 500 Źle mierzą i chybiają, rzadko który rani,
IX 501 Ledwie który zabije; przecież dwóch Maciejów
IX 502 Już zraniono i poległ jeden z Bartłomiejów.
IX 503 Szlachta z niewiela rusznic z rzadka się odstrzela,
IX 504 Chce szablami uderzyć na nieprzyjaciela,
IX 505 Ale starsi wstrzymują; kule gęsto świszczą,
IX 506 Rażą, spędzają, wkrótce dziedziniec oczyszczą.
IX 507 Już aż po szybach dworu zaczynają dzwonić.
IX 508 Tadeusz, który został w domu kobiet bronić
IX 509 Z rozkazu stryja, słysząc, że coraz to gorzéj
IX 510 Wre bitwa, wybiegł; za nim wybiegł Podkomorzy,
IX 511 Któremu Tomasz wreszcie przyniósł karabelę;
IX 512 Śpieszy, łączy się z szlachtą i staje na czele.
IX 513 Bieży, broń wzniosłszy, szlachta rusza jego śladem,
IX 514 Jegry, przypuściwszy ich, sypnęli kul gradem.
IX 515 Legł Isajewicz, Wilbik, Brzytewka raniony;
IX 516 Zaczem wstrzymują szlachtę, Robak z jednej strony,
IX 517 A z drugiej Maciej; szlachta ostyga w zapale,
IX 518 Ogląda się, cofa; widzą to Moskale;
IX 519 Kapitan Ryków myśli ostatni cios zadać,
IX 520 Spędzić szlachtę z dziedzińca i dworem owładać.
IX 521 "Formuj się do ataku! — zawołał — na sztyki!
IX 522 Naprzód!" Wnet szereg, rury wytknąwszy jak tyki,
IX 523 Schyla głowy, zrusza się i przyśpiesza kroku;
IX 524 Darmo szlachta wstrzymuje z przodu, strzela z boku,
IX 525 Szereg już pół dziedzińca przeszedł bez oporu;
IX 526 Kapitan, pokazując szpadą na drzwi dworu,
IX 527 Krzyczy: "Sędzio! poddaj się, bo dwór spalić każę!"
IX 528 "Pal — woła Sędzia — ja cię w tym ogniu usmażę".
IX 529 O dworze Soplicowski! jeśli dotąd całe
IX 530 Świecą się pod lipami twoje ściany białe
IX 531 Jeśli tam dotąd szlachty sąsiedzkiej gromada
IX 532 Za gościnnemi stoły Sędziego zasiada,
IX 533 Pewnie tam piją często za Konewki zdrowie;
IX 534 Bez niego już by było dziś po Soplicowie!
IX 535 Konewka dotąd małe dał męstwa dowody;
IX 536 Choć najpierwszy ze szlachty uwolniony z kłody,
IX 537 Choć zaraz znalazł w wozie swą miłą Konewkę,
IX 538 Swój szturmak faworytny i z nim kul sakiewkę,
IX 539 Nie chciał bić się; powiadał, że sobie nie ufa
IX 540 Na czczo; szedł więc, gdzie stała spirytusu kufa,
IX 541 Ręką jak łyżką strumień do ust sobie chylił;
IX 542 Dopiero gdy się dobrze rozgrzał i posilił,
IX 543 Poprawił czapkę, z kolan wziął do rąk Konewkę,
IX 544 Zmacał sztenflem naboju, podsypał panewkę
IX 545 I spojrzał na plac boju; widzi, że błyszcząca
IX 546 Fala bagnetów szlachtę bije i roztrąca;
IX 547 Przeciw tej fali płynie, schyla się do ziemi
IX 548 I nurkuje pomiędzy trawami gęstemi
IX 549 Środkiem dziedzińca, aż tam, gdzie rosła pokrzywa,
IX 550 Zasadza się, a Saka gestami przyzywa.
IX 551 Sak, broniąc dworu, stanął z szturmakiem u proga,
IX 552 Bo w tym dworze mieszkała jego Zosia droga,
IX 553 Od której choć w zalotach został pogardzony,
IX 554 Kochał ją zawsze, zginąć rad dla jej obrony.
IX 555 Już szereg jegrów w marszu na pokrzywę wkracza,
IX 556 Gdy Konew ruszył cyngla i z paszczy garłacza
IX 557 Tuzin kul rozsiekanych puszcza śród Moskali;
IX 558 Sak puszcza drugi tuzin, jegry się zmięszali.
IX 559 Przerażony zasadzką szereg w kłąb się zwija,
IX 560 Cofa się, rzuca rannych; Chrzciciel ich dobija.
IX 561 Stodoła już daleko; bojąc się odwodu
IX 562 Długiego, Ryków skoczył pod parkan ogrodu,
IX 563 Tam pierzchającą rotę zatrzymuje w biegu,
IX 564 Szykuje, lecz szyk zmienia: z jednego szeregu
IX 565 Robi trójkąt, klin ostry wystawując z przodu,
IX 566 A dwa boki opiera o parkan ogrodu.
IX 567 Dobrze zrobił, bo jazda nań od zamku wali.
IX 568 Hrabia, który był w zamku pod strażą Moskali,
IX 569 Gdy pierzchła straż zlękniona, dworzan na koń wsadził
IX 570 I słysząc strzały, w ogień jazdę swą prowadził,
IX 571 Sam na czele, z żelazem nad głowę wzniesionem.
IX 572 Wtem Ryków krzyknął: "Ognia pół batalionem!"
IX 573 Przeleciała po zamkach wzdłuż nitka ognista
IX 574 I z czarnych rur wytkniętych świsnęło kul trzysta.
IX 575 Trzech jezdnych padło rannych, jeden trupem leży.
IX 576 Padł koń Hrabi, spadł Hrabia; Klucznik krzycząc bieży
IX 577 Na ratunek, bo widzi: jegry na cel wzięli
IX 578 Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli.
IX 579 Robak był bliższy, Hrabię ciałem swym zakrywa,
IX 580 Dostał za niego postrzał, spod konia dobywa,
IX 581 Uprowadza; a szlachcie każe się rozstąpić,
IX 582 Lepiej mierzyć, postrzałów nadaremnych skąpić,
IX 583 Kryć się za płoty, studnię, za ściany obory;
IX 584 Hrabia z jazdą ma czekać sposobniejszej pory.
IX 585 Plany Robaka pojął i wykonał cudnie
IX 586 Tadeusz; stał ukryty za drewnianą studnię;
IX 587 A że trzeźwy i dobrze strzelał z dubeltówki
IX 588 (Mógł trafić do rzuconej w powietrze złotówki),
IX 589 Okropnie razi Moskwę, starszyznę wybiera:
IX 590 Za pierwszym zaraz strzałem ubił feldfebera.
IX 591 Potem z dwóch rur raz po raz dwóch szerżantów sprząta,
IX 592 Mierzy to po galonach, to w środek trójkąta,
IX 593 Gdzie stał sztab; zaczem Ryków gniewa się i dąsa.
IX 594 Tupa nogami, szpady swej rękojeść kąsa:
IX 595 "Majorze Płucie — woła — co to z tego będzie?
IX 596 Wkrótce tu nie zostanie nikt z nas przy komendzie!"
IX 597 Więc Płut na Tadeusza krzyknął z wielkim gniewem:
IX 598 "Panie Polak, wstydź się Pan chować się za drzewem,
IX 599 Nie bądź tchórz, wyjdź na środek, bij się honorowie,
IX 600 Po żołniersku". — A na to Tadeusz odpowie:
IX 601 "Majorze! Jeśli jesteś tak śmiałym rycerzem,
IX 602 A czegoż ty się chowasz za jegrów kołnierzem?
IX 603 Nie tchórzę ja przed tobą, wynidź no zza płotów,
IX 604 Dostałeś w twarz, jam przecie bić się z tobą gotów!
IX 605 Po co krwi rozlew! Między nami była zwada,
IX 606 Niechajże ją rozstrzygnie pistolet lub szpada.
IX 607 Daję ci broń na wybor, od działa do szpilki;
IX 608 A nie, to was wystrzelam jako w jamie wilki".
IX 609 I to mówiąc wystrzelił, a tak dobrze mierzył,
IX 610 Że porucznika obok Rykowa uderzył.
IX 611 "Majorze — szepnął Ryków — wyjdź na pojedynek
IX 612 I pomścij się za jego raniejszy uczynek.
IX 613 Jeśli tego szlachcica kto inny zabije,
IX 614 To, Major widzi, Major hańby swej nie zmyje.
IX 615 Trzeba tego szlachcica na pole wywabić,
IX 616 Nie można z karabina, to choć szpadą zabić.
IX 617 Co puka, to nie sztuka; to wolę, co kole —
IX 618 Mówił stary Suworow; wyjdź, Majorze, w pole,
IX 619 Bo on nas powystrzela; patrz, bierze do celu".
IX 620 Na to rzekł Major: "Ryków! miły przyjacielu!
IX 621 Ty jesteś zuch na szpady, wyjdź ty, bracie Ryków,
IX 622 Lub wiesz co? wyszlem kogo z naszych poruczników.
IX 623 Ja major, ja nie mogę odstąpić żołnierzy,
IX 624 Do mnie batalijonu komenda należy".
IX 625 Słysząc to Ryków szpadę podniósł, wyszedł śmiało,
IX 626 Kazał ognia zaprzestać, machnął chustką białą.
IX 627 Pyta się Tadeusza, jaką broń podoba;
IX 628 Po układach — na szpady zgodzili się oba.
IX 629 Tadeusz broni nie miał; gdy szukano szpady,
IX 630 Wyskoczył Hrabia zbrojny i zerwał układy.
IX 631 "Panie Soplico! — wołał — z przeproszeniem Pana,
IX 632 Pan wyzwałeś Majora! ja do Kapitana
IX 633 Mam dawniejszą urazę: on do zamku mego
IX 634 ("Mów Pan — przerwał Protazy — do zamku naszego")
IX 635 On wpadł — rzekł kończąc Hrabia — na czele złodziejów,
IX 636 On, poznałem Rykowa, wiązał mych dżokejów.
IX 637 Skarzę go, jakom zbójców skarał pod opoką,
IX 638 Którą Sycylijanie zwą Birbante-rokko".
IX 639 Uciszyli się wszyscy, ustało strzelanie,
IX 640 Wojska ciekawe patrzą na wodzów spotkanie:
IX 641 Hrabia i Ryków idą, obróceni bokiem,
IX 642 Prawą ręką i prawym grożąc sobie okiem;
IX 643 Wtem lewymi rękami odkrywają głowy
IX 644 I kłaniają się grzecznie (zwyczaj honorowy:
IX 645 Nim przyjdzie do zabójstwa, naprzód się przywitać).
IX 646 Już spotkały się szpady i zaczęły zgrzytać;
IX 647 Rycerze, wznosząc nogi, prawemi kolany
IX 648 Przyklękają, w przód i w tył skacząc na przemiany.
IX 649 Ale Płut, Tadeusza widząc przed swym frontem,
IX 650 Naradzał się po cichu z gifrejterem Gontem,
IX 651 Który w rocie uchodził za pierwszego strzelca.
IX 652 "Gonto — rzekł Major — widzisz ty tego wisielca?
IX 653 Jeśli mu wsadzisz kulę, tam pod piątym żebrem,
IX 654 To dostaniesz ode mnie cztery ruble srebrem".
IX 655 Gont odwodzi karabin, do zamka się chyli,
IX 656 Wierni go towarzysze płaszczami okryli;
IX 657 Mierzy nie w żebro, ale w głowę Tadeusza,
IX 658 Strzelił i trafił — blisko, w środek kapelusza.
IX 659 Okręcił się Tadeusz, aż Kropiciel wpada
IX 660 Na Rykowa, a za nim szlachta, krzycząc: "Zdrada!"
IX 661 Tadeusz go zasłania, ledwie zdołał Ryków
IX 662 Zrejterować się i wpaść we środek swych szyków.
IX 663 Znowu Dobrzyńscy z Litwą natarli w zawody
IX 664 I pomimo dawniejsze dwóch stronnictw niezgody
IX 665 Walczą jak bracia, jeden drugiego zachęca.
IX 666 Dobrzyńscy, widząc jak się Podhajski wykręca
IX 667 Tuż przed szeregiem jegrów i kosą ich kraje,
IX 668 Zawołali z radością: "Niech żyją Podhaje!
IX 669 Naprzód, bracia Litwini! Górą, górą Litwa!"
IX 670 Skołubowie zaś, widząc, jak waleczny Brzytwa,
IX 671 Choć ranny, leci z szablą wzniesioną do góry,
IX 672 Krzyknęli: "Górą Maćki, niech żyją Mazury!"
IX 673 Dodawszy wzajem serca, biegną na Moskali;
IX 674 Nadaremnie ich Robak z Maćkiem wstrzymywali.
IX 675 Gdy tak na rotę jegrów uderzano z przodu,
IX 676 Wojski rzuca plac boju, idzie do ogrodu;
IX 677 Przy boku jego stąpał ostrożny Protazy,
IX 678 A Wojski mu po cichu wydawał rozkazy.
IX 679 Stała w ogrodzie, prawie pod samym parkanem,
IX 680 O który się opierał Ryków swym trójgranem,
IX 681 Wielka, stara sernica, budowana w kratki
IX 682 Z belek na krzyż wiązanych, podobna do klatki.
IX 683 W niej świeciły się białych serów mnogie kopy;
IX 684 Wkoło zaś wahały się suszące się snopy
IX 685 Szałwiji, benedykty kardy, macierzanki:
IX 686 Cała zielna domowa apteka Wojszczanki.
IX 687 Sernica w górze miała wszerz sążni półczwarta.
IX 688 A u dołu na jednym wielkim słupie wsparta,
IX 689 Niby gniazdo bocianie. Stary słup dębowy
IX 690 Pochylił się, bo już był wygnił do połowy,
IX 691 Groził upadkiem. Nieraz Sędziemu radzono,
IX 692 Aby zrzucił budowę wiekiem nadwątloną;
IX 693 Ale Sędzia powiadał, że woli poprawiać
IX 694 Aniżeli rozrzucać, albo też przestawiać.
IX 695 Odkładał budowanie do sposobnej pory,
IX 696 Tymczasem pod słup kazał wetknąć dwie podpory.
IX 697 Tak pokrzepiona, ale nietrwała budowa
IX 698 Wyglądała za parkan nad trójkąt Rykowa.
IX 699 Ku tej sernicy Wojski z Woźnym milczkiem idą,
IX 700 Każdy zbrojny ogromnym drągiem jakby dzidą;
IX 701 Za nimi ochmistrzyni dąży przez konopie
IX 702 I kuchcik, małe, ale bardzo silne chłopię.
IX 703 Przyszedłszy, drągi wparli w wierzch słupa nadgniły,
IX 704 Sami, u końców wisząc, pchają z całej siły,
IX 705 Jako flisy uwięzłą na rapach wicinę
IX 706 Długimi drągi z brzegu pędzą na głębinę.
IX 707 Trzasnął słup: już sernica chwieje się i wali
IX 708 Z brzemieniem drzew i serów na trójkąt Moskali,
IX 709 Gniecie, rani, zabija; gdzie stały szeregi,
IX 710 Leżą drwa, trupy, sery białe jako śniegi,
IX 711 Krwią i mozgiem splamione. Trójkąt w sztuki pryska,
IX 712 A już w środku Kropidło grzmi, już Brzytwa błyska,
IX 713 Siecze Rózga, od dworu wpada szlachty tłuszcza,
IX 714 A Hrabia od bram jazdę na rozpierzchłych puszcza.
IX 715 Już tylko ośmiu jegrów z szerżantem na czele
IX 716 Bronią się; bieży Klucznik; oni stoją śmiele,
IX 717 Dziewięć rur wymierzyli prosto w łeb Klucznika;
IX 718 On leci na strzał, kręcąc ostrze Scyzoryka.
IX 719 Widzi to Ksiądz, zabiega Klucznikowi drogę.
IX 720 Sam pada i podbija Gerwazemu nogę.
IX 721 Upadli, właśnie kiedy pluton ognia dawał;
IX 722 Ledwie ołów prześwisnął, już Gerwazy wstawał,
IX 723 Już wskoczył w dym; dwom jegrom zaraz głowy zmiata.
IX 724 Uciekają strwożeni, Klucznik goni, płata;
IX 725 Oni biegną dziedzińcem, Gerwazy ich torem;
IX 726 Wpadają we drzwi gumna stojące otworem,
IX 727 I Gerwazy do gumna na ich karkach wjechał,
IX 728 Zniknął w ciemności, ale bitwy nie zaniechał,
IX 729 Bo przeze drzwi jęk słychać, wrzask i gęste razy.
IX 730 Wkrótce ucichło wszystko; wyszedł sam Gerwazy
IX 730 Z mieczem krwawym.
IX 731 Już szlachta odzierżyła pole,
IX 732 Porozpędzanych jegrów ściga, rąbie, kole;
IX 733 Ryków sam został, krzyczy, że broni nie złoży,
IX 734 Bije się, gdy ku niemu podszedł Podkomorzy
IX 735 I wznosząc karabelę, rzekł poważnym tonem:
IX 736 "Kapitanie! nie splamisz czci twojej pardonem,
IX 737 Dałeś proby, rycerzu nieszczęsny, lecz mężny,
IX 738 Twojej odwagi; porzuć opór niedołężny,
IX 739 Złóż broń, nim cię naszymi szablami rozbroim;
IX 740 Zachowasz życie i cześć, jesteś więźniem moim!"
IX 741 Ryków, Podkomorzego zwalczony powagą,
IX 742 Skłonił się i oddał mu swoję szpadę nagą,
IX 743 Skrwawioną po rękojeść, i rzekł: "Lachy braty!
IX 744 Oj, biada mnie, żem nie miał choć jednej armaty!
IX 745 Dobrze mówił Suworow: «Pomnij, Ryków kamrat,
IX 746 Żebyś nigdy na Lachów nie chodził bez armat!»
IX 747 Cóż! jegry byli pjani, Major pić pozwolił!
IX 748 Och, major Płut, on dzisiaj bardzo poswywolił!
IX 749 On odpowie przed carem, bo on miał komendę,
IX 750 Ja, Panie Podkomorzy, wasz przyjaciel będę.
IX 751 Ruskie przysłowie mówi: Kto się mocno lubi,
IX 752 Ten, Panie Podkomorzy, i mocno się czubi.
IX 753 Wy dobrzy do wypitki, dobrzy do wybitki,
IX 754 Ale przestańcie robić nad jegrami zbytki".
IX 755 Podkomorzy, słysząc to, karabelę wznasza
IX 756 I przez Woźnego pardon powszechny ogłasza,
IX 757 Każe rannych opatrzyć, z trupów czyścić pole,
IX 758 A jegrów rozbrojonych prowadzić w niewolę.
IX 759 Długo szukano Płuta; on, w krzaku pokrzywy
IX 760 Zarywszy się głęboko, leżał jak nieżywy;
IX 761 Wyszedł wreszcie, ujrzawszy, że było po bitwie.
IX 762 Taki miał koniec zajazd ostatni na Litwie.
X KSIĘGA DZIESIĄTA
X EMIGRACJA. JACEK
X TREŚĆ:
X Narada tycząca się zabezpieczenia losu zwyciężców — Układy z Rykowem — Pożegnanie — Ważne odkrycie — Nadzieja.
X 1 Owe obłoki ranne, zrazu rozpierzchnione
X 2 Jak czarne ptaki, lecąc w wyższą nieba stronę,
X 3 Coraz się zgromadzały; ledwie słońce zbiegło
X 4 Z południa, już ich stado pół niebios obległo
X 5 Ogromną chmurą; wiatr ją pędził coraz chyżej,
X 6 Chmura coraz gęstniała, zwieszała się niżej,
X 7 Aż jedną stroną na wpół od niebios oddarta,
X 8 Ku ziemi wychylona i wszerz rozpostarta,
X 9 Jak wielki żagiel, biorąc wszystkie wiatry w siebie,
X 10 Od południa na zachód leciała po niebie.
X 11 I była chwila ciszy; i powietrze stało
X 12 Głuche, milczące, jakby z trwogi oniemiało.
X 13 I łany zbóż, co wprzódy, kładąc się na ziemi
X 14 I znowu w górę trzęsąc kłosami złotemi,
X 15 Wrzały jak fale, teraz stoją nieruchome
X 16 I poglądają w niebo najeżywszy słomę.
X 17 I zielone przy drogach wierzby i topole,
X 18 Co pierwej, jako płaczki przy grobowym dole,
X 19 Biły czołem, długiemi kręciły ramiony,
X 20 Rozpuszczając na wiatry warkocz posrebrzony —
X 21 Teraz jak martwe, z niemej wyrazem żałoby,
X 22 Stoją na kształt posągów sypilskiej Nioby.
X 23 Jedna osina drżąca wstrząsa liście siwe.
X 24 Bydło, zwykle do domu powracać leniwe,
X 25 Teraz zbiega się tłumnie, pasterzy nie czeka
X 26 I opuszczając strawę, do domu ucieka.
X 27 Buhaj racicą ziemię kopie, orze rogiem
X 28 I całą trzodę straszy ryczeniem złowrogiem;
X 29 Krowa coraz ku niebu wznosi wielkie oko,
X 30 Usta z dziwu otwiera i wzdycha głęboko;
X 31 A wieprz marudzi w tyle, dąsa się i zgrzyta,
X 32 I snopy zboża kradnie, i na zapas chwyta.
X 33 Ptastwo skryło się w lasy, pod strzechy, w głąb trawy;
X 34 Tylko wrony, stadami obstąpiwszy stawy,
X 35 Przechadzają się sobie poważnemi kroki,
X 36 Czarne oczy kierują na czarne obłoki;
X 37 Wytknąwszy język z suchej, szerokiej gardzieli
X 38 I skrzydła roztaczając, czekają kąpieli;
X 39 Lecz i te, przewidując nazbyt mocną burzę,
X 40 Już w las ciągną, podobne wznoszącej się chmurze.
X 41 Ostatnia z ptaków, lotem nieścigłym zuchwała
X 42 Jaskółka, czarny obłok przeszywa jak strzała,
X 43 Wreszcie spada jak kula.
X 43 Właśnie w owej chwili
X 44 Szlachta z Moskwą okropną walkę zakończyli
X 45 I chronią się gromadnie w domy i stodoły,
X 46 Opuszczają plac boju, gdzie wkrótce żywioły
X 47 Stoczą walkę.
X 47 Na zachód jeszcze ozłocona
X 48 Ziemia świeci ponuro, żółtawo-czerwona;
X 49 Już chmura, roztaczając cienie na kształt sieci,
X 50 Wyławia resztki światła, a za słońcem leci,
X 51 Jak gdyby je pochwycić chciała przed zachodem.
X 52 Kilka wichrów raz po raz prześwisnęło spodem,
X 53 Jeden za drugim lecą, miecąc krople dżdżyste,
X 54 Wielkie, jasne, okrągłe, jak grady ziarniste.
X 55 Nagle wichry zwarły się, porwały się wpoły,
X 56 Borykają się, kręcą, świszczącemi koły
X 57 Krążą po stawach, mącą do dna wody w stawach;
X 58 Wpadli na łąki, świszczą po łozach i trawach,
X 59 Pryskają łóz gałęzie, lecą traw przekosy
X 60 Na wiatr, jako garściami wyrywane włosy,
X 61 Zmieszane z kędziorami snopów; wiatry wyją,
X 62 Upadają na rolę, tarzają się, ryją,
X 63 Rwą skiby, robią otwor wichrowi trzeciemu,
X 64 Który wydarł się z roli jak słup czarnoziemu,
X 65 Wznosi się, jak ruchoma piramida toczy,
X 66 Łbem grunt wierci, z nóg piasek sypie gwiazdom w oczy,
X 67 Co krok wszerz wydyma się, roztwiera ku górze
X 68 I ogromną swą trąbą otrębuje burzę.
X 69 Aż z całym tym chaosem wody i kurzawy,
X 70 Słomy, liścia, gałęzi, wydartej murawy,
X 71 Wichry w las uderzyły i po głębiach puszczy
X 72 Ryknęły jak niedźwiedzie.
X 72 A już deszcz wciąż pluszczy,
X 73 Jak z sita, w gęstych kroplach; wtem rykły pioruny,
X 74 Krople zlały się razem; to jak proste stróny
X 75 Długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi,
X 76 To jak z wiader buchają warstami całemi.
X 77 Już zakryły się całkiem niebiosa i ziemia,
X 78 Noc je z burzą od nocy czarniejszą zaciemia.
X 79 Czasem widnokrąg pęka od końca do końca,
X 80 I anioł burzy na kształt niezmiernego słońca
X 81 Rozświeci twarz, i znowu, okryty całunem,
X 82 Uciekł w niebo i drzwi chmur zatrzasnął piorunem.
X 83 Znowu wzmaga się burza, ulewa nawalna
X 84 I ciemność gruba, gęsta, prawie dotykalna.
X 85 Znowu deszcz ciszej szumi, grom na chwilę uśnie;
X 86 Znowu wzbudzi się, ryknie i znów wodą chluśnie.
X 87 Aż się uspokoiło wszystko; tylko drzewa
X 88 Szumią około domu i szemrze ulewa.
X 89 W takim dniu pożądany był czas najburzliwszy;
X 90 Bo nawalnica, boju plac mrokiem okrywszy,
X 91 Zalała drogi, mosty zerwała na rzece,
X 92 Z folwarku niedostępną zrobiła fortecę.
X 93 O tem więc, co się działo w obozie Soplicy,
X 94 Dziś nie mogła rozejść się wieść po okolicy,
X 95 A właśnie zawisł szlachty los od tajemnicy.
X 96 W izbie Sędziego ważne toczą się narady;
X 97 Bernardyn leżał w łóżku, zmordowany, blady
X 98 I skrwawiony, lecz całkiem zdrowy na umyśle,
X 99 Daje rozkazy, Sędzia wypełnia je ściśle.
X 100 Prosi Podkomorzego, przyzywa Klucznika,
X 101 Każe przywieść Rykowa, potem drzwi zamyka.
X 102 Godzinę całą trwały tajemne rozmowy,
X 103 Aż je przerwał kapitan Ryków temi słowy,
X 104 Rzucając na stół kiesę ciężką dukatami:
X 105 "Państwo Lachy, już jest ta gadka między wami,
X 106 Że każdy Moskal złodziej; powiedzcież, kto spyta,
X 107 Że znaliście Moskala, który zwan Nikita
X 108 Nikitycz Ryków, rotny kapitan, miał osim
X 109 Medalów i trzy krzyże — to pamiętać prosim:
X 110 Ten medal za Oczaków, ten za Izmaiłów,
X 111 Ten za bitwę pod Nowi, ten za Prejsiż-Iłów,
X 112 Tamten za Korsakowa sławną rejteradę
X 113 Spod Zurich; a miał także i za męstwo szpadę,
X 114 Także od Feldmarszałka trzy zadowolnienia,
X 115 Dwie pochwały cesarskie i cztery wspomnienia,
X 116 Wszystko na piśmie".
X 116 "Ale, ale, Kapitanie —
X 117 Przerwał Robak — i cóż się tedy z nami stanie,
X 118 Jeśli nie chcesz zgodzić się? Wszakże dałeś słowo
X 119 Załatwić tę rzecz".
X 119 "Prawda, słowo dam na nowo —
X 120 Rzecze Ryków — ot, słowo! Co po waszej zgubie?
X 121 Ja człek poczciwy, ja was, Państwo Lachy, lubię,
X 122 Że wy ludzie weseli, dobrzy do wypitki,
X 123 I także ludzie śmiali, dobrzy do wybitki.
X 124 U nas ruskie przysłowie: Kto na wozie jedzie,
X 125 Bywa często pod wozem; kto dzisiaj na przedzie,
X 126 Jutro w tyle; dziś bijesz, jutro ciebie biją;
X 127 Czy o to gniew? Tak u nas po żołniersku żyją.
X 128 Skąd by się człowiekowi tyle złości wzięło
X 129 Gniewać się o przegranę! Oczakowskie dzieło
X 130 Było krwawe, pod Zurich zbili nam piechotę,
X 131 Pod Austerlicem całą utraciłem rotę;
X 132 A pierwej wasz Kościuszko pod Racławicami —
X 133 Byłem serżantem — wysiekł mój pluton kosami.
X 134 I cóż stąd? To ja znowu u Maciejowiców
X 135 Zabiłem własnym sztykiem dwóch dzielnych szlachciców:
X 136 Jeden był Mokronowski, szedł z kosą przed frontem
X 137 I kanonijerowi uciął rękę z lontem.
X 138 Oj! wy Lachy! Ojczyzna! ja to wszystko czuję,
X 139 Ja Ryków; car tak każe, a ja was żałuję;
X 140 Co nam do Lachów? Niechaj Moskwa dla Moskala,
X 141 Polska dla Lacha; ale cóż? Car nie pozwala!"
X 142 Sędzia mu na to rzecze: "Panie Kapitanie,
X 143 Żeś człek poczciwy, wiedzą to wszyscy ziemianie,
X 144 U których na kwaterach stałeś od lat wielu;
X 145 Za ten dar nie gniewaj się, dobry przyjacielu,
X 146 Nie chcieliśmy cię skrzywdzić; te oto dukaty
X 147 Śmieliśmy złożyć, wiedząc, żeś człek niebogaty".
X 148 "Ach, jegry! — wołał Ryków — cała rota skłuta!
X 149 Moja rota! A wszystko z winy tego Płuta!
X 150 On komendant, on za to przed carem odpowie.
X 151 A wy te grosze sobie zabierzcie, Panowie.
X 152 U mnie jest kapitański mój żołd lada jaki,
X 153 A dosyć mnie na ponczyk i lulkę tabaki.
X 154 A was lubię, że z wami sobie zjem, popiję,
X 155 Pohulam, pogawędzę, i tak sobie żyję;
X 156 Otóż ja was obronię i, jak będzie śledztwo,
X 157 Słowo uczciwe, że dam za wami świadectwo.
X 158 Powiemy, że my przyszli tu z wizytą, pili
X 159 Sobie, tańczyli, trochę sobie podchmielili,
X 160 A Płut przypadkiem ognia zakomenderował,
X 161 Bitwa! i batalijon tak jakoś zmarnował.
X 162 Wy, Pany, tylko śledztwo pomazujcie złotem,
X 163 Będzie kręcić się. Ale teraz powiem o tem,
X 164 Co już mówiłem temu szlachcicu, co długi
X 165 Ma rapier, że Płut pierwszy komendant, ja drugi:
X 166 Płut został żywy, może on wam zagiąć kruczka
X 167 Takiego, że zginiecie, bo to chytra sztuczka;
X 168 Trzeba mu gębę zatkać bankowym papierem.
X 169 No i cóż, Panie szlachcic, ty z długim rapierem,
X 170 Czy już byłeś u Płuta, czyś się z nim naradził?"
X 171 Gerwazy obejrzał się, łysinę pogładził,
X 172 Kiwnął niedbale ręką, jak gdyby znać dawał,
X 173 Że już wszystko załatwił. — Lecz Ryków nastawał:
X 174 "Cóż, czy Płut będzie milczeć, czy słowem zaręczył?"
X 175 Klucznik zły, że go Ryków pytaniami dręczył,
X 176 Poważnie palec wielki ku ziemi naginał,
X 177 A potem machnął ręką, jak gdyby przecinał
X 178 Dalszą rozmowę, i rzekł: "Klnę się Scyzorykiem,
X 179 Że Płut nie wyda! gadać już nie będzie z nikim!"
X 180 Potem dłonie opuścił i palcami chrząsnął,
X 181 Jak gdyby tajemnicę całą z rąk wytrząsnął.
X 182 Ten ciemny gest pojęli słuchacze i stali,
X 183 Patrząc z dziwem na siebie, wzajem się badali.
X 184 I posępne milczenie trwało minut kilka,
X 185 Aż Ryków rzekł: "Nosił wilk, ponieśli i wilka!"
X 186 "Requiescat in pace" — dodał Podkomorzy.
X 187 "Jużci — zakończył Sędzia — był w tem palec Boży!
X 188 Lecz ja tej krwi nie winien, jam o tym nie wiedział".
X 189 Ksiądz porwał się z poduszek i posępny siedział.
X 190 Na koniec rzekł, spójrzawszy bystro na Klucznika:
X 191 "Wielki grzech bezbronnego zabić niewolnika!
X 192 Chrystus zabrania mścić się nawet i nad wrogiem!
X 193 Oj, Kluczniku! odpowiesz ty ciężko przed Bogiem.
X 194 Jedna jest restrykcyja: jeśli popełniono
X 195 Nie z zemsty głupiej, ale pro publico bono".
X 196 Klucznik głową i ręką kiwał wyciągnioną
X 197 I mrugając powtarzał: "Pro publico bono!"
X 198 Więcej nie było mowy o Płucie majorze;
X 199 Nazajutrz daremnie go szukano we dworze,
X 200 Daremnie wyznaczano za trupa nagrodę,
X 201 Major zginął bez śladu, jak gdyby wpadł w wodę.
X 202 Co się z nim stało, różnie powiadano o tem,
X 203 Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
X 204 Daremnie pytaniami Klucznika dręczono;
X 205 Nic nie wyrzekł prócz tych słów: "Pro publico bono".
X 206 Wojski był w tajemnicy, lecz słowem ujęty
X 207 Honorowym, staruszek milczał jak zaklęty.
X 208 Po zawarciu układów wyszedł z izby Ryków,
X 209 A Robak kazał wezwać szlachtę wojowników,
X 210 Do których Podkomorzy z powagą tak mówi:
X 211 "Bracia! Bóg dziś naszemu szczęścił orężowi,
X 212 Ale muszę Waćpaństwu wyznać bez ogródki,
X 213 Że z tych niewczesnych bojów złe wynikną skutki;
X 214 Zbłądziliśmy i nikt tu z nas nie jest bez winy:
X 215 Ksiądz Robak, że zbyt czynnie rozszerzał nowiny,
X 216 Klucznik i szlachta, że je pojęła opacznie.
X 217 Wojna z Rosyją jeszcze nieprędko się zacznie,
X 218 Tymczasem, kto miał udział najczynniejszy w bitwie,
X 219 Ten nie może bezpieczny zostać się na Litwie;
X 220 Musicie więc do Księstwa uciekać, Panowie,
X 221 A mianowicie Maciej, co się Chrzciciel zowie,
X 222 Tadeusz, Konew, Brzytew — niech unoszą głowy
X 223 Za Niemen, gdzie ich czeka zastęp narodowy;
X 224 My na was nieobecnych całą winę zwalim
X 225 I na Płuta; tak resztę rodzeństwa ocalim.
X 226 Żegnam was nie na długo; są pewne nadzieje,
X 227 Że nam z wiosną swobody zorza zajaśnieje
X 228 I Litwa, co was teraz żegna jak tułaczy,
X 229 Wkrótce jako zwycięskich swych zbawców zobaczy.
X 230 Sędzia wszystko, co trzeba, zgotuje na drogę
X 231 I ja pieniędzmi, ile zdołam, dopomogę".
X 232 Czuła szlachta, że mądrze Podkomorzy radził;
X 233 Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził,
X 234 Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczérze
X 235 I musi albo bić się, albo gnić w Sybirze.
X 236 Więc nic nie mówiąc, smutnie po sobie spójrzeli,
X 237 Westchnęli; na znak zgody głowami skinęli.
X 238 Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
X 239 Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,
X 240 Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,
X 241 W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
X 242 Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
X 243 Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy.
X 244 Oświadczyli, że zaraz wyjeżdżać gotowi.
X 245 Tylko się to nie zdało panu Buchmanowi:
X 246 Buchman, człowiek rozsądny, w bitwę się nie wmieszał,
X 247 Ale słysząc, że radzą, głosować pośpieszał.
X 248 Znajdował projekt dobrym, lecz chciał przeinaczyć,
X 249 Dokładniej go rozwinąć, jaśniej wytłumaczyć,
X 250 A naprzód komisyją legalnie wyznaczyć,
X 251 Która by rozważyła emigracji cele,
X 252 Środki, sposoby tudzież innych względów wiele;
X 253 Nieszczęściem, krótkość czasu była na zawadzie,
X 254 Że się nie stało zadość Buchmanowej radzie.
X 255 Szlachta żegna się śpiesznie i już w drogę rusza.
X 256 Ale Sędzia zatrzymał w izbie Tadeusza
X 257 I rzekł do Księdza: "Czas już, żebym ci powiedział
X 258 To, o czem-em z pewnością wczoraj się dowiedział,
X 259 Że nasz Tadeusz szczerze zakochany w Zosi;
X 260 Niechajże przed odjazdem o rękę jej prosi;
X 261 Mówiłem z Telimeną; już nam nie przeszkadza.
X 262 Zosia także się z wolą opiekunów zgadza.
X 263 Jeśli dziś ślubem pary nie możem uwieńczyć,
X 264 Toćby ich, Panie Bracie, przynajmniej zaręczyć
X 265 Przed odjazdem; bo serce młode i podróżne,
X 266 Wiesz dobrze, jako miewa tentacyje różne;
X 267 A wszakże kiedy okiem rzuci na pierścionek
X 268 I przypomni młodzieniec, że już jest małżonek,
X 269 Zaraz w nim obcych pokus ostyga gorączka.
X 270 Wierzaj mi, wielką siłę ma ślubna obrączka.
X 271 Ja sam przed lat trzydziestu wielki afekt miałem
X 272 Ku pannie Marcie, której serce pozyskałem;
X 273 Byliśmy zaręczeni; Bóg nie błogosławił
X 274 Związkowi temu i mnie sierotą zostawił,
X 275 Wziąwszy do chwały swojej nadobną Wojszczankę,
X 276 Przyjaciela mojego córę, Hreczeszankę.
X 277 Pozostała mi tylko pamiątka jej cnoty,
X 278 Jej wdzięków i ten oto ślubny pierścień złoty.
X 279 Ilekroć nań spójrzałem, zawsze ma nieboga
X 280 Stawała przed oczyma; i tak z łaski Boga
X 281 Dotąd mej narzeczonej dochowałem wiary,
X 282 I nie bywszy małżonkiem, jestem wdowiec stary,
X 283 Chociaż Wojski ma drugą córę, dość nadobną
X 284 I do mojej kochanej Marty dość podobną!"
X 285 To mówiąc, na pierścionek z czułością spozierał
X 286 I odwróconą ręką łzy z oczu ocierał.
X 287 "Bracie — kończył — co myślisz? Zrobim zaręczyny?
X 288 On kocha, a mam słowo ciotki i dziewczyny".
X 289 Lecz Tadeusz podbiega i z żywością mówi:
X 290 "Czymże zdołam odwdzięczyć dobremu Stryjowi,
X 291 Który tak o me szczęście ustawnie się trudzi!
X 292 Ach, dobry Stryju! Byłbym najszczęśliwszy z ludzi,
X 293 Gdyby mi Zosia była dzisiaj zaręczona,
X 294 Gdybym wiedział, że to jest moja przyszła żona.
X 295 Przecież powiem otwarcie: dziś te zaręczyny
X 296 Do skutku przyjść nie mogą; są różne przyczyny...
X 297 Nie pytaj więcej. Jeśli Zosia czekać raczy,
X 298 Może mnie wkrótce lepszym, godniejszym obaczy,
X 299 Może stałością na jej wzajemność zarobię,
X 300 Może troszeczką sławy me imię ozdobię,
X 301 Może wkrótce w ojczyste wrócim okolice;
X 302 Wtenczas, Stryju, wspomnę ci twoje obietnice,
X 303 Wtenczas na klęczkach drogą powitam Zosienkę
X 304 I jeśli będzie wolna, poproszę o rękę;
X 305 Teraz porzucam Litwę może na czas długi,
X 306 Może Zosi tymczasem podobać się drugi;
X 307 Więzić jej woli nie chcę; prosić o wzajemność,
X 308 Na którąm nie zasłużył, byłaby nikczemność".
X 309 Gdy te słowa z uczuciem mówił chłopiec młody,
X 310 Zaświeciły mu, jako dwie wielkie jagody
X 311 Pereł, dwie łzy na wielkich błękitnych źrenicach
X 312 I stoczyły się szybko po rumianych licach.
X 313 Ale Zosia ciekawa z głębiny alkowy
X 314 Śledziła przez szczelinę tajemne rozmowy;
X 315 Słyszała, jak Tadeusz po prostu i śmiało
X 316 Opowiedział swą miłość, serce w niej zadrżało,
X 317 I widziała tych wielkich dwoje łez w źrenicach.
X 318 Choć dojść nie mogła wątku w jego tajemnicach:
X 319 Dlaczego ją pokochał? dlaczego porzuca?
X 320 Gdzie odjeżdża? przecież ją ten odjazd zasmuca.
X 321 Pierwszy raz posłyszała w życiu z ust młodziana
X 322 Dziwną i wielką nowość, że była kochana.
X 323 Biegła więc, gdzie stał mały domowy ołtarzyk,
X 324 Wyjęła zeń obrazek i relikwijarzyk:
X 325 Na obrazku tym była święta Genowefa,
X 326 A w relikwiji suknia świętego Józefa
X 327 Oblubieńca, patrona zaręczonej młodzi;
X 328 I z temi świętościami do pokoju wchodzi.
X 329 "Pan odjeżdżasz tak prędko? Ja Panu na drogę
X 330 Dam podarunek mały i także przestrogę:
X 331 Niechaj Pan zawsze z sobą relikwije nosi
X 332 I ten obrazek, a niech pamięta o Zosi.
X 333 Niech Pana Pan Bóg w zdrowiu i szczęściu prowadzi
X 334 I niech prędko szczęśliwie do nas odprowadzi".
X 335 Umilkła i spuściła głowę; oczki modre
X 336 Ledwie stuliła, z rzęsów pobiegły łzy szczodre,
X 337 A Zosia z zamkniętymi stojąc powiekami,
X 338 Milczała, sypiąc łzami jako brylantami.
X 339 Tadeusz, biorąc dary i całując rękę,
X 340 Rzekł: "Pani! Już ja muszę pożegnać Panienkę;
X 341 Bądź zdrowa, wspomnij o mnie i racz czasem zmówić
X 342 Pacierz za mnie! Zofijo!..." Więcej nie mógł mówić.
X 343 Lecz Hrabia, z Telimeną wszedłszy niespodzianie,
X 344 Uważał młodej pary czułe pożegnanie,
X 345 Wzruszył się i rzuciwszy wzrok ku Telimenie:
X 346 "Ileż — rzekł — jest piękności choć w tej prostej scenie!
X 347 Kiedy dusza pasterki z wojownika duszą,
X 348 Jak łódź z okrętem w burzy, rozłączyć się muszą!
X 349 Zaiste! nic tak uczuć w sercu nie rozpala,
X 350 Jako kiedy się serce od serca oddala.
X 351 Czas jest to wiatr: on tylko małą świecę zdmuchnie,
X 352 Wielki pożar od wiatru tem mocniej wybuchnie.
X 353 I moje serce zdolne mocniej kochać z dala.
X 354 Panie Soplico! Miałem ciebie za rywala;
X 355 Ten błąd był jedną z przyczyn naszej smutnej zwady,
X 356 Która mię przymusiła dostać na was szpady.
X 357 Postrzegam błąd mój, boś ty wzdychał ku pasterce,
X 358 Ja zaś tej pięknej Nimfie oddałem me serce.
X 359 Niech we krwi wrogów nasze utoną urazy,
X 360 Nie będziem się zbójczemi rozpierać żelazy.
X 361 Niech się inaczej spór nasz zalotny rozstrzygnie:
X 362 Walczmy, kto kogo czuciem miłości wyścignie!
X 363 Zostawim oba drogie serc naszych przedmioty,
X 364 Pośpieszymy obadwa na miecze, na groty;
X 365 Walczmy z sobą stałością, żalem i cierpieniem,
X 366 A wrogów naszych mężnym ścigajmy ramieniem".
X 367 Rzekł i na Telimenę spójrzał, ale ona
X 368 Nic nie odpowiadała, strasznie zadziwiona.
X 369 "Mój Hrabio — przerwał Sędzia — po co chcesz koniecznie
X 370 Wyjeżdżać? Wierz mi, w twoich dobrach siedź bezpiecznie.
X 371 Szlachtę biedną rząd mógłby odrzeć i przechłostać,
X 372 Ale ty, Hrabio, pewien jesteś cały zostać;
X 373 Wiesz, w jakim rządzie żyjesz, jesteś dość bogaty,
X 374 Wykupisz się od więzień połową intraty".
X 375 "To niezgodna — rzekł Hrabia — z moim charakterem;
X 376 Nie mogę być kochankiem, będę bohaterem;
X 377 W miłości troskach — sławy zwę pocieszycielki;
X 378 Gdy jestem nędzarz sercem, będę ręką wielki".
X 379 Telimena pytała: "Któż Panu przeszkadza
X 380 Kochać i być szczęśliwym!" — "Mych przeznaczeń władza —
X 381 Rzekł Hrabia — ciemność przeczuć, które ruchem tajnym
X 382 Rwą się ku stronom obcym, dziełom nadzwyczajnym.
X 383 Wyznaję, że dziś chciałem na cześć Telimenie
X 384 U ołtarzów Hymena zapalić płomienie,
X 385 Ale mi dał zbyt piękny przykład ten młodzieniec,
X 386 Sam dobrowolnie ślubny swój zrywając wieniec
X 387 I biegąc serca swego doświadczać w przeszkodach
X 388 Zmiennych losów i w krwawych wojennych przygodach.
X 389 Dziś otwiera się nowa i dla mnie epoka!
X 390 Brzmiała odgłosem broni mej Birbante-rokka,
X 391 Oby ten odgłos równie w Polszcze się rozszerzył!"
X 392 Skończył i dumnie szpady rękojeść uderzył.
X 393 "Jużci — rzekł Robak — trudno ganić tę ochotę;
X 394 Jedź, weź pieniądze, możesz usztyftować rotę,
X 395 Jak Włodzimierz Potocki, co Francuzów zdziwił
X 396 Dając na skarb milijon; jak książę Radziwiłł
X 397 Dominik, co zastawił dobra swe i sprzęty
X 398 I dwa uzbroił nowe konne regimenty.
X 399 Jedź, jedź, a weź pieniądze; rąk tam dosyć mamy,
X 400 Ale grosza brak w Księstwie; jedź Wasze, żegnamy".
X 401 Telimena, smutnemi rzuciwszy oczyma:
X 402 "Niestety — rzekła — widzę, że cię nic nie wstrzyma!
X 403 Rycerzu mój, w wojenne kiedy wstąpisz szranki,
X 404 Obróć czułe spójrzenie na kolor kochanki!
X 405 (Tu wstążkę oderwawszy od sukni, zrobiła
X 406 Kokardę i na piersiach Hrabi przyszpiliła).
X 407 Niech cię ten kolor wiedzie na działa ogniste,
X 408 Na kopije błyszczące i deszcze siarczyste,
X 409 A kiedy się rozsławisz walecznemi czyny
X 410 I gdy nieśmiertelnemi przesłonisz wawrzyny
X 411 Skrwawiony szyszak i hełm twój zwycięstwem hardy,
X 412 I wtenczas jeszcze oko zwróć do tej kokardy.
X 413 Wspomnij, czyja ten kolor przyszpiliła ręka!"
X 414 Tu mu podała rękę.
X 414 Pan Hrabia przyklęka,
X 415 Całuje; Telimena zbliżyła do oka
X 416 Chustkę, a drugiem okiem pogląda z wysoka
X 417 Na Hrabię, który żegnał ją mocno wzruszony.
X 418 Ona wzdychała, ale ruszyła ramiony.
X 419 Lecz Sędzia rzekł: "Mój Hrabio, śpiesz się, bo już późno".
X 420 A ksiądz Robak: "Dość tego! — wołał z miną groźną. —
X 421 Spiesz się, Wasze!" — Tak rozkaz Sędziego i Księdza
X 422 Rozdziela czułą parę i z izby wypędza.
X 423 Tymczasem pan Tadeusz stryja obejmował
X 424 Ze łzami i Robaka w rękę pocałował;
X 425 Robak, ku piersiom chłopca przycisnąwszy skronie
X 426 I na głowie mu na krzyż położywszy dłonie,
X 427 Spójrzał ku niebu i rzekł: "Synu! z Panem Bogiem!"
X 428 I zapłakał... A już był Tadeusz za progiem.
X 429 "Jak to? — zapytał Sędzia — nic mu brat nie powie
X 430 I teraz? Biedny chłopiec, jeszcze się nie dowie
X 431 O niczem! przed odjazdem?" — "Nie — rzekł Ksiądz — o niczem
X 432 (Płacząc długo z zakrytem rękami obliczem).
X 433 I po cóż by miał wiedzieć biedny, że ma ojca,
X 434 Który się skrył przed światem jak łotr, jak zabojca?
X 435 Bóg widzi, jak pragnąłbym, ale z tej pociechy
X 436 Zrobię Bogu ofiarę za me dawne grzechy".
X 437 "Więc — rzecze Sędzia — teraz czas myśleć o sobie;
X 438 Uważ, że człowiek w twoim wieku i chorobie
X 439 Nie zdołałby z innymi razem emigrować;
X 440 Mówiłeś, że wiesz domek, gdzie się masz przechować;
X 441 Powiedz, gdzie? Spieszmy, czeka zaprzężona bryka.
X 442 Czy nie najlepiej w puszczę, do chaty leśnika?"
X 443 Robak, kiwając głową, rzekł: "Do jutra rana
X 444 Mam czas; teraz, mój bracie, poślij do plebana,
X 445 Aby tu jak najrychlej przybył z wijatykiem.
X 446 Oddal stąd wszystkich, zostań tylko sam z Klucznikiem.
X 447 Zamknij drzwi".
X 447 Sędzia spełnił Robaka rozkazy
X 448 I usiada na łóżko przy nim; a Gerwazy
X 449 Stoi, łokieć przytwierdza na główni rapiera,
X 450 A czoło pochylone na dłoniach opiera.
X 451 Robak, nim zaczął mówić, w Klucznika oblicze
X 452 Wzrok utkwił i milczenie chował tajemnicze.
X 453 A jako chirurg naprzód miękką rękę składa
X 454 Na ciele chorującem, nim ostrzem raz zada,
X 455 Tak Robak wyraz bystrych oczu swych złagodził,
X 456 Długo niemi po oczach Gerwazego wodził,
X 457 Na koniec, jakby ślepym chciał uderzyć ciosem,
X 458 Zasłonił oczy ręką i rzekł mocnym głosem:
X 459 "Jam jest Jacek Soplica..."
X 459 Klucznik na to słowo
X 460 Pobladnął, pochylił się, i ciała połową
X 461 Wygięty naprzód, stanął, zwisł na jednej nodze,
X 462 Jak głaz lecący z góry, zatrzymany w drodze.
X 463 Oczy roztwierał, usta szeroko rozszerzał,
X 464 Grożąc białemi zęby, a wąsy najeżał;
X 465 Rapier z rąk upuszczony przy ziemi zatrzymał
X 466 Kolanami i głownię prawą ręką imał,
X 467 Cisnąc ją; rapier, z tyłu za nim wyciągniony,
X 468 Długim, czarnym swym końcem chwiał się w różne strony.
X 469 I Klucznik był podobny rysiowi rannemu,
X 470 Który z drzewa ma skoczyć w oczy myśliwemu,
X 471 Wydyma się kłębuszkiem, mruczy, krwawe ślepie
X 472 Wyiskrza, wąsy rusza i ogonem trzepie.
X 473 "Panie Rębajło — rzekł Ksiądz — już mię nie zatrwożą
X 474 Gniewy ludzkie, bo jestem już pod ręką Bożą;
X 475 Zaklinam cię na imię Tego, co świat zbawił
X 476 I na krzyżu zabójcom swoim błogosławił,
X 477 I przyjął prośbę łotra, byś się udobruchał
X 478 I to, co mam powiedzieć, cierpliwie wysłuchał;
X 479 Sam przyznałem się; muszę dla ulgi sumienia
X 480 Pozyskać, a przynajmniej prosić przebaczenia.
X 481 Posłuchaj mej spowiedzi; potem zrobisz sobie
X 482 Ze mną, co zechcesz". I tu złożył ręce obie
X 483 Jak do pacierza; Klucznik cofnął się zdumiony,
X 484 Uderzał ręką w czoło i ruszał ramiony.
X 485 A Ksiądz zaczął swą dawną z Horeszką zażyłość
X 486 Opowiadać i swoją z jego córką miłość,
X 487 I swe z tego powodu z Stolnikiem zatargi.
X 488 Lecz mówił nieporządnie, często mięszał skargi
X 489 I żale we swą spowiedź, często rzecz przecinał,
X 490 Jak gdyby już ją kończył, i znowu zaczynał.
X 491 Klucznik, dzieje Horeszków znający dokładnie,
X 492 Całą tę powieść, chociaż splątaną bezładnie,
X 493 Porządkował w pamięci i dopełniać umiał;
X 494 Lecz Sędzia wielu rzeczy zgoła nie rozumiał.
X 495 Oba pilnie słuchali, pochyliwszy głowy,
X 496 A Jacek mówił coraz wolniejszymi słowy
X 497 I często zarywał się.
*
X 498 "Wszak sam wiesz, Gerwazeńku, jak Stolnik zapraszał
X 499 Często mnie na biesiady; zdrowie moje wnaszał,
X 500 Krzyczał nieraz, do góry podniósłszy szklenicę,
X 501 Że nie miał przyjaciela nad Jacka Soplicę;
X 502 Jak on mnie ściskał! Wszyscy, którzy to widzieli,
X 503 Myślili, że on ze mną duszą się podzieli.
X 504 On przyjaciel? on wiedział, co się wtenczas działo
X 505 W duszy mojej!
*
X 506 Tymczasem już szeptała o tem okolica,
X 507 Jaki taki gadał mi: «Ej, panie Soplica!
X 508 Daremnie konkurujesz; dygnitarskie progi
X 509 Za wysokie na Jacka podczaszyca nogi».
X 510 Ja śmiałem się, udając, że drwiłem z magnatów
X 511 I z córek ich, i nie dbam o arystokratów;
X 512 Że jeśli bywam u nich, z przyjaźni to robię,
X 513 A za żonę nie pojmę, tylko równą sobie.
X 514 Przecież bodły mi duszę do żywca te żarty;
X 515 Byłem młody, odważny, świat był mnie otwarty
X 516 W kraju, gdzie, jako wiecie, szlachcic urodzony
X 517 Jest zarówno z panami kandydat korony!
X 518 Wszakże Tęczyński niegdyś z królewskiego domu
X 519 Żądał córy, a król mu oddał ją bez sromu.
X 520 Sopliców czyż nie równe Tęczyńskim zaszczyty
X 521 Krwią, herbem, wierną służbą Rzeczypospolitéj!
*
X 522 Jak łatwo może człowiek popsuć szczęście drugim
X 523 W jednej chwili, a życiem nie naprawi długiém!
X 524 Jedno słowo Stolnika, jakżebyśmy byli
X 525 Szczęśliwi! Kto wie, może dotąd byśmy żyli,
X 526 Może i on przy swojem kochanem dziecięciu,
X 527 Przy swojej pięknej Ewie, przy swym wdzięcznym zięciu
X 528 Zestarzałby spokojny! może wnuki swoje
X 529 Kołysałby! Teraz co? nas zgubił oboje,
X 530 I sam... i to zabójstwo... i wszystkie następstwa
X 531 Tej zbrodni, wszystkie moje biedy i przestępstwa!...
X 532 Ja skarżyć nie mam prawa, ja jego morderca,
X 533 Ja skarżyć nie mam prawa, przebaczam mu z serca,
X 534 Ale i on...
X 535 Żeby już raz otwarcie był mnie zrekuzował,
X 536 Bo znał nasze uczucia; gdyby nie przyjmował
X 537 Mych odwiedzin; to kto wie? może bym odjechał,
X 538 Pogniewał się, połajał, w końcu go zaniechał.
X 539 Ale on, chytrze dumny, wpadł na koncept nowy:
X 540 Udawał, że mu nawet nie przyszło do głowy,
X 541 Żeby ja mógł się starać o związek takowy.
X 542 A byłem mu potrzebnym, miałem zachowanie
X 543 U szlachty i lubili mnie wszyscy ziemianie.
X 544 Więc on niby miłości mojej nie dostrzegał,
X 545 Przyjmował mnie jak dawniej, a nawet nalegał,
X 546 Abym częściej przyjeżdżał; a ilekroć sami
X 547 Byliśmy, widząc oczy me przyćmione łzami
X 548 I pierś zbyt pełną i już wybuchnąć gotową,
X 549 Chytry starzec, wnet wrzucił obojętne słowo
X 550 O procesach, sejmikach, łowach...
*
X 551 Ach, nieraz przy kieliszkach, gdy się tak rozrzewniał,
X 552 Gdy mię tak ściskał i o przyjaźni zapewniał,
X 553 Potrzebując mej szabli lub kreski na sejmie,
X 554 Gdy musiałem nawzajem ściskać go uprzejmie,
X 555 To tak we mnie złość wrzała, że ja obracałem
X 556 Ślinę w gębie, a dłonią rękojeść ściskałem,
X 557 Chcąc plunąć na tę przyjaźń i wnet szabli dostać;
X 558 Ale Ewa, zważając mój wzrok i mą postać,
X 559 Zgadywała, nie wiem jak, co się we mnie działo,
X 560 Patrzyła błagająca, lice jej bledniało;
X 561 A był to taki piękny gołąbek, łagodny,
X 562 I wzrok miała uprzejmy taki! tak pogodny!
X 563 Taki anielski, że już nie wiem, już nie miałem
X 564 Odwagi zagniewać ją, zatrwożyć — milczałem.
X 565 I ja, zawadyjaka sławny w Litwie całéj,
X 566 Co przede mną największe pany nieraz drżały,
X 567 Com nie żył dnia bez bitki, co nie Stolnikowi,
X 568 Alebym się pokrzywdzić nie dał i królowi,
X 569 Co we wściekłość najmniejsza wprawiała mnie sprzeczka,
X 570 Ja wtenczas, zły i pjany, milczał jak owieczka!
X 571 Jak gdybym Sanctissimum ujrzał!
*
X 572 Ileż to razy chciałem serce me otworzyć
X 573 I już się nawet przed nim do próśb upokorzyć,
X 574 Lecz spójrzawszy mu w oczy, spotkawszy wejrzenia
X 575 Zimne jak lód, wstyd mi był mojego wzruszenia;
X 576 Spieszyłem znowu jak najzimniej dyskurować
X 577 O sprawach, o sejmikach, a nawet żartować.
X 578 Wszystko to, prawda, z pychy, żeby nie ubliżyć
X 579 Imieniowi Sopliców, żeby się nie zniżyć
X 580 Przed panem prośbą próżną, nie dostać odmowy,
X 581 Bo jakież by to były między szlachtą mowy,
X 582 Gdyby wiedziano, że ja, Jacek...
X 583 Soplicy Horeszkowie odmówili dziewkę!
X 584 Że mnie, Jackowi, czarną podano polewkę!
*
X 585 W końcu, sam już nie wiedząc, jak sobie poradzić,
X 586 Umyśliłem ze szlachty mały pułk zgromadzić
X 587 I opuścić na zawsze powiat i Ojczyznę,
X 588 Wynieść się gdzie na Moskwę lub na Tatarszczyznę
X 589 I zacząć wojnę. Jadę pożegnać Stolnika,
X 590 W nadziei, że gdy ujrzy wiernego stronnika,
X 591 Dawnego przyjaciela, prawie domownika,
X 592 Z którym pił i wojował przez tak długie lata,
X 593 Teraz żegnającego i kędyś w kraj świata
X 594 Jadącego — że może starzec się poruszy
X 595 I pokaże mi przecież trochę ludzkiej duszy,
X 596 Jak ślimak rogów!
X 597 Ach! kto choć na dnie serca ma dla przyjaciela
X 598 Choćby iskierkę czucia, gdy się z nim rozdziela,
X 599 Dobędzie się iskierka ta przy pożegnaniu,
X 600 Jako ostatni płomyk życia przy skonaniu!
X 601 Raz ostatni dotknąwszy przyjaciela skroni,
X 602 Częstokroć najzimniejsze oko łzę uroni!
*
X 603 Biedna, słysząc o moim odjeździe, pobladła,
X 604 Bez przytomności, ledwie że trupem nie padła,
X 605 Nie mogła nic przemówić, aż się jej rzuciły
X 606 Strumieniem łzy — poznałem, jak jej byłem miły!
*
X 607 Pomnę, pierwszy raz w życiu jam się łzami zalał
X 608 Z radości i z rozpaczy, zapomniał się, szalał.
X 609 Już chciałem znowu upaść ojcu jej pod nogi,
X 610 Wić się jak wąż u kolan, wołać: «Ojcze drogi,
X 611 Weź za syna lub zabij!» Wtem Stolnik posępny,
X 612 Zimny jako słup soli, grzeczny, obojętny,
X 613 Wszczął dyskurs, o czem? o czem? O córki weselu!
X 614 W tej chwili! O Gerwazy! uważ, przyjacielu,
X 615 Masz ludzkie serce!...
X 615 Stolnik rzekł: «Panie Soplica,
X 616 Właśnie przyjechał do mnie swat Kasztelanica;
X 617 Ty jesteś mój przyjaciel, cóż ty mówisz na to?
X 618 Wiesz Wasze, że mam córkę piękną i bogatą,
X 619 A kasztelan witebski! wszakże to w senacie
X 620 Niskie, drążkowe krzesło. Cóż mi radzisz, bracie?»
X 621 Nie pamiętam już zgoła, co mu na to rzekłem,
X 622 Podobno nic — na konia wsiadłem i uciekłem!"
*
X 623 "Jacku! — zawołał Klucznik. — Mądre ty przyczyny
X 624 Wynajdujesz; cóż? one nie zmniejszą twej winy!
X 625 Bo wszakże zdarzało się już nieraz na świecie,
X 626 Że kto pokochał pańskie lub królewskie dziecię,
X 627 Starał się gwałtem zdobyć, przemyślał wykradać,
X 628 Mścił się otwarcie — ale tak chytrze śmierć zadać!
X 629 Panu polskiemu! w Polszcze, i w zmowie z Moskalem!"
X 630 "Nie byłem w zmowie! — Jacek odpowiedział z żalem. —
X 631 Gwałtem porwać? wszak mógłbym, zza krat i [z]za klamek
X 632 Wydarłbym ją, rozbiłbym w puch ten jego zamek!
X 633 Miałem za sobą Dobrzyn i cztery zaścianki.
X 634 Ach, gdyby ona była jak nasze szlachcianki,
X 635 Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoni
X 636 Nie zlękła się i mogła słuchać szczęku broni!
X 637 Lecz ona biedna! tak ją rodzice pieścili,
X 638 Słaba, lękliwa! był to robaczek motyli,
X 639 Wiosenna gąsieniczka! I tak ją zagrabić,
X 640 Dotknąć ją zbrojną ręką — byłoby ją zabić.
X 641 Nie mogłem! Nie.
X 642 Mścić się otwarcie, szturmem zamek zwalić w gruzy,
X 643 Wstyd, boby powiedziano, żem mścił się rekuzy!
X 644 Kluczniku, twoje serce poczciwe nie umie
X 645 Uczuć, ile jest piekła w obrażonej dumie.
X 646 Szatan dumy zaczął mi lepsze plany raić:
X 647 Zemścić się krwawo, ale powód zemsty taić,
X 648 Nie bywać w zamku, miłość z serca wykorzenić,
X 649 Puścić w niepamięć Ewę, z inną się ożenić,
X 650 A potem, potem jaką wynaleźć zaczepkę,
X 651 Pomścić się.
X 652 I zdało mi się zrazu, żem już serce zmienił,
X 653 I rad byłem z wymysłu, i — jam się ożenił
X 654 Z pierwszą, którąm napotkał dziewczyną ubogą!
X 655 Źlem zrobił — jakże byłem ukarany srogo!
X 656 Nie kochałem jej. Biedna matka Tadeusza,
X 657 Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza —
X 658 Ale ja dawną miłość i złość w sercu dusił,
X 659 Byłem jako szalony, darmom siebie musił
X 660 Zająć się gospodarstwem albo interesem;
X 661 Wszystko na próżno! Zemsty opętany biesem,
X 662 Zły, opryskliwy, znaleźć nie mogłem pociechy
X 663 W niczem na świecie — i tak z grzechów w nowe grzechy...
X 664 Zacząłem pić.
X 665 I tak niedługo żona ma z żalu umarła
X 666 Zostawiwszy to dziecię, a mnie rozpacz żarła!
*
X 667 Jakże mocno musiałem kochać tę niebogę,
X 668 Tyle lat! gdziem ja nie był! a dotąd nie mogę
X 669 Jej zapomnieć i zawżdy jej postać kochana
X 670 Stoi mi przed oczyma jakby malowana!
X 671 Piłem, nie mogłem zapić pamięci na chwilę
X 672 Ani pozbyć się, chociaż przebiegłem ziem tyle!
X 673 Teraz oto w habicie jestem Bożym sługą,
X 674 Na łożu, we krwi... O niej mówiłem tak długo! —
X 675 W tej chwili, o tych rzeczach mówić? Bóg wybaczy!
X 676 Musicie wiedzieć, w jakim żalu i rozpaczy
X 677 Popełniłem...
X 678 Było to właśnie wkrótce po jej zaręczynach;
X 679 Wszędzie gadano tylko o jej zaręczynach:
X 680 Powiadano, że Ewa, gdy brała obrączkę
X 681 Z rąk Wojewody, mdlała, że wpadła w gorączkę,
X 682 Że ma początki suchot, że ustawnie szlocha;
X 683 Zgadywano, że kogoś potajemnie kocha...
X 684 Ale Stolnik, jak zawsze, spokojny, wesoły,
X 685 Dawał na zamku bale, zbierał przyjacioły,
X 686 Mnie już nie prosił — na cóż byłem mu potrzebny?
X 687 Mój bezład w domu, bieda, mój nałóg haniebny
X 688 Podały mnie na wzgardę i na śmiech przed światem!
X 689 Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem!
X 690 Mnie, którego Radziwiłł nazywał: kochanku!
X 691 Mnie, com kiedy wyjeżdżał z mojego zaścianku,
X 692 To liczniejszy dwór miałem niżeli książęcy!
X 693 Kiedym szablę dostawał, to kilka tysięcy
X 694 Szabel błyszczało wkoło, strasząc zamki pańskie!
X 695 A potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie!
X 696 Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!
X 697 Jacek Soplica! — Kto zna, co jest czucie pychy..."
X 698 Tu Bernardyn osłabiał i upadł na łoże,
X 699 A Klucznik rzekł wzruszony: "Wielkie sądy Boże!
X 700 Prawda! prawda! więc to ty? i tyżeś to, Jacku
X 701 Soplico? pod kapturem? żyłeś po żebracku!
X 702 Ty, którego pamiętam, gdy zdrowy, rumiany,
X 703 Piękny szlachcic, gdy tobie pochlebiały pany,
X 704 Gdy za tobą kobiety szalały! Wąsalu!
X 705 Nie tak to dawno. takeś zestarzał się z żalu!
X 706 Jakżem ciebie nie poznał po owym wystrzale,
X 707 Kiedyś tak do niedźwiedzia trafił doskonale?
X 708 Bo nad ciebie nie miała strzelca Litwa nasza,
X 709 Byłeś także po Maćku pierwszy do pałasza!
X 710 Prawda! o tobie niegdyś śpiewały szlachcianki:
X 711 «Oto Jacek wąs kręci, trzęsą się zaścianki,
X 712 A komu na swym wąsie węzełek zawiąże,
X 713 Ten zadrży, choćby to był sam Radziwiłł książę».
X 714 Zawiązałeś ty węzeł i mojemu panu!
X 715 Nieszczęśniku! i tyżeś? do takiego stanu?
X 716 Jacek Wąsal kwestarzem! wielkie sądy Boże!
X 717 I teraz! ha! bezkarnie ujść tobie nie może,
X 718 Przysiągłem: kto Horeszków krwi kroplę wysączył..."
X 719 Tymczasem Ksiądz na łożu usiadł i tak kończył:
X 720 "Jeździłem koło zamku; ile biesów w głowie
X 721 I w sercu miałem, kto ich imiona wypowie!
X 722 Stolnik! zabija dziecię własne, mnie już zabił,
X 723 Zniszczył — Jadę pod bramę, szatan mnie tam wabił.
X 724 Patrz, jak on hula! co dzień w zamku pijatyka,
X 725 Ile świec w oknach, jaka brzmi w salach muzyka!
X 726 I ten zamek na łysą głowę mu nie runie...
X 727 Pomyśl o zemście, to wnet szatan broń podsunie.
X 728 Ledwiem pomyślił, szatan nasyła Moskali.
X 729 Stałem patrząc; wiesz, jak wasz zamek szturmowali.
*
X 730 Bo fałsz, żebym był w jakiej z Moskalami zmowie.
*
X 731 "Patrzyłem; różne myśli snuły się po głowie,
X 732 Zrazu z uśmiechem głupim, jak na pożar dziecko,
X 733 Patrzyłem, potem radość uczułem zbojecką,
X 734 Czekając, rychło zacznie palić się i walić;
X 735 Czasem myśl przychodziła: skoczyć, ją ocalić,
X 736 Nawet Stolnika...
*
X 737 Broniliście się, ty wiesz, dzielnie i przytomnie.
X 738 Zdziwiłem się; Moskale padali wkoło mnie,
X 739 Bydlęta, źle strzelają! — Na widok ich klęski
X 740 Złość mię znowu porwała. — Ten Stolnik zwycięski!
X 741 I tak-że mu na świecie wszystko się powodzi?
X 742 I z tej strasznej napaści z tryumfem wychodzi?
X 743 Odjeżdżałem ze wstydem — właśnie był poranek,
X 744 Wtem ujrzałem, poznałem: wystąpił na ganek
X 745 I brylantową szpinką ku słońcu migotał,
X 746 I wąs pokręcał dumnie i wzrok dumny miotał,
X 747 I zdało mi się, że mnie szczególniej urągał,
X 748 Że mnie poznał i ku mnie rękę tak wyciągał,
X 749 Szydząc i grożąc. — Chwytam karabin Moskala;
X 750 Ledwiem przyłożył, prawie nie mierzył — wypala!
X 751 Wiesz!...
*
X 752 Przeklęta broń ognista! Kto mieczem zabija,
X 753 Musi składać się, natrzeć, odbija, wywija,
X 754 Może rozbroić wroga, miecz w pół drogi wstrzymać;
X 755 Ale ta broń ognista, dosyć zamek imać,
X 756 Chwila, jedna iskierka...
*
X 757 Czyż uciekałem, kiedyś mierzył do mnie z góry?
X 758 Utkwiłem oczy we dwie twojej broni rury,
X 759 Rozpacz jakaś! żal dziwny do ziemi mnie przybił!
X 760 Czemuż, ach, mój Gerwazy, czemuś wtenczas chybił?
X 761 Łaskę byś zrobił! Widać, za pokutę grzechu
X 762 Trzeba było..."
X 762 Tu znowu brakło mu oddechu.
X 763 "Bóg widzi — rzecze Klucznik — szczerze trafić chciałem!
X 764 Ileż ty krwi wylałeś twoim jednym strzałem,
X 765 Ileż klęsk spadło na nas i na twą rodzinę,
X 766 A wszystko to przez Waszą, Panie Jacku, winę!
X 767 A wszakże gdy dziś jegry Hrabię na cel wzięli,
X 768 Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli,
X 769 Tyś go zasłonił, i gdy Moskal do mnie palił,
X 770 Tyś mnie rzucił o ziemię, tak nas dwóch ocalił.
X 771 Jeśli prawda, że jesteś księdzem zakonnikiem,
X 772 Jużci sukienka broni cię przed Scyzorykiem.
X 773 Bądź zdrów, więcej na Waszym nie postanę progu,
X 774 Z nami kwita — zostawmy resztę Panu Bogu".
X 775 Jacek rękę wyciągnął — cofnął się Gerwazy:
X 776 "Nie mogę — rzekł — bez mego szlachectwa obrazy
X 777 Dotykać rękę takiem morderstwem skrwawioną
X 778 Z prywatnej zemsty, nie zaś pro publico bono".
X 779 Ale Jacek, z poduszek na łoże upadłszy,
X 780 Zwrócił się ku Sędziemu, a był coraz bladszy
X 781 I niespokojnie pytał o księdza plebana,
X 782 I wołał na Klucznika: "Zaklinam Waćpana,
X 783 Abyś został; wnet skończę, ledwie mam dość mocy
X 784 Zakończyć... Panie Klucznik!... ja umrę tej nocy!"
X 785 "Co, bracie? — krzyknął Sędzia — widziałem, wszak rana
X 786 Niewielka, co ty mówisz? po księdza plebana?
X 787 Może źle opatrzono — zaraz po doktora,
X 788 W apteczce jest..." Ksiądz przerwał: "Bracie, już nie pora.
X 789 Miałem tam strzał dawniejszy, dostałem pod Jena,
X 790 Źle zgojony, a teraz draśniono — gangrena
X 791 Już tu — znam się na ranach, patrz, jaka krew czarna
X 792 Jak sadza; co tu doktor? Ale to rzecz marna;
X 793 Raz umieramy, jutro czy dziś oddać duszę... —
X 794 Panie Klucznik, przebaczysz mnie, ja skończyć muszę!
*
X 795 Jest w tem zasługa: nie chcieć zostać winowajcą
X 796 Narodowym, choć naród okrzyczy cię zdrajcą!
X 797 Zwłaszcza w kim taka, jaka była we mnie duma!
*
X 798 Imię zdrajcy przylgnęło do mnie jako dżuma.
X 799 Odwracali ode mnie twarz obywatele,
X 800 Uciekali ode mnie dawni przyjaciele;
X 801 Kto był lękliwy, z dala witał się i stronił;
X 802 Nawet lada chłop, lada Żyd, choć się pokłonił,
X 803 To mię z boku szyderskim przebijał uśmiechem;
X 804 Wyraz «zdrajca» brzmiał w uszach, odbijał się echem
X 805 W domie, w polu; ten wyraz od rana do zmroku
X 806 Wił się przede mną, jako plama w chorym oku.
X 807 Przecież nie byłem zdrajcą kraju!...
X 808 Moskwa mnie uważała gwałtem za stronnika,
X 809 Dano Soplicom znaczną część dóbr nieboszczyka,
X 810 Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycić
X 811 Urzędem. Gdybym wtenczas chciał się przemoskwicić!
X 812 Szatan radził — już byłem możny i bogaty;
X 813 Gdybym został Moskalem? Najpierwsze magnaty
X 814 Szukałyby mych względów; nawet szlachta braty,
X 815 Nawet gmin, który swoim tak łacnie uwłacza,
X 816 Tym, którzy Moskwie służą, szczęśliwszym — przebacza!
X 817 Wiedziałem to, a przecież — nie mogłem.
*
X 818 Uciekłem z kraju!
X 819 Gdziem nie był! com nie cierpiał!
X 820 Aż Bóg raczył lekarstwo jedyne objawić.
X 821 Poprawić się potrzeba było i naprawić,
X 822 Ile możności to...
*
X 823 Córka Stolnika, ze swym mężem Wojewodą
X 824 Gdzieś w Sybir wywieziona, tam umarła młodo;
X 825 Zostawiła tę w kraju córkę, małą Zosię,
X 826 Kazałem ją hodować.
*
X 827 Bardziej niźli z miłości, może z głupiej pychy
X 828 Zabiłem; więc pokora... wszedłem między mnichy,
X 829 Ja, niegdyś dumny z rodu, ja, com był junakiem,
X 830 Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem,
X 831 Że jako robak w prochu...
X 832 Zły przykład dla Ojczyzny, zachętę do zdrady,
X 833 Trzeba było okupić dobremi przykłady,
X 834 Krwią, poświęceniem się...
X 835 Biłem się za kraj; gdzie? jak? zmilczę; nie dla chwały
X 836 Ziemskiej biegłem tylekroć na miecze, na strzały.
X 837 Milej sobie wspominam nie dzieła waleczne
X 838 I głośne, ale czyny ciche, użyteczne,
X 839 I cierpienia, których nikt...
X 840 Udało mi się nieraz do kraju przedzierać,
X 841 Rozkazy wodzów nosić, wiadomości źbierać,
X 842 Układać zmowy... Znają i Galicyjanie
X 843 Ten kaptur mnisi — znają i Wielkopolanie!
X 844 Pracowałem przy taczkach rok w pruskiej fortecy,
X 845 Trzy razy Moskwa kijmi zraniła me plecy,
X 846 Raz już wiedli na Sybir; potem Austryjacy
X 847 W Szpilbergu zakopali mnie w lochach do pracy,
X 848 W carcer durum — a Pan Bóg wybawił mnie cudem
X 849 I pozwolił umierać między swoim ludem,
X 850 Z Sakramentami.
X 851 Może i teraz, kto wie? możem znowu zgrzeszył!
X 852 Możem nad rozkaz wodzów powstanie przyśpieszył!
X 853 Ta myśl, że dóm Sopliców pierwszy się uzbroi,
X 854 Że pierwszą Pogoń w Litwie zatkną krewni moi!...
X 855 Ta myśl... zdaje się czysta...
X 856 Chciałeś zemsty? masz! boś ty był narzędziem kary
X 857 Bożej! twoim Bóg mieczem rozciął me zamiary.
X 858 Tyś wątek spisku, tyle lat snowany, splątał!
X 859 Cel wielki, który całe życie me zaprzątał,
X 860 Ostatnie moje ziemskie uczucie na świecie,
X 861 Którem tulił, hodował, jak najmilsze dziecię,
X 862 Tyś zabił w oczach ojca, a jam ci przebaczył!
X 863 Ty!..."
X 864 "Oby tylko równie Bóg przebaczyć raczył! —
X 864 Przerwał Klucznik. — Jeżeli masz przyjąć wijatyk,
X 865 Księże Jacku, toć ja nie luter, nie syzmatyk!
X 866 Kto umierającego smuci, wiem, że grzeszy.
X 867 Powiem tobie coś, pewnie to ciebie pocieszy:
X 868 Kiedy nieboszczyk pan mój upadał zraniony,
X 869 A ja, klęcząc nad jego piersią pochylony
X 870 I miecz maczając w ranę, zemstę zaprzysiągnął,
X 871 Pan głowę wstrząsnął, rękę ku bramie wyciągnął
X 872 W stronę, gdzie stałeś, i krzyż w powietrzu naznaczył;
X 873 Mówić nie mógł, lecz dał znak, że zbójcy przebaczył.
X 874 Ja też pojąłem, ale tak się z gniewu wściekłem,
X 875 Że o tym krzyżu nigdy i słowa nie rzekłem".
X 876 Tu rozmowę przerwały chorego cierpienia
X 877 I nastąpiła długa godzina milczenia.
X 878 Oczekują plebana.
X 878 Podkowy zagrzmiały,
X 879 Zastukał do komnaty arendarz zdyszały:
X 880 List ma ważny, samemu Jackowi pokaże.
X 881 Jacek bratu oddaje, głośno czytać każe.
X 882 List od Fiszera, który był natenczas szefem
X 883 Sztabu armiji polskiej pod księciem Józefem.
X 884 Donosi, że w cesarskim tajnym gabinecie
X 885 Stanęła wojna; Cesarz już po całym świecie
X 886 Ogłasza ją; sejm walny w Warszawie zwołany,
X 887 I skonfederowane Mazowieckie Stany
X 888 Wyrzeką uroczyście przyłączenie Litwy.
X 889 Jacek, słuchając, cicho odmówił modlitwy,
X 890 Przycisnąwszy do piersi święconą gromnicę,
X 891 Podniosł w niebo zatlone nadzieją źrenice
X 892 I zalał się ostatnich łez rozkosznych zdrojem:
X 893 "Teraz — rzekł — Panie, sługę Twego puść z pokojem!"
X 894 Wszyscy uklękli; a wtem ozwał się pod progiem
X 895 Dzwonek: znak, że przyjechał pleban z Panem Bogiem.
X 896 Właśnie już noc schodziła i przez niebo mleczne,
X 897 Różowe, biegą pierwsze promyki słoneczne;
X 898 Wpadły przez szyby jako strzały brylantowe,
X 899 Odbiły się na łożu o chorego głowę
X 900 I ubrały mu złotem oblicze i skronie,
X 901 Że błyszczał jako święty w ognistej koronie.
XI KSIĘGA JEDENASTA
XI ROK 1812
XI TREŚĆ:
XI Wróżby wiosenne — Wkroczenie wojsk — Nabożeństwo — Rehabilitacja urzędowa śp. Jacka Soplicy — Z rozmów Gerwazego i Protazego wnosić można bliski koniec procesu — Umizgi ułana z dziewczyną — Rozstrzyga się spor o Kusego i Sokoła — Zaczem goście zgromadzają się na biesiadę — Przedstawienie wodzom par narzeczonych.
XI 1 O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
XI 2 Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
XI 3 A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy
XI 4 O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
XI 5 Z dawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem
XI 6 I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
XI 7 Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
XI 8 Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem,
XI 9 Jakieś oczekiwanie tęskne i radośne.
XI 10 Kiedy pierwszy raz bydło wygnano na wiosnę,
XI 11 Uważano, że chociaż zgłodniałe i chude,
XI 12 Nie biegło na ruń, co już umaiła grudę,
XI 13 Lecz kładło się na rolę i schyliwszy głowy,
XI 14 Ryczało albo żuło swój pokarm zimowy.
XI 15 I wieśniacy ciągnący na jarzynę pługi
XI 16 Nie cieszą się, jak zwykle, z końca zimy długiéj,
XI 17 Nie śpiewają piosenek, pracują leniwo,
XI 18 Jakby nie pamiętali na zasiew i żniwo.
XI 19 Co krok wstrzymują woły i podjezdki w bronie
XI 20 I poglądają z trwogą ku zachodniej stronie,
XI 21 Jakby z tej strony miał się objawić cud jaki,
XI 22 I uważają z trwogą wracające ptaki.
XI 23 Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
XI 24 I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny;
XI 25 A za nim, krzykliwemi nadciągnąwszy pułki,
XI 26 Gromadziły się ponad wodami jaskułki
XI 27 I z ziemi zmarzłej brały błoto na swe domki.
XI 28 W wieczór słychać w zaroślach szept ciągnącej słomki,
XI 29 I stada dzikich gęsi szumią ponad lasem,
XI 30 I znużone na popas spadają z hałasem,
XI 31 A w głębi ciemnej nieba wciąż jęczą żurawie.
XI 32 Słysząc to nocni stróże pytają w obawie,
XI 33 Skąd w Królestwie skrzydlatem tyle zamieszania,
XI 34 Jaka burza te ptaki tak wcześnie wygania.
XI 35 Aż oto nowe stada, jakby gilów, siewek
XI 36 I szpaków, stada jasnych kit i chorągiewek
XI 37 Zajaśniały na wzgórkach, spadają na błonie:
XI 38 Konnica! dziwne stroje, niewidziane bronie,
XI 39 Półk za półkiem, a środkiem, jak stopione śniegi,
XI 40 Płyną drogami kute żelazem szeregi;
XI 41 Z lasów czernią się czapki, rzęd bagnetów błyska,
XI 42 Roją się niezliczone piechoty mrowiska.
XI 43 Wszyscy na północ! Rzekłbyś, że wonczas z wyraju
XI 44 Za ptastwem i lud ruszył do naszego kraju,
XI 45 Pędzony niepojętą, instynktową mocą.
XI 46 Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą
XI 47 Płyną; na niebie gorą tu i ówdzie łuny,
XI 48 Ziemia drży, słychać, biją stronami pioruny. —
XI 49 Wojna! wojna! Nie było w Litwie kąta ziemi,
XI 50 Gdzie by jej huk nie doszedł; pomiędzy ciemnemi
XI 51 Puszczami chłop, którego dziady i rodzice
XI 52 Pomarli nie wyjrzawszy za lasu granice,
XI 53 Który innych na niebie nie rozumiał krzyków
XI 54 Prócz wichrów, a na ziemi prócz bestyi ryków,
XI 55 Gości innych nie widział oprócz spółleśników —
XI 56 Teraz widzi: na niebie dziwna łuna pała,
XI 57 W puszczy łoskot, to kula od jakiegoś działa,
XI 58 Zbłądziwszy z pola bitwy, dróg w lesie szukała,
XI 59 Rwąc pnie, siekąc gałęzie. Żubr, brodacz sędziwy,
XI 60 Zadrżał we mchu, najeżył długie włosy grzywy,
XI 61 Wstaje na wpół, na przednich nogach się opiera
XI 62 I potrząsając brodą, zdziwiony spoziera
XI 63 Na błyskające nagle między łomem zgliszcze:
XI 64 Był to zbłąkany granat, kręci się, wre, świszcze,
XI 65 Pękł z hukiem jakby piorun; żubr pierwszy raz w życiu
XI 66 Zląkł się i uciekł w głębszem schować się ukryciu.
XI 67 Bitwa! gdzie? w której stronie? — pytają młodzieńce,
XI 68 Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce;
XI 69 Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami:
XI 70 "Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!"
XI 71 O wiosno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju,
XI 72 Pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju!
XI 73 O wiosno! kto cię widział, jak byłaś kwitnąca
XI 74 Zbożami i trawami, a ludźmi błyszcząca,
XI 75 Obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna!
XI 76 Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna!
XI 77 Urodzony w niewoli, okuty w powiciu,
XI 78 Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu.
XI 79 Soplicowo leżało tuż przy wielkiej drodze,
XI 80 Którą od strony Niemna ciągnęli dwaj wodze:
XI 81 Nasz Książę Józef i król westfalski Hieronim.
XI 82 Już zajęli część Litwy od Grodna po Słonim,
XI 83 Gdy król rozkazał wojsku dać trzy dni wytchnienia.
XI 84 Ale polscy żołnierze mimo utrudzenia
XI 85 Skarżyli się, że król im marszu nie dozwala;
XI 86 Tak radzi by co prędzej doścignąć Moskala.
XI 87 W mieście pobliskim stanął główny sztab książęcy,
XI 88 A w Soplicowie oboz czterdziestu tysięcy
XI 89 I ze sztabami swemi jenerał Dąbrowski,
XI 90 Kniaziewicz, Małachowski, Giedrojć i Grabowski.
XI 91 Późno było, gdy weszli; więc każdy, gdzie może,
XI 92 Zabierają kwatery w zamczysku, we dworze;
XI 93 Skoro dano rozkazy, rozstawiono czaty,
XI 94 Każdy strudzony poszedł spać do swej komnaty.
XI 95 Z nocą wszystko ucichło: oboz, dwór i pole;
XI 96 Widać tylko, jak cienie, błądzące patrole
XI 97 I gdzieniegdzie błyskania ognisk obozowych,
XI 98 Słychać kolejne hasła stanowisk wojskowych.
XI 99 Spali: gospodarz domu, wodze i żołnierze;
XI 100 Oczu tylko Wojskiego sen słodki nie bierze;
XI 101 Bo Wojski ma na jutro biesiadę wyprawić,
XI 102 Którą chce dom Sopliców na wiek wieków wsławić:
XI 103 Biesiadę godną miłych sercom polskim gości
XI 104 I odpowiednią wielkiej dnia uroczystości,
XI 105 Co jest świętem kościelnem i świętem rodziny;
XI 106 Jutro odbyć się mają trzech par zaręczyny,
XI 107 Zaś jenerał Dąbrowski oświadczył z wieczora,
XI 108 Że chce mieć obiad polski.
XI 108 Choć spóźniona pora,
XI 109 Wojski zebrał co prędzej z sąsiedztwa kucharzy;
XI 110 Pięciu ich było; służą, on sam gospodarzy.
XI 111 Jako kuchmistrz białym się fartuchem opasał,
XI 112 Wdział szlafmycę, a ręce do łokciów zakasał;
XI 113 W ręku ma plackę muszą, owad lada jaki
XI 114 Odpędza wpadający chciwie na przysmaki;
XI 115 Drugą ręką przetarte okulary włożył,
XI 116 Dobył z zanadrza księgę, odwinął, otworzył.
XI 117 Księga ta miała tytuł: Kucharz doskonały.
XI 118 W niej spisane dokładnie wszystkie specyjały
XI 119 Stołów polskich; podług niej Hrabia na Tęczynie
XI 120 Dawał owe biesiady we włoskiej krainie,
XI 121 Którym się Ojciec Święty Urban Ósmy dziwił;
XI 122 Podług niej później Karol Kochanku-Radziwiłł,
XI 123 Gdy przyjmował w Nieświżu króla Stanisława,
XI 124 Sprawił pamiętną ową ucztę, której sława
XI 125 Dotąd żyje na Litwie we gminnej powieści.
XI 126 Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieści,
XI 127 To natychmiast kucharze robią umiejętni.
XI 128 Wre robota, pięćdziesiąt nożów w stoły tętni,
XI 129 Zwijają się kuchciki czarne jak szatany:
XI 130 Ci niosą drwa, ci z mlekiem i z winem sagany,
XI 131 Leją w kotły, skowrody, w rądle, dym wybucha;
XI 132 Dwóch kuchcików przy piecu siedzi, w mieszki dmucha.
XI 133 Wojski, ażeby ogień tem łacniej rozpalać,
XI 134 Rozkazał stopionego masła na drwa nalać
XI 135 (Zbytek ten dozwolony jest w dostatnim domu).
XI 136 Kuchciki sypią w ogień suche pęki łomu.
XI 137 Inni na rożny sadzą ogromne pieczenie
XI 138 Wołowe, sarnie, cąbry dzicze i jelenie;
XI 139 Ci skubią stosy ptastwa; lecą puchów chmury,
XI 140 Obnażają się głuszce, cietrzewie i kury.
XI 141 Lecz kur niewiele było; od owej wyprawy,
XI 142 Którą w czasie zajazdu Dobrzyński Sak krwawy
XI 143 Zrobił na kurnik, kędy Zosi gospodarstwo
XI 144 Zniszczył, nie zostawiwszy sztuki na lekarstwo —
XI 145 Jeszcze nie mogło ptastwem zakwitnąć na nowo
XI 146 Sławne niegdyś ze drobiu swego Soplicowo.
XI 147 Zresztą zaś miąs wszelakich był wielki dostatek,
XI 148 Co się zgromadzić dało i z domu, i z jatek,
XI 149 I z lasów, i z sąsiedztwa, z bliska i z daleka:
XI 150 Rzekłbyś, ptasiego tylko nie dostaje mleka.
XI 151 Dwie rzeczy, których hojny pan do uczty szuka,
XI 152 Łączą się w Soplicowie: dostatek i sztuka.
XI 153 Już wschodził uroczysty dzień Najświętszej Panny
XI 154 Kwietnej. Pogoda była prześliczna, czas ranny,
XI 155 Niebo czyste, wokoło ziemi obciągnięte,
XI 156 Jako morze wiszące, ciche, wklęsło-wgięte;
XI 157 Kilka gwiazd świeci z głębi, jako perły ze dna
XI 158 Przez fale; z boku chmurka biała, sama jedna,
XI 159 Podlatuje i skrzydła w błękicie zanurza,
XI 160 Podobne do niknących piór Anioła Stróża,
XI 161 Który nocną modlitwą ludzi przytrzymany
XI 162 Spóźnił się, śpieszy wracać między spółniebiany.
XI 163 Już ostatnie perły gwiazd zamierzchły i na dnie
XI 164 Niebios zgasły, i niebo środkiem czoła bladnie,
XI 165 Prawą skronią złożone na węzgłowiu cieni,
XI 166 Jeszcze smagławe, lewą coraz się rumieni;
XI 167 A dalej okrąg, jakby powieka szeroka,
XI 168 Rozsuwa się i w środku widać białek oka,
XI 169 Widać tęczę, źrenicę — już promień wytrysnął,
XI 170 Po okrągłych niebiosach wygięty przebłysnął
XI 171 I w białej chmurce jako złoty grot zawisnął.
XI 172 Na ten strzał, na dnia hasło, pęk ogniów wylata,
XI 173 Tysiąc rac krzyżuje się po okręgu świata,
XI 174 A oko słońca weszło. Jeszcze nieco senne
XI 175 Przymruża się, drżąc wstrząsa swe rzęsy promienne,
XI 176 Siedmią barw błyszczy razem: szafirowe razem,
XI 177 Razem krwawi się w rubin i żółknie topazem,
XI 178 Aż rozlśniło się jako kryształ przezroczyste,
XI 179 Potem jak brylant światłe, na koniec ogniste,
XI 180 Jak księżyc wielkie, jako gwiazda migające:
XI 181 Tak po nieźmiernem niebie szło samotne słońce.
XI 182 Dziś pospólstwo litewskie z całej okolicy
XI 183 Zebrało się przed wschodem wokoło kaplicy,
XI 184 Jak gdyby na nowego ogłoszenie cudu.
XI 185 Zbiór ten pochodził w części z pobożności ludu,
XI 186 A w części z ciekawości: bo dziś w Soplicowie
XI 187 Na nabożeństwie mają być jenerałowie,
XI 188 Sławni dowódcy owi naszych legijonów,
XI 189 Których lud znał imiona i czcił jak patronów,
XI 190 Których wszystkie tułactwa, wyprawy i bitwy
XI 191 Były ewangeliją narodową Litwy.
XI 192 Już przyszło oficerów kilku, tłum żołnierzy;
XI 193 Lud ich otacza, patrzy, ledwie oczom wierzy,
XI 194 Oglądając rodaków mundury noszących,
XI 195 Zbrojnych, wolnych i polskim językiem mówiących.
XI 196 Wyszła msza. Nie obejmie świątynia maleńka
XI 197 Całego zgromadzenia; lud na trawie klęka,
XI 198 Patrząc we drzwi kaplicy, odkrywają głowy:
XI 199 Włos litewskiego ludu, biały albo płowy,
XI 200 Pozłacał się jako łan dojrzałego żyta;
XI 201 Gdzieniegdzie kraśna główka dziewicza wykwita,
XI 202 Ubrana w świeże kwiaty albo w pawie oczy
XI 203 I wstęgi rozplecione, ozdoby warkoczy,
XI 204 Śród głów męskich, jak w zbożu bławat i kąkole.
XI 205 Klęczący różnobarwny tłum okrywa pole,
XI 206 A na głos dzwonka, niby na wiatru powianie,
XI 207 Chylą się wszystkie głowy jak kłosy na łanie.
XI 208 Wieśniaczki dziś na ołtarz Matki Zbawiciela
XI 209 Niosą pierwszy dar wiosny, świeże snopki ziela;
XI 210 Wszystko wkoło ubrane w bukiety i w wianki:
XI 211 Ołtarz, obraz, a nawet dzwonica i ganki.
XI 212 Czasem poranny wietrzyk, gdy ze wschodu wionie,
XI 213 Zrywa wianki i rzuca na klęczących skronie,
XI 214 I rozlewa jak z mszalnej kadzielnicy wonie.
XI 215 A gdy w kościele było po mszy i kazaniu,
XI 216 Wyszedł przewodniczący całemu zebraniu
XI 217 Podkomorzy, niedawno przez powiatu stany
XI 218 Zgodnie konfederackim marszałkiem obrany.
XI 219 Miał mundur województwa: żupan złotem szyty,
XI 220 Kontusz gredyturowy z frędzlą i pas lity,
XI 221 Przy którym karabela z głownią jaszczurową;
XI 222 Na szyi świecił wielką szpinką brylantową;
XI 223 Konfederatka biała, a na niej pęk gruby
XI 224 Drogich piórek; były to białych czapel czuby
XI 225 (Na fest kładnie się tylko kitka tak bogata,
XI 226 Której każde pióreczko kosztuje dukata).
XI 227 Tak ubrany, na wzgórek wstąpił przed kościołem,
XI 228 Wieśniacy i żołnierstwo ścisnęło się kołem.
XI 229 On rzekł:
XI 229 "Bracia! Ogłosił wam ksiądz na ambonie
XI 230 Wolność, którą Cesarz-Król przywrócił Koronie,
XI 231 A teraz Litewskiemu Księstwu, Polszcze całéj
XI 232 Przywraca; słyszeliście rządowe uchwały
XI 233 I zwołujące walny sejm uniwersały.
XI 234 Ja tylko mam słów parę przemówić do gminy
XI 235 W rzeczy, która się tyczy Sopliców rodziny,
XI 236 Tutejszych panów.
XI 236 Cała pomni okolica,
XI 237 Co tu zbroił nieboszczyk — pan Jacek Soplica;
XI 238 Ale kiedy o grzechach jego wszyscy wiecie,
XI 239 Czas i zasługi jego ogłosić na świecie:
XI 240 Obecni tu są naszych wojsk jenerałowie,
XI 241 Od których usłyszałem wszystko, co wam mowię.
XI 242 Ten Jacek nie był umarł (jak głoszono) w Rzymie,
XI 243 Tylko odmienił życie dawne, stan i imię;
XI 244 A wszystkie przeciw Bogu i Ojczyźnie winy
XI 245 Zgładził przez żywot święty i przez wielkie czyny.
XI 246 On to pod Hohenlinden, gdy Ryszpans jenerał
XI 247 Na pół pobity już się do odwrotu zbierał,
XI 248 Nie wiedząc, że Kniaziewicz ciągnie ku odsieczy,
XI 249 On to, Jacek, zwan Robak, wśród grotów i mieczy
XI 250 Przeniosł od Kniaziewicza listy Ryszpansowi,
XI 251 Donoszące, że nasi biorą tył wrogowi.
XI 252 On potem w Hiszpaniji, gdy nasze ułany
XI 253 Zdobyły Samosiery grzbiet oszańcowany,
XI 254 Obok Kozietulskiego był ranny dwa razy!
XI 255 Następnie, jak wysłaniec, z tajnemi rozkazy
XI 256 Biegał po różnych stronach ducha ludzi badać,
XI 257 Towarzystwa tajemne wiązać i zakładać;
XI 258 Na koniec w Soplicowie, w swem ojczystym gnieździe,
XI 259 Gdy gotował powstanie, zginął na zajeździe.
XI 260 Właśnie o jego śmierci nadeszła wiadomość
XI 261 Do Warszawy w tę chwilę, gdy Cesarz Jegomość
XI 262 Raczył mu dać za dawne czyny bohaterskie
XI 263 Legiji Honorowej znaki kawalerskie.
XI 264 Owoż te wszystkie rzeczy mając na uwadze,
XI 265 Ja, reprezentujący województwa władzę,
XI 266 Moją konfederacką ogłaszam wam laską:
XI 267 Że Jacek wierną służbą i cesarską łaską
XI 268 Zniósł infamiji plamę, powraca do cześci
XI 269 I znowu się w rzęd prawych patryjotów mieści;
XI 270 Więc kto będzie śmiał Jacka zmarłego rodzinie
XI 271 Wspomnieć kiedy o dawnej, zagładzonej winie,
XI 272 Ten podpadnie za karę takiego wyrzutu
XI 273 Gravis notae maculae, wedle słów Statutu
XI 274 Karzących tak militem, jak i skartabela,
XI 275 Co by siał infamiją na obywatela;
XI 276 A że teraz jest równość, więc artykuł trzeci
XI 277 Obowiązuje równie i mieszczan, i kmieci.
XI 278 Ten wyrok marszałkowski pan pisarz umieści
XI 279 W aktach jeneralności, a woźny obwieści.
XI 280 Co się tycze Legiji Honorowej krzyża,
XI 281 Że późno przyszedł, nic to sławie nie ubliża;
XI 282 Jeśli Jackowi nie mógł służyć ku ozdobie,
XI 283 Niech służy ku pamiątce, wieszam go na grobie.
XI 284 Trzy dni tu będzie wisiał, potem do kaplicy
XI 285 Złoży się jako wotum dla Boga Rodzicy".
XI 286 To powiedziawszy, order wydobył z pokrowca
XI 287 I zawiesił na skromnym krzyżyku grobowca
XI 288 Uwiązaną w kokardę wstążeczkę czerwoną
XI 289 I krzyż biały gwiaździsty ze złotą koroną;
XI 290 Przeciw słońcu promienie gwiazdy zajaśniały
XI 291 Jako ostatni odbłysk ziemskiej Jacka chwały.
XI 292 Tymczasem lud na klęczkach Anioł Pański mowi,
XI 293 Upraszając o wieczny pokój grzesznikowi;
XI 294 Sędzia obchodzi gości i wiejską gromadę,
XI 295 Wszystkich do Soplicowa wzywa na biesiadę.
XI 296 Ale na przyźbie domu usiedli dwaj starce,
XI 297 Mając u kolan pełne miodu dwa półgarce;
XI 298 Patrzą w sad, gdzie wśród pączków barwistego maku
XI 299 Stał ułan jak słonecznik w błyszczącym kołpaku
XI 300 Strojnym blachą złocistą i piórem koguta;
XI 301 Przy nim dziewczę, w zielonej sukience jak ruta
XI 302 Pozioma, wznosi oczki błękitne jak bratki
XI 303 Ku oczom chłopca; dalej panny rwały kwiatki
XI 304 Po ogrodzie, umyślnie odwracając głowy
XI 305 Od kochanków, żeby im nie mięszać rozmowy.
XI 306 Ale starce miód piją, tabakierką z kory
XI 307 Częstując się nawzajem, toczą rozhowory.
XI 308 "Tak, tak, mój Protazeńku" — rzekł klucznik Gerwazy.
XI 309 "Tak, tak, mój Gerwazeńku" — rzekł woźny Protazy.
XI 310 "Tak to, tak!" — powtórzyli zgodnie kilka razy,
XI 311 Kiwając w takt głowami; wreszcie Woźny rzecze:
XI 312 "Iż proces nasz skończy się dziwnie, ja nie przeczę;
XI 313 Wszakże były przykłady; pamiętam procesy,
XI 314 W których się działy gorsze niż u nas ekscesy,
XI 315 A intercyza cały zakończyła kłopot:
XI 316 Tak z Borzdobohatymi pogodził się Łopot,
XI 317 Krepsztulowie z Kupściami, Putrament z Pikturną,
XI 318 Z Odyńcami Mackiewicz, z Kwileckimi Turno.
XI 319 Co mówię! wszak Polacy miewali zamieszki
XI 320 Z Litwą gorsze niżeli z Soplicą Horeszki,
XI 321 A gdy na rozum wzięła królowa Jadwiga,
XI 322 To się bez sądów owa skończyła intryga.
XI 323 Dobrze, gdy strony mają panny albo wdowy
XI 324 Na wydaniu: to zawsze kompromis gotowy.
XI 325 Najdłuższy proces zwykle bywa z duchowieństwem
XI 326 Katolickiem albo też z bliskiem pokrewieństwem,
XI 327 Bo wtenczas sprawy skończyć nie można małżeństwem.
XI 328 Stąd to Lachy z Rusami w sporach nieskończonych,
XI 329 Idąc z Lecha i Rusa, dwu braci rodzonych;
XI 330 Stąd się tyle procesów litewskich ciągnęło
XI 331 Długo z księżmi Krzyżaki, aż wygrał Jagiełło.
XI 332 Stąd na koniec pendebat długo przed aktami
XI 333 Sławny ów proces Rymszów z dominikanami,
XI 334 Aż wygrał wreszcie syndyk klasztorny ksiądz Dymsza,
XI 335 Skąd jest przysłowie: Większy Pan Bóg niż pan Rymsza;
XI 336 Ja zaś dołożę: lepszy miód od Scyzoryka".
XI 337 To mówiąc, półgarcówką przepił do Klucznika.
XI 338 "Prawda! prawda! — rzekł na to Gerwazy wzruszony. —
XI 339 Dziwneć to były losy tej naszej Korony
XI 340 I naszej Litwy! wszak to jak małżonków dwoje!
XI 341 Bóg złączył, a czart dzieli, Bóg swoje, czart swoje!
XI 342 Ach, bracie Protazeńku! że to oczy nasze
XI 343 Widzą! że znowu do nas ci Koronijasze
XI 344 Zawitali! Służyłem ja z nimi przed laty,
XI 345 Pamiętam, dzielne były z nich konfederaty!
XI 346 Gdyby nieboszczyk pan mój Stolnik dożył chwili!
XI 347 O Jacku! Jacku! — lecz cóż będziemy kwilili?
XI 348 Skoro dziś znowu Litwa łączy się z Koroną,
XI 349 Toć tem samym już wszystko zgodzono, zgładzono".
XI 350 "I to dziw — rzekł Protazy — że o tej to Zosi,
XI 351 O której rękę teraz nasz Tadeusz prosi,
XI 352 Było przed rokiem omen, jakoby znak z nieba!"
XI 353 "Panną Zofiją — przerwał Klucznik — zwać ją trzeba,
XI 354 Bo już dorosła, nie jest dziewczyną maluczką,
XI 355 Przy tym z krwi dygnitarskiej, jest Stolnika wnuczką".
XI 356 "Owoż — kończył Protazy — był to znak proroczy
XI 357 O jej losie, widziałem znak na własne oczy.
XI 358 Przed rokiem tu siedziała w święto czeladź nasza
XI 359 Pijąc miód, alić patrzym: pęc, pada z poddasza
XI 360 Dwóch wroblów bijących się, oba samcy stare,
XI 361 Jeden, młodszy cokolwiek, miał podgarle szare,
XI 362 Drugi czarne; dalejże tłuc się po podwórzu,
XI 363 Przewracać kulki, że aż zaryli się w kurzu;
XI 364 My patrzym, a tymczasem szepcą sobie sługi,
XI 365 Że ten czarny niech będzie Horeszko, a drugi
XI 366 Soplica; więc ilekroć szary był na górze,
XI 367 Krzyczą: «Wiwat Soplica! pfe, Horeszki tchórze!»
XI 368 A gdy spadał, wołali: «Popraw się, Soplica!
XI 369 Nie daj się magnatowi, to wstyd na szlachcica!»
XI 370 Tak śmiejąc się czekamy, kto kogo pokona;
XI 371 Wtem Zosieńka, nad ptastwem litością wzruszona,
XI 372 Podbiegła i nakryła rączką te rycerze;
XI 373 Jeszcze się w ręku bili, aż leciało pierze,
XI 374 Taka była zawziętość w tem maleńkiem lichu.
XI 375 Baby, patrząc na Zosię, gadały po cichu,
XI 376 Że pewnie przeznaczeniem będzie tej dziewczyny
XI 377 Pogodzić dwie od dawna zwaśnione rodziny.
XI 378 A widzę, że się dzisiaj ziścił omen babi.
XI 379 Prawdać to, że naonczas myślano o Hrabi,
XI 380 Nie zaś o Tadeuszu".
XI 380 Na to Klucznik rzecze:
XI 381 "Dziwne są sprawy w świecie; kto wszystko dociecze!
XI 382 Ja też powiem Waszeci rzecz, choć nie tak cudną
XI 383 Jak ów omen, a przecież do pojęcia trudną.
XI 384 Wiesz, iż dawniej rad bym był Sopliców rodzinę
XI 385 W łyżce wody utopić; a tego chłopczynę,
XI 386 Tadeusza, od dziecka nieźmierniem polubił.
XI 387 Uważałem, że gdy się z chłopiętami czubił,
XI 388 Zawsze ich zbił; więc ilekroć do zamku biegał,
XI 389 Jam go zawsze do trudnych imprezów podżegał.
XI 390 Wszystko mu się udało; czy wydrzeć gołębie
XI 391 Na wieży, czy jemiołę oberwać na dębie,
XI 392 Czyli z najwyższej sosny złupić wronie gniazdo,
XI 393 Wszystko umiał; myśliłem: pod szczęśliwą gwiazdą
XI 394 Urodził się ten chłopiec; szkoda, że Soplica!
XI 395 Któż by zgadł, że w nim zamku powitam dziedzica,
XI 396 Męża panny Zofiji, mej Wielmożnej Pani!"
XI 397 Tu skończyli rozmowę, piją zadumani,
XI 398 Słychać tylko niekiedy te krótkie wyrazy:
XI 399 "Tak, tak, Panie Gerwazy". — "Tak, Panie Protazy".
XI 400 Przyzba tykała kuchni, której okna stały
XI 401 Otworem i dym jako z pożaru buchały,
XI 402 Aż z kłębów dymu, niby biała gołębica,
XI 403 Mignęła świecąca się kuchmistrza szlafmyca.
XI 404 Wojski przez okno kuchni, ponad starców głowy
XI 405 Wytknąwszy głowę, milczkiem słuchał ich rozmowy
XI 406 I podał im nareszcie filiżanki spodek
XI 407 Pełen biszkoktów, mówiąc: "Zakąście wasz miodek.
XI 408 A ja wam też opowiem historią ciekawą
XI 409 Sporu, który miał bitwą zakończyć się krwawą,
XI 410 Gdy polujący w głębi nalibockich lasów
XI 411 Rejtan wypłatał sztukę książęciu Denassów.
XI 412 Tej sztuki omal własnem nie przypłacił zdrowiem;
XI 413 Jam kłótnię panów zgodził, jak to wam opowiem".
XI 414 Ale Wojskiego powieść przerwali kucharze
XI 415 Pytając, komu serwis ustawiać rozkaże.
XI 416 Wojski odszedł, a starcy, zaczerpnąwszy miodu,
XI 417 Zadumani zwrócili oczy w głąb ogrodu,
XI 418 Gdzie ów dorodny ułan rozmawiał z panienką.
XI 419 Właśnie ułan ująwszy jej dłoń lewą ręką
XI 420 (Prawą miał na temlaku, widać, że był ranny),
XI 421 Z takiemi odezwał się słowami do panny:
XI 422 "Zofijo, musisz to mnie koniecznie powiedzieć,
XI 423 Nim zamienim pierścionki, muszę o tem wiedzieć.
XI 424 I cóż, że przeszłej zimy byłaś już gotowa
XI 425 Dać słowo mnie? Ja wtenczas nie przyjąłem słowa:
XI 426 Bo i cóż mnie po takiem wymuszonem słowie?
XI 427 Wtenczas bawiłem bardzo krótko w Soplicowie;
XI 428 Nie byłem taki próżny, ażebym się łudził,
XI 429 Żem jednem mem spójrzeniem miłość w tobie wzbudził.
XI 430 Ja nie fanfaron; chciałem mą własną zasługą
XI 431 Zyskać twe względy, choćby przyszło czekać długo.
XI 432 Teraz jesteś łaskawa twe słowo powtórzyć;
XI 433 Czymże na tyle łaski umiałem zasłużyć?
XI 434 Może mnie bierzesz, Zosiu, nie tak z przywiązania,
XI 435 Tylko że stryj i ciotka do tego cię skłania;
XI 436 Ale małżeństwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi;
XI 437 Radź się serca własnego, niczyjej powagi
XI 438 Tu nie słuchaj, ni stryja groźb, ni namów cioci;
XI 439 Jeśli nie czujesz dla mnie nic oprócz dobroci,
XI 440 Możem te zaręczyny czas jakiś odwlekać;
XI 441 Więzić twej woli nie chcę, będziem, Zosiu, czekać.
XI 442 Nic nas nie nagli, zwłaszcza że wczora wieczorem
XI 443 Dano mi rozkaz zostać w Litwie instruktorem
XI 444 W pułku tutejszym, nim się z mych ran nie wyleczę.
XI 445 I cóż, kochana Zosiu?"
XI 445 Na to Zosia rzecze,
XI 446 Wznosząc głowę i patrząc w oczy mu nieśmiało:
XI 447 "Nie pamiętam już dobrze, co się dawniej działo;
XI 448 Wiem, że wszyscy mówili, iż za mąż iść trzeba
XI 449 Za Pana; ja się zawsze zgadzam z wolą Nieba
XI 450 I z wolą starszych". Potem, spuściwszy oczęta,
XI 451 Dodała: "Przed odjazdem, jeśli Pan pamięta,
XI 452 Kiedy umarł ksiądz Robak, w ową burzę nocną,
XI 453 Widziałam, że Pan jadąc żałował nas mocno:
XI 454 Pan łzy miał w oczach; te łzy, powiem Panu szczerze,
XI 455 Wpadły mnie aż do serca; odtąd Panu wierzę,
XI 456 Że mnie lubisz; ilekroć mówiłam pacierze
XI 457 Za Pana powodzenie, zawsze przed oczami
XI 458 Stał Pan z temi dużemi, błyszczącemi łzami.
XI 459 Potem Podkomorzyna do Wilna jeździła,
XI 460 Wzięła mnie tam na zimę, alem ja tęskniła
XI 461 Do Soplicowa i do tego pokoiku,
XI 462 Gdzie mnie Pan naprzód w wieczór spotkał przy stoliku,
XI 463 Potem pożegnał; nie wiem, skąd pamiątka Pana,
XI 464 Coś niby jak rozsada w jesieni zasiana,
XI 465 Przez całą zimę w mojem sercu się krzewiła,
XI 466 Że jako mówię Panu — ustawniem tęskniła
XI 467 Do tego pokoiku i cóś mi szeptało,
XI 468 Że tam znów Pana znajdę, i tak się też stało.
XI 469 Mając to w głowie, często też miałam na ustach
XI 470 Imię Pana — było to w Wilnie na zapustach;
XI 471 Panny mówiły, że ja jestem zakochana:
XI 472 Jużci, jeżeli kocham, to już chyba Pana".
XI 473 Tadeusz, rad z takiego miłości dowodu,
XI 474 Wziął ją pod rękę, ścisnął i wyszli z ogrodu
XI 475 Do pokoju damskiego, do owej komnaty,
XI 476 Kędy Tadeusz mieszkał przed dziesięcią laty.
XI 477 Teraz bawił tam Rejent, cudnie wystrojony
XI 478 I usługiwał damie, swojej narzeczonéj,
XI 479 Biegając i podając sygnety, łańcuszki,
XI 480 Słoiki i flaszeczki, i proszki, i muszki;
XI 481 Wesoł, na pannę młodą patrzył tryumfalnie.
XI 482 Panna młoda kończyła robić gotowalnię;
XI 483 Siedziała przed źwierciadłem, radząc się bóstw wdzięku;
XI 484 Pokojowe zaś — jedne z żelazkami w ręku
XI 485 Odświeżają nadstygłe warkoczów pierścionki,
XI 486 Drugie klęcząc pracują około falbonki.
XI 487 Gdy się tak Rejent bawi ze swą narzeczoną,
XI 488 Kuchcik stuknął doń w okno: kota postrzeżono!
XI 489 Kot, wykradłszy się z łozy, prześmignął po łące
XI 490 I wskoczył w sad pomiędzy jarzyny wschodzące;
XI 491 Tam siedzi, wystraszyć go łacno z rozsadniku
XI 492 I uszczuć, postawiwszy charty na przesmyku.
XI 493 Bieży Asesor, ciągnąc za obróż Sokoła,
XI 494 Pośpiesza za nim Rejent i Kusego woła.
XI 495 Wojski obu z chartami przy płocie ustawił,
XI 496 A sam się z placką muszą do sadu wyprawił.
XI 497 Depcąc, świszcząc i klaszcząc, bardzo źwierza trwoży:
XI 498 Szczwacze, trzymając każdy charta na obroży,
XI 499 Ukazują palcami, skąd zając wyruszy,
XI 500 Cmokają z cicha; charty nadstawiły uszy,
XI 501 Wytknęły pyski na wiatr i drżą niecierpliwie,
XI 502 Jak dwie strzały złożone na jednej cięciwie.
XI 503 Wtem Wojski krzyknął: "Wycz-ha!" Zając smyk zza płotu
XI 504 Na łąkę, charty za nim, i wnet bez obrotu
XI 505 Sokół i Kusy razem spadli na szaraka
XI 506 Ze dwóch stron w jednej chwili, jak dwa skrzydła ptaka.
XI 507 I zęby mu jak szpony zatopili w grzbiecie.
XI 508 Kot jęknął raz, jak nowo narodzone dziecię.
XI 509 Żałośnie! Biegą szczwacze: już leży bez ducha,
XI 510 A charty mu sierć białą targają spod brzucha.
XI 511 Szczwacze pogłaskali psy, a Wojski tymczasem
XI 512 Dobył nożyk strzelecki wiszący za pasem,
XI 513 Oderznął skoki i rzekł: "Dziś równą odprawę
XI 514 Wezmą pieski, bo równą pozyskali sławę;
XI 515 Równa ich była rączość, równa była praca;
XI 516 Godzien jest pałac Paca, godzien Pac pałaca,
XI 517 Godni są szczwacze chartów, godne szczwaczów charty;
XI 518 Otoż skończony spór wasz długi i zażarty;
XI 519 Ja, któregoście sędzią zakładu obrali,
XI 520 Wydaję wreszcie wyrok: obaście wygrali.
XI 521 Wracam fanty, niech każdy przy swoim zostanie,
XI 522 A wy podpiszcie zgodę".
XI 522 Na starca wezwanie
XI 523 Szczwacze zwrócili na się rozjaśnione lice
XI 524 I długo rozdzielone złączyli prawice.
XI 525 Wtem rzekł Rejent: "Stawiłem niegdyś konia z rzędem,
XI 526 Opisałem się także przed ziemskim urzędem,
XI 527 Iż pierścień mój sędziemu w salaryjum złożę;
XI 528 Fant postawiony w zakład wracać się nie może.
XI 529 Pierścień niechaj Pan Wojski na pamiątkę przymie
XI 530 I każe na nim wyryć albo swoje imię,
XI 531 Lub, gdy zechce, herbowne Hreczechów ozdoby;
XI 532 Krwawnik jest gładki, złoto jedenastej proby.
XI 533 Konia teraz ułani pod jazdę zabrali,
XI 534 Rzęd został przy mnie; każdy znawca ten rzęd chwali,
XI 535 Iż jest wygodny, trwały, a piękny jak cacko:
XI 536 Kulbaczka wąska, modą z turecka kozacką,
XI 537 Kula na przodzie, w kuli są drogie kamienie,
XI 538 Poduszeczka z rubrontu wyścieła siedzenie,
XI 539 A kiedy na łęk wskoczysz, na tym miękkim puszku
XI 540 Między kulami siedzisz wygodnie jak w łóżku;
XI 541 A gdy w galop puścisz się (tu rejent Bolesta,
XI 542 Który, jako wiadomo, bardzo lubił gesta,
XI 543 Rozstawił nogi, jakby na konia wskakiwał,
XI 544 Potem galop udając powoli się kiwał),
XI 545 A gdy w galop puścisz się, natenczas z czapraka
XI 546 Blask bije, jakby złoto kapało z rumaka,
XI 547 Bo tabenki są gęsto złotem nakrapiane
XI 548 I szerokie strzemiona srebrne pozłacane;
XI 549 Na rzemieniach munsztuka i na uździenicy
XI 550 Połyskają guziki perłowej macicy,
XI 551 U napierśnika wisi księżyc w kształt Leliwy,
XI 552 To jest w kształt nowiu. Cały ten sprzęt osobliwy,
XI 553 Zdobyty (jak wieść niesie) w boju podhajeckim
XI 554 Na jakimś bardzo znacznym szlachcicu tureckim,
XI 555 Przyjm, Asesorze, w dowód mojego szacunku".
XI 556 A na to rzekł Asesor, wesoł z podarunku:
XI 557 "Ja niegdyś darowane od księcia Sanguszki
XI 558 Stawiłem w zakład moje prześliczne obróżki,
XI 559 Jaszczurem wykładane, z kolcami ze złota,
XI 560 I utkaną z jedwabiu smycz, której robota
XI 561 Równie droga jak kamień, co się na niej świeci.
XI 562 Chciałem sprzęt ten zostawić w dziedzictwie dla dzieci;
XI 563 Dzieci pewnie mieć będę, wiesz, że się dziś żenię;
XI 564 Ale ten sprzęt, Rejencie, proszę uniżenie,
XI 565 Bądź łaskaw przyjąć w zamian za twój rzęd bogaty
XI 566 I na pamiątkę sporu, co długiemi laty
XI 567 Toczył się i nareszcie zakończył zaszczytnie
XI 568 Dla nas obu. — Niech zgoda między nami kwitnie!"
XI 569 Więc wracali do domu oznajmić za stołem,
XI 570 Że się skończył spór między Kusym i Sokołem.
XI 571 Była wieść, że zająca tego Wojski w domu
XI 572 Wyhodował i w ogród puścił po kryjomu,
XI 573 Ażeby szczwaczów zgodzić zbyt łatwą zdobyczą.
XI 574 Staruszek tak swą sztukę zrobił tajemniczo,
XI 575 Że oszukał zupełnie całe Soplicowo.
XI 576 Kuchcik w lat kilka później szepnął o tem słowo,
XI 577 Chcąc Asesora skłócić z Rejentem na nowo;
XI 578 Ale próżno krzywdzące chartów wieści szerzył:
XI 579 Wojski zaprzeczył i nikt kuchcie nie uwierzył.
XI 580 Już goście, zgromadzeni w wielkiej zamku sali,
XI 581 Czekając uczty, wkoło stołu rozmawiali,
XI 582 Gdy pan Sędzia w mundurze wojewódzkim wchodzi
XI 583 I pana Tadeusza z Zofiją przywodzi.
XI 584 Tadeusz, lewą dłonią dotykając głowy,
XI 585 Pozdrowił swych dowódców przez ukłon wojskowy.
XI 586 Zofija z opuszczonem ku ziemi wejrzeniem,
XI 587 Zapłoniwszy się, gości witała dygnieniem
XI 588 (Od Telimeny pięknie dygać wyuczona).
XI 589 Miała wianek na głowie jako narzeczona,
XI 590 Zresztą ubior ten samy, w jakim dziś w kaplicy
XI 591 Składała snop wiosenny dla Boga Rodzicy.
XI 592 Użęła znów dla gości nowy snopek ziela;
XI 593 Jedną ręką zeń kwiaty i trawy rozdziela,
XI 594 Drugą swój sierp błyszczący poprawia na głowie.
XI 595 Brali ziółka, całując jej ręce, wodzowie.
XI 596 Zosia znowu dygała w kolej, zapłoniona.
XI 597 Wtem jenerał Kniaziewicz wziął ją za ramiona
XI 598 I złożywszy ojcowski całus na jej czole,
XI 599 Podniosł w górę dziewczynę, postawił na stole,
XI 600 A wszyscy, klaszcząc w dłonie zawołali: "Brawo!" —
XI 601 Zachwyceni dziewczyny urodą, postawą,
XI 602 A szczególniej jej strojem litewskim prostaczym;
XI 603 Bo dla tych wodzów, którzy w swem życiu tułaczém
XI 604 Tak długo błąkali się w obcych stronach świata,
XI 605 Dziwne miała powaby narodowa szata,
XI 606 Która im wspominała i młode ich lata,
XI 607 I dawne ich miłostki; więc ze łzami prawie
XI 608 Skupili się do stołu, patrzyli ciekawie.
XI 609 Ci proszą, aby Zosia wzniosła nieco czoło
XI 610 I oczy pokazała; ci, ażeby wkoło
XI 611 Raczyła się obrócić; dziewczyna wstydliwa
XI 612 Obraca się, lecz oczy rękami zakrywa.
XI 613 Tadeusz patrzył wesoł i zacierał ręce.
XI 614 Czy ktoś Zosi poradził wyjść w takiej sukience,
XI 615 Czy instynktem wiedziała (bo dziewczyna zgadnie
XI 616 Zawsze instynktem, co jej do twarzy przypadnie),
XI 617 Dosyć, że Zosia pierwszy raz w życiu dziś z rana
XI 618 Była od Telimeny za upor łajana,
XI 619 Nie chcąc modnego stroju, aż wymogła płaczem,
XI 620 Że ją tak zostawiono, w ubraniu prostaczem.
XI 621 Spodniczkę miała długą, białą; suknię krótką
XI 622 Z zielonego kamlotu, z różową obwódką;
XI 623 Gorset także zielony, różowemi wstęgi
XI 624 Od łona aż do szyi sznurowany w pręgi;
XI 625 Pod nim pierś jako pączek pod listkiem się tuli.
XI 626 Od ramion świecą białe rękawy koszuli,
XI 627 Jako skrzydła motyle do lotu wydęte,
XI 628 U dłoni skarbowane i wstążką opięte;
XI 629 Szyja także koszulką obciśniona wąską,
XI 630 Kołnierzyk zadzierzgniony różową zawiązką;
XI 631 Zauszniczki wyrznięte sztucznie z pestek wiszni,
XI 632 Których się wyrobieniem Sak Dobrzyński pyszni
XI 633 (Były tam dwa serduszka z grotem i płomykiem,
XI 634 Dane dla Zosi, gdy Sak był jej zalotnikiem);
XI 635 Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu,
XI 636 Na skroniach zielonego wianek rozmarynu.
XI 637 Wstążki warkoczów Zosia rzuciła na barki,
XI 638 A na czoło włożyła zwyczajem żniwiarki
XI 639 Sierp krzywy, świeżem żęciem traw oszlifowany,
XI 640 Jasny jak nów miesięczny nad czołem Dyjany.
XI 641 Wszyscy chwalą, klaskają. Jeden z oficerów
XI 642 Dobył z kieszeni portefeuille z plikami papierów,
XI 643 Rozłożył je, ołówek przyciął, w ustach zmoczył,
XI 644 Patrzy w Zosię, rysuje. Ledwie Sędzia zoczył
XI 645 Papiery i ołówki, poznał rysownika,
XI 646 Choć go bardzo odmienił mundur pułkownika,
XI 647 Bogate szlify, mina prawdziwie ułańska
XI 648 I wąsik poczerniony, i bródka hiszpańska.
XI 649 Sędzia poznał: "Jak się masz, mój Jaśnie Wielmożny
XI 650 Hrabio? I w ładownicy masz twój sprzęt podróżny
XI 651 Do malarstwa!" — W istocie był to Hrabia młody,
XI 652 Niedawny żołnierz, lecz że wielkie miał dochody
XI 653 I swoim kosztem cały pułk jazdy wystawił,
XI 654 I w pierwszej zaraz bitwie wybornie się sprawił,
XI 655 Cesarz go połkownikiem dziś właśnie mianował:
XI 656 Więc Sędzia witał Hrabię i rangi winszował,
XI 657 Ale Hrabia nie słuchał, a pilnie rysował.
XI 658 Tymczasem weszła druga para narzeczona:
XI 659 Asesor, niegdyś cara, dziś Napoleona
XI 660 Wierny sługa; żandarmów oddział miał w komendzie,
XI 661 A choć ledwie dwadzieścia godzin był w urzędzie,
XI 662 Już włożył mundur siny z polskiemi wyłogi
XI 663 I ciągnął krzywą szablę, i dzwonił w ostrogi.
XI 664 Obok poważnym krokiem szła jego kochanka,
XI 665 Ubrana bardzo strojnie, Tekla Hreczeszanka;
XI 666 Bo Asesor już dawno Telimenę rzucił
XI 667 I aby tę kokietkę tym mocniej zasmucił,
XI 668 Ku Wojszczance afekty serdeczne obrócił.
XI 669 Panna nie nadto młoda, już pono półwieczna,
XI 670 Lecz gospodyni dobra, osoba stateczna
XI 671 I posażna, bo oprócz swej dziedzicznej wioski
XI 672 Sumką z daru Sędziego powiększała wnioski.
XI 673 Trzeciej pary daremnie czekają czas długi.
XI 674 Sędzia niecierpliwi się i wysyła sługi;
XI 675 Wracają: powiadają, że trzeci małżonek,
XI 676 Pan Rejent, szczując kota, zgubił swój pierścionek
XI 677 Ślubny, szuka na łące; a Rejenta dama
XI 678 Jeszcze u gotowalni; choć spieszy się sama
XI 679 I choć jej pomagają służebne kobiety,
XI 680 Nie mogła w żaden sposób skończyć toalety;
XI 681 Ledwie będzie gotowa na godzinę czwartą.
XII KSIĘGA DWUNASTA
XII KOCHAJMY SIĘ
XII TREŚĆ:
XII Ostatnia uczta staropolska — Arcyserwis — Objaśnienie jego figur — Jego ruchy — Dąbrowski udarowany — Jeszcze o Scyzoryku — Kniaziewicz udarowany — Pierwszy akt urzędowy Tadeusza przy objęciu dziedzictwa — Uwagi Gerwazego — Koncert nad koncertami — Polonez — Kochajmy się!
XII 1 Na koniec z trzaskiem sali drzwi na wściąż otwarto.
XII 2 Wchodzi pan Wojski w czapce i z głową zadartą,
XII 3 Nie wita się i miejsca za stołem nie bierze,
XII 4 Bo Wojski występuje w nowym charakterze,
XII 5 Marszałka dworu; laskę ma na znak urzędu
XII 6 I tą laską z kolei, jako mistrz obrzędu,
XII 7 Wskazuje wszystkim miejsca i gości usadza.
XII 8 Naprzód, jako najpierwsza województwa władza,
XII 9 Podkomorzy-Marszałek wziął miejsce zaszczytne:
XII 10 Ze słoniowym poręczem krzesło aksamitne;
XII 11 Obok na prawej stronie jenerał Dąbrowski,
XII 12 Na lewej siadł Kniaziewicz, Pac i Małachowski.
XII 13 Śród nich Podkomorzyna, dalej inne panie,
XII 14 Oficerowie, pany, szlachta i ziemianie,
XII 15 Mężczyźni i kobiety, na przemian po parze
XII 16 Usiadają porządkiem, gdzie Wojski ukaże.
XII 17 Pan Sędzia skłoniwszy się opuścił biesiadę;
XII 18 On na dziedzińcu włościan traktował gromadę;
XII 19 Zebrawszy ich za stołem na dwa staje długim,
XII 20 Sam siadł na jednym końcu, a pleban na drugim.
XII 21 Tadeusz i Zofija do stołu nie siedli;
XII 22 Zajęci częstowaniem włościan, chodząc jedli.
XII 23 Starożytny był zwyczaj, iż dziedzice nowi
XII 24 Na pierwszej uczcie sami służyli ludowi.
XII 25 Tymczasem goście, potraw czekający w sali,
XII 26 Z zadziwieniem na wielki serwis poglądali,
XII 27 Którego równie drogi kruszec jak robota.
XII 28 Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota
XII 29 Kazał ten sprzęt na urząd w Wenecyi zrobić
XII 30 I wedle własnych planów po polsku ozdobić.
XII 31 Serwis, potem zabrany czasu wojny szwedzkiéj,
XII 32 Przeszedł, nie wiedzieć jaką drogą, w dom szlachecki.
XII 33 Dziś ze skarbca dobyty zajął środek stoła
XII 34 Ogromnym kręgiem na kształt karetnego koła.
XII 35 Serwis ten był nalany ode dna po brzegi
XII 36 Piankami i cukrami białemi jak śniegi:
XII 37 Udawał przewybornie krajobraz zimowy;
XII 38 W środku czerniał ogromny bór konfiturowy:
XII 39 Stronami domy, niby wioski i zaścianki,
XII 40 Okryte zamiast śronu cukrowemi pianki;
XII 41 Na krawędziach naczynia stoją dla ozdoby
XII 42 Niewielkie, z porcelany wydęte osoby
XII 43 W polskich strojach; jakoby aktory na scenie,
XII 44 Zdawały się przedstawiać jakoweś zdarzenie;
XII 45 Gest ich sztucznie wydany, farby osobliwe,
XII 46 Tylko głosu im braknie, zresztą gdyby żywe.
XII 47 Cóż przedstawiają? — goście pytali ciekawi,
XII 48 Zaczem Wojski podnosi laskę i tak prawi
XII 49 (Tymczasem podawano wódkę przed jedzeniem):
XII 50 "Za mych Wielce Mościwych Panów pozwoleniem:
XII 51 Te persony, których tu widzicie bez liku,
XII 52 Przedstawiają polskiego historią sejmiku,
XII 53 Narady, wotowanie, tryumfy i waśnie;
XII 54 Sam tę scenę odgadłem i Państwu objaśnię.
XII 55 Oto na prawo widać liczne szlachty grono:
XII 56 Pewnie ich przed sejmikiem na ucztę sproszono.
XII 57 Czeka nakryty stolik; nikt gości nie sadza,
XII 58 Stoją kupkami, każda kupka się naradza.
XII 59 Patrzcie, iż w każdej kupce stoi w środku człowiek,
XII 60 Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek,
XII 61 Rąk niespokojnych, widać — mówca; cóś tłomaczy,
XII 62 I palcem eksplikuje, i na dłoni znaczy.
XII 63 Ci mowcy zalecają swoich kandydatów
XII 64 Z różnym skutkiem, jak widać z miny szlachty bratów.
XII 65 Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie słucha,
XII 66 Ten ręce za pas zatknął i przyłożył ucha,
XII 67 Ów dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci,
XII 68 Zapewne słowa zbiera i niże w pamięci;
XII 69 Cieszy się mowca, widząc, że są nawróceni,
XII 70 Gładzi kieszeń, bo kreski ich już ma w kieszeni.
XII 71 Lecz za to w trzeciem gronie dzieje się inaczéj;
XII 72 Tu mówca musi łowić za pasy słuchaczy.
XII 73 Patrzcie! wyrywają się i cofają uszy;
XII 74 Patrzcie, jako ten słuchacz od gniewu się puszy,
XII 75 Wzniosł ręce, grozi mówcy, usta mu zatyka,
XII 76 Pewnie słyszał pochwały swego przeciwnika;
XII 77 Ten drugi, pochyliwszy czoło na kształt byka,
XII 78 Powiedziałbyś, że mówcę pochwyci na rogi;
XII 79 Ci biorą się do szabel, tamci poszli w nogi.
XII 80 Jeden między kupkami szlachcic cichy stoi,
XII 81 Widać, że człek bezstronny, waha się i boi;
XII 82 Za kim dać kreskę? nie wie i sam z sobą w walce,
XII 83 Pyta losu, wzniosł ręce, wytknął wielkie palce,
XII 84 Zmrużył oczy, paznokciem do paznokcia mierzy,
XII 85 Widać, że kreskę swoję kabale powierzy:
XII 86 Jeśli palce trafią się, da afirmatywę,
XII 87 A jeżeli się chybią, rzuci negatywę.
XII 88 Na lewej druga scena: refektarz klasztoru,
XII 89 Obrócony na salę szlacheckiego zboru.
XII 90 Starsi rzędem na ławach siedzą, młodsi stają
XII 91 I ciekawi przez głowy w środek zaglądają;
XII 92 W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma,
XII 93 Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma.
XII 94 Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą
XII 95 I imię obranego urzędnika głoszą.
XII 96 Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa.
XII 97 Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza,
XII 98 Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało,
XII 99 Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą:
XII 100 Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: «Veto!»
XII 101 Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą
XII 102 Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię;
XII 103 Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie.
XII 104 Lecz tam, na korytarzu, Państwo uważacie
XII 105 Tego starego księdza, co idzie w ornacie —
XII 106 To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi,
XII 107 A chłopiec w komży dzwoni i na ustęp prosi;
XII 108 Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka,
XII 109 A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka;
XII 110 Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi.
XII 111 Ach! wy nie pamiętacie tego, Państwo młodzi,
XII 112 Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej,
XII 113 Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej;
XII 114 Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa,
XII 115 Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława!
XII 116 W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów,
XII 117 Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów;
XII 118 Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwa strzeże,
XII 119 Żeby w tych krajach była wolność — nie uwierzę".
XII 120 Wtem dzwoniąc w tabakierę rzekł pan Podkomorzy:
XII 121 "Panie Wojski, niech Wasze na potem odłoży
XII 122 Te historyje; prawda, że sejmik ciekawy,
XII 123 Ale my głodni, każ Wać przynosić potrawy".
XII 124 Na to Wojski, skłaniając aż do ziemi laskę:
XII 125 "Jaśnie Wielmożny Panie, zróbże mi tę łaskę,
XII 126 Zaraz dokończę scenę ostatnią sejmików:
XII 127 Oto nowy marszałek na ręku stronników
XII 128 Wyniesion z refektarza; patrz, jak szlachta braty
XII 129 Rzucają czapki, usta otwarli — wiwaty!
XII 130 A tam po drugiej stronie pan przekreskowany,
XII 131 Sam jeden, czapkę wcisnął na łeb zadumany,
XII 132 Żona przed domem czeka, zgadła, co się dzieje,
XII 133 Biedna! oto na ręku pokojowej mdleje.
XII 134 Biedna! Jaśnie Wielmożnej tytuł przybrać miała,
XII 135 A znów tylko Wielmożną na lat trzy została!"
XII 136 Tu Wojski skończył opis i laską znak daje,
XII 137 I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
XII 138 Roznoszący potrawy: barszcz królewskim zwany
XII 139 I rosoł staropolski sztucznie gotowany,
XII 140 Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety
XII 141 Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
XII 142 (Taki rosoł krew czyści i pokrzepia zdrowie).
XII 143 Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
XII 144 Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów
XII 145 Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,
XII 146 Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,
XII 147 Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;
XII 148 Owe ryby! łososie suche, dunajeckie,
XII 149 Wyzyny, kawijary weneckie, tureckie,
XII 150 Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,
XII 151 Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!
XII 152 W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
XII 153 U głowy przysmażona, we środku pieczona,
XII 154 A mająca potrawkę z sosem u ogona.
XII 155 Goście ani pytali nazwiska potrawy,
XII 156 Ani ich zastanowił ów sekret ciekawy;
XII 157 Wszystko prędko z żołnierskim jedli apetytem,
XII 158 Kieliszki napełniając węgrzynem obfitym.
XII 159 Ale tymczasem wielki serwis barwę zmienił
XII 160 I odarty ze śniegu już się zazielenił,
XII 161 Bo lekka, ciepłem letnim powoli rozgrzana,
XII 162 Roztopiła się lodu cukrowego piana
XII 163 I dno odkryła, dotąd zatajone oku;
XII 164 Więc krajobraz przedstawił nową porę roku,
XII 165 Zabłysnąwszy zieloną, różnofarbną wiosną.
XII 166 Wychodzą różne zboża, jak na drożdżach rosną,
XII 167 Pszenicy szafranowej buja kłos złocisty,
XII 168 Żyto ubrane w srebra malarskiego listy
XII 169 I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady,
XII 170 I kwitnące gruszkami i jabłkami sady.
XII 171 Ledwie mają czas goście darów lata użyć.
XII 172 Darmo proszą Wojskiego, żeby je przedłużyć:
XII 173 Już serwis, jak planeta koniecznym obrotem,
XII 174 Zmienia porę, już zboża malowane złotem,
XII 175 Nabrawszy ciepła w izbie powoli topnieją,
XII 176 Już trawy pożółkniały, liścia czerwienieją,
XII 177 Sypią się, rzekłbyś, iż wiatr jesienny powiewa;
XII 178 Na koniec owe chwilę przedtem strojne drzewa —
XII 179 Teraz, jakby odarte od wichrów i śronu,
XII 180 Stoją nagie; były to laski cynamonu
XII 181 Lub udające sosnę gałązki wawrzynu,
XII 182 Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu.
XII 183 Goście pijący wino zaczęli gałązki,
XII 184 Pnie i korzenie zrywać i gryźć dla zakąski.
XII 185 Wojski obchodził serwis i, pełen radości,
XII 186 Tryumfujące oczy obracał na gości.
XII 187 Henryk Dąbrowski udał wielkie zadziwienie
XII 188 I rzekł: "Mój Panie Wojski, czy to chińskie cienie?
XII 189 Czy to Pinety Panu dał w służbę swe bisy?
XII 190 Czy dotąd u was w Litwie są takie serwisy
XII 191 I wszyscy takim starym ucztują zwyczajem?
XII 192 Powiedz mi, bo ja życie strawiłem za krajem".
XII 193 Wojski rzekł, kłaniając się: "Nie, Jaśnie Wielmożny
XII 194 Jenerale, nie jest to żaden kunszt bezbożny!
XII 195 Jest to pamiątka tylko owych biesiad sławnych,
XII 196 Które dawano w domach panów starodawnych,
XII 197 Gdy Polska używała szczęścia i potęgi!
XII 198 Com zrobił, tom wyczytał z tej tu oto księgi.
XII 199 Pytasz, czy wszędzie w Litwie ten się zwyczaj chowa?
XII 200 Niestety! Już i do nas włazi moda nowa.
XII 201 Niejeden panicz krzyczy, że nie cierpi zbytków,
XII 202 Je jak Żyd, skąpi gościom potraw i napitków,
XII 203 Węgrzyna pożałuje, a pije szatańskie
XII 204 Fałszywe wino modne, moskiewskie, szampańskie;
XII 205 Potem w wieczor na karty tyle złota straci,
XII 206 Że za nie dałbyś ucztę na stu szlachty braci.
XII 207 Nawet (bo co na sercu mam, dziś powiem szczerze,
XII 208 Niech tego Podkomorzy za złe mi nie bierze)
XII 209 Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywał,
XII 210 To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwał,
XII 211 Mówiąc, że to machina zmudna, staroświecka,
XII 212 Że to ma pozor niby zabawki dla dziecka,
XII 213 Nieprzyzwoitej dla tak znakomitych ludzi!
XII 214 Sędzio! i Sędzia mówił, że to gości znudzi!
XII 215 A przecież, ile wnoszę z Panów zadziwienia,
XII 216 Widzę, iż ten kunszt piękny godzien był widzenia!
XII 217 Nie wiem, czy się podobna okazyja zdarzy
XII 218 Częstować w Soplicowie takich dygnitarzy.
XII 219 Widzę, że Pan Jenerał na biesiadach zna się.
XII 220 Niechaj przyjmie tę książkę, ona Panu zda się,
XII 221 Gdy będziesz dla monarchów zagranicznych grona
XII 222 Dawał ucztę, ba, nawet dla Napoleona.
XII 223 Ale pozwól, nim księgę tę Panu poświęcę,
XII 224 Niech powiem, jakim trafem wpadła w moje ręce".
XII 225 Wtem szmer powstał za drzwiami; razem głosów wiele
XII 226 Zawołało: "Niech żyje Kurek na kościele!"
XII 227 Ciżba tłoczy się w salę, a Maciej na czele.
XII 228 Sędzia gościa za rękę do stołu prowadził
XII 229 I wysoko pomiędzy wodzami posadził,
XII 230 Mówiąc: "Panie Macieju, niedobry sąsiedzie,
XII 231 Przyjeżdżasz bardzo późno, prawie po obiedzie".
XII 232 "Jem wcześnie — rzekł Dobrzyński — ja tu nie dla jadła
XII 233 Przybyłem, tylko że mnie ciekawość napadła
XII 234 Obejrzeć z bliska naszą armię narodową.
XII 235 Wiele by gadać — jest to ani to, ni owo!
XII 236 Szlachta mnie obaczyła i gwałtem tu wiedzie,
XII 237 A Waszeć za stół sadzasz — dziękuję, sąsiedzie".
XII 238 To wyrzekłszy, przewrócił talerz dnem do góry
XII 239 Na znak, że jeść nie będzie, i milczał ponury.
XII 240 "Panie Dobrzyński — rzekł mu jenerał Dąbrowski —
XII 241 Tyż to jesteś ów sławny rębacz Kościuszkowski,
XII 242 Ów Maciej, zwany Rózga! Znam ciebie ze sławy.
XII 243 I proszę, takiś dotąd czerstwy, taki żwawy!
XII 244 Ileż to lat minęło! Patrz, jam się podstarzał,
XII 245 Patrz, i Kniaziewiczowi już się włos poszarzał,
XII 246 A ty jeszcze z młodszymi mógłbyś pójść w zapasy,
XII 247 I Rózga twoja kwitnie pono jak przed czasy;
XII 248 Słyszałem, żeś niedawno Moskalów oćwiczył.
XII 249 Lecz gdzie są bracia twoi? Niezmiernie bym życzył
XII 250 Widzieć te Scyzoryki i te wasze Brzytwy,
XII 251 Ostatnie egzemplarze starodawnej Litwy".
XII 252 "Jenerale — rzekł Sędzia — po owem zwycięstwie
XII 253 Prawie wszyscy Dobrzyńscy schronili się w Księstwie;
XII 254 Zapewne do którego weszli legijonu!"
XII 255 "W istocie — odpowiedział młody szef szwadronu —
XII 256 Mam w drugiej kompaniji wąsate straszydło,
XII 257 Wachmistrza Dobrzyńskiego, co się zwie Kropidło,
XII 258 A Mazury zowią go litewskim niedźwiedziem.
XII 259 Jeśli Jenerał każe, to go tu przywiedziem".
XII 260 "Jest — rzekł porucznik — kilku innych rodem z Litwy,
XII 261 Jeden żołnierz znajomy pod imieniem Brzytwy
XII 262 I drugi, co z tromblonem jeździ na flankiery;
XII 263 Są także w pułku strzelców dwa grenadyjery
XII 264 Dobrzyńscy".
XII 264 "Ale, ale, o ich naczelniku —
XII 265 Rzekł Jenerał — chcę wiedzieć, o tym Scyzoryku,
XII 266 O którym mnie Pan Wojski tyle prawił cudów,
XII 267 Jakby o jednym z owych dawnych wielkoludów".
XII 268 "Scyzoryk — rzecze Wojski — choć nie egzulował,
XII 269 Ale bojąc się śledztwa, przed Moskwą się schował;
XII 270 Całą zimę nieborak tułał się po lasach,
XII 271 Teraz dopiero wyszedł; w tych wojennych czasach
XII 272 Mógłby się na co przydać, jest rycerskim człekiem,
XII 273 Szkoda tylko, że trochę przyciśniony wiekiem.
XII 273 Lecz owóż on!..."
XII 274 Tu Wojski palcem wskazał w sieni,
XII 275 Gdzie czeladź i wieśniacy stali natłoczeni,
XII 276 A nad wszystkich głowami łysina błyszcząca
XII 277 Ukazała się nagle jak pełnia miesiąca,
XII 278 Trzykroć weszła i trzykroć znikła w głów obłoku;
XII 279 Klucznik idąc kłaniał się, aż dobył się z tłoku
XII 280 I rzekł:
XII 280 "Jaśnie Wielmożny Koronny Hetmanie
XII 281 Czy Jenerale, mniejsza o tytułowanie,
XII 282 Jam jest Rębajło, staję na twe zawołanie
XII 283 Z tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawy
XII 284 Ani z napisów, ale z hartu nabył sławy,
XII 285 Że nawet o nim Jaśnie Wielmożny Pan wiedział.
XII 286 Gdyby on gadać umiał, może by powiedział
XII 287 Cokolwiek na pochwałę i tej starej ręki,
XII 288 Która służyła długo, wiernie, Bogu dzięki,
XII 289 Ojczyźnie tudzież panów Horeszków rodzinie,
XII 290 Czego pamięć dotychczas między ludźmi słynie.
XII 291 Mopanku! rzadko który pisarz prowentowy
XII 292 Tak zręcznie temperuje pióra, jak on głowy.
XII 293 Długo liczyć! A nosów i uszu bez liku!
XII 294 A nie ma żadnej szczerby na tym Scyzoryku
XII 295 I żaden go nie splamił zbojecki uczynek,
XII 296 Tylko otwarta wojna albo pojedynek.
XII 297 Raz tylko! Panie, daj mu wieczny odpoczynek,
XII 298 Bezbronnego człowieka, niestety, sprzątniono!
XII 299 A i to, Bóg mi świadkiem, pro publico bono".
XII 300 "Pokaż no — rzekł śmiejąc się jenerał Dąbrowski —
XII 301 A to piękny scyzoryk, istny miecz katowski!"
XII 302 I z zadziwieniem wielki rapier opatrywał,
XII 303 I innym oficerom w kolej pokazywał;
XII 304 Probowali go wszyscy, ale ledwie który
XII 305 Z oficerów mógł podnieść ten rapier do góry.
XII 306 Mówiono, że Dembiński, sławny ręki siłą,
XII 307 Podźwignąłby szablicę, lecz go tam nie było.
XII 308 Z obecnych zaś tylko szef szwadronu, Dwernicki,
XII 309 I dowódca plutonu, porucznik Różycki,
XII 310 Potrafili obracać tym żelaznym drągiem;
XII 311 I tak rapier na probę szedł z rąk do rąk ciągiem.
XII 312 Lecz jenerał Kniaziewicz, wzrostem najsłuszniejszy,
XII 313 Pokazało się, iż był w ręku najsilniejszy.
XII 314 Ująwszy rapier, lekko jakby szpadę dźwignął
XII 315 I nad głowami gości błyskawicą mignął,
XII 316 Przypominając polskie fechtarskie wykręty:
XII 317 Krzyżową sztukę, młyńca, cios krzywy, raz cięty,
XII 318 Cios kradziony i tempy kontrpunktów, tercetów,
XII 319 Które też umiał, bo był ze Szkoły Kadetów.
XII 320 Gdy śmiejąc się fechtował, Rębajło już klęczał,
XII 321 Objął go za kolana i ze łzami jęczał
XII 322 Za każdym zwrotem miecza: "Pięknie! Jenerale,
XII 323 Czyś był konfederatem? Pięknie, doskonale!
XII 324 To sztych Puławskich! Tak się Dzierżanowski składał!
XII 325 To sztych Sawy! Któż Panu tak rękę układał?
XII 326 Chyba Maciej Dobrzyński! A to, Jenerale,
XII 327 Mój wynalazek, dalbóg mój, ja się nie chwalę,
XII 328 To cięcie znane tylko w Rębajłów zaścianku,
XII 329 Od mojego imienia zwane cios mopanku.
XII 330 Któż to Pana nauczył? To jest moje cięcie,
XII 331 Moje!"
XII 331 Wstał, Jenerała porwawszy w objęcie.
XII 332 "Teraz umrę spokojnie! Jest przecie na świecie
XII 333 Człowiek, który przytuli moje drogie dziecię;
XII 334 Bo wszak nad tem od dawna dzień i noc boleję,
XII 335 Czy po śmierci ten rapier mój nie zerdzewieje!
XII 336 Otóż nie zerdzewieje! Mój Jaśnie Wielmożny
XII 337 Jenerale, wybacz mi, porzućcie te rożny,
XII 338 Niemieckie szpadki, to wstyd szlacheckiemu dziecku
XII 339 Nosić ten kijek; weźmij szablę po szlachecku!
XII 340 Oto ten mój Scyzoryk u nóg Twoich składam,
XII 341 To jest, co najdroższego na świecie posiadam.
XII 342 Nie miałem nigdy żony, nie miałem dziecięcia,
XII 343 On był żoną i dzieckiem; z mojego objęcia
XII 344 Nigdy on nie wychodził; od rana do mroku
XII 345 Pieściłem go, on w nocy sypiał przy mym boku!
XII 346 A kiedym się zestarzał, nad łóżkiem na ścianie
XII 347 Wisiał, jako nad Żydem Boże przykazanie!
XII 348 Myśliłem zakopać go razem z ręką w grobie,
XII 349 Lecz znalazłem dziedzica! — Niechaj służy Tobie!"
XII 350 Jenerał wpół śmiejąc się, a na wpół wzruszony:
XII 351 "Kolego — rzekł — jeżeli ustąpisz mnie żony
XII 352 I dziecka, to zostaniesz przez resztę żywota
XII 353 Bardzo samotny, stary, wdowiec i sierota!
XII 354 Powiedz, czem ci ten drogi dar mam wynagrodzić
XII 355 I czem twoje sieroctwo i wdowstwo osłodzić?"
XII 356 "Czy ja Cybulski? — rzecze na to Klucznik z żalem —
XII 357 Co żonę przegrał, grając w mariasza z Moskalem,
XII 358 Jak o tem pieśń powiada? — Ja mam dosyć na tem,
XII 359 Że mój Scyzoryk jeszcze zabłyśnie przed światem
XII 360 W takim ręku! — Niech tylko Jenerał pamięta,
XII 361 Aby tasiemka była długa, rozciągnięta,
XII 362 Bo to długie; a zawsze od lewego ucha
XII 363 Ciąć oburącz, to przetniesz od głowy do brzucha".
XII 364 Jenerał wziął Scyzoryk, lecz że bardzo długi,
XII 365 Nie mógł nosić, w furgonie schowały go sługi.
XII 366 Co się z nim stało, różnie powiadają o tem,
XII 367 Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
XII 368 Dąbrowski rzekł do Maćka: "A ty co, Kolego?
XII 369 Zdaje się, że ty nierad z przybycia naszego?
XII 370 Milczysz kwaśny? I jakże, serce ci nie skacze,
XII 371 Gdy widzisz orły złote, srebrne? gdy trębacze
XII 372 Pobudkę Kościuszkowską trąbią ci nad uchem?
XII 373 Maćku, myśliłem, że ty większym jesteś zuchem;
XII 374 Jeśli szabli nie weźmiesz i na koń nie siędziesz,
XII 375 Przynajmniej z kolegami wesoło pić będziesz
XII 376 Zdrowie Napoleona i Polski nadzieje!"
XII 377 "Ha! — rzekł Maciej — słyszałem, widzę, co się dzieje!
XII 378 Ale, Panie, dwóch orłów razem się nie gnieździ!
XII 379 Łaska pańska, Hetmanie, na pstrym koniu jeździ!
XII 380 Cesarz wielki bohater! gadać o tem wiele!
XII 381 Pamiętam, że Puławscy, moi przyjaciele,
XII 382 Mawiali, poglądając na Dymuryjera,
XII 383 Że dla Polski polskiego trzeba bohatera,
XII 384 Nie Francuza, ani też Włocha, ale Piasta,
XII 385 Jana albo Józefa, lub Maćka — i basta.
XII 386 Wojsko! Mówią, że polskie! Lecz te fizyliery,
XII 387 Sapery, grenadiery i kanonijery!
XII 388 Więcej słychać niemieckich tytułów w tym tłumie
XII 389 Niżeli narodowych! Kto to już zrozumie!
XII 390 A muszą też być z wami Turki czy Tartary,
XII 391 Czy syzmatyki, co ni Boga, ani wiary!
XII 392 Sam widziałem: kobiety w wioskach napastują,
XII 393 Przechodniów odzierają, kościoły rabują!
XII 394 Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga,
XII 395 Jeśli Cesarz Jegomość wybrał się bez Boga!
XII 396 Słyszałem, że już podpadł pod klątwy biskupie;
XII 397 Wszystko to jest..." Tu Maciej chleb umoczył w supie
XII 398 I jedząc nie dokończył ostatniego słowa.
XII 399 Nie w smak Podkomorzemu poszła Maćka mowa.
XII 400 Młodzież zaczęła szemrać; Sędzia przerwał swary,
XII 401 Głosząc przybycie trzeciej narzeczonej pary.
XII 402 Był to Rejent; sam siebie Rejentem ogłosił;
XII 403 Nikt go nie poznał; dotąd polskie suknie nosił,
XII 404 Lecz teraz Telimena, przyszła żona, zmusza
XII 405 Warunkiem intercyzy wyrzec się kontusza;
XII 406 Więc się Rejent rad nierad po francusku przebrał.
XII 407 Widno, że mu frak duszy połowę odebrał.
XII 408 Stąpa, jakby kij połknął, prosto, nieruchawo,
XII 409 Jak żóraw; nie śmie spójrzeć ni w lewo, ni w prawo;
XII 410 Mina gęsta, lecz z miny widać, że jest w męce,
XII 411 Nie wie, jak się pokłonić, gdzie ma podziać ręce,
XII 412 On, co tak gesty lubił! ręce za pas sadził —
XII 413 Nie masz pasa — tylko się po żołądku gładził;
XII 414 Postrzegł omyłkę; bardzo zmięszał się, spiekł raka
XII 415 I ręce obie schował w jedną kieszeń fraka.
XII 416 Idzie jakby przez rózgi śród szeptów i drwinek,
XII 417 Wstydząc się za frak, jakby za niecny uczynek;
XII 418 Aż spotkał oczy Maćka i zadrżał z bojaźni.
XII 419 Maciej dotąd z Rejentem żył w wielkiej przyjaźni.
XII 420 Teraz wzrok nań obrócił tak ostry i dziki,
XII 421 Że Rejent zbladnął, zaczął zapinać guziki,
XII 422 Myśląc, że Maciej wzrokiem suknie z niego złupi;
XII 423 Dobrzyński tylko dwakroć wyrzekł głośno: "Głupi!" —
XII 424 I tak strasznie zgorszył się z Rejenta przebrania,
XII 425 Że zaraz wstał od stołu i bez pożegnania
XII 426 Wymknąwszy się, wsiadł na koń, wrócił do zaścianka.
XII 427 A tymczasem Rejenta nadobna kochanka,
XII 428 Telimena, roztacza blaski swej urody
XII 429 I ubior od stóp do głów co najświeższej mody.
XII 430 Jaką miała sukienkę, jaki strój na głowie,
XII 431 Daremnie pisać, pióro tego nie wypowie,
XII 432 Chyba pędzel by skreślił te tiule, ptyfenie,
XII 433 Blondyny, kaszemiry, perły i kamienie,
XII 434 I oblicze różane, i żywe wejrzenie.
XII 435 Poznał ją zaraz Hrabia, z zadziwienia blady,
XII 436 Wstał od stołu i szukał koło siebie szpady:
XII 437 "I tyżeś to! — zawołał — czy mnie oczy łudzą?
XII 438 Ty? w obecności mojej? ściskasz rękę cudzą?
XII 439 O, niewierna istoto, o, duszo zmiennicza!
XII 440 I nie skryjesz ze wstydu pod ziemię oblicza?
XII 441 Takeś twojej tak świeżej niepomna przysięgi?
XII 442 O łatwowierny! Po cóż nosiłem te wstęgi!
XII 443 Lecz biada rywalowi, co mię tak znieważa!
XII 444 Po moim chyba trupie pójdzie do ołtarza!"
XII 445 Goście powstali, Rejent okropnie się zmieszał,
XII 446 Podkomorzy rywalów zagodzić pośpieszał;
XII 447 Lecz Telimena wziąwszy Hrabiego na stronę:
XII 448 "Jeszcze — szepnęła — Rejent nie wziął mię za żonę;
XII 449 Jeżeli Pan przeszkadzasz, odpowiedzże na to,
XII 450 A odpowiedz mi zaraz, krótko, węzłowato:
XII 451 Czy mnie kochasz, czyś dotąd serca nie odmienił,
XII 452 Czyś gotów, żebyś ze mną zaraz się ożenił?
XII 453 Zaraz, dziś? — Jeśli zechcesz, odstąpię Rejenta".
XII 454 Hrabia rzekł: "O, kobieto, dla mnie niepojęta!
XII 455 Dawniej w uczuciach twoich byłaś poetyczną,
XII 456 A teraz mi się zdajesz całkiem prozaiczną;
XII 457 Cóż są wasze małżeństwa, jeśli nie łańcuchy,
XII 458 Które związują tylko ręce, a nie duchy?
XII 459 Wierzaj, są oświadczenia, nawet bez wyznania,
XII 460 Są obowiązki nawet bez obowiązania!
XII 461 Dwa serca, pałające na dwóch końcach ziemi,
XII 462 Rozmawiają jak gwiazdy promieńmi drżącemi:
XII 463 Kto wie! może dlatego ziemia tak do słońca
XII 464 Dąży i tak jest zawsze miłą dla miesiąca,
XII 465 Że wiecznie patrzą na się i najkrótszą drogą
XII 466 Biegą do siebie — ale zbliżyć się nie mogą!"
XII 467 "Dość już tego — przerwała — nie jestem planetą
XII 468 Z łaski Bożej! Dość, Hrabio, ja jestem kobietą;
XII 469 Już wiem resztę, przestań mi pleść ni to, ni owo.
XII 470 Teraz ostrzegam: jeśli piśniesz jedno słowo,
XII 471 Ażeby ślub mój zerwać, to jak Bóg na niebie,
XII 472 Że z temi paznokciami przyskoczę do ciebie
XII 473 I..."
XII 473 "Nie będę — rzekł Hrabia — szczęścia Pani kłócił!"
XII 474 I oczy pełne smutku i wzgardy odwrócił,
XII 475 I ażeby ukarać niewierną kochankę,
XII 476 Za przedmiot stałych ogniów wziął Podkomorzankę.
XII 477 Wojski pragnął młodzieńców poróżnionych zgodzić
XII 478 Przykładami mądremi, więc zaczął wywodzić
XII 479 Historyją o dziku nalibockich lasów
XII 480 I o kłótni Rejtana z książęciem Denassów,
XII 481 Ale goście tymczasem skończyli jeść lody
XII 482 I z zamku na dziedziniec wyszli dla ochłody.
XII 483 Tam włość już kończy ucztę, krążą miodu dzbany,
XII 484 Muzyka już się stroi i wzywa na tany;
XII 485 Szukają Tadeusza, który stał na stronie
XII 486 I coś pilnego szeptał swojej przyszłej żonie.
XII 487 "Zofijo! muszę ciebie w bardzo ważnej rzeczy
XII 488 Radzić się; już pytałem stryja, on nie przeczy.
XII 489 Wiesz, iż znaczna część wiosek, które mam posiadać,
XII 490 Wedle prawa na ciebie powinna by spadać.
XII 491 Ci chłopi nie są moi, lecz twoi poddani,
XII 492 Nie śmiałbym ich urządzić bez woli ich pani.
XII 493 Teraz, kiedy już mamy Ojczyznę kochaną,
XII 494 Czyliż wieśniacy zyszczą z tą szczęśliwą zmianą
XII 495 Tyle tylko, że pana innego dostaną?
XII 496 Prawda, że byli dotąd rządzeni łaskawie,
XII 497 Lecz po mej śmierci Bóg wie komu ich zostawię;
XII 498 Jestem żołnierz, jesteśmy śmiertelni oboje,
XII 499 Jestem człowiek, sam własnych kaprysów się boję;
XII 500 Bezpieczniej zrobię, kiedy władzy się wyrzekę
XII 501 I oddam los włościanów pod prawa opiekę.
XII 502 Sami wolni, uczyńmy i włościan wolnemi,
XII 503 Oddajmy im w dziedzictwo posiadanie ziemi,
XII 504 Na której się zrodzili, którą krwawą pracą
XII 505 Zdobyli, z której wszystkich żywią i bogacą.
XII 506 Lecz muszę ciebie ostrzec, że tych ziem nadanie
XII 507 Zmniejszy nasz dochod; w miernym musimy żyć stanie.
XII 508 Ja przywykłem do życia oszczędnego z młodu;
XII 509 Lecz ty, Zofijo, jesteś z wysokiego rodu,
XII 510 W stolicy przepędziłaś twoje młode lata;
XII 511 Czyż zgodzisz się żyć na wsi? z daleka od świata!
XII 512 Jak ziemianka!"
XII 512 A na to Zosia rzekła skromnie:
XII 513 "Jestem kobietą, rządy nie należą do mnie.
XII 514 Wszakże Pan będziesz mężem; ja do rady młoda.
XII 515 Co Pan urządzisz, na to całym sercem zgoda!
XII 516 Jeśli włość uwalniając, zostaniesz uboższy,
XII 517 To, Tadeuszu, będziesz sercu memu droższy.
XII 518 O moim rodzie mało wiem i nie dbam o to;
XII 519 Tyle pomnę, że byłam ubogą, sierotą,
XII 520 Że od Sopliców byłam za córkę przybrana,
XII 521 W ich domu hodowana i za mąż wydana.
XII 522 Wsi nie lękam się; jeśli w wielkim mieście żyłam,
XII 523 To dawno; zapomniałam, wieś zawsze lubiłam;
XII 524 I wierz mi, że mnie moje kogutki i kurki
XII 525 Więcej bawiły niżli owe Peterburki;
XII 526 Jeśli czasem tęskniłam do zabaw, do ludzi,
XII 527 To z dzieciństwa; wiem teraz, że mnie miasto nudzi;
XII 528 Przekonałam się zimą po krótkim pobycie
XII 529 W Wilnie, że ja na wiejskie urodzona życie;
XII 530 Pośród zabaw tęskniłam znów do Soplicowa.
XII 531 Pracy też nie lękam się, bom młoda i zdrowa,
XII 532 Umiem chodzić około domu, nosić klucze;
XII 533 Gospodarstwa, obaczysz, jak ja się wyuczę!"
XII 534 Gdy Zosia domawiała ostatnie wyrazy,
XII 535 Podszedł ku niej zdziwiony i kwaśny Gerwazy:
XII 536 "Już wiem! — rzekł. — Sędzia mówił już o tej wolności!
XII 537 Lecz nie pojmuję, co to ściąga się do włości!
XII 538 Boję się, żeby to coś nie było z niemiecka!
XII 539 Wszak wolność nie jest chłopska rzecz, ale szlachecka!
XII 540 Prawda, że się wywodzim wszyscy od Adama,
XII 541 Alem słyszał, że chłopi pochodzą od Chama,
XII 542 Żydowie od Jafeta, my szlachta od Sema,
XII 543 A więc panujem jako starsi nad obiema.
XII 544 Jużci pleban inaczej uczy na ambonie...
XII 545 Powiada, że to było tak w Starym Zakonie,
XII 546 Ale skoro Chrystus Pan, choć z krolów pochodził,
XII 547 Między Żydami w chłopskiej stajni się urodził,
XII 548 Odtąd więc wszystkie stany porównał i zgodził.
XII 549 Niech i tak będzie, kiedy inaczej nie można!
XII 550 Zwłaszcza że, jako słyszę, i Jaśnie Wielmożna
XII 551 Pani moja, Zofija, na wszystko się zgadza;
XII 552 Jej rozkazać, mnie słuchać; jużci przy niej władza.
XII 553 Tylko ostrzegam, byśmy wolności nie dali
XII 554 Pustej i słownej tylko, jako za Moskali,
XII 555 Kiedy pan Karp nieboszczyk włościan wyswobodził,
XII 556 A Moskal ich podatkiem potrójnym ogłodził.
XII 557 Radzę więc, aby chłopów starym obyczajem
XII 558 Uszlachcić i ogłosić, że im herb nasz dajem,
XII 559 Pani udzieli jednym wioskom Półkozica,
XII 560 Drugim niech swą Leliwę nada Pan Soplica.
XII 561 Natenczas i Rębajło uzna chłopa rownym,
XII 562 Gdy go ujrzy szlachcicem wielmożnym, herbownym,
XII 563 Sejm potwierdzi.
XII 563 A niech się mąż Pani nie trwoży,
XII 564 Iż oddanie ziem Państwo tak bardzo zuboży;
XII 565 Nie da Bóg, abym rączki córy dygnitarskiej
XII 566 Widział umozolone w pracy gospodarskiej.
XII 567 Jest na to sposób. — W zamku wiem ja pewną skrzynię,
XII 568 W której jest Horeszkowskie stołowe naczynie,
XII 569 Przytem różne sygnety, kanaki, manele,
XII 570 Kity bogate, rzędy, cudne karabele,
XII 571 Skarbczyk Stolnika, w ziemi skryty od grabieży;
XII 572 Pani Zofiji jako dziedziczce należy;
XII 573 Pilnowałem go w zamku jako oka w głowie
XII 574 Od Moskalów i od was, Państwo Soplicowie.
XII 575 Mam także spory worek mych własnych talarów,
XII 576 Uzbieranych z wysługi tudzież z pańskich darów.
XII 577 Myśliłem, gdy nam zamek wróconym zostanie,
XII 578 Obrócić grosz na murów wyreperowanie;
XII 579 Nowemu gospodarstwu dziś zda się w potrzebie;
XII 580 A więc, Panie Soplico, wnoszę się do ciebie,
XII 581 Będę żył u mej Pani na łaskawym chlebie
XII 582 I kołysząc Horeszków pokolenie trzecie,
XII 583 Wprawiać do Scyzoryka Pani mojej dziecię,
XII 584 Jeśli syn — a syn będzie, bo wojny nadchodzą,
XII 585 A w czasie wojny zawżdy synowie się rodzą".
XII 586 Ledwie ostatnie słowa domówił Gerwazy,
XII 587 Gdy poważnemi kroki przystąpił Protazy,
XII 588 Skłonił się i wydobył z zanadrza kontusza
XII 589 Panegiryk ogromny w półtrzecia arkusza.
XII 590 Skomponował go rymem podoficer młody,
XII 591 Który niegdyś w stolicy sławne pisał ody,
XII 592 Potem wdział mundur, lecz i w wojsku beletrysta,
XII 593 Wiersze rabiał. — Już Woźny przeczytał ich trzysta,
XII 594 Aż gdy przyszedł do miejsca: "O ty, której wdzięki
XII 595 Budzą bolesną radość i rozkoszne męki!
XII 596 Która na szyk Bellony gdy zwrócisz twarz piękną,
XII 597 Złamią się wnet oszczepy i tarcze rozpękną,
XII 598 Zwalcz dziś Marsa Hymenem; srogiej niezgod hydrze
XII 599 Niech dłoń twoja syczące z czoła zmije wydrze!" —
XII 600 Tadeusz i Zofija ustawnie klaskali,
XII 601 Niby chwaląc, w istocie nie chcąc słuchać daléj.
XII 602 Już z rozkazu Sędziego pleban stał na stole
XII 603 I ogłaszał włościanom Tadeusza wolę.
XII 604 Zaledwie usłyszeli nowinę poddani,
XII 605 Skoczyli do panicza, padli do nóg pani,
XII 606 "Zdrowie Państwu naszemu!" — ze łzami krzyknęli;
XII 607 Tadeusz krzyknął: "Zdrowie Spółobywateli,
XII 608 Wolnych, równych, Polaków!"
XII 608 "Wnoszę Ludu zdrowie!" —
XII 609 Rzekł Dąbrowski; lud krzyknął: "Niech żyją Wodzowie,
XII 610 Wiwat Wojsko!" "Wiwat Lud, wiwat wszystkie Stany!"
XII 611 Tysiącem głosów zdrowia grzmiały na przemiany.
XII 612 Tylko Buchman radości podzielać nie raczył,
XII 613 Pochwalał projekt, lecz go rad by przeinaczył,
XII 614 A naprzód komisyją legalną wyznaczył,
XII 615 Która by... Krótkość czasu była na zawadzie,
XII 616 Że nie stało się zadość Buchmanowej radzie.
XII 617 Bo na dziedzińcu zamku już stali parami
XII 618 Oficery z damami, wiara z wieśniaczkami:
XII 619 "Poloneza!" — krzyknęli wszyscy w jedno słowo.
XII 620 Oficerowie wiodą muzykę wojskową;
XII 621 Ale pan Sędzia w ucho rzekł do Jenerała:
XII 622 "Każ Pan, żeby się jeszcze kapela wstrzymała;
XII 623 Wiesz, że dzisiaj synowca mego zaręczyny,
XII 624 A dawnym obyczajem jest naszej rodziny
XII 625 Zaręczać się i żenić przy wiejskiej muzyce.
XII 626 Patrz, stoi cymbalista, skrzypak i kozice;
XII 627 Poczciwi muzykanci — już się skrzypak zżyma,
XII 628 A kobeźnik kłania się i żebrze oczyma;
XII 629 Jeżeli ich odprawię, biedni będą płakać;
XII 630 Lud przy innej muzyce nie potrafi skakać;
XII 631 Niechaj ci zaczną, niech się i lud podweseli,
XII 632 Potem będziem wybornej twej słuchać kapeli".
XII 633 Dał znak.
XII 633 Skrzypak u sukni zakasał rękawek,
XII 634 Ścisnął gryf krzepko, oparł brodę o podstawek
XII 635 I smyk jak konia w zawód puścił po skrzypicy.
XII 636 Na to hasło stojący obok kobeźnicy,
XII 637 Jak gdyby w skrzydła bijąc, częstym ramion ruchem
XII 638 Dmą w miechy i oblicza wypełniają duchem;
XII 639 Myśliłbyś, że ta para w powietrze uleci,
XII 640 Podobna do pyzatych Boreasza dzieci.
XII 641 Brakło cymbałów.
XII 641 Było cymbalistów wielu,
XII 642 Ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Jankielu
XII 643 (Jankiel przez całą zimę nie wiedzieć gdzie bawił,
XII 644 Teraz się nagle z głównym sztabem wojska zjawił).
XII 645 Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie
XII 646 Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.
XII 647 Proszą, ażeby zagrał, podają cymbały;
XII 648 Żyd wzbrania się, powiada, że ręce zgrubiały,
XII 649 Odwykł od grania, nie śmie i panów się wstydzi;
XII 650 Kłaniając się umyka; gdy to Zosia widzi,
XII 651 Podbiega i na białej podaje mu dłoni
XII 652 Drążki, któremi zwykle mistrz we stróny dzwoni;
XII 653 Drugą rączką po siwej brodzie starca głaska
XII 654 I dygając: "Jankielu — mówi — jeśli łaska,
XII 655 Wszak to me zaręczyny, zagrajże, Jankielu!
XII 656 Wszak nieraz przyrzekałeś grać na mym weselu!"
XII 657 Jankiel nieźmiernie Zosię lubił; kiwnął brodą
XII 658 Na znak, że nie odmawia; więc go w środek wiodą,
XII 659 Podają krzesło, usiadł, cymbały przynoszą,
XII 660 Kładą mu na kolanach. On patrzy z rozkoszą
XII 661 I z dumą; jak weteran w służbę powołany,
XII 662 Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną ze ściany,
XII 663 Dziad śmieje się, choć miecza dawno nie miał w dłoni,
XII 664 Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie zawiedzie broni.
XII 665 Tymczasem dwaj uczniowie przy cymbałach klęczą,
XII 666 Stroją na nowo stróny i probując brzęczą;
XII 667 Jankiel z przymrużonemi na poły oczyma
XII 668 Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.
XII 669 Spuścił je, zrazu bijąc taktem tryumfalnym,
XII 670 Potem gęściej siekł stróny jak deszczem nawalnym;
XII 671 Dziwią się wszyscy — lecz to była tylko proba,
XII 672 Bo wnet przerwał i w górę podniosł drążki oba.
XII 673 Znowu gra: już drżą drążki tak lekkiemi ruchy,
XII 674 Jak gdyby zadzwoniło w stronę skrzydło muchy,
XII 675 Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.
XII 676 Mistrz zawsze patrzył w niebo, czekając natchnienia.
XII 677 Spójrzał z góry, instrument dumnym okiem zmierzył,
XII 678 Wzniosł ręce, spuścił razem, w dwa drążki uderzył:
XII 679 Zdumieli się słuchacze...
XII 679 Razem ze strón wiela #w pierwodruku odstę przed tym wierszem
XII 680 Buchnął dźwięk, jakby cała janczarska kapela
XII 681 Ozwała się z dzwonkami, z zelami, z bębenki.
XII 682 Brzmi Polonez Trzeciego Maja! — Skoczne dźwięki
XII 683 Radością oddychają, radością słuch poją,
XII 684 Dziewki chcą tańczyć, chłopcy w miejscu nie dostoją —
XII 685 Lecz starców myśli z dźwiękiem w przeszłość się uniosły,
XII 686 W owe lata szczęśliwe, gdy senat i posły
XII 687 Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej sali
XII 688 Zgodzonego z narodem króla fetowali;
XII 689 Gdy przy tańcu śpiewano: "Wiwat Król kochany!
XII 690 Wiwat Sejm, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany!"
XII 691 Mistrz coraz takty nagli i tony natęża;
XII 692 A wtem puścił fałszywy akord jak syk węża,
XII 693 Jak zgrzyt żelaza po szkle — przejął wszystkich dreszczem
XII 694 I wesołość pomięszał przeczuciem złowieszczem.
XII 695 Zasmuceni, strwożeni, słuchacze zwątpili:
XII 696 Czy instrument niestrojny? czy się muzyk myli?
XII 697 Nie zmylił się mistrz taki! On umyślnie trąca
XII 698 Wciąż tę zdradziecką stronę, melodyję zmąca,
XII 699 Coraz głośniej targając akord rozdąsany,
XII 700 Przeciwko zgodzie tonów skonfederowany;
XII 701 Aż Klucznik pojął mistrza, zakrył ręką lica
XII 702 I krzyknął: "Znam! znam głos ten! to jest Targowica!"
XII 703 I wnet pękła ze świstem strona złowróżąca.
XII 704 Muzyk bieży do prymów, urywa takt, zmąca,
XII 705 Porzuca prymy, bieży z drążkami do basów.
XII 706 Słychać tysiące coraz głośniejszych hałasów,
XII 707 Takt marszu, wojna, atak, szturm, słychać wystrzały,
XII 708 Jęk dzieci, płacze matek. — Tak mistrz doskonały
XII 709 Wydał okropność szturmu, że wieśniaczki drżały,
XII 710 Przypominając sobie ze łzami boleści
XII 711 Rzeź Pragi, którą znały z pieśni i z powieści,
XII 712 Rade, że mistrz na koniec strónami wszystkiemi
XII 713 Zagrzmiał i głosy zdusił, jakby wbił do ziemi.
XII 714 Ledwie słuchacze mieli czas wyjść z zadziwienia,
XII 715 Znowu muzyka inna — znów zrazu brzęczenia
XII 716 Lekkie i ciche, kilka cienkich strónek jęczy,
XII 717 Jak kilka much, gdy z siatki wyrwą się pajęczéj.
XII 718 Lecz strón coraz przybywa, już rozpierzchłe tony
XII 719 Łączą się i akordów wiążą legijony,
XII 720 I już w takt postępują zgodzonemi dźwięki,
XII 721 Tworząc nutę żałosną tej sławnej piosenki:
XII 722 O żołnierzu tułaczu, który borem, lasem
XII 723 Idzie, z biedy i z głodu przymierając czasem,
XII 724 Na koniec pada u nóg konika wiernego,
XII 725 A konik nogą grzebie mogiłę dla niego.
XII 726 Piosenka stara, wojsku polskiemu tak miła!
XII 727 Poznali ją żołnierze, wiara się skupiła
XII 728 Wkoło mistrza; słuchają, wspominają sobie
XII 729 Ów czas okropny, kiedy na Ojczyzny grobie
XII 730 Zanucili tę piosnkę i poszli w kraj świata;
XII 731 Przywodzą na myśl długie swej wędrówki lata
XII 732 Po lądach, morzach, piaskach gorących i mrozie,
XII 733 Pośrodku obcych ludów, gdzie często w obozie
XII 734 Cieszył ich i rozrzewniał ten śpiew narodowy.
XII 735 Tak rozmyślając, smutnie pochylili głowy.
XII 736 Ale je wnet podnieśli, bo mistrz tony wznosi,
XII 737 Natęża, takty zmienia, cóś innego głosi.
XII 738 I znowu spójrzał z góry, okiem strony zmierzył,
XII 739 Złączył ręce, oburącz w dwa drążki uderzył:
XII 740 Uderzenie tak sztuczne, tak było potężne,
XII 741 Że stróny zadzwoniły jak trąby mosiężne
XII 742 I z trąb znana piosenka ku niebu wionęła,
XII 743 Marsz tryumfalny: "Jeszcze Polska nie zginęła!"
XII 744 "Marsz, Dąbrowski, do Polski!" — I wszyscy klasnęli,
XII 745 I wszyscy "Marsz Dąbrowski" chorem okrzyknęli!
XII 746 Muzyk, jakby sam swojej dziwił się piosence,
XII 747 Upuścił drążki z palców, podniosł w górę ręce,
XII 748 Czapka lisia spadła mu z głowy na ramiona,
XII 749 Powiewała poważnie broda podniesiona,
XII 750 Na jagodach miał kręgi dziwnego rumieńca,
XII 751 We wzroku, ducha pełnym, błyszczał żar młodzieńca,
XII 752 Aż gdy na Dąbrowskiego starzec oczy zwrócił,
XII 753 Zakrył rękami, spod rąk łez potok się rzucił:
XII 754 "Jenerale! — rzekł — ciebie długo Litwa nasza
XII 755 Czekała... długo, jak my Żydzi Mesyjasza.
XII 756 Ciebie prorokowali dawno między ludem
XII 757 Śpiewaki, ciebie niebo obwieściło cudem.
XII 758 Żyj i wojuj, o, ty nasz!..."
XII 758 Mówiąc, ciągle szlochał. #w pierwodruku wiersz nie jest rozbity
XII 759 Żyd poczciwy Ojczyznę jako Polak kochał!
XII 760 Dąbrowski mu podawał rękę i dziękował,
XII 761 On, czapkę zdjąwszy, wodza rękę ucałował.
XII 762 Poloneza czas zacząć. — Podkomorzy rusza
XII 763 I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,
XII 764 I wąsa pokręcając, podał rękę Zosi,
XII 765 I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą parę prosi.
XII 766 Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi;
XII 767 Dano hasło, zaczęto taniec — on prowadzi.
XII 768 Nad murawą czerwone połyskają buty,
XII 769 Bije blask z karabeli, świeci się pas suty,
XII 770 A on stąpa powoli, niby od niechcenia;
XII 771 Ale z każdego kroku, z każdego ruszenia
XII 772 Można tancerza czucia i myśli wyczytać:
XII 773 Oto stanął, jak gdyby chciał swą damę pytać,
XII 774 Pochyla ku niej głowę, chce szepnąć do ucha;
XII 775 Dama głowę odwraca, wstydzi się, nie słucha,
XII 776 On zdjął konfederatkę, kłania się pokornie,
XII 777 Dama raczyła spójrzeć, lecz milczy upornie;
XII 778 On krok zwalnia, oczyma jej spójrzenia śledzi
XII 779 I zaśmiał się na koniec — rad z jej odpowiedzi,
XII 780 Stąpa prędzej, pogląda na rywalów z góry
XII 781 I swą konfederatkę z czaplinymi pióry
XII 782 To na czole zawiesza, to nad czołem wstrząsa,
XII 783 Aż włożył ją na bakier i pokręcił wąsa.
XII 784 Idzie; wszyscy zazdroszczą, biegą w jego ślady,
XII 785 On by rad ze swą damą wymknąć się z gromady;
XII 786 Czasem staje na miejscu, rękę grzecznie wznosi
XII 787 I żeby mimo przeszli, pokornie ich prosi;
XII 788 Czasem zamyśla zręcznie na bok się uchylić,
XII 789 Odmienia drogę, rad by towarzyszów zmylić,
XII 790 Lecz go szybkimi kroki ścigają natręty
XII 791 I zewsząd obwijają tanecznemi skręty;
XII 792 Więc gniewa się, prawicę na rękojeść składa,
XII 793 Jakby rzekł: "Nie dbam o was, zazdrośnikom biada!"
XII 794 Zwraca się z dumą w czole i z wyzwaniem w oku
XII 795 Prosto w tłum; tłum tancerzy nie śmie dostać w kroku;
XII 796 Ustępują mu z drogi i — zmieniwszy szyki,
XII 797 Puszczają się znów za nim.
XII 797 Brzmią zewsząd okrzyki:
XII 798 "Ach, to może ostatni! patrzcie, patrzcie, młodzi,
XII 799 Może ostatni, co tak poloneza wodzi!"
XII 800 I szły pary po parach hucznie i wesoło,
XII 801 Rozkręcało się, znowu skręcało się koło,
XII 802 Jak wąż olbrzymi, w tysiąc łamiący się zwojów;
XII 803 Mieni się cętkowata, różna barwa strojów
XII 804 Damskich, pańskich, żołnierskich, jak łuska błyszcząca,
XII 805 Wyzłocona promieńmi zachodniego słońca
XII 806 I odbita o ciemne murawy węzgłowia.
XII 807 Wre taniec, brzmi muzyka, oklaski i zdrowia!
XII 808 Tylko kapral Dobrzyński Sak ani kapeli
XII 809 Nie słucha, ani tańczy, ani się weseli.
XII 810 Ręce w tył założywszy stoi zły, ponury,
XII 811 Wspomina swe dawniejsze do Zosi konkury:
XII 812 Jak lubił dla niej nosić kwiaty, pleść koszyczki,
XII 813 Wybierać gniazda ptasie, robić zauszniczki.
XII 814 Niewdzięczna! chociaż tyle pięknych darów strwonił,
XII 815 Choć przed nim uciekała, choć mu ojciec bronił,
XII 816 On jeszcze!... Ile razy na parkanie siadał,
XII 817 By ją dójrzeć przez okna! w konopie się wkradał,
XII 818 Żeby patrzeć, jak ona pleła swe ogródki,
XII 819 Rwała ogórki albo karmiła kogutki.
XII 820 Niewdzięczna! Spuścił głowę, i na koniec świsnął
XII 821 Mazurka, potem kaszkiet na uszy nacisnął
XII 822 I szedł w obóz, gdzie stała przy armatach warta;
XII 823 Tam dla rozerwania się zaczął grać w drużbarta
XII 824 Z wiarusami, kielichem osładzając żałość.
XII 825 Taka była dla Zosi Dobrzyńskiego stałość.
XII 826 Zosia tańczy wesoło; lecz choć w pierwszej parze,
XII 827 Ledwie widna z daleka; na wielkim obszarze
XII 828 Zarosłego dziedzińca, w zielonej sukience,
XII 829 Ustrojona w równianki i w kwieciste wieńce,
XII 830 Śród traw i kwiatów krąży niewidzialnym lotem,
XII 831 Rządząc tańcem, jak anioł nocnych gwiazd obrotem:
XII 832 Zgadniesz, gdzie jest, bo ku niej obrócone oczy,
XII 833 Wyciągnięte ramiona, ku niej zgiełk się tłoczy.
XII 834 Darmo się Podkomorzy zostać przy niej sili;
XII 835 Zazdrośnicy już z pierwszej pary go odbili;
XII 836 I szczęśliwy Dąbrowski niedługo się cieszył,
XII 837 Ustąpił ją drugiemu, a już trzeci śpieszył;
XII 838 I ten, zaraz odbity, odszedł bez nadziei.
XII 839 Aż Zosia, już strudzona, spotkała z kolei
XII 840 Tadeusza, i dalszej lękając się zmiany,
XII 841 I chcąc przy nim pozostać, zakończyła tany.
XII 842 Idzie do stołu gościom nalewać kielichy.
XII 843 Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy;
XII 844 Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany,
XII 845 U góry błękitnawy, na zachód różany;
XII 846 Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące,
XII 847 Tam jako trzody owiec na murawie śpiące,
XII 848 Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek.
XII 849 Na zachód obłok na kształt rąbkowych firanek,
XII 850 Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy,
XII 851 Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy,
XII 852 Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał,
XII 853 Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał;
XII 854 Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło
XII 855 I raz ciepłym powiewem westchnąwszy — usnęło.
XII 856 A szlachta ciągle pije i wiwaty wznosi:
XII 857 Napoleona, Wodzów, Tadeusza, Zosi,
XII 858 Wreszcie z kolei wszystkich trzech par zaręczonych,
XII 859 Wszystkich gości obecnych, wszystkich zaproszonych,
XII 860 Wszystkich przyjaciół, których kto żywych spamięta
XII 861 I których zmarłych pamięć pozostała święta!
XII 862 I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
XII 863 A com widział i słyszał, w księgi umieściłem.
KONIEC
OBJAŚNIENIA
[W tytule:]
OSTATNI ZAJAZD NA LITWIE
Za czasów Rzeczypospolitej Polskiej egzekwowanie wyroków sądowych było bardzo trudne w kraju, gdzie władza wykonawcza nie miała prawie żadnej policji pod swemi rozkazami, a obywatele możni trzymali nadworne półki, niektórzy nawet, jak książęta Radziwiłłowie, kilkunastotysięczne wojska. Żałujący więc, uzyskawszy dekret, musiał po egzekucją udawać się do stanu rycerskiego, to jest do szlachty, przy której była także władza wykonawcza. Zbrojni krewni, przyjaciele i powietnicy ciągnęli z dekretem w ręku i w towarzystwie woźnego zdobywali, często nie bez rozlewu krwi, dobra przysądzone żałującemu, które woźny legalnie tradował lub w posesję oddawał. Taka egzekucja zbrojna dekretu nazywała się zajazdem.
W dawnych czasach, póki szanowano prawa, najmożniejsi panowie nie śmieli się opierać wyrokom, rzadko zdarzały się zbrojne napaści, a gwałt prawie nigdy nie uszedł bezkarnie. Wiadomy z dziejów smutny koniec księcia Wasila Sanguszki i Stadnickiego, zwanego Diabłem.
Zepsucie publicznych obyczajów Rzeczypospolitej namnożyło zajazdów, które ciągle mieszały spokojność Litwy.
Ks. I w. 5-6:
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie!...
Wszyscy w Polszcze wiedzą o obrazie cudownym N.P. na Jasnej Górze w Częstochowie. W Litwie słyną cudami obrazy N.P. Ostrobramskiej w Wilnie, Zamkowej w Nowogródku, tudzież Żyrowickiej i Boruńskiej.
Ks. I w. 148-9:
... ale nie myśl wcale,
Aby w domu Sędziego służono niedbale.
Rząd rosyjski nigdy w krajach zdobytych nie obala od razu praw i instytucji cywilnych, ale je powoli ukazami podkopuje i roztacza. W Małorosji na przykład utrzymano aż do ostatnich czasów Statut Litewski, ukazami odmieniony. Litwie zostawiono całe dawne urządzenie sądów cywilnych i kryminalnych. Obierani więc są po dawnemu sędziowie ziemscy i grodzcy w powiatach i sędziowie główni w guberniach. Ale że apelacja idzie do Petersburga, do mnogich różnego stopnia instancji, przy sądach więc miejscowych ledwie pozostał cień dawnej powagi tradycyjnej.
Ks. I w. 150
... nim się Pan Wojski ubierze.
Wojski (tribunus) bywał niegdyś z urzędu opiekunem żon i dzieci szlachty w czasie pospolitego ruszenia. Od dawnego czasu urząd ten, bez obowiązków, stał się tytularnym.
W Litwie jest zwyczajem, iż osobom poważnym nadaje się przez grzeczność jakikolwiek tytuł dawny, który używaniem uprawnia się. Mianują, na przykład, sąsiedzi przyjaciela swego Oboźnym, Stolnikiem lub Podczaszym, zrazu w rozmowie tylko i w korespondencji, a następnie nawet w aktach urzędowych. Rząd rosyjski zabraniał podobnych tytułów i pragnąłby je śmiesznością okryć, a wprowadzić na ich miejsce tytułowanie podług rang swojej hierarchii, do której Litwini dotąd wielki wstręt mają.
Ks. I w. 178:
Podkomorzy już zjechał z żoną i córkami.
Podkomorzy, niegdyś urzędnik znakomity i poważny, Princeps Nobilitatis, za rządu rosyjskiego stał się tylko tytularnym. Sądził jeszcze niekiedy sprawy graniczne, ale na koniec i tę część jurysdykcji utracił. Teraz zastępuje czasem marszałka i mianuje komorników, czyli mierniczych powiatowych.
Ks. I w. 248:
Wojski z woźnym Protazym ze świecami w sieni...
Woźny albo jenerał, wybrany uchwałą trybunalską lub sądową ze szlachty osiadłej, roznosił pozwy, ogłaszał intromisje, robił wizje, przywoływał aktoraty etc. Pospolicie drobna szlachta urząd ten sprawowała.
Ks. I w. 439:
Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem...
Raróg, ptak z gatunku jastrzębia. Wiadomo, że za jastrzębiami drobne ptastwo, szczególnie jaskułki, tłumnie upędzają się. Stąd przysłowie: Latać jak za rarogiem.
Ks. I w. 525:
Że Bonapart czarował...
Mnóstwo krąży powieści między prostym ludem rosyjskim o czarach Bonapartego i Suwarowa.
Ks. I w. 576:
Asesora z Rejentem wzmogła się uparta
Asesorowie składają policją ziemską powiatu. Wedle ukazów czasem bywają obierani przez obywateli, czasem naznaczeni od rządu; ci ostatni zowią się koronni. Sędziowie apelacyjni zowią się także asesorami, ale tu nie o nich mowa.
Rejenci aktowi zarządzają kancelarią, dekretowi piszą wyroki, wszyscy zaś mianowani z ręki pisarzów sądowych.
Ks. I w. 790:
Co by rzekł wojewoda Niesiołowski stary,
Józef hrabia Niesiołowski, ostatni wojewoda nowogrodzki był prezesem rządu rewolucyjnego w czasie powstania Jasińskiego.
Ks. I w. 796:
Białopiotrowiczowi samemu odmówił!...
Jerzy Białopiotrowicz, ostatni Pisarz W. Ks. Litewskiego, czynnie należał do powstania Litwy pod Jasińskim. Sądził więźniów stanu w Wilnie. Mąż dla cnot i patriotyzmu bardzo szanowany w Litwie.
Ks. I w. 850:
Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity.
W Słucku sławna była fabryka złotogłowu i pasów litych na całą Polskę; udoskonalona staraniem Tyzenhauza.
Ks. I w. 872:
Była to trybunalska wokanda...
Wokanda — wąska, podługowata książeczka, na której spisywano nazwiska stron procesujących wedle porządku aktoratów. Każdy adwokat i woźny musiał mieć takową wokandę.
Ks. I w. 923:
Rzucił w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów...
Jenerał Kniaziewicz, wysłany przez armię włoską, złożył Dyrektoriatowi zdobyte chorągwie.
Ks. I w. 924:
Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie.
Książę Jabłonowski, dowodzący Legią Naddunajską, umarł w Saint Domingo i cała prawie Legia tam zginęła. W emigracji jest kilku weteranów pozostałych z owej nieszczęsnej wyprawy, między innymi jenerał Małachowski.
Ks. II w. 228:
I w organ i w rozliczne instrumenta grała.
W dawnych zamkach stawiano na chorach organ.
Ks. II w. 282:
I czarną mu polewkę do stołu podano.
Czarna polewka, podana u stołu paniczowi starającemu się o rękę panny, oznaczała rekuzę.
Ks. II w. 501:
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku.
Wiciny są to wielkie statki na Niemnie, któremi Litwini prowadzą handel z Prusami, spławiając zboża i biorąc w zamian za nie towary kolonialne.
Ks. II w. 822:
Książę Dominik, kiedym z nim razem polował.
Ks. Dominik Radziwiłł, wielki miłośnik polowania, emigrował do Księstwa Warszawskiego i wystawił własnym kosztem pułk jazdy, którym dowodził. Umarł we Francji. Na nim zgasła linia męska książąt na Ołyce i Nieświeżu, największych panów w Polszcze i zapewne w Europie.
Ks. II w. 823-824:
... z jenerałem Mejenem...
Mejen odznaczył się w wojnie narodowej za Kościuszki. Dotąd pokazują pod Wilnem okopy Mejenowskie.
Ks. III w. 264-265:
Panienki za wysmukłym gonią borowikiem,
Którego pieśń nazywa grzybów półkownikiem.
Znajoma w Litwie pieśń gminna o grzybach wychodzących na wojnę pod wodzą borowika. W tej pieśni opisane są własności grzybów jadalnych.
Ks. III w. 620:
Nasz malarz Orłowski.
Znany malarz rodzajowy; na kilka lat przed śmiercią malować zaczął pejzaże. Umarł niedawno w Petersburgu.
Ks. III w. 750-751:
Dwie pjawki...
Pies zowie się Sprawnikiem, a suka Strapczyną.
Rodzaj psów angielskich, małych i silnych, zwanych "pijawkami", służy do łowów na wielkiego zwierza, szczególniej niedźwiedzia.
Sprawnik, czyli kapitan sprawnik, naczelnik policji ziemskiej. — Strapczy, rodzaj prokurora rządowego. Urzędnicy ci, mając często sposobność nadużywania władzy, w wielkim są obrzydzeniu u obywateli.
Ks. IV w. 9:
Ukołysany, marzył o wilku żelaznym.
Podług tradycji, wielki książę Gedymin miał sen na Górze Ponarskiej o wilku żelaznym i za radą wajdeloty Lizdejki założył miasto Wilno.
Ks. IV w. 20:
Ostatni król, co nosił kołpak Witoldowy.
Zygmunt August był podniesiony starożytnym obyczajem na stolicę Wielkiego Księstwa Litewskiego, przypasał miecz i koronował się kołpakiem. Lubił bardzo myślistwo.
Ks. IV w. 27:
Czy żyje wielki Baublis...
W powiecie rosieńskim, w majętności Paszkiewicza Pisarza ziemskiego, rósł dąb znany pod imieniem Baublisa, niegdyś w czasach pogańskich czczony jak świętość. We wnętrzu tego wygniłego olbrzyma Paszkiewicz założył gabinet starożytności litewskich.
Ks. IV w. 30:
Czy kwitnie gaj Mendoga pod famym kościołem?
Niedaleko fary nowogrodzkiej rosły starożytne lipy, których wiele wycięto około roku 1812.
Ks. IV w. 40-41:
Wszak ów dąb gaduła
Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa!
Ob. poema Goszczyńskiego Zamek Kaniowski.
Ks. IV w. 248:
Kołomyjek z Halicza...
Kołomyjki — piosenki ruskie w rodzaju mazurów polskich.
Ks. IV w. 262-263:
... znał się dobrze na handlu zbożowym,
Na wicinnym...
Ob. przyp. do ks. II w. 501.
Ks. IV w. 277 i 279:
... miejsce... Zwane pokuciem...
Zaszczytne miejsce, gdzie dawniej stawiano bogów domowych, gdzie dotąd Rosjanie zawieszają obrazy. Tam wieśniak litewski sadza gościa, którego chce uczcić.
Ks. IV w. 536-537:
Orzeł, gdy mu dziób stary tak się w kabłąk skrzywi,
Że zamknięty na wieki już gardła nie żywi.
Dzioby wielkich ptaków drapieżnych z wiekiem coraz bardziej zakrzywiają się i na koniec wierzchnie ostrze, zagiąwszy się, dziób zamyka, i ptak z głodu umierać musi. To mniemanie gminne przyjęli niektórzy ornitologowie.
Ks. IV w. 540-541:
Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości,
Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości.
Rzeczywiście, nie ma przykładu, aby znaleziono kiedy szkielet zdechłego zwierza.
Ks. IV w. 724:
A co? fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna.
Ptaszynki są to strzelby małego kalibru, w które kładzie się drobna kula. Dobrzy strzelcy z takich fuzji ptaka w lot trafiają.
Ks. IV w. 825:
Zaczęło złoto kapać i błyskać na słońcu.
W butelkach wódki gdańskiej bywają na dnie listki złota.
Ks. IV w. 981-982:
... taki ziemi kawał,
Który by się wołową skórą nakryć dawał.
Królowa Dydo kazała porznąć na pasy skórę wołową i tym sposobem zamknęła w obrębie skóry obszerne pole, gdzie wystawiła Kartaginę. Wojski wyczytał opis tego zdarzenia nie w Eneidzie, ale zapewne w komentarzach scholiastów.
Nb. Niektóre miejsca w pieśni czwartej są pióra Stefana Witwickiego.
Ks. V w. 330:
Wyrwawszy się Bóg wie skąd, jak Filip z konopi.
Raz na sejmie poseł Filip ze wsi dziedzicznej Konopie, zabrawszy głos, tak dalece odstąpił od materii, że wzbudził śmiech powszechny w Izbie. Stąd urosło przysłowie: Wyrwał się jak Filip z konopi.
Ks. VI w tytule:
ZAŚCIANEK
Nazywają w Litwie okolicą lub zaściankiem osadę szlachecką, dla różnicy od właściwych wsi, czyli sioł, osad wiejskich.
Ks. VI w. 169:
On Horeszkom dziesiąta woda na kisielu!
Kisiel, potrawa litewska, rodzaj galarety, która się robi z rozczynu owsianego; płócze się wodą, aż póki nie oddzielą się wszystkie cząstki mączne. Stąd przysłowie.
Ks. VI w. 333:
... Wołodkowicz, pan dumny, zuchwały.
Po licznych burdach pochwycony w Mińsku i za dekretem trybunału rozstrzelany.
Ks. VI w. 381:
Obwołał pospolite ruszenie przez wici.
Kiedy król miał zgromadzić pospolite ruszenie, rozkazywał zatykać w każdej parafii drąg wysoki z uwiązaną na wierzchu mietłą, czyli wicią. I to się nazywało: rozdać wici. Każdy człowiek dorosły stanu rycerskiego obowiązany był pod utratą szlachectwa stawić się natychmiast pod chorągiew wojewódzką.
Ks. VI w. 416:
Brała również przydomki, zwane imioniska.
Imioniska są to właściwie sobrykety.
Ks. VI w. 525:
Bronić pana Pocieja...
Aleksander hrabia Pociej, wróciwszy po wojnie do Litwy, wspierał rodaków udających się za granicę i znaczne sumy przesłał do kasy Legionów.
Ks. VIII w. 77:
Nieco wyżej Dawida wóz, gotów do jazdy.
Wóz Dawida, konstelacja zwana u astronomów: Ursa maior.
Ks. VIII w. 97-98:
Podobnie pleban mirski zawiesił w kościele
Wykopane olbrzymów żebra i piszczele.
Było zwyczajem zawieszać przy kościołach znajdywane zabytki kości kopalnych, które lud uważa za kości olbrzymów.
Ks. VIII w. 109:
Był to kometa pierwszej wielkości i mocy.
Pamiętny kometa roku 1811.
Ks. VIII w. 145:
Ksiądz Poczobut, człek sławny, był obserwatorem.
Ksiądz Poczobut, eks-jezuita, sławny astronom, wydał dzieło o zodiaku w Denderah i obserwacjami swemi pomógł Lalandowi do obrachowania biegów księżyca. Ob. Żywot przez Jana Śniadeckiego.
Ks. VIII w. 233:
W świcie Księcia był książę niemiecki Denassów.
Właściwie książę de Nassau-Siegen. Sławny podówczas wojownik i awanturnik. Był admirałem moskiewskim i pobił Turków na Lemanie, potem sam na głowę pobity od Szwedów. Bawił czas jakiś w Polszcze, gdzie otrzymał indygenat. Pojedynek księcia de Nassau z tygrysem brzmiał wówczas po wszystkich gazetach europejskich.
Ks. IX w. 165:
"A czy Sędzia — rzeki Major — żółtą księgę czytał?"
"Żółta Księga", od okładek tak nazwana, księga barbarzyńska praw wojennych rosyjskich. Nieraz w czasie pokoju rząd ogłasza prowincje całe za będące w stanie wojny i na mocy żółtej księgi oddaje dowódcy wojskowemu zupełną władzę nad majątkami i życiem obywateli. Wiadomo, że od roku 1821 aż do rewolucji Litwa cała podlegała żółtej księdze, której egzekutorem był wielki książę carewicz.
Ks. IX w. 456-457:
Ciągnie za sobą długie, sążniowate drzewo,
Uzbrojone w krzemienie i w guzy, i sęki.
Maczuga litewska robi się tym sposobem: wypatruje się młody dąb i nacina się od dołu do góry siekierą tak, ażeby korę i miazgę rozerznąwszy, drzewo z lekka poranić. W te karby wtykają się ostre krzemienie, które z czasem wrastają w drzewo i tworzą guzy twarde. Maczugi stanowiły za czasów pogańskich główną broń piechoty litewskiej; dotąd używają się niekiedy i zowią się nasiekami.
Ks. IX w. 468-469:
I jak jeden mieszczanin, zwany Czarnobacki,
Zabił Dejowa i zniosł cały pułk kozacki.
Po powstaniu Jasińskiego, kiedy wojska litewskie ustępowały ku Warszawie, Moskale zbliżyli się do opuszczonego Wilna. Jenerał Dejów na czele sztabu wjeżdżał przez Ostrą Bramę. Ulice były puste, mieszkańcy zamknęli się w domach. Jeden mieszczanin, spostrzegłszy armatę porzuconą w zaułku, kartaczami nabitą, wymierzył ją w Bramę i zapalił. Ten jeden wystrzał ocalił wówczas Wilno: jenerał Dejów z kilku oficerami zginął, reszta, lękając się zasadzki odstąpiła od miasta. Nie wiem z pewnością nazwiska onego mieszczanina.
Ks. IX w. 762:
Taki miał koniec zajazd ostatni na Litwie.
Bywały i później jeszcze zajazdy, lubo nie tak sławne, dosyć jednak głośne i krwawe. Około roku 1817 obywatel U... w województwie nowogródzkim pobił na zajeździe cały garnizon nowogrodzki i dowódców zabrał w niewolę.
Ks. X w. 111:
Ten za bitwę pod Nowi, ten za Prejsiż-Iłów.
Zapewne Preussisch-Eylau.
Ks. X w. 810:
Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycić.
Zdaje się, że Stolnik zabity został około roku 1791, za czasów pierwszej wojny.
Ks. XI w treści:
Wróżby wiosenne.
Jeden historyk rosyjski w podobny sposób opisuje wróżby i przeczucia ludu moskiewskiego przed wojną 1812.
Ks. XI w. 12:
Nie biegło na ruń...
Ruń jest to zieleniejąca się ozimina.
Ks. XI w. 43:
Wszyscy na północ! Rzekłbyś, że wonczas z wyraju.
Wyraj w mowie gminnej znaczy właściwie czas jesienny, kiedy ptaki wędrowne odlatują; lecieć na wyraj — jest to lecieć w kraje ciepłe. Stąd przenośnie nazywa lud wyrajem kraje ciepłe i w ogólności jakieś kraje bajeczne, szczęśliwe, za morzami leżące.
Ks. XI w. 117:
Księga ta miała tytuł: Kucharz doskonały.
Książka teraz bardzo rzadka, przed stu kilkudziesiąt laty wydana przez Stanisława Czernieckiego.
Ks. XI w. 121:
Którym się Ojciec Święty Urban Ósmy dziwił.
Opisywano wielekroć i malowano ową legacją rzymską. Obacz: Kucharz doskonały, przemowa:
"Ta legacya, wszystkiemu zachodniemu państwu wielkiem będąc podziwieniem, ogłosiła w rozum nieprzebranego Pana jako i splendor domu, i apparament stołu... że jeden z książąt rzymskich rzekł: Dziś Rzym szczęśliwy, mając takiego posła".
Nb. Czerniecki sam był kuchmistrzem Ossolińskiego.
Ks. XI w. 218:
Zgodnie konfederackim marszałkiem obrany.
W Litwie za wkroczeniem wojsk francuskich i polskich zawiązano po województwach konfederacje i obrano posłów na sejm.
Ks. XI w. 246:
On to pod Hohenlinden...
Wiadomo, że pod Hohenlinden korpus polski pod dowództwem jenerała Kniaziewicza zdecydował wygranę.
Ks. XII w. 28:
Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota.
Radziwiłł-Sierota odbył dalekie podróże i wydał opis peregrynacji swojej do Ziemi Świętej.
Ks. XII w. 159:
Ale tymczasem wielki serwis barwę zmienił.
W szesnastym i na początku siedmnastego wieku w epoce kwitnienia sztuk, uczty nawet były przez artystów urządzane, pełne symbolów i scen teatralnych. Na sławnej uczcie danej w Rzymie dla Leona X znajdował się serwis przedstawiający z kolei cztery pory roku, który służył zapewne za wzór Radziwiłłowskiemu. — Zwyczaje stołowe zmieniły się w Europie około połowy wieku ośmnastego; w Polszcze najdłużej przetrwały.
Ks. XII w. 189:
Czy to Pinety Panu dał w służbę swe bisy?
Pinety, sławny na całą Polskę kuglarz. Kiedy u nas gościł, nie wiemy.
Ks. XII w. 356-357:
"Czy ja Cybulski? — rzecze na to Klucznik z żalem —
Co żonę przegrał, grając w mariasza z Moskalem..."
Znajoma na Litwie pieśń żałośna o pani Cybulskiej, którą mąż w karty przegrał Moskalom.
Ks. XII w. 405:
Warunkiem intercyzy wyrzec się kontusza.
Moda przebierania się w suknie francuskie grasowała na prowincjach od roku 1800 do 1812. Najwięcej młodzieży przebrało się przed ożenieniem na żądanie narzeczonych.
Ks. XII w. 480:
I o kłótni Rejtana z książęciem Denassów.
Historia sporu Rejtana z książęciem De Nassau, przez Wojskiego nie doprowadzona do końca, wiadoma jest z tradycji. Umieszczamy koniec jej kwoli ciekawemu czytelnikowi.
Rejtan, obruszony przechwałkami książęcia De Nassau, stanął obok niego na przesmyku; właśnie ogromny odyniec, rozjuszony strzałami i szczwalnią, leciał na przesmyk. Rejtan wyrywa książęciu z rąk strzelbę, swoją ciska o ziemię, a ująwszy oszczep i podając drugi Niemcowi: "Teraz — rzekł — obaczym, kto lepiej robi spisą". Już odyniec wpadał, kiedy Wojski Hreczecha, opodal stojący, trafnym strzałem zwierza powalił. Panowie zrazu gniewali się, potem pogodzili się i hojnie wynagrodzili Hreczechę.
Ks. XII w. 555:
Kiedy pan Karp nieboszczyk włościan wyswobodził.
Rząd rosyjski nie uznaje ludzi wolnych — prócz szlachty. Włościanie przez właściciela uwolnieni są zaraz zapisywani w skazki dóbr stołowych cesarskich i zamiast pańszczyzny muszą opłacać podatek zwiększony.
Wiadomo, że w roku 1818 obywatele guberni wileńskiej uchwalili na sejmiku projekt uwolnienia wszystkich włościan i wyznaczyli w tym celu delegacją do cesarza; ale rząd rozkazał projekt umorzyć i nigdy więcej o nim nie wspominać. Nie ma innego sposobu uwolnić człowieka pod rządem rosyjskim, tylko przybrać go do familii. Jakoż wielu tym sposobem uszlachcono z łaski lub za pieniądze.
EPILOG
[EPILOG]
1 O tem że dumać na paryskim bruku,
2 Przynosząc z miasta uszy pełne stuku,
3 Przeklęstw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
4 Za poznych żalów, potępieńczych swarów!
5 Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy
6 Lękliwe nieśli za granicę głowy!
7 Bo gdzie stąpili, szła przed nimi trwoga,
8 W każdym sąsiedzie znajdowali wroga,
9 Aż nas objęto w ciasny krąg łańcucha
10 I każą oddać co najprędzej ducha.
11 A gdy na żale ten świat nie ma ucha,
12 Gdy ich co chwila nowina przeraża
13 Bijąca z Polski jako dzwon ze smętarza,
14 Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,
15 Wrogi ich wabią z dala jak grabarze,
16 Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą —
17 Nie dziw, że ludzi, świat, sobie ohydzą,
18 Że utraciwszy rozum w mękach długich,
19 Plwają na siebie i żrą jedni drugich!
*
20 Chciałem pominąć, ptak małego lotu,
21 Pominąć strefy ulewy i grzmotu
22 I szukać tylko cienia i pogody,
23 Wieki dzieciństwa, domowe zagrody...
24 Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
25 Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie,
26 Drzwi od Europy zamykał hałasów,
27 Wyrwał się z myślą ku szczęśliwszym czasom
28 I dumał, myślił o swojej krainie...
29 Ale o krwi tej, co się świeżo lała,
30 O łzach, któremi płynie Polska cała,
31 O sławie, która jeszcze nie przebrzmiała —
32 O nich pomyślić — nie mieliśmy duszy!...
33 Bo naród bywa na takiej katuszy,
34 Że kiedy zwróci wzrok ku jego męce,
35 Nawet Odwaga załamuje ręce.
36 Te pokolenia żałobami czarne,
37 Powietrze tylą klątwami ciężarne,
38 Tam myśl nie śmiała zwrócić lotów,
39 W sferę okropną nawet ptakom grzmotów.
40 O Matko Polsko! Ty tak świeżo w grobie
41 Złożona — nie ma sił mówić o tobie!
42 Ach, czyjeż usta śmią pochlebiać sobie,
43 Że dzisiaj znajdą to serdeczne słowo,
44 Które rozczula rozpacz marmorową,
45 Które z serc wieko podejmie kamienne,
46 Rozwiąże oczy tylą łez brzemienne
47 I sprawia, że łza przystygła wypłynie?
48 Nim się te usta znajdą, wiek przeminie.
49 Kiedyś — gdy zemsty lwie przehuczą ryki,
50 Przebrzmi głos trąby, przełamią się szyki,
51 Gdy wróg ostatni wyda krzyk boleści,
52 Umilknie, światu swobodę obwieści,
53 Gdy orły nasze lotem błyskawicy
54 Spadną u dawnej Chrobrego granicy,
55 Gdy ciał podjedzą i krwią całe spłyną,
56 I skrzydła wreszcie na spoczynek zwiną —
57 Wtenczas, dębowem liściem uwieńczeni,
58 Rzuciwszy miecze, siądą rozbrojeni
59 Rycerze nasi! Zechcą słuchać pieni!
60 Gdy świat obecnej doli pozazdrości,
61 Będą czas mieli słuchać o przeszłości!
62 Wtenczas zapłaczą nad ojców losami
63 I wtenczas łza ta ich lica nie splami.
64 Dziś dla nas, w świecie nieproszonych gości,
65 W całej przeszłości i w całej przyszłości
66 Jedna już tylko jest kraina taka,
67 W której jest trochę szczęścia dla Polaka:
68 Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
69 Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
70 Nie zaburzony błędów przypomnieniem,
71 Nie podkopany nadziei złudzeniem
72 Ani zmieniony wypadków strumieniem.
73 Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,
74 Te kraje rad bym myślami powitał:
75 Kraje dzieciństwa, gdzie człowiek po świecie
76 Biegł jak po łące, a znał tylko kwiecie
77 Miłe i piękne, jadowite rzucił,
78 Ku pożytecznym oka nie odwrócił.
79 Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny,
80 Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!
81 Jakże tam wszystko do nas należało!
82 Jak pomnim wszystko, co nas otaczało:
83 Od lipy, która koroną wspaniałą
84 Całej wsi dzieciom użyczała cienia,
85 Aż do każdego strumienia, kamienia,
86 Jak każdy kątek ziemi był znajomy
87 Aż po granicę, po sąsiadów domy!
88 I tylko krajów tych obywatele
89 Jedni zostali wierni przyjaciele,
90 Jedni dotychczas sprzymierzeńcy pewni!
91 Bo któż tam mieszkał? — Matka, bracia, krewni,
92 Sąsiedzi dobrzy. Kogo z nich ubyło,
93 Jakże tam o nim często się mówiło,
94 Ile pamiątek, jaka żałość długa
95 Tam, gdzie do pana przywiązańszy sługa
96 Niż w innych krajach małżonka do męża;
97 Gdzie żołnierz dłużej żałuje oręża
98 Niż tu syn ojca; po psie płaczą szczerze
99 I dłużej niż tu lud po bohaterze.
100 I przyjaciele wtenczas pomogli rozmowie,
101 I do piosnki rzucali mnie słowo za słowem —
102 Jak bajeczne żurawie nad dzikim ostrowem,
103 Nad zaklętym pałacem przelatując wiosną
104 I słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,
105 Każdy ptak chłopcu jedno pióro zrucił,
106 On zrobił skrzydła i do swoich wrócił...
107 O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,
108 Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy,
109 Żeby wieśniaczki, kręcąc kołowrotki,
110 Gdy odśpiewają ulubione zwrotki
111 O tej dziewczynie, co tak grać lubiła,
112 Że przy skrzypeczkach gąski pogubiła,
113 O tej sierocie, co piękna jak zorze
114 Zaganiać gąski szła w wieczornej porze,
115 Gdyby też wzięły na koniec do ręki
116 Te księgi, proste jako ich piosenki!
117 Tak za dni moich, przy wiejskiej zabawie,
118 Czytano nieraz pod lipą na trawie
119 Pieśń o Justynie, powieść o Wiesławie.
120 A przy stoliku drzemiący pan włodarz
121 Albo ekonom, lub nawet gospodarz,
122 Nie bronił czytać i sam słuchać raczył,
123 I młodszym rzeczy trudniejsze tłumaczył,
124 Chwalił piękności, a błędom wybaczył.
125 I zazdrościła młodzież wieszczów sławie,
126 Która tam dotąd brzmi w lasach i w polu,
127 I którym droższy niż laur Kapitolu
128 Wianek rękami wieśniaczki osnuty
129 Z modrych bławatków i zielonej ruty.
|